Wiem, że skazuję miliardy istot na niewyobrażalne katusze, ale przez jakiś czas nie będę pisał na moim blogu. Nastanie bloga cisza. Zapraszam do odgrzewania starych kotletów. Hity z menu po prawej. Ja zabieram dzisiaj swoje pupsko na miesięczną wycieczkę.
Na celowniku Indie. Bez szczególnego planu. Na grzbiecie tylko bagaż podręczny, czyli plecak 30 litrów. Większość plecaka zajmuje mata do spania i śpiwór. Poza tym: t-shirt, koszulka bez rękawków, krótkie spodenki, majtki, skarpetki, ręcznik, kosmetyczka, klapki. Wszystko sztuk 1. Ale tak naprawdę dwa, ponieważ po jednej sztuce mam również na sobie.
Mój jedyny plan to… maraton biegowy. Niemniej plan niepewny, ponieważ maraton mam zaraz po przylocie do Delhi, za to siedem godzin wyboistej drogi od Delhi. Maraton odbywa się w parku narodowym Corbett, słynnym z tygrysów. Zamierzam pobiec wolno i rekreacyjnie, ale przy pewnych okolicznościach może okazać się, że słowo życiówka jest metaforyczne.
Maraton zajmie jeden dzień, także potem jest dużo czasu na tułaczkę. Bardziej mnie ciągnie w góry niż w zatłoczone miasta i słynne zabytki, ale co się wydarzy to się okaże. Pierwszy raz będę w Indiach, pierwszy raz będę zdany tylko na siebie w egzotycznym kraju, pierwszy raz bez planu. Brzmi odważnie, ale prawda jest taka, że ostrożny, nieśmiały i strachliwy ze mnie chłopak. Moja odwaga jest znacznie poniżej średniej. Ale lubię tą moją, mizerną odwagę wyprowadzać na długie spacery.
Na koniec, przypomnę motto na rok 2012: ( im dłużej się nad tymi trzema punktami zastanawiam, tym bardziej mnie ten zestaw intryguje):
– dużo ruchu
– nie objadać się
– optymizm
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.