Cześć 5. Dobre serce vs. „Filantropia”

Dobroczynność to zagadnienie, które pozornie, wydaje się jednoznaczne. Tylko pozornie. Tak naprawdę, sporo tu zamieszania i przeciwstawnych opinii.  Słynny Jezuita, Anthony De Mello poświęcił cały rozdział książki aby opisać „maskaradę dobroczynność”. W pamięć zapadła mi taka opowieść ojca De Mello: Olbrzymia sala, wiele tysięcy ludzi, przemawia Jezus: „Byłem głodny, a nakarmiliście mnie, byłem spragniony, a napoiliście mnie…teraz chciałem wam podziękować”. Połowa ludzi wstaje, podchodzi bliżej. Na twarzach widać dumę, radość, spełnienie oczekiwań. Jezus przygląda się im przez dłuższy czas. W końcu mówi: „Nie wam, dokładnie tej drugiej połowie”.

Zaleta Nr. 5 „Minimalizm to naturalna szczodrość”

To, co chciał przekazać De Mello to fakt, że prawdziwa dobroć polega na braku świadomości, o tym, że robi się coś dobrego. Dziwaczne? Trudne do zrozumienia? Wiem. Dlatego poświęćmy chwilę na tłumaczenie. Dlaczego nie powinniśmy wiedzieć, że robimy coś dobrego?

Od razu podkreślę, że nie chodzi tu o to, że mamy myśleć, że robimy coś złego. Chodzi o to, powinno być to tak naturalne jak oddychanie. Czy jak oddycham robię coś dobrego? W pewnym sensie tak, ale nie mogę inaczej, nie mam dylematu, nie oczekuję nagrody, nie mam z czego być dumny. Realizuję swoją naturalną potrzebę. Tylko taki rodzaj dobroczynności nie prowadzi do pychy i poczucia wyższości. Tylko taki rodzaj nie jest kalkulacją obliczoną na zysk. Nawet jeśli tym zyskiem jest „życie wieczne”. Dobroczynność, która nie wynika z potrzeby serca, tylko z chłodnej kalkulacji nie różni się niczym od umizgów okrutnego przestępcy do osób, które zadecydują o jego wyroku.

No dobrze, ale co do tych rozważań ma minimalizm. Ma dużo. Minimalizm prowadzi do mniejszego przywiązywania się do rzeczy materialnych. Minimalista nie tylko nie gromadzi, ale przede wszystkim nie ma potrzeby gromadzić. W efekcie jeśli coś komuś oddaje, to nie oddaje nic cennego, nie poświęca się. Pomaga tak naprawdę sobie, realizuje swoje potrzeby. Nie ma pojęcia, że robi coś dobrego. Oczywiście to stan idealny. Taki minimalista-Jezus. Niemniej nawet jeśli nasza chciwość jest jak potężna góra lodowa to minimalizm będzie powodował powolne jej topienie. Tak to jest u mnie. Kosmicznie daleko mi do ideału, ale z każdym dniem coraz mniej we mnie desperackiego „moje! moje! moje!”.

Wada Nr. 5 „Minimalizm to brak filantropijnych możliwości „

Wielu bogatych ludzi zakłada fundacje, przeznacza ogromne kwoty na cele charytatywne. Można wręcz powiedzieć, że efektem ubocznym bogacenia się jest pomaganie innym. Minimalista nie gromadzi nadwyżek, czyli nie ma z czego oddawać…

Nie będę się długo rozwodził nad tą wadą minimalizmu. Mam tu problem z wejściem w „cokolwiek myślisz, pomyśl na odwrót”. Ja widzę świat, który ściga się o bogactwo w taki sposób: ludzie w blokach startowych i metę, na której znajdują się wszystkie dobra (woda, pożywienie, domy, urządzenia). Tych dóbr spokojnie starczyłoby dla wszystkich. Następuję start. Pierwsze 20% dopada mety i zgarnia wszystko. To, co potrzebują dla siebie, ale też, to czego nie potrzebują, ale chcą mieć ponieważ są ambitni i chciwi. Pozostałe 80% przeszukuje resztki, śmieci i walczy o przetrwanie. Ci z 20% czasem zerkną na 80% i rzucają im promil swoich majątków, żeby złagodzić wyrzuty sumienia.

