Kac Reset, czyli szaleństwo szalenie przewidywalne

Maksymalnie mało świąteczny tekst. Wygrzebany z dna szuflady. Kiedyś napisałem, uznałem, że to głupoty i nie wrzuciłem na bloga. Dalej uważam, że to głupoty, ale jednak wrzucę. Jak ktoś ma ochotę na przerwę w kristmasie zapraszam:

Obejrzałem wczoraj film Kac Vegas w Bangkoku. Mam słabość do kiczowatych komedii. Śmieszy mnie fakt, że ktoś pierdnie wtedy kiedy nie powinien. Wiem, że to żenujące. Ale jest jak jest. Na szczęście nie mam słabości do kiczowatych filmów sensacyjnych czy melodramatów. Fakt, że strzela i ucieka, a potem strzela i goni już mnie nie pociąga. Fakt, że ktoś wzdycha za Francesco również nie. Ale na podstawie własnej głupoty jestem w stanie zrozumieć, że pociągające może być wszystko. Wkładając do komputera film z kretyńską komedią wiem, że będę miał ubaw. No i miałem. Było dokładnie tak jak się spodziewałem. Być może refleksja nad moją prostą konstrukcją spowodowała potrzebę głębszych przemyśleń – po filmie zacząłem się zastanawiać dlaczego seria Kac Vegas stała się takim hitem.

Film Kac Vegas to obraz tezy „puść hamulce i zdarzą się niezwykłe rzeczy”. Wysuń głowę z kokonu, a zobaczysz, że życie jest szalone, a ludzie porąbani. Tyle teorii. Wszystkie filmy, książki, cytaty, które wieszamy na ścianie, czy nawet modlitwy mogą działać na dwa sposoby:

  • inspirować do prawdziwego działania
  • zastępować prawdziwe działanie

Film Kac Vegas zastępuje i do niczego nie inspiruje. Od razu mam odpowiedź na moje pytanie. Popularność filmu wynika z głodu puszczenia hamulców, głodu przygód, które wymykają się spod kontroli. Grupa, która uważa ten film za „kultowy” żyje w świecie, gdzie największe szaleństwo to pojechanie do innego centrum handlowego w sobotę.

kacvegas

„Kac Vegas w Bangkoku” reż. Todd Phillips

Być może różnica między inspirowaniem, a zastępowaniem wynika z przepaści między tym, co jest, a tym co mogłoby być. Jeśli różnica jest niewielka, na przykład wieszamy sobie na drzwiach cytat: „idź dziś wieczorem na spacer” to mamy inspiracje. Ale jeśli będziemy modlić się o milion złotych, w sytuacji gdy nie mamy nawet pracy, to bardziej uruchomimy świat marzeń, czyli zastępowanie. Zastępowanie to pożywnie w kroplówce, życie w zoo iluzji. Jeśli pod wpływem impulsu urządzisz z synem konkurs skoków z ławki w parku, to mniej się będziesz się podniecał filmiki z kaskaderami Red Bulla. Sam zaspokoisz głód szaleństwa i nie będziesz potrzebował kroplówki.

Ustaliłem, że Kac Vegas nie inspiruje. Zaraz ustalę, że inspirować nie powinien. Aleksander Lowen, słynny terapeuta, twierdził, że kompulsywna praca wywołuje kompulsywną rozrywkę. Rozrywkę na przycisk. Teraz muszę się bawić! I koniecznie musi to być dobra zabawa! Pojawia się cała kultura „resetowania”. Wszystko to świadczy o mentalności niewolniczej. Chciało by się powiedzieć, przestań się resetować, zawieś się, spal obwody, łyknij czerwoną tabletkę. Zabawa nie może być kompulsywna. Aby zabawa mogłaby być zabawą musi być spontaniczna. Może pojawić się w poniedziałek rano, albo w środę w nocy – a nie o ściśle określonej porze tygodnia, czy dokładnie wtedy kiedy zaplanowałeś urlop. Kultura resetowania prowadzi do coraz większych napięć i frustracji. Dlaczego ludzie wierzą w iluzję, że kolejny „reset” przyniesie ukojenie? a może kolejny będzie tak szalony jak ten z Kac Vegas? 🙂

