Mało skromny ten tytuł, ale coś mi się uroiło w głowie, że dokonałem dzisiaj ważnego odkrycia. Na tapetę poszło szczęście, czyli najbardziej pojemne psychologiczne czy filozoficzne słowo. W słowniku PWN jest napisane, że szczęście to pojęcie „niejednolicie definiowane”. Chytre zabezpieczenie. Ja też nie będę próbował definiować szczęścia. Prawdopodobnie nie jest to możliwe. Spróbuję natomiast napisać o tym skąd to szczęście się wydobywa. Nasze wyobrażania o genezie szczęścia można podzielić na dwa typu.
- Teoria 1. Szczęście wynika z powodzenia w życiu, z sukcesów zawodowych, rodzinnych, z dobrego zdrowia, udanego związku. Innymi słowy szczęście jest czymś co przyjedzie do nas jak spełnią się pewne, ściśle określone warunki.
- Teoria 2. Szczęście jest bezwarunkowe.
Zdecydowana większość, może wręcz 99% ludzi, swoim stylem życia pokazuje, że wierzy w genezę szczęścia z teorii 1. Myślę, że warto obie teorie porównać. Poświęcić im odrobinę czasu aby wybrać swój sposób myślenia o szczęściu. Szybko odkryjemy, że nasza sympatia do jednej z tych teorii będzie świadczyć o całej naszej filozofii życiowej. Na przykład o tym jaka jest natura człowieka.
No więc jaka jest ta natura? Czy człowiek jest z natury szczęśliwy, czy też z natury jest smutnym marudą? Jeżeli uważamy, że prawdziwa jest pierwsza teoria to znaczy, że człowiek jest z natury nieszczęśliwy. Według teorii 1 człowiek do szczęścia potrzebuje zewnętrznych okoliczności. Musi to szczęście sobie wywalczyć w otoczeniu ergo nie ma go w sobie. Zgodnie z drugą teorią nie istnieją zewnętrzne warunki szczęścia ergo szczęście jest w środku, a człowiek jest naturalnie szczęśliwy.
Co ciekawe nasza filozofia życiowa w tym przypadku wcale nie musi być filozofią. Może być stemplem w naszym DNA. Ostatnie badania pokazują, że poczucie szczęścia aż w 50% zależy od genów. Czyli część z nas jest naturalnie szczęśliwa, a część naturalnie nieszczęśliwa. Okrutne!!! Ale wychodzi na to, że na pytanie czy teoria 1 czy teoria 2 nie odpowiadamy według własnego uznania ale według genów. A nasza preferencja co do jednej z tych teorii pokazuje w której genetycznej grupie jesteśmy! Jeżeli bezwarunkowe szczęście jest dla Ciebie jakąś totalną mrzonką to masz okropnego pecha. Urodziłeś się genetycznie nieszczęśliwy. Jest nawet jeszcze gorzej niż myślisz. Niewiele możesz z tym zrobić. Wyniki badań są szokujące. Najbardziej ekstremalne jakie słyszałem to jednoczesne przebadanie dwóch grup osób. Takich co wygrały bardzo duże sumy na loteriach i takich, które zostały sparaliżowane w wypadkach. Okazało się, że w obu przypadkach poziom szczęścia całkiem szybko wrócił do tego z przed zdarzenia.
Jeżeli dobrze dedukujesz to już wiesz, że jeśli jesteś genetycznie nieszczęśliwy i ciężko walczysz o rzeczy, które myślisz, że dadzą ci szczęście (prestiż, majątek, sukces, miłość) to jedyny co jesteś w stanie zdobyć to chwilowe narkotyczne odurzenie. Z drugiej strony nie masz innego wyjścia, tylko w taki chwilowy sposób jesteś w stanie to szczęście osiągnąć.
Nagle udało mi się zrozumieć wszystkie genetycznie nieszczęśliwe osoby. Dziwiłem się nie raz, nawet pisałem o tym w tym artykule, że są ludzie, którzy widząc osobę bezwarunkowo szczęśliwą są przekonani, że musi ona mieć w życiu łatwo. Nasze mózgi nie potrafią oceniać świata inaczej przez pryzmat własnych doświadczeń. Skoro dla osób genetycznie nieszczęśliwych do szczęścia musi zaistnieć jakiś narkotyczny wspomagacz, oczywiste jest, że osoba szczęśliwa musiała go dostać, prawdopodobnie ma jakieś zasobne źródło tego wspomagacza.
Od razu zrozumiałem też dlaczego bezwarunkowo szczęśliwa Poppy z filmu Happy-go-lucky tak bardzo rozdrażniła wiele osób a bucowaty Scott wydawał się im prawdziwą postacią z krwi i kości. Dla osób genetycznie nieszczęśliwych świat Poppy to czyste science fiction, nigdy tego nie widzieli, nigdy tego nie doświadczyli. Po co robić irytujące filmy o takich dziwnych stworach jak Poppy.
Czy to nie jest trochę tak, że mamy dwa zupełnie różne gatunki ludzi na świecie?
Teraz uwaga. Moja strona jest adresowana do osób, które miały to szczęście być w grupie genetycznie szczęśliwej. Przykro mi, ale dla reszty społeczeństwa to co piszę jest tak samo irytujące jak Poppy. Genetycznie nieszczęśliwi wyłączcie odbiorniki. Dla was wszystko jest na odwrót niż tu opisuję. Teraz znowu uwaga. Teraz będzie to dlaczego prosiłem o zapięcie pasów. Większość osób z grupy genetycznie szczęśliwej nie jest szczęśliwa!