Pomimo tak ostrej opinii, nie jestem rewolucjonistą. Nie widzę innego, dobrego rozwiązania. Każde inne rozwiązanie doprowadza do tego samego efektu. Pomysł, że nie ścigamy się, tylko rozdzielamy ten stos dóbr po równo zaowocował tym, że rozdzielający zgarnęli wszystko. Wyszło to samo, co ze ściganiem się. A nawet gorzej. Reguły dostania się do tych 20% były mniej czytelne, dlatego gra była bardziej brutalna.

Nie ważne jaki jest system, ważne jacy są ludzie, którzy go tworzą. Dlatego nie ma sensu walczyć z kapitalizmem. Należy walczyć z ludzką chciwością. Chciwość jest tym, co jest przeciwieństwem szczodrości i dobroczynności. I powiedzmy sobie to szczerze: JESTEŚMY CHOLERNIE CHCIWI. Na dodatek wszystko dookoła podkręca naszą chciwość. Wszystko krzyczy: masz być ambitny, masz być kimś, masz zdobyć wiele. Znajdujemy przeróżne argumenty, które sankcjonują naszą potrzebę posiadania więcej i więcej. W końcu zaczynamy wierzyć, że to konieczność, że nie ma innego wyboru.

Podsumowanie

Ten post tłumaczy w szerszy sposób moją fascynację minimalizmem. Widzę w nim coś dużo większego niż sposób na utrzymanie porządku w mieszkaniu. Dla mnie to recepta na wyzbywanie się chciwości i bycie lepszym człowiekiem.

Wiem, że w historii ludzkości było miliony marzycieli, którzy mieli super-recepty na eliminacje żądz posiadania. . Chciwość i pazerność jednak mają się cały czas doskonale. Mimo wszystko wierzę w sens istnienia marzycieli. Może nie zmienili wiele, ale coś zmienili. Mi też pozostaje liczyć, że uda mi się, coś minimalnie zmienić 🙂

ps. dorzucę jeszcze pomysł dla wszystkich, którzy czują, że mają dużo i chcieliby pomagać tym, co mają mniej. Po prostu biegnijcie wolniej do mety z tym stosem dóbr . Mniej zapalczywie. Mniej desperacko. Odpoczywajcie częściej. Pozwólcie się prześcignąć. Weźcie za rękę tych, którzy ledwo biegną.

To naprawdę lepsze rozwiązanie niż dzikie wdarcie się na metę, porwanie tyle towarów ile się da i ukrycie się ze swoimi skarbami w strzeżonej fortecy. To, że potem część tych towarów oddamy w bufoniasto-filantropijnym geście, ani nie złagodzi naszych wyrzutów sumienia, ani nie da obdarowanym tego, co zostało im zabrane – możliwości poradzenia sobie samemu.

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Antyporadnik i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

20 odpowiedzi na „Cześć 5. Dobre serce vs. „Filantropia”

  1. Krolisek pisze:

    Nie do końca zgodzę się z tym, że minimalista nie może nic dać (wada). Można dać nie tylko materialne rzeczy – wiedzę, uwagę, zainteresowanie, realną pomoc.

    • arrec pisze:

      Oczywiście! Ale nawet z tymi materialnymi rzeczami to też nieprawda. Można pracować na lukratywnym stanowisku i być minimalistą. Ta wada to porażka mojego myślenia opozycyjnego 🙂 To może napiszę dlaczego umieściłem taką wadę. Otóż sporo ludzi myśli, że gromadzenie dużej ilości dóbr jest dobre ponieważ umożliwia pomaganie innym. Zgodnie z tą logiką mała ilość dóbr uniemożliwia pomaganie. Ciężko mi się wczuć w tą logikę i wada wyszła jak wyszła… czyli nie wyszła.

