Happy-go-lucky to angielski idiom, który oznacza osobę lekkomyślną i beztroską. Happy-go-lucky to również tytuł filmu Mike Leigh (twórcy nagrodzonych Złotą Palmą „Sekretów i kłamstw”). Film polecam. Ale nie o filmie chciałbym napisać, ale o reakcjach jakie film wywołuje.
O czym chciał zrobić film Mike Leigh? Na pierwszy rzut oka to prosta pochwała radości i optymizmu. Drugie, głębsze dno filmu to brak akceptacji społecznej dla szczęścia. Psychologia mówi otwarcie: szczęście to nie kariera, rodzina czy zdrowie. Szczęście jest w środku. Mark Leigh pomyślał, że weźmie taki podręcznikowy ideał szczęścia i go wypuści na wolność. Zobaczymy co się stanie. I stało się coś. Okazuje się, że film ma trzecie dno. Trzecia interpretacja głosi, że Mike Leigh zrobił film o tym, że szczęście jest złem. Do trzeciego dna nie dotarłem sam, czytałem o tym. Czytałem i nie wierzyłem. Nie była to jedna wypowiedź, to tylko bardzo powszechna opinia. Niemożliwe żeby ludzie tak myśleli? A jednak! Jeden z internautów, równie zadziwiony jak ja napisał tak: „Zaciekawia mnie i to bardzo, czemu w Polsce reakcją [na ten film] jest irytacja.”
Po przemyśleniu uznałem jednak, że to trzecie dno to powód powstania mojego bloga. Powodem powstania mojego bloga jest wszędobylska krytyka szczęścia. Szczęście jest po prostu przerażające. Pasje czynią nasze życie szczęśliwszym, powodują że idziemy ulicą i ludziom dookoła uśmiechają się gęby. Ale są na tym świecie ludzie, którzy uważają, że szczęście jest złe i nie boją się tej opinii wykrzyczeć głośno.
Film „Happy-go-lucky” tak naprawdę nie ma fabuły. Cała fabułą jest główna bohaterka. Zupełnie normalna i zwyczajna kobieta. O tyle jednak przedziwna, że potrafiąca żyć swoimi pasjami, kochająca życie i po prostu szczęśliwa. Jako jej rewers pokazany jest instruktor nauki jazdy. To totalny ksenofob, człowiek nienawidzący życia i innych. Nie bez przyczyny ma on też obsesje na punkcie szatana.
Reakcje na film Happy-go-lucky są idealnym wytłumaczeniem dla faktu, że w nazwie bloga jest verus. Versus oznacza jakąś konfrontację. W moim blogu jest to najczęściej konfrontacja szczęścia z materializmem. Komentarze i recenzje filmu Happy-go-lucky prowadzą między sobą walkę: szczęście to dobro vs. rozpacz to dobro.
W formie konfrontacji chciałem te komentarze pokazać, zapraszam na walkę bokserską:
„Istnieje ogólne przekonanie, według którego Zło jest bardziej filmowo atrakcyjne i bardziej fotogeniczne od Dobra, w związku z czym powstaje znacznie więcej filmów o zawodowych zabójcach niż o siostrach samarytankach. Mike Leigh postanowił pójść na przekór tym tendencjom i nakręcił film o pogodnej, życzliwej światu i ludziom, wrażliwej i troskliwej kobiecie.” Paweł Mossakowski, Co jest Grane
„Jest nauczycielką, uczy dzieci. I sama jak dziecko wciąż ucieka przed dorosłością i odpowiedzialnością. Ze swoją nadekspresją sprawia wrażenie wariatki.” Wojtek Kałużyński, Dziennik
„Bohaterka, nauczycielka z podstawówki, uśmiecha się do świata jak terapeutka do chorego pacjenta. Jej wolność polega na tym, że pracuje dla innych; jest szczęśliwa dlatego, że nie skupia się na własnym szczęściu” Tadeusz Sobolewski, Gazeta Wyborcza
„Jak dla mnie postać Poppy jest tragiczna. Z tym, że uświadomienia sobie beznadziejności i braku sensu dokonał widz oglądający ten film.” Deer_Hunter, komentarz na Filmweb
„Dobroć i otwartość Poppy najbardziej jednak drażnią instruktora nauki jazdy… postać z początku komiczną, później żałosną, aż w końcu budzącą pytania o normalność i powodującą strach.” Magda, blog Filmy z klasą