lovestory

„Love story” reż. Florian Habicht

Nasze życie staje się jeszcze bardziej przewidywalne gdy nieprzewidywalność włączamy wajchą: weekend, reset, impreza. Jest wiele innych sposobów. Na przykład minimalizm, który uruchamia w życiu tsunami nieprzewidywalności. A wracając do filmu Kac Vegas w Bangkoku. Momentami jest naprawdę śmieszny. Oczywiście trzeba być kretynem żeby się z tego śmiać – ale o tym już pisałem na wstępie. Niemniej jeszcze śmieszniej jest gdy równie sprośne żarty podane są w sposób bardziej subtelny. W nowozelandzkim filmie „Love story” reżyser pyta ludzi na ulicy, co się ma wydarzyć, potem coś wybiera i w ten sposób fabuła idzie do przodu. Film eksperymentalny. Gdy fabuła dochodzi do sceny łóżkowej, reżyser pyta ludzi na ulicy, co mogłoby się stać w łóżku, aby było atrakcyjnie, mnóstwo ludzi mówi „niech ona okaże się facetem, niech ma penisa”. Reżyser się zastanawia, że może to normalne, a tylko on jakoś nie miałem takich przygód, postanowił popytać ludzi o ich osobiste doświadczenia. Podszedł do staruszka, który siedział na krześle przy ulicy i pyta, „czy zdarzyło się kiedyś panu, że poszedł pan do łóżka z kobietą, ale okazało się, że to facet”. Staruszek na to „Żartuje pan! No jasne! Wiele razy!”. Amen 🙂

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Kulturalne i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

51 odpowiedzi na „Kac Reset, czyli szaleństwo szalenie przewidywalne

  1. Superlama pisze:

    Spontanicznie rozwaliłem w niedzielę 5 samochodów, kolizję spowodowałem znaczy się. Reset jak się patrzy.
    A tak na poważnie – widzę, że wiele osób żyje tak od imprezy do imprezy. Tzn. zapierniczają cały tydzień, żeby w piątek i sobotę chlać, a w niedzielę mieć kaca. I od poniedziałku znowu kierat. Ale to chyba przechodzi z założeniem rodziny:)

    Co do głupich komedii – niektóre coś w sobie niosą – czasami lubię taką obejrzeć, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że całkiem ze mną nieźle;) No i pośmiać się oczywiście. Nie udaję, że nieambitne rzeczy mnie nie śmieszą.

  2. jarsson pisze:

    O żesz jasny gwint, dopiero teraz uświadomiłem sobie pewną rzecz. Rzadko kiedy włączam weekendowy reset – tzn że całkiem dobrze funkcjonuję sam ze sobą w tym popieprzonym świecie. Tak oczywiste że aż zapomniałem jaka to wartość 🙂 Dzięki !

  3. suharnarowerze pisze:

    Cóż za piękny tekst, tej! I puenta świetna 🙂
    Po przeczytaniu poczułem się lepiej ze swoją słabością do filmów „samochodowych”, nawet tych słabych. nawet tych z Vinem Dieslem. Dzięki!
    Klikam subskrybcję i będę miał na oku twoje pisanie!
    Pozdrówka!

    • Superlama pisze:

      O,filmy z Dieslem to jest to:-) Zawsze się fajnie czlowiek przy nich relaksuje:-)

    • suharnarowerze pisze:

      No! Wiedziałem, że nie jestem jedyny 🙂
      Swoja drogą, dzisiaj sam stworzyłem wpis o mało ambitnych uciechach, ale niestety, nie tak wyrafinowany, jak ten powyżej. Niemniej jednak, jako zbieg okoliczności, warto to odnotować.

  4. Franek pisze:

    Zastanawiam się dlaczego: życie spontaniczne jest lepsze od życia niewolniczo-iluzyjnego?
    Podpowiedzi mile widziane 🙂