      …ale teraz pomyślałem, że taki minimalista, w swoim małym mieszkaniu nie przenocuje zespołu pieśni i tańca Mazowsze, jeśli tak owy miałby awarię autobusu i niespodziewaną potrzebę noclegu. A taki maksymalista w swojej hacjendzie dałby radę 🙂 Jak się chce to można udowodnić wszystko. Nawet to, że pazerność to troska o innych 🙂

    • MOCNY pisze:

      Może dać. Jeśli będzie chciał. Czy jednak zechce?
      Czy to takie oczywiste, że „minimalizm to naturalna szczodrość”?

    • arrec pisze:

      MOCNY, oczywiste… jeśli zdefiniujemy minimalizm w odpowiedni sposób 🙂 Już raz (i całkiem słusznie) dałeś mi klapsa za naciąganie definicji – ale zrobię to ponownie 🙂

      Dla mnie minimalizm to nie ilość przedmiotów, tylko stan świadomości. Pisałem tu Ebenezerze Scrooge, który i nie chciał kupować dla siebie i nie chciał dawać innym. I pisałem o tym, że nie nazwałby go minimalistą. Albo inaczej. Wielu dewiantów seksualnych zostaje fanatykami czystości seksualnej. Jeśli boimy się demona, to nasz strach jest niezależny od tego, czy toczymy z nim walkę, czy jesteśmy jego potulnymi sługami. Jedyne wyjście to przestać się bać. Odkryć, że demon jest niegroźny.

      Dla mnie ważne jest rozróżnienie minimalizmu od ascezy. Nie robisz tego z radością to nie rób. A jak robisz z radością, jak sprawia Ci to wielką przyjemność, to szczodrość jest naturalna. Nie masz emocjonalnego stosunku do prawa własności, to nie masz problemu z oddawaniem. Tak jakbyś wyrażał zgodę na pooddychanie powietrzem w swoim mieszkaniu. Ale poświęcenie!

    • MOCNY pisze:

      Nie ma problemu z oddawaniem, bo nie ma emocjonalnego stosunku do prawa własności. Zgoda. Może jednak zwyczajnie nie mieć w sobie chęci ani potrzeby filantropii.
      Nie doczytałem jeszcze do wpisu o Scrooge’u. Jestem dopiero na początku maja 2011. Dobry blog. Dobre wpisy. Dobre komentarze. Niektóre mnie zachwycają. Niektóre irytują. To dobrze. Tak powinno być.

  2. Jerzy Danisz pisze:

    Świetny wpis! Zgadzam się w całej rozciągłości. Zastanawiam się tylko jak w praktyce zrobić „…aby prawa ręka nie widziała tego co robi lewa”.

    • aby prawa ręka nie przywiązywała wagi a zarazem nie wyrzekała się tego co robi lewa

      Niech filantropia, pomoc, wolontariat staną się czymś tak oczywistym jak jedzenie jabłek. Nikt się z tym nie obnosi, nikt nie ukrywa. Jedni lubią, inni nie. Najważniejsze że nikt nie ocenia i nie wartościuje.

      W praktyce jeśli pomagasz to nie czujesz się z tego powodu lepszy, a nie pomagając nie czujesz się gorszy. Ten sam typ myślenia warto również zastosować do ludzi wokół nas.

      Nie każdy dojrzał do pomagania, może niektórym nie dane w ogóle dojrzeć. Taki urok współczesnych ludzi. Skoro nie można pokojowo rozwiązać problemu to po co walczyć na słowa? Pozostaje dawać dobry przykład :).

  3. Michał pisze:

    Trochę komunizmem zajechało w drugiej części, taka próba tuszowania realnego świata. Nie łączyłbym od razu posiadania z chciwością, czy skrajnie – „do życia potrzebne Ci jest kawałek podłogi i chleba”. Mam wizję swojego życia (wydaje mi się że w miarę uczciwą) i również do jej realizacji potrzebne mi są naturalnie pieniądze (choćby po to, że kiedy będe chory miał za co się leczyć). Dlaczego miałbym się przejmować ludźmi, którzy nic nie robią, piją, żyją z socjału? Nie inwestują (w siebie przede wszystkim) – nie mają nic, zostaje rynsztok.