„Efekt jest taki, że Scott [instruktor] w końcu rysuje się – przynajmniej w moich oczach – jako ktoś znacznie bardziej pozytywny niż główna bohaterka. W porządku, koleś jest walnięty, prawdopodobnie balansuje na krawędzi dewiacji seksualnej, światopogląd wyznaje obrzydliwy – ale przynajmniej czuje, przeżywa. Jest kimś, kto siedzi po szyję w swoim własnym gównie, ale przynajmniej się w nim szarpie. A ona? Ot, kolorowy motyl, który panicznie boi się pobrudzić swoich kolorowych skrzydełek” Ras_Democritus, komentarz na Filmweb
„Kiedy jako instruktora nauki jazdy dostaje oszołoma, który wymiary pomnika Waszyngtona – 666 stóp (z czego 111 pod ziemią) – odczytuje jako zapowiedź nadejścia szatana, słucha jego uwag niewzruszona, bawiąc się przy tym setnie.” Karolina Pasternak / Miesięcznik „Film”
„Słodkiej Poppy nie przyszło jednak do głowy, że jej przymilne nastawienie do rodzaju ludzkiego może mieć aż tak poważne konsekwencje. Nie wiemy, na ile brutalna rozmowa z jej „ofiarą” [instruktor jest w sensie tej wypowiedzi ofiarą] zmieni dotychczasowe poczynania Poppy. W tej jednej scenie pęka jednak na moment iluzja niewinności. Słodki, bezpieczny świat, którym Poppy kusi wszystkich wokół, tak naprawdę istnieje tylko w jej głowie.” Anita Piotrowska, Tygodnik Powszechny
„Co zatem ma w sobie 30-letnia, a więc zdecydowanie „stara panna”, w dodatku wykonująca jeden z najbardziej znienawidzonych zawodów świata, że zasłużyła na miano współczesnego idola? Święty spokój. Nie wokół, a właśnie literalnie w sobie. A że jest to cnota w dzisiejszych czasach wybitnie pożądana, wie każdy, kto na co dzień dojeżdża do pracy w niekończących się korkach bądź np. próbował załatwić sprawę w dowolnym państwowym urzędzie. Gdy kradną Poppy rower, nie lamentuje, nie bulwersuje się, nie szuka winnego, a jedynie wyraża lakoniczny żal, że nie zdążyła się z bicyklem pożegnać.” Karolina Pasternak / Miesięcznik „Film”
„ja rozumiem [film] jako zderzenie dwóch sposobów postrzegania świata, Poppy oraz instruktora. Mogłoby się wydawać, że to ona jest szczęśliwa, jednak z biegiem trwania filmu zaczęłam się nad tym powaznie zastanawiać- ona po prostu stworzyła sobie swój własny, kolorowy świat, cudowny- i straszliwie sztuczny i naiwny. Spotkanie instruktora, a zwłaszcza ich ostatnia rozmowa mogła jej dać do myślenia, troche namącić w głowie. Pozwolić, aby zaczęła życ rzeczywistością- i zaakceptować ją” Mari_ella, komentarz na Filmweb
„Poppy nie boi się ryzyka. Potrafi zagadnąć mężczyznę, który jej się podoba. Nie ucieka na widok stukniętego bezdomnego. Okazuje serce wszystkim wokół: od dzieciaków, które uczy w szkole, po własnego gburowatego nauczyciela prawa jazdy.” Dominika Kaszuba / Megafon.pl
„I co z tego wynika? Ano to, że ona ma tak naprawdę w dupie, co czują, myślą i przeżywają inni, jej rzekome zbawianie innych to namawianie ich do zabawy, lekkomyślności, w gruncie rzeczy do zamknięcia się w takim jak jej egoizmie.” Ras_Democritus, komentarz na Fimweb
„Happy-Go-Lucky” to opowieść o wiecznie uśmiechniętej nauczycielce, która niczym się nie martwi, żyje pełnią życia, a jej jedyną emocją jest radość.” Bartosz Sztybor / Słowem.onet.pl
„Ja cały czas miałam nadzieję że film nie skończy się happy endem a jakąś totalna katastrofą w której w wielkich mękach ginie główna bohaterka która wż się prosiła by ktoś dał jej parę solinych kopów czy obił jej ten idiotycznie szczęśliwy a ana dodatek paskudny pysk. Taka miałam nadzieję że instruktor nauki jazdy jej mordę skuje i powybija parę zębów i że wreszcie się zamknie z tym swoim debilnym i irytującym śmieszkiem” Mikimouse, recenzja Stopklatka
Niewiarygodne prawda? Dodam tylko, że w filmie nie było nawet aluzji żeby Poppy zrobiła komuś choćby minimalną krzywdę. Oczywiście nie licząc tego, że była radosna i szczęśliwa. Licząc to krzywdziła innych na równi z armią hitlerowską.