Że co? … już chyba za bardzo namieszałem. Spróbujmy matematycznie. Przyjmijmy założenie, że 50% ludzi jest genetyczni nieszczęśliwych, a 50% genetycznie szczęśliwych. Przyjmijmy drugie założenie, że 99% osób uważa, że do szczęścia potrzebne są jakieś wymierne czynniki. Daje to nam 49% osób, które mogłoby być bezwarunkowo szczęśliwe, ale zamiast tego zajmują się naiwną wiarą, że coś da im szczęście. 49%! Wielka cześć społeczeństwa. Wow!
Moi drodzy 49-procentowicze, dlaczego nie chcecie być szczęśliwi? Albo dokładniej dlaczego nie chcecie być bezwarunkowo szczęśliwi? Dlaczego wierzycie, że do szczęścia jest wam potrzebne „coś”? Kasa, zdrowie, rodzina, przyjaciele, sukcesy, prestiż. Wiecie, że tak naprawdę nie ma znaczenia czy dzisiaj traficie szóstkę w lotka czy też dzisiaj traficie na wózek inwalidzki. Czy nie jest to całkowity szok? Zmiana wszystkiego co się o życiu wie i słyszało. Nie ma znaczenia czy miliony w totka, czy wózek inwalidzki! To co jednak ma ogromne znaczenie to wasz niepokój o to czy będzie wygrana czy przegrana. Wasz stres i zamartwianie niszczy wasze szczęście. Sytuacja wygląda tak jakby non stop stały przed nami dwie możliwości, jedna to wygrana w loterii zapasu czekolady na cały rok, a druga to też wygrana w loterii zapasu czekolady na cały rok. Nasz umysł uwierzył, że jedna z tych możliwości to przegrana a druga to wygrana i zmusza nas do niepokoju, zamartwiania, do stresu, strachu, agresji, manipulacji.
Ja sam siedzę po uszy w tych 49%. Przez bardzo długi okres święcie wierzyłem, że żeby osiągnąć szczęście trzeba coś uzyskać. W ten sposób dobrowolnie zamiast cieszyć się życiem, wybrałem niepokój. Nieustającą sinusoidę euforycznych nastrojów gdy mi coś się udawało i depresyjnych gdy coś nie było tak jak zaplanowałem. Pogoń za majątkiem, bogactwem, prestiżem, wymarzonym partnerem nie różniąca się niczym od narkomanii. Jeżeli już dająca szczęście to chwilowe. Krótki kop szczęścia i długi zjazd na kacu. Rok temu zacząłem odkrywać, to że wszystkie moje troski, moje problemy są zupełnie bez znaczenia. Zacząłem odkrywać, że moje szczęście jest we mnie i jedyne co muszę robić to mu nie przeszkadzać, czyli nie niepokoić się o nieistotne sprawy. A wszystkie są nieistotne. Tkwię dalej w 49% ponieważ nie przekonałem jeszcze do końca swojego mózgu, że nie ma znaczenia czy wygram dzisiaj w lotka, czy po wypadku trafię na wózek inwalidzki. A drugie grozi mi dużo bardziej niż pierwsze, w totka nie gram, a codziennie spotykam sporą grupę kierowców, która wyczytała w przepisach, że prawidłowa odległość od rowerzysty to 3cm. Czasem mój mózg pokazuje mi, że nie przekonałem go nawet do tego, że nie ma znaczenia czy załatwię jakąś duperelną sprawę w urzędzie. Ciągle potrafię się zamartwiać, niepokoić, stresować. Ale jest coraz lepiej. Powoli, powoli mój mózg zaczyna rozumieć tą bezwarunkowość szczęścia. Bardzo długi ale i bardzo przyjemny proces.
🙂 wyglada na to, ze moje szczęscie jest genetycznie uwarunkowane i w dodatku je zauwazyłam 🙂 Cieszę się.
A i tak osiagnęłam to do czego inni dążą, tylko nie adrenaliną tylko dopaminą.
Szczęście jest zaraźliwe. Przebywajacie w otoczeniu szczęśliwych ludzi tym można się zakazić 😀
pozdrawiam serdecznie
Monika
Zgadza się z tą zaraźliwością. Badania pokazują, że nawet nadwaga jest zaraźliwa. Jeżeli Twoi przyjaciele są otyli to szansa, że też będziesz wzrasta dokładnie o 50%. Nikt nie podchwycił tych wyników do ogłoszenia prostej i nowatorskiej diety „zacznij zadawać się ze szczupłymi ludźmi” 🙂
Świadomość tego, że non stop zarażamy innych powinna zwiększyć naszą wrażliwość na to czym zarażamy, czyli kim jesteśmy.
Arku, prowadzisz rewelacyjny blog. Sama żałuję, że nie spisywałam swojej drogi do świadomości szczęścia i cieszę się, że Ty wpadłeś na ten pomysł. Dajesz to w ten sposób innym 🙂
Piszesz: „Powoli, powoli mój mózg zaczyna rozumieć tą bezwarunkowość szczęścia. Bardzo długi ale i bardzo przyjemny proces.” Masz 100% rację !!!
Powodzenia, pozdrawiam i trzymam kciuki
Jeśli mogę Ci w czymś pomóc napisz.
Monika
Arek, ten post jest geniealny !!! Pisz dalej i jak najwięcej 🙂
Pingback: Śmierć Amy Winehouse. Gdzie jest pułapka? | Pasja vs. Praca
Rewelacja!
Trafilam na Twojego bloga wczoraj i jestem pod wielkim wrazeniem.
Dziekuje i pozdrawiam ! Beatrix