  5. Franek pisze:

    Nie, nie chodzi mi o ilość, tylko o „jakość”. Przykłady:
    – ktoś jest etatowym niewolnikiem i jego największe szaleństwo to eskapada do innego marketu albo resetujące chlanie w weekend – i jest mu z tym dobrze.
    – ktoś jest niewolnikiem ale ma świadomość i tęsknotę by zrobić w swoim życiu trochę przestrzeni dla spontanu ale nic nie robi by to zrealizować, co najwyżej zastępczo ogląda filmy awanturniczo-przygodowe – i jest mu w tym stanie trochę źle i trochę dobrze.
    – i jest ktoś jest zupełnie uświadomiony i wyzwolony, idzie za pragnieniami i nie boi się wyzwań – jest mu z tym dobrze.
    Czy można (sensownie) powiedzieć, że życie któregoś z nich jest „jakościowo” lepsze od pozostałych?
    Jeśli weźmiemy pitagorejskie: „człowiek jest miarą wszechrzeczy”, to każdy z nich ma swoją miarę i bez sensu jest ich porównywanie albo wg Koheleta „miarka” jest jedna: „Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością. Wszystko idzie na jedno miejsce: powstało wszystko z prochu i wszystko do prochu znów wraca”. Koh 3,19-20.

  6. egoistka pisze:

    Skoro o jakosc chodzi, to po co porownywac „niewolnikow”:
    Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest (Łk 17, 21). Według świętego Tomasza: Gdy wasi przywódcy powiedzą wam, że królestwo Boże jest w niebie, ptaki niebieskie będą przed wami. Jeśli zaś powiedzą, że królestwo Boże jest w morzu, ryby morskie będą przed wami. Ale królestwo jest tym, co jest w was, i tym, co poza wami. Skoro poznacie samych siebie, wtedy będziecie wiedzieć, że jesteście synami Ojca żywego. Jeśli zaś nie poznacie siebie, wtedy istniejecie w nędzy i sami nędzą jesteście.

    • Franek pisze:

      Spokojnie Egoistka, twój ostrzał z ciężkich haubic zrobił na mnie piorunujące wrażenie ale chyba trochę „przeniosło” pociski 🙂
      Nie pytam o Królestwo Boże tylko o styl życia.
      Pytam o rzecz praktyczną (nie filozoficzną lub teologiczną) robię to i to i mam za to to i to lub nie robię czegoś i mam inny rezultat, inne doznania. Czyli np. czy styl życia grubasa jest gorszy/lepszy od stylu życia króla fitnessu?
      Pytam czy jest w ogóle sensowne takie porównywanie?
      Albo jeśli jest sensowne to w jakiej perspektywie?
      Stąd moje aluzje do Pitagorasa czy Koheleta.

    • egoistka pisze:

      na praktycznym poziomie porownanie jest sensowne i uwazam, ze styl zycia grubasa (obciazajacego uklad pokarmowy dla rozrywki) jest gorszy od stylu zycia krola fitnessu (nieobciazajacego sobie ukladu pokarmowego) 🙂

  7. arrec pisze:

    Dylemat jest ciekawy. Wielu mistyków mówi, że większa świadomość to zawsze lepiej. Ale przecież człowiek ma więcej świadomości niż dajmy na to kot, i to nie, dzięki – ale przez tą świadomość może pojawić się wstyd, poczucie winy czy samobójstwo – a nie spotkamy tego u kotów. Czy mistycy mają zatem rację? Można powiedzieć, że człowiek rodzi się ze świadomością, która dostarcza wielu powodów do zmartwień, i już nie może zrobić kroku wstecz, do świadomości kota, może tylko do przodu, czyli do poznawania siebie samego. Może też wybrnąć z problemu chowając swoje niepokoje w sejfie jakiejś koncepcji: kariera, religia, rodzina, zdrowie, wygląd. Niewolnikiem nie jest ani grubas, ani król fitnessu tylko ten z nich który uwierzył w koncepcję (stał się niewolnikiem koncepcji), że dobry wygląd to Królestwo Boże (stosując porównanie egoistki). Może być tak, że obaj są niewolnikami, albo, że obaj są wolni. Teraz wróćmy do początku, czyli do dylematu czy większa świadomość jest lepsza. Czyli czy warto wyzwalać niewolnika. Myślę, że geniusz filmu matrix polega na tym, że dobrze pokazuje ten dylemat. Podobnie to wygląda w rzeczywistości. Wyzwolony niewolnik ląduje w zupełnie innym świecie. Wszystko wcześniej było iluzją. Ale wiara w tą iluzję była tak silna, że świat wydawał się całkowicie realna. Kiedy było lepiej, przed obudzeniem czy po? Czy niewolnik będzie szczęśliwy, że został obudzony? Ja mam na to taki przykład, stara schorowana ciotka ma młodego przystojnego amanta, jest najszczęśliwsza osobą na Ziemi, śpiewa, non stop się uśmiecha, jest dla wszystkich przemiła – dowiadujemy się, że to oszust, okradł już wiele starszych kobiet. Co robić? Ostrzec ciotkę? czy dać jej jeszcze klika miesięcy iluzorycznego szczęście? a może umrze szczęśliwa? a może najbardziej na świecie znienawidzi tego, kto tą sielankę zakończy? tysiące pytań – nie ma jednego dobrego podejścia do jakiegokolwiek niewolnictwa