    Powiedziałbym bardziej optymistycznie – każdego stać, by żyć na poziomie (w Europie w szczególności), tylko trzeba poświęcić czas i energię – czysta fizyka. To nie ma nic wspólnego z minimalizmem czy jego przeciwieństwem (przeciwieństwami?)

    Pozdrawiam 🙂

  4. Jerzy Danisz pisze:

    @Michał
    „Dlaczego mam się przejmować innymi ludźmi?…”
    Dlatego że to przyszłość, rozwój społeczny zmierza do coraz większego poszanowania drugie człowieka, np. jeszcze 50 lat temu nietolerancja wobec innych ras była normą.
    Po drugie nikt z nas nie miał wpływu gdzie i kiedy się urodził. Warto się zastanowić jak potoczyło by się moje życie, gdybym urodził się patologicznej rodzinnie gdzieś w Mołdawii.

    • MOCNY pisze:

      Nikt tego nie wie. Także i Ty. I nie będziesz wiedział, choćbyś się zastanawiał nie wiadomo, jak długo.
      Chodził kiedyś ze mną do szkoły podstawowej chłopak z takiej patologicznej rodziny (z Polski, nie z Mołdawii – sąsiad z mojej ulicy). Bardzo patologicznej – powiedziałbym. Wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy po latach spotkałem go przypadkowo i okazało się, że jest inżynierem. Jego matka, siostra i brat kontynuowali tę patologię. A on – jakoś nie.
      Życie rzadko kiedy biega prostymi drogami.

    • laurearel pisze:

      Jerzy ja też zaczynałem od zera – tfu, wręcz od dołka i to głębokiego. Upór, upór i jeszcze raz praca, nie ma znaczenia gdzie jesteś, jak się uprzesz i z rynsztoku w Bangladeszu do może i skromnego, ale ładnego domku w cywilizowanym kraju trafisz. Minimalizm pomógł – uświadomił, że tak mało do szcześcia i działania potrzeba, pokazał świat realny – może brutalny, ale i z dużymi możliwościami, które zaślepione papierkami społeczeństwo nie widzi.

      Szanuję ludzi, owszem, ale nie mam za grosz poszanowania dla osób, które narzekają, ale nic nie robią by to zmienić. Spróbują, nie uda się – pech, przynajmniej się starały, zasługują jeszcze na większy szacunek za to.

      Nie mam potrzeby zastanawiać się jak by się potoczyło – zapewnie podobnie, tylko zmienne byłyby inne, zamiast tego wolę działać i skoncentrować się na tym co jest, niż tworzyć sobie wizje (co gorsza możliwie negatywne). Takie zastanowianie się jest idealnym alibi dla nieudaczników życiowych, którzy próbują sobie to jakoś usprawiedliwić.

    • Michał pisze:

      PS: coś mi się pieprzy z wordpresem i ksywkę z maila mi wzięło

    • Jerzy Danisz pisze:

      Dla mnie przy „szanuję ludzi” nie ma żadnego „owszem, ale”. Dla Ciebie to transakcja – tych szanuje bo są tacy jak ja, a tamtych darmozjadów nie znoszę.

    • Kwestia podejścia do świata. Również nie szanuję ludzi, którzy twierdzą że mają źle ale nic z tym nie robią. Jeżeli ktoś sam z siebie ciągnie na dno i nie ma zamiaru zmienić kierunku to nie widzę powodu by mu pomagać. Bo wystarczy tylko stracić go z oczu by dalej robił to co robi.

      Jak sam Jerzy zauważyłeś niektórzy to darmozjady. Dlaczego należy szanować pasożytów? Przecież to mnie doją a nie siebie. Dlaczego choćby mam szanować np. Austriaka (o którym było głośno ostatnio), który obciął sobie stopę tylko po to by nie stracić socjalu? Co w nim zasługuje na szacunek?

