Film „Paterson” Jima Jarmousha potrafi dokonać tego samego, co „Happy-go-lucky” Mike Leigh. Podzielić ludzi. W „Happy-go-lucky” główna bohaterka dla jednych była ideałem człowieka, dla innych żenującą idiotką. Ciekawe w ludzkiej naturze jest to, że nie rozumiemy, że można myśleć inaczej. Odmienną ocenę odbieramy jako błąd, głupotę, ślepotę. Warto wykorzystać okazję na trening zrozumienia przeciwstawnych opinii i wybrać się na Patersona do kina. Ostrzegam, że film jest nudny. Jest to jednak piękna nuda, smakosz się zakocha, fan szybkiej akcji zaśnie. Związek miłosny nie jest głównym tematem filmu, ale to tu powstaje granica. Podział odkryłem w rozmowie, a potem w komentarzach na forach filmowych. Stosunek widzów do związku głównego bohatera jest szokująco różny.
Jedni zobaczyli smutną miłość, bolesną samotność obojga, brak kontaktu, brak komunikacji, puste gesty, nieustanne uciekanie od siebie. Drudzy miłość idealną, pełną ciepła, akceptacji, szacunku, dobroci, poszanowania różnic, i co najważniejsze, będącą źródłem nieustannej inspiracji. Naprawdę. Paterson powinien być pokazywany na kursach małżeńskich, młodzi ludzie mogliby określić, co tak naprawdę rozumieją przez związek. Zachęcam do obejrzenia filmu, a jeśli ktoś film widział, to może napisać w komentarzu, czy zobaczył miłość czy brak miłości.

Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.