  8. Franek pisze:

    „przez tą świadomość może pojawić się wstyd, poczucie winy czy samobójstwo.Czy mistycy mają zatem rację”?
    Na wstyd, poczucie winy czy chęć samobójstwa „lekarstwem” może być jeszcze „większa” świadomość, wyższy stopień oświecenia. I tu bym przyznał rację mistykom ale zostawmy ich na razie.
    „nie może zrobić kroku wstecz, do świadomości kota, może tylko do przodu, czyli do poznawania siebie samego. Może też wybrnąć z problemu chowając swoje niepokoje w sejfie jakiejś koncepcji: kariera, religia, rodzina, zdrowie, wygląd.”
    Może też kompulsywnie, a potem nałogowo chlać lub ćpać i wg mnie też przytępi nieco świadomość, ale to też inna sprawa.
    „Czy niewolnik będzie szczęśliwy, że został obudzony?”
    Iluzja to iluzja, nie ważne jak mocno się w nią wierzy ale to też odstawmy.
    Wydestylujmy przykład: Kowalski (grubas) i Nowak (fitness) są chirurgami, ateistami, nie wierzą w życie po śmierci. Obydwaj mają wiedzę o zdrowym stylu życia. Kowalski gwiżdże na to i świadomie podejmuje decyzję by przesiadywać przed telewizorem i rąbać chipsy. Nowak przeciwnie, dba o kondycję i zdrową dietę. Kowalski zmarł mając 50 lat na cukrzycę, Nowak w wieku 90 lat w „dobrym zdrowiu”.
    Czy można powiedzieć, że postępowanie (życie) tego lub tego było lepsze od tego drugiego?

    • egoistka pisze:

      Kowalski zyl w najlepszym z mozliwych swiatow dla siebie, i Nowak tak samo:)

    • Kasia pisze:

      Myślę, że takich rzeczy nie należy rozpatrywać w kategoriach dobra i zła. To jest kwestia wyboru. My podejmujemy decyzje i ponosimy za nie odpowiedzialność.Kowalski wolał żyć krócej ale na wszystko sobie pozwalać, Nowak zaś wolał sobie pewnych rzeczy odmówić ale za to cieszyć się zdrowiem.

    • Franek pisze:

      Nie postawiłem tego pytania w kontekście moralnym ani etycznym, czy jest to dobre czy złe.
      Pytam o lepsze/gorsze, tak jak się mężczyźni zastanawiają czy model samochodu „x” jest lepszy od modelu „y” albo czy ta blondynka jest lepsza od tej brunetki.

    • egoistka pisze:

      Odpowiedz zalezy od tego czy Tobie samemu jest blizej do grubasa czy moze do fitnessmana 🙂 Czyli dowiesc tego mozna tylko empirycznie a posteriori.

    • Kasia pisze:

      Niezależnie od tego w jakim kontekście to rozpatrujemy, moralnym czy innym, jest to kwestia wyboru. Jeśli coś uznajemy za lepsze lub gorsze to jest to tylko i wyłącznie nasza subiektywna opinia.

    • Franek pisze:

      Jeśli, jak twierdzicie (egoistka i Kasia) decydujące są moje subiektywne preferencje, to styl życia jest kwestią gustu, a o gustach się nie dyskutuje, więc styl życia przyczajonego, telewizyjnego „zastępowacza” jest „jakościowo” taki sam jak styl życia „spontanicznego inspiratora”.
      Dobrze was zrozumiałem?