    • Dlaczego? Może dlatego: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.” (Łk 23, 34) powiedział Jezus na krzyżu, oddając Życie z M I Ł O Ś Ć I do całej ludzkości.

      Podejście do świata to coś więcej niż matematyczny bilans zysków i strat. Na szczęście część ludzi zachowała „ludzkie odruchy” i wbrew ekonomii wspierają i niosą pomoc darmozjadom (narkomani, bezdomni, bezrobotni, alkoholicy, umierający w hospicjach, głodujący w Afryce, trędowaci w Indiach itd.).

      Miłość.

  5. Vanilak pisze:

    Aż nie doczytałam do końca, bo muszę napisać! Opowiedziałeś dokładnie o tym, o czym napisałam w komentarzach zanim zajrzałam tutaj;). Zauważyłam pewną tendencję: Opisując nowy temat wzbudzasz kontrowersje, pokazujesz różne możliwości pozostawiając pewne niedomówienia,a na koniec udowadniasz, że wiesz o czym mówisz, rozumiesz wszystko lepiej niż sobie wyobrażaliśmy ; D – że Twoje twierdzenia nie są bezpodstawne, tylko oparte na tym czemu nie możemy zaprzeczyć. Chcę napomnieć o jeszcze jednej kwestii. Rodzimy się mając wszystko podane na tacy (może nie rodząc się w ubóstwie ale jako dzieci to opiekunowie dbają abyśmy mieli środki do życia, my nie musimy pracować ale także nie zdajemy sobie sprawy z tego jak wygląda praca, że chleb nie rośnie na drzewie ; D, że wszystko wymaga pracy-dlatego czasem marzy mi się mieszkać w buszu i samej poszukiwać jedzenia, ciężko pracować wspólnymi siłami aby móc wyżyć- Bo obecnie (od pra pra czasów) są ludzie, którzy pracują jako niewolnicy dla kogoś innego, lub nie muszą pracować, a konsumpcja jest prosta i dlatego opiera się na pieniądzach.. Mówię tu też o sobie, gdybym musiała pracować na roli ale sama dla siebie i wspólnego dobra, czy nie byłabym wolnym i szczęśliwszym człowiekiem? Nie czuję się zniewolona, ale my nawet nie jesteśmy przystosowani do takiego życia. Dlatego nie dziwię się reakcji ludzi ubogich, a takich dzięki którym mamy co jeść na bogaczy, nie dziwię się że ludzie kradną-te dwa światy są sobie obce, ubóstwo, nieszczęście i niewola pieniężna jest skutkiem ubocznym tego, jak ludzie chcąc ułatwić sobie życie bardziej je skomplikowaliśmy. I wszyscy ludzie umierają szybciej lub chorują więcej i są załamani przez stres. (Lubię postęp techniczny: D ale czy to wszystko nie przypomina nam opowieści o wieży Babel?)

  6. mimo oszczędnego stylu życia, mimo pewnego minimalizmu, jeśli mogę to trochę pomagam potrzebującym