Wniosek jest z tego taki: chcecie realizować swoje pasje i być szczęśliwi. Nie oczekujcie, że świat przywita to z radością i uśmiechem. Potrzebujecie wiele, wiele odwagi i będzie bardzo bolało. Będziecie beznadziejnymi egoistami i infantylnymi wariatami. Będziecie sztuczni i naiwni i oskarżeni o brak kontaktu z rzeczywistością. Na dodatek wytknie się wam torturowanie waszych ponurych ofiar.
Mimo wszystko warto!
Arek
jako post scriptum jeszcze jeden komentarz:
„Obciążeni rutyną starają się ściągnąć na ziemię lewitującą gdzieś ponad nimi Poppy. Leigh rewelacyjnie ujął starą życiową prawdę, mówiącą, że ludzie nie patrzą na nas przychylnie, dopóki nie będziemy podobni do nich. Nie denerwuje ich bowiem to, że jest im źle, lecz to, że inni mają lepiej. Życie wymaga pokory, a nieposkromiona Poppy gwiżdże na problemy, podśpiewując „I’m so excited”. Na przekór wszystkiemu.” Gotowy-na-wszystko, recenzja na Flimweb
Oglądałem ten film ponad rok temu i wywołał u mnie bardzo mieszane emocje.
Będę szczery irytowała mnie postać Poppy i to bardzo.
Ale potem zastanowiłem się dlaczego tak się dzieję. Myślę, że tak jak wielu ludzi założyłem że Poppy jest taka jaką widzimy w filmie przez cały czas. Ale według mnie jest inaczej. Widzimy tylko mały kawalątek jej życia. W życiu większości znanych mi ludzi zdarzają się okresy gdy potrafią się zachować jak bohaterka filmu. Jednak są to okresy a nie stałe zachowanie. Musi się zdarzyć wiele rzeczy, aby móc sobie pozwolić na takie zachowanie. Pozwolić bo niestety świat dookoła nie jest tak przyjazny i otwarty jak jest pokazane w filmie. Aby się przed nim obronić włączamy różne systemy bezpieczeństwa. Niektórzy przesadzają i odpływają w tym za daleko (jak instruktor). Zastanówmy się chwilę kim jest bohaterka, co robi i gdzie żyje..
Mamy tutaj kobietę żyjącą w Anglii, posiadającą pracę i nie mającą zobowiązań. Ciekawi mnie jak by wyglądała Poppy gdybyśmy chcieli zobaczyć ją w roli matki która musi utrzymać dom i wychować dzieci. Czy nadal jej życia mogło by być tak ułożone czy nie?
Pschemo,
Moim zdaniem bezwarunkowe szczęście przeraża, ponieważ jest dzikie, to znaczy nieoswojone. Nie można powiedzieć, że wynika z sukcesu w pracy, czy nowego samochodu. Zauważyłem 3 techniki oswajania takiego szczęścia:
1. Brutalna agresja
2. Zaprzeczenie
3. Warunkowanie
W pierwszym wariancie reakcją jest wściekłość (tytułowe bicie w ryj). W drugim mamy negacje – piękny przykład słyszałem od bliskiej osoby, czyli „wcale nie była taka szczęśliwa – przecież nie miała powodów”. Ty pokazujesz oswojenie przez warunkowanie, czyli „niestety świat dookoła nie jest tak przyjazny i otwarty jak jest pokazane w filmie”.
Dla mnie ciekawym pytaniem jest to: dlaczego nie chcemy zaakceptować, że ktoś jest szczęśliwy tak po prostu? Dlaczego nas to denerwuje i irytuje? Dlaczego mówimy, że takie szczęście jest udawane, bo przecież nie ma powodów? – ewentualnie na odwrót – że jest prawdziwe, bo nie ma powodów żeby nie było. Ale jak się pojawią te powody to już nie będzie kolorowo (np wychowywanie dzieci).
No właśnie, dlaczego bezwarunkowe szczęście jest tak przerażające?
Bezwarunkowe szczescie dane jest tylko osobom z uszkodzeniem pewnych czesci mozgu (Poppy?). Szczescie „z wyboru” – wbrew roznym, subiektywnie pojetym, przeciwnosciom – faktycznie moze denerwowac ludzi, co z kolei moze byc meczace, zwlaszcza dla szczesliwych „z wyboru”.