  9. egoistka pisze:

    Jesli uznac, posilkujac sie Leibnizem, ze zyje sie w najlepszym z mozliwych swiatow, to jesli ktos jest niewolnikiem w stopniu etatowym czy pol etatowym a nawet jesli juz wcale nim nie jest i zyje bez chlania i wyprzedazy, to znaczy, ze kazdy z nich zyje i tak we wlasnym najlepszym z mozliwych swiatow i jesli nie jest gotowy sam to nie bedzie inny swiat dla niego wcale lepszy. Np. ciotka musi zyc w swiecie opierania swojej radosci zycia na mlodym amancie, poniewaz innego swiata bez mlodego amanta nie zna i nie jest w stanie sobie wytworzyc, aby miec bez amanta tez radosc zycia. Wiec ostrzezenie ciotki nic nie da dobrego, oprocz moze poczucia dumy i wyzszosci moralnej tego kto donosi. A ciotka znienawidzi i tak za niedobra nowine. Dlatego lepiej przynosic dobre nowiny:)

  10. arrec pisze:

    Franek, myślę, że Egoistka i Kasia twierdzą, że tego nie uchwycisz, ale nie twierdzą, że to nieuchwytne. Jesteśmy w stanie stwierdzić czy ktoś jest szczęśliwy (a nawet wyczuwamy to momentalnie) ale nie jesteśmy w stanie stwierdzić dlaczego ten ktoś jest szczęśliwy – a im bardziej nakładamy na to szczęście przyczynę tym bardziej wpadamy w niewolnictwo myślowe.

    W przypadku „zastępowanie” vs. „prawdziwe przygody” sprawa jest w miarę jasna, bo albo żyjemy, albo wegetujemy. Albo stoimy w porcie (brak życia), albo pływamy po morzu (życie). Ale jak ktoś Ci powie nie siedź tyle w porcie, płyń w szalone morze a będziesz „jakościowo lepiej żył” to może się po prostu pomylić. Ba! przecież nie ma nawet czegoś takiego jak definicja „prawdziwej przygody”. Dla jednego wyjście do centrum handlowego może być tak zmysłowym i pełnym doświadczeniem jak dla drugiego zdobycie szczytu w Himalajach – komu to oceniać! Z takich rozważań można wysnuć wniosek, że jeśli już się wtrącać to indywidualnie, jeśli ktoś prosi o pomoc, bo jego życie nie jest takie jakby chciał – nie ma natomiast sensu rzucać w eter haseł typu „zamiast czcić kac vegas rusz po swoje przygody” bo to jednemu pomoże, a drugiemu zaszkodzi – i tak to rzeczywiście jest. Autor tego bloga ma taką świadomość. Ale nie ma z tym problemu, bo pisze to wszystko dla siebie. Egoista i tyle!

    A i jeszcze dodam, że Twój dociekliwy sceptycyzm powoduje, że pisanie tego bloga pomaga autorowi jeszcze bardziej!

    • egoistka pisze:

      Gdyby wszyscy stali sie takimi egoistami jak autor bloga, swiat bylby w jedna sekunde piekniejszy 🙂

  11. Franek pisze:

    Arrec, egoisto … Ty sobie znowu tak nie schlebiaj. Myślisz, że ja po to drążę ten temat, żeby ratować stare ciotki i wyszarpywać ludzi z matrixa? 🙂
    Wiesz, sam nad sobą i dla siebie zastanawiam się czy może byłoby „lepiej” gdybym nieco podkręcił obroty i uczynił życie mojej białogłowy i moich córek bardziej kolorowym? Dla mnie radość przeogromna to upolować dzika ale ona tego w ogóle nie czuje 🙂

    • egoistka pisze:

      Oj to nie dobrze Franek, jak nie bedziesz polowal i trenowal sie w strzelaniu, dzik upoluje Ciebie. Polecam ksiazke dla facetow „Dzkie serce.Tesknoty meskiej duszy”, autor John Eldredge. Ja juz przeczytalam, John naprawde uczy jak wspaniale polowac i pozostac dzikim, a jednoczesnie szczesliwym w rodzinie:)

    • Franek pisze:

      O moje oko i rękę póki co się nie martw 🙂
      Ciekawe czy na parkiecie (tanecznym, nie giełdowym), też jesteś taka mocna jak w buzi?