    mało, ale konsekwentnie

  7. Sławek pisze:

    Uważam, że jednak ten minimalizm to egoizm, egocentryzm, skoncentrowanie na sobie, zamknięcie się w sobie. Jeżeli nawet biegniemy do przodu po te dary, bierzemy udział w jakimś wyścigu szczurów, to jednak każdy z nas ma swoje wyobrażenie o tym jak wykorzysta to, co zdobył. Podzieli, da możliwości innym skorzystania ze zdobytych dóbr, jest uzależniony ale i wolny, ma wybór. Minimalista jaki ma wybór? Nic nie chce, nie można się do niego o nic zwrócić, nawet jak chciałby komuś pomóc, to w czym? W pilnowaniu domu? W odrabianiu lekcji? Można się zastanawiać, w którym momencie jest się tym egoistą, skoro nie zdobywam, to nie mam, skoro nie mam zamiaru zdobyć, to nie biorę w tej pogoni udziału. Więc w czym jest ta moja wartość minimalistyczna. Załóżmy, że ruch minimalistyczny ogarnia cały kraj. Ci co nie mają, a chcieliby mieć, nie chcą już mieć. Ci co mają za dużo, rozdają, ale nikt tego nie chce, no bo po co? Ludzie przestają kupować, no bo po co? To już nie kryzys, że nie mogą z braku pieniędzy, oni mogą ale nie chcą, a ich pieniądze w banku? Po co? Itd. Czy minimalizm jednak to nie destrukcja? To nie jest ucieczka? Czy minimalizm nie ogranicza się tylko do drobnej kwestii, posiadania kilku swetrów w szafie? Wg mnie to nie ma sensu, minimalizm gdyby stosować na każdym kroku, do czego może doprowadzić w naszych realiach, gdzie podzieją się nasze marzenia, ambicje, sukcesy? Czy wraz z minimalizmem nie staniemy się eunuchami? Po co się starać o żonę, czy męża? Jestem taki jaki jestem, piękny, zakochany tylko w sobie. Bo to taniej wychodzi. Nie trzeba dawać, bo to oznacza dylematy, czy lewa ręka, czy prawa? Prawda jest taka, że nie możemy się wyizolować, jesteśmy wśród ludzi, dla nich i z nimi, z tymi dobrymi i złymi. Nie uda nam się to minimalizowanie i dawanie bez oceny wartości daru i jego wagi dla obdarowanego. Gdybyśmy mieli dar zdrowia, to jak obdarować chorego? Do połowy, bez wiedzy ile potrzeba tego zdrowia i na jaki organ czy część ciała? To głupota z takiej idei wychodzi. Musimy kalkulować i liczyć, jeżeli nasza pomoc ma mieć jakąś wartość, inaczej to co dajemy, oznacza, że dajemy coś co jest nam niepotrzebne i bez żadnej wartości. Łatwo sie daje jak się nic nie ma. Obdarowywanie to sztuka, to umiejętność społeczna. Nie można się wyalienować obdarowując, tak naprawdę obdarowując. Czy to dla bezdomnych, czy dla młodych talentów, czy dla chorych, czy męża, żony czy dzieci, etc. To inteligencja społeczna. Minimalizm może z tego zrobić nieporadnego słonia w składzie porcelany.
    Czy kościół jaki by nie był, źle korzysta ze swoich darów? Czy nie pomaga ludziom? Firmy, bogaci ludzie, skoro mają dochody, uzyskane w wyniku posiadania cech i wartości, które im umożliwiły posiadanie dóbr, chcą się tym podzielić, co w tym złego, że świat się o tym dowie? Czy nie liczy się cel? Jakie znaczenie ma ta lewa czy prawa ręka od info? Dla mnie liczy się efekt. Każdy ma słabości, niech bogaci mają swoje i obdarowują tych co potrzebują, i niech się bardziej bogacą, być może zrobią z tego większy pożytek jak minimalista, który nic nie może, co najwyżej założyć jedne buty na nogi i koszulę, a potem mówić światu, że on wszystko by oddał i nie musi wiedzieć co robi prawa ręka. Bo tam nic nie ma.
    Miałem kiedyś rozmowę z kandydatką do pracy, która pracowała wcześniej jako wolontariuszka w hospicjum. W trakcie rozmowy przyznała w końcu, że robi to dla siebie a nie dla tych ludzi. To Ona ma potrzebę opiekowania się nimi i tę potrzebę zaspokaja. Więc podobnie z minimalizmem, który wg mnie jest egoistyczny i egocentryczny zaspokająjąc nasze zainteresowanie własną osobą.
    Ja skorzystam z minimalizmu do uporządkowania ciuchów w szafie ale jako idea na całe życie jednak mi się nie podoba.

  8. Pingback: Minimalizm. Pełna lista wad i zalet | Pasja vs. Praca

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s