To (nie) sposób na kryzys

Minimalizm wychodzi z off-streamu. Przynajmniej wylazł na okładkę poczytnego tygodnika. I dobrze. Skoro dana filozofia się podoba to należy się cieszyć, że się rozprzestrzenia. Co prawda „off-streamowe” zawsze ciekawsze niż „modne” ale nie bądźmy tacy chciwi. Niech wszyscy skorzystają.

„Przykrój” z minimalistyczną okładką i minimalistycznym tematem numeru zakupiłem. Dowód zdjęciowy załączam. Artykuł jest ciekawy. Pokazuje temat obiektywnie. Bez fascynacji i bez krytykanctwa. Jest o bookcrossingu, o podróżach z małym bagażem, rowerze jako najlepszym środku komunikacji, o Davidzie Thoreau, o Leo Babauta czy o „ciuchowej diecie”. Polecam wszystkim, zarówno zainteresowanym tematem jak i tym z grupy „pierwsze słyszę”.

Jednakże jedna sprawa budzi mój bunt. Okładkowy tytuł: „Minisposób na wielki kryzys”. W środku jest już inny tytuł. Być może okładka to wynik przekonania speców od marketingu, że wszystko ze słowem „kryzys” sprzeda się 3 razy lepiej. Niemniej skoro było o kryzysie na okładce to jest i w treści.

Łatwo można dojść do dziwacznej konkluzji: „boisz się kryzysu to zostań minimalistą”. Przypomina to sytuacje z bieganiem. Udało mi się zainspirować do biegania sporą grupę osób. Zawsze jednak mówiłem szczerze „jeśli chcesz biegać tylko dla schudnięcia, to lepiej nie biegaj”. Nie ma w tej opinii fatalizmu. Wiele osób zaczyna biegać żeby schudnąć i rzeczywiście chudnie. Ba! Wiele osób zaczyna biegać żeby schudnąć, chudnie i po drodze zakochuje się w bieganiu i biegać nie przestaje. No więc o co mi chodzi? O to żeby sobie oszczędzić rozczarowań. O to żeby się nie zmuszać do czegoś, co mi nie pasuje, co jest dla mnie przykre. Jeśli schudnięcie jest jedynym powodem to się to zacznie i skończy beznadziejnie. Najpierw będzie cierpienie wynikające ze zmuszania się, a po poddaniu, obwinianie się o słabość. Jeśli jednak poza schudnięciem znajdziemy inne powody to sprawa się uda.

Bieganie jest takim samym sposobem na schudnięcie jak czytanie beletrystyki na poszerzanie słownictwa. Jak ktoś zawzina się i robi to specjalnie tylko po to… to współczuję.

Wróćmy do minimalizmu. Podejście do tematu jako sposobu na kryzys jest jednym wielkim oszukiwaniem siebie. Sytuacja wygląda tak: ktoś ma mózg nafaszerowany marzeniami o podmiejskich dworkach, samochodach, ciuchach, gadżetach. Niestety jest kryzys i jest problem z realizacją tych marzeń. Skoro nie mogę dostać ciasteczka, to mogę poudawać, że go nie chcę. Przypomina to rodzaj poczekalni. Znalazłem się tu nie z własnej woli, jest mi tu bardzo źle, ale skoro już tu jestem to poudaję, że jest wspaniale. Jednak jak tylko otworzą się drzwi to będę przy nich pierwszy.

Tak samo jak zbędny kilogram, tak i kryzys może być jedynie impulsem.  Zwróceniem uwagi na to, że moje dotychczasowe zachowanie doprowadziło do tego, że mam problem. Problem, którego nie rozwiążę nagięciem do niekomfortowej metody.  Problem rozwiążę jeśli znajdę coś, co daje mi kupę radości i zarazem działa.

A czy minimalizm daje kupę radości i działa? U mnie tak. U kogoś innego pewnie nie.

