Pisałem już raz o osobie naprawdę szczęśliwej i beztroskiej. Miała na imię Poppy. Pojawiły się jednak zarzuty, że było jej łatwo bo nie musiała utrzymywać domu i nie miała dzieci. W sumie to podstawowy zarzut powinien być taki, że było jej łatwo, ponieważ była fikcyjną bohaterką fikcyjnej historii. No to dzisiaj chciałbym opisać osobę równie szczęśliwą i uśmiechniętą jednakże prawdziwą. Na dodatek z dziećmi. Na dodatek z bagażem niewiarygodnie trudnych doświadczeń życiowych.
Rozpoczniemy jednak znowu od kina, a dokładniej od festiwalu filmów dokumentalnych Watchdocs. Obejrzałem tam dwa miesiące temu film pod tytułem „Ala z elementarza”. Film o Alinie Margolis. Ciekawy jestem ilu osobom zapala się przy tym nazwisku światełko „kojarzę”. Mi przed filmem by się nie zapaliło. Teraz uważam, że Alina jest najświętszą osobą jaka żyła w naszym kraju na przestrzeni ostatnich lat. Osobą, która całe swoje ziemskie istnienie oddana była ratowaniu życiu człowieka, nie ludzi, lecz konkretnego człowieka. Tych uratowanych przez Alinę konkretnych ludzi są tysiące.
W filmie „Ala z elementarza” Alina występuje na rok przed śmiercią. Widzimy tam małą, skurczoną staruszkę. Ale staruszkę tak uśmiechniętą, tak radosną, z takim błyskiem w oku, że sam jej sposób mówienia i zachowania byłby ciekawym tematem na film. W jednym momencie staruszka zamienia uśmiech na walkę z powstrzymaniem łez. Opowiada wtedy o zdarzeniu, które przeżyła najtrudniej i najboleśniej. Sam wybór tego zdarzenia powala na łopatki, bo jest to zdarzenie, które każdego dnia dzieje się w naszym ułożonym i cywilizowanym świecie. Po wojnie Alina skończyła medycynę i została pediatrą. To zdarzenie to pierwsza śmierć jej pacjentki. Trzyletniej bardzo radosnej i błyskotliwej dziewczynki.
Na pewno każdy młody lekarz przeżywa śmierć, jednak dla Aliny śmierć nie była niczym niezwykłym. Alina przeżyła warszawskie getto. Widziała tam nawet więcej cierpienia niż pozostali, była pielęgniarką w szpitalu. Alina była też pielęgniarką podczas Powstania w getcie jak i podczas Powstania Warszawskiego. Po wojnie pracowała dla organizacji Lekarze Świata i Lekarze bez Granic. Ratowała ludzi z łodzi podczas wojny w Wietnamie, gdzie musiała non stop podejmować tragiczne wybory, czyje życie ratować. Ratowała ludzi podczas wojny domowej w Czadzie, wojny w Salwadorze, wojny w Bośni i wojny w Afganistanie. W latach osiemdziesiątych założyła fundację „SOS Aide aux Malades Polonais” (Pomoc Chorym w Polsce) która zbierała pieniądze na leczenie we Francji dzieci uznanych w Polsce za nieuleczalne. Następnie założyła fundację „Dzieci niczyje” zajmującą się dziećmi krzywdzonymi i maltretowanymi. Żeby tego wszystkiego było mało to już po przekroczeniu 75. roku życia angażowała się w pomoc dzieciom ulicy w Sankt-Petersburgu
Życiorysu Aliny wystarczyłoby na dwadzieścia życiorysów wielkich osób. A że los bywa przewrotny mamy tu jeszcze więcej ciekawostek. Alina jest Alą z elementarza Mariana Falskiego, z którego uczyli się nasi dziadkowie, rodzicie i niektórzy z was na pewno też (mnie z elementarzem edukowała Babcia). Falski był dobrym przyjacielem rodziców Aliny i nie krył tego, że Ala to właśnie Ala. Alina była też żoną Marka Edelmana. W 1968 podczas nagonki antysemickiej Edelman postanowił zrobić to samo co znał z getta: przerzucić dzieci na drugą stronę muru a samemu zostać. Alina wyjechała wtedy z dziećmi do Paryża.
Alina zmarła w 2008 roku, jest pochowana w Paryżu. Nikt w Polsce publicznie Aliny nie pożegnał. Nikt nigdy jej specjalnie nie zauważył i nie docenił. Nigdy też pewnie nie zobaczymy jej pomników, czy ulic z jej nazwiskiem. I całe szczęście! W 1998 została odznaczona przez dzieci Orderem Uśmiechu. Nie trzeba nic więcej. Order Uśmiechu to jest genialne podsumowanie wszystkiego co Alina reprezentowała. Alina jest żywym przykładów słów „dając jałmużnę niech twoja lewa ręka nie wie co robi prawa”. Alina cały film konsekwentnie drwi sobie z prób wmówienia jej, że jest bohaterką. Podkreśla wielokrotnie, że jest egoistką, że wszystko zawsze robiła dla siebie, bo miała taką ochotę, bo jej tak pasowało czy też było wygodniej. Czysta dobroć! bez cierpiętnictwa, bez bufonady, bez pouczania innych. Alina nawet celowo i brutalnie umniejsza wszelkie zasługi na każdym kroku pokazując, że jest bardziej antybohaterem niż bohaterem. Na przykład o czasach getta mówi, że to czym się wtedy najbardziej przejmowała to kolor sukienki, dodając, że to chyba normalne dla nastolatki.