    • egoistka pisze:

      Na parkiecie jestem mocna w nogach 🙂

    • Franek pisze:

      I to jest bezdyskusyjnie dobre! 🙂
      Mam tylko nadzieję, że się nie ruszasz sztywno, bo byłbym rozczarowany … 😉

  12. Ania pisze:

    Z wielką przyjemnością czytam Twojego bloga. Być może będzie moją inspiracją w Nowym Roku, tak symbolicznie ;-)). W każdym razie proszę o dalsze wpisy.

  13. PiotrK pisze:

    Dawno nie pisałem (brak prądu i internetu 😉 ha .Rozpatrywanie czyjegoś stylu życia z punktu widzenia moralności jest bez sensu. Wolę patrzeć przez pryzmat sumienia i odpowiedzialności….

    • Franek pisze:

      Sumienie jest pojęciem typowo religijnym, mocno tkwiącym w nauce o moralności.
      To tak jakby powiedzieć: bez sensu jest rozpatrywać samochód w kategorii sprawności technicznej, wolę patrzeć przez pryzmat bezpieczeństwa ruchu drogowego 🙂

    • PiotrK pisze:

      No dobrze a święcenie wojsk idących na wojnę to czyn moralny czy bardziej zgodny z sumieniem kapłana ?

    • egoistka pisze:

      Papiez Pius 23 blogoslawil Hitlera i wojska hitlerowskie idace na front. Z tego powodu ocalal Watykan. To tylko gra polityczna.

    • Franek pisze:

      Największy numerowo był chyba Pius XII 🙂
      Każdy czyn dokonany w perspektywie sumienia jest czynem moralnym (o ile sumienie rozumiemy klasycznie).
      Rozwinę wypowiedź gdy złapię trochę czasu.

    • egoistka pisze:

      no tak chodzilo mi o Pius 12 (za duzo wczoraj tego wina:)

  14. PiotrK pisze:

    Egoistko niekoniecznie polityczna, zgodnie ze swoim sumieniem uratował Watykan . Politycznie to tłumaczy się zachowania moralne ….(co wychodzi często śmiesznie).

    • Franek pisze:

      Nie widzę potrzeby szatkowania zachowania na: sumienne, moralne, polityczne.
      Jeżeli jestem np. chrześcijaninem i startuję w wyborach do sejmu (zachowanie polityczne), to sumienie (= sąd rozumu+prawo Boga) mówi, że nie powinienem w swojej kampanii szkalować konkurentów i jeśli tak robię to moje postępowanie jest polityczne+sumienne+moralnie dobre, a jeśli obrzucam ich błotem to jest polityczne+sumienne+moralnie złe.
      W każdej mojej aktywności (sport, kontakty towarzyskie, biznes) sumienie mi mówi czy dana decyzja jest moralnie dobra lub zła.

    • egoistka pisze:

      Skoro sumienie uznajesz za instancje wewnetrzna i nadrzedna to moze wlasnie sumienie zna odpowiedz na Twoj wczesniejszy dylemat, ktory „jakosciowo” styl zycia jest „lepszy” czy „gorszy”, co w ogole jest lepsze a co gorsze:) Tak jak bylo w jednej piosence:
      Słuchaj swego sumienia
      Pozwól mówić mu
      Nie przekręcaj, nie zmieniaj
      Z nim się nie targuj

    • Franek pisze:

      Uznaję jedynie to, że jesteś zołza 🙂
      Teraz poważnie. Odwoływanie się w dyskusji do sumienia, wg mnie, ma sens jedynie wtedy gdy rozmówcy uznają ten sam system moralny. Dla mnie (załóżmy, że chrześcijanina) zjedzenie schabowego by zaspokoić głód jest czymś moralnie dobrym ale dla moich kolegów chasyda i muzułmanina jest to moralnie złe i wszyscy trzej w swoim sumieniu odwołujemy się do prawa Bożego.
      Świadomego przyjęcia wiary nie można wytłumaczyć w racjonalnym dowodzeniu, gdyż wykracza poza nasz wysiłek intelektualny, więc dyskusja między nami, czy jeść wieprzowinę czy nie, jest bez sensu.
      Dlatego w moim pytaniu przywołałem dwóch autorów „ateistycznych” aby niepotrzebnie nie zapętlać rozmowy.
      I tak, na pierwszy rzut oka, jeśli wyjdę z pozycji pitagorejskiej, bardziej subiektywnej, to dobrze jest „starać się” by trzymać swój życiowy fason, rozwijać się na ile potrafię, zrobić coś dla dobra innych. Natomiast jeśli bardziej spojrzę z pozycji Koheleta, bardziej obiektywnej, to nie ma znaczenia czy byłem uczynnym człowiekiem czy też płatnym mordercą bo i tak z jednego jak i drugiego zostanie garść prochu. Jakie znaczenie dla tej garści prochu ma to czy ktoś go wspomina dobrze czy źle?