Bo wychowanie dzieci wymaga spełnienia kilku warunków. I tylko mądrzy ludzie bezwarunkowo zrobią z tego dobrą zabawę (stosując na przykład filozofię Kubusia Puchatka, czy Pippi Pończoszanki). Tak też jest ze wszystkim, co się w życiu, dla spełnienia jakichś warunków, zrobić/robić musi. A w imię czego nasze własne szczęście (czyt. wolność) mierzone ma być czyimś sumieniem? Sam to przecież dobrze wiesz, bo znasz.
A może Scott też szuka szczęścia? szczęścia na swoją własną miarę, zgodnego z jego wyobrażeniami. Wg naszych wyobrażeń nie jest szczęśliwy, ale przecież nie można mu zarzucić że nie próbuje. Jego świat jest poukladany. Pojawienie się Poppy powoduje zamieszanie w jego świecie, zdezorientowanie, a na koniec upadek.
Jej życie jest prostsze, ma szczęście w sobie i już. On musi je sobie wywalczyć. Choć ten typ jest odpychajacy we mnie budzi więcej sympatii.
Hiu, zgadzam się z Tobą. Scott jest autentyczną, wyrazistą i ciekawą postacią. U mnie również budzi on sympatię. Zgadzam się również z tym, że próbuje on szukać szczęścia i dodam nawet więcej, że ma prawo robić to w swój niepowtarzalny sposób.
Niemniej pewne jest, że szuka bardzo nieskutecznie. Jeżeli wyobrazimy sobie wielki labirynt, który prowadzi do szczęścia to Scott utknął gdzieś w ciemnym zaułku, bardzo daleko od szczęścia. Wydaje się nam to takie prawdziwe, takie ludzkie. Lubimy nieszczęśliwego Scotta.
Poppy odnalazła drogę do szczęścia. Ma to szczęście w sobie. Ale nie zgodzę się z tym, że jest jej łatwo. Łatwiej non stop grymasić, narzekać i marudzić, czy łatwiej być dzielnym? Moje zdanie jest takie, że trzeba być wyjątkowo dzielnym i odważnym. Uważam również, że nawet jeżeli taka idealna szczęśliwość nie budzi naszej sympatii to powinniśmy do niej podchodzić z szacunkiem. Jak student do profesora na wyższej uczelni. Tymczasem bardzo dużo osób zamiast uznać tą profesorską wyższość i czegoś się nauczyć woli ją negować ewentualnie powybijać zbyt mądremu profesorowi parę zębów…
Poppy nie jest profesorem, tylko zielonym pierwszorocznym, a rezyser ubiera ja w toge. I to jest powod, dla ktorego ten film irytuje.
Pingback: Beztroska i troska, czyli Ala z elementarza. | Pasja vs. Praca
Pingback: Zapnij pasy. Zaraz dowiesz się czy masz szansę na szczęście! | Pasja vs. Praca
Ogladałam ten film i wywołał u mnie radość, że są ludzie którzy maja odwagę być szczęśliwi mimo nieakceptacji społecznej.
Jestem inna od bohaterki filmu: mam dwoje dorosłych dzieci, które wychowywałam tylko z mężem bez pomocy innych, od zawsze pracowalismy na siebie sami, prowadzę własną firmę i też mam odwagę być szczęśliwa i wolna. A to szczęscie pochodzi z mojego środka – taka sie urodziłam – i zarażam nim otoczenie. A mimo to czasem ktoś kto nic w swoim zyciu nie zrobił ma czelność zarzucać mi beztroskę.
No cóż zyjcie sobie swoim skomplikowano, cierpietniczo, refleksyjnym życiem … ja mam swoje JESTEM SZCZESLIWA 🙂 i kocham zycie.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Najbardziej irytujacy film jaki widzialam. Nie uwazam zeby Poppy byla szczesliwa; mysle, ze szczescie nie polega na rzucaniu sie surowym filetem z kury… ani na blogim samozadowoleniu. Poppy irytuje, bo jest bezmyslnie wesolkowata; jezeli cos zaburza jej wizje swiata, to ona po prostu to wycina. Osoba, ktora wybiera szcescie, MUSI umiec myslec. Szcescie nie polega na zalozeniu sobie rozowych klapek na oczy. Jezeli jedyna alternatywa dla frustracji Scotta jest bezrefleksyjny chichot glownej bohaterki, to ja nie kupuje wizji swiata, jaka serwuje mi rezyser.
Pingback: Paterson – miłość czy brak miłości? | Pasja vs. Praca