Dla mnie Alina to wzór odwagi do bycia sobą. Nie musimy niczego udawać, niczego odgrywać i niczego poświęcać. Jedyne co musimy to być sobą – pokochać to stworzenie tam w środku i pozwolić mu działać. Wtedy nagle słowo „niemożliwe” przestaje istnieć. Gdybyśmy wszyscy mieli odwagę Aliny to świat byłby pięknym miejscem. Całe zło tego świata powodowane jest strachem przed byciem sobą, strachem przed opiniami innych i próbami dostosowania się do tych opinii. Wszystko to rodzi złość, frustracje, rozgoryczenie, agresje i wściekłą ksenofobię. Człowiek, który ma odwagę być sobą zawsze będzie tolerancyjny dla innych, zawsze będzie wulkanem pozytywnej energii, zawsze będzie radosny i uśmiechnięty – niezależnie od okrutnych okoliczności. To wszystko pięknie brzmi, ale jest niezwykle trudne – dlatego dobrze, że mamy taki wzór jak Alina.
Jak będziecie mieli okazję koniecznie zobaczcie film „Ala z elementarza”. Naprawdę piękny film – doskonała muzyka, bardzo ciekawe animacje i zostający na długo w głowie obraz uśmiechniętej starszej Pani z ogromnym dystansem do świata i do siebie. W tym dystansie jest dużo więcej ciepła i miłości niż w tradycyjnym, cierpiętniczym przedstawianiu bohaterów narodowych.
Witam,
tekst ten zrodził we mnie jedno pytanie, na które chętnie usłyszałbym odpowiedź (nie koniecznie tylko autora) —> Co to znaczy „być sobą?”
O tym, że to jest gwarant sukcesu, wszyscy wiemy- tylko pojawia się jedno zasadnicze pytanie, co to tak na prawdę znaczy?
Jeśli ktoś zdecyduje się na odpowiedź, to proszę niech nie sili się na jakieś mądre zdania, cytaty, itp. bardziej chciałbym usłyszeć co to znaczy być sobą w Twoim konkretnym przypadku? W Twoich konkretnych wyborach?
Czemu bycie sobą ma być gwarantem sukcesu? Właśnie często dla osiągnięcia sukcesu ludzie wyrzekają się siebie, czyli udają kogoś innego. Jesteś sobą wtedy, jak masz odwagę realizować siebie. A skąd wiesz, że to się dzieje? Odczuwasz satysfakcję, której nie jest w stanie przyćmić negatywna opinia innych, niekorzystny biomet czy też wredny szef 🙂 bo tam w środku czujesz, że to co robisz to jest właśnie TO.
gwarancją sukcesu w znaczeniu udanego życia a nie koniecznie olbrzymiej fortuny:)
Skoro tak to się zgadzam 🙂 Tylko, żeby być w pełni sobą i realizować siebie, a nie oczekiwania innych trzeba się czasem trochę napocić, poszperać w sobie, popróbować różnych rzeczy żeby w końcu trafić na TO, co daje satysfakcję, o której pisałam wyżej.
ok, czyli celem życia powinno być znalezienie a potem utrzymanie i rozwijanie „wielkiego TO” 😀
Spokojnie, TO nie musi być wielkie obiektywnie tylko wielkie dla Ciebie 🙂 W oglądanym przeze mnie ostatnio filmie Sanctum sensem życia głównego bohatera było odkrywanie jaskiń i przeciskanie się przez podwodne szczeliny z zapasem powietrza wystarczającym na 3 oddechy 🙂 ale dla Ciebie może to być zupełnie co innego 🙂 Powodzenia w szukaniu !
Spróbuję odpowiedzieć na bardzo trudne pytanie Kamila. Moja definicja bycia sobą to całkowita i niewzruszona odporność zarówno na pochwały jak i na krytykę innych.
Przykład bycia sobą: przyjemne uczucie jak pisze tekst i pisze mi się bardzo dobrze i mam prawdziwą radość z tego co tworzę. Przykład nie bycia sobą: przyjemne uczucie gdy jestem oklaskiwany, uznany, odnoszę „sukces”, jestem lepszy niż inni.
Nie bycie sobą to poddanie się uczuciom, które nie wynikają ze mnie, tylko zostały wymyślone przez społeczeństwo, czy kulturę. Moim zdaniem poddanie się tym uczuciom nie przynosi szczęścia – daje tylko chwilowe podniecenie, dreszcz emocji a potem pustkę.
Pozdrawiam. Arek
Stary, robisz na mnie ogromne wrazenie
Pingback: 127 godzin | Pasja vs. Praca
Pingback: HAKUNA MATATA | Pasja vs. Praca
Ja też staram się być beztroski, ale nie przychodzi mi to łatwo 🙂