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Informacje fałszywe, Konsumpcjonizm i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „To (nie) sposób na kryzys

  1. Krolisek pisze:

    Dużo racji w tym, co piszesz. Styl życia musi być skrojony na miarę człowieka, a nie sztucznie wybrany. Zresztą wystarczy porozmawiać sobie z antyminimalistami z przekonania, by uświadomić sobie, że żadna lektura, czy to książek, blogów, czy artykułów, nie zmieni ich sposobu myślenia. Wręcz przeciwnie – próba sugestii, że ograniczenie stanu posiadania oraz zaangażowania w różne spraw mogłoby przynieść im więcej czasu, wolności i spokoju, powoduje spojrzenie jak na człowieka niespełna rozumu. „No co ty opowiadasz?! Przecież tak się nie da! Jestem do tego przyzwyczajony. Muszę to, muszę tamto.”
    Cały ten „kryzys” wymusza chyba na dziennikarzach wyłuskiwanie tematów, które dobrze się sprzedadzą. I tyle. Tego numeru „Przekroju” jeszcze nie miałam w ręku, ale tylu znajomych blogerów zachęca do przeczytania (ponoć artykuł napisany rzetelnie), że w wolnej chwili wyskoczę do księgarni i zerknę.

  2. Monika pisze:

    Arek,
    Nie będę pisać nic, skoro wszystko co bym napisała napisałeś 🙂
    Zacytuję tylko Twoje słowa:
    „O to żeby się nie zmuszać do czegoś, co mi nie pasuje”
    „Skoro nie mogę dostać ciasteczka, to mogę poudawać, że go nie chcę.” – Ciekawe jak długo można oszukiwać samego siebie? A przede wszystkim po co to robić?

    „Problem rozwiążę jeśli znajdę coś, co daje mi kupę radości i zarazem działa.” – To poproszę napisać na złoto, żółto, niebiesko, czerwono czy jaki tam kto kolor lubi 😀
    Pozdrawiam serdecznie
    Monika

  3. Witaj Arku 🙂
    Czytając przypomniał mi się wykład Petera Schiffa – moim zdaniem wybitnego ekonomisty (wykład znaleźć można na YouTube). Schiff uważa, że ludźmi kierują dwie namiętności: chciwość oraz strach przed utratą tego, co już posiadają.
    To właśnie strach ma chronić przed chciwymi zapędami, ale… to co robią światowe instytucje finansowe wespół z państwami (a mówiąc wprost: ludzie, czyli politycy i bankierzy) eliminuje strach i zostawia miejsce tylko dla chciwości… (o tym już się nie rozwodzę, bo ekonomista ze mnie żaden).
    Kryzys powinien być czasem racjonalizacji. Nieuczciwe banki powinny zbankrutować, a nieuczciwe rządy nie powinny być wspierane… PRL też zbankrutowała, a mimo tego Polska istnieje, więc bankructwo nie zawsze jest tragedią 😉 No, ale to już temat na osobny wpis, który niebawem popełnię.
    Co to ma wspólnego z minimalizmem? Otóż… ograniczenie konsumpcji zmieniłoby kierunek w którym „idą” gospodarki. USA i inne rozwinięte kraje, tylko przejadają kasę, produkcję rzucając do Chin itp. Pieniądze są więc wykorzystywane nieefektywnie; na tworzenie gdzieś rzeczy nikomu niepotrzebnych… Także tyle a propos kryzysu i minimalizmu – byłby to sposób, gdyby świadomość ludzka nt. gospodarki i minimalizmu miała wymiar globalny 😉

  4. Bartek L. pisze:

    Bardzo duzo na temat zycia ponizej swoich mozliwosci finansowych pisze na swoim blogu Slawek Muturi- czlowiek, ktory w wieku 43 lat podziekowal i rzucil prace oddajac sie zupelnie swiom pasjom, ktore zreszta opisuje – http://fridomia.pl/ .
    Slawe jes wolny finansowo- moje marzenie, do ktorego uporczywie daze takze…..

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s