    • egoistka pisze:

      Mezczyzni kochaja zolzy 🙂
      A tak powaznie nie wiem po co sie kawalkuje to wszystko i przecina granicami rozne filozofie i religie. O ile na studiach to przynosi fajne efekty w postaci elokwencji to poza tym niewiele to przynosi takie kawalkowanie. Kazda linia graniczna w poznaniu jest potencjalna linia frontu, a wojen juz jest za duzo. Jak sie przestanie dzielic a zacznie szukac i znajdywac to co wspolne to moze nie bedzie juz strachu przed omnia vanitas, bo wtedy duch wzrasta i obejmuje wszystko:)

  15. PiotrK pisze:

    ….bardzo mi się podoba Twój komentarz egoistko…..

    • arrec pisze:

      Mi też! Gdyby ten blog miał marmurowe filary to był to wykuł na jednym z nich: Każda linia graniczna w poznaniu jest potencjalną linią frontu, a wojen już jest za dużo.

  16. Franek pisze:

    Głupia jesteś 🙂 Chociaż z tymi zołzami to masz rację.
    Chodź tu do mnie i razem ze mną popatrz jak to naprawdę wygląda:
    1. Wyznaczenie (próba określenia) przeze mnie ram powyższej dyskusji nie wzbudziło z nikim żadnego konfliktu, dosłownie żadnego, no może poza Tobą 🙂 Nie ilość czy długość granic jest istotna ale to czy są szanowane.
    2. Granic percepcji się nie tworzy (poznanie to coś więcej niż tylko klasyfikowanie czy katalogowanie) – te granice po prostu są, tak jak linia horyzontu.
    3. Co z tego, że znaleźliśmy wiele wspólnego, albo nawet, że łączy nas wszystko: język, religia, polityka, sport, a nawet łóżko? Właśnie tu może być największy konflikt jeśli obydwoje mamy wspólne gusta i obydwoje chcemy spać np. po prawej stronie 🙂
    4. Co z tego, że w czasie bitwy na poduszki zawrzemy rozejm i w procesie negocjacji pokojowych zjednoczymy się tak mocno, że już głębiej i mocniej nie będziemy mogli się połączyć? Czy to usunie strach przed tym, że kiedyś stanie się to o czym pisał dziadek Kohelet?

    • arrec pisze:

      Franku, nie zgodzę się z Twoim pkt nr 2. Różnica polega na tym, ze egoistka pisze, że tworzymy te granice, a Ty, że one już są. Ale „są” w jakim sensie? Czy masz na myśli możliwości poznawcze? Np. możemy doświadczyć pewnego zakresu temperatur, a potem się ugotujemy lub zamarzniemy? I to jest granica, która już „jest”, a nie została utworzona? Czy ktoś, kto twierdzi, że nie istnieje wyższa temperatura niż ta, którą jest w stanie doświadczyć stoi przy rzeczywistej, istniejącej granicy, czy też przy wytworzonej przez siebie (przez brak świadomości własnych ograniczeń)?

      Dodam jeszcze, że próba udowodnienia swojej tezy przez bycie ordynarnym, z jednej strony jest bardzo sprytna, ale z drugiej nie pozostawia zbyt przyjemnego zapachu…

    • Franek pisze:

      Arrec, tak, możliwości poznawcze i to bardziej intelektualne (trudno humaniście zrozumieć termodynamikę nieliniową) niż fizyczne bo te można pokonać odpowiednią aparaturą badawczą.
      Egoistka, jeśli Cię uraziłem, to najmocniej przepraszam. Nie było to zupełnie moim zamiarem. Świetnie mi się z Tobą rozmawia i nie chcę Ci niczego udowodnić.
      Proszę wróć, odezwij się i ratuj bo mnie tu chłopaki za chwilę spalą na stosie estetyki, etykiety i savoir-vivre’u 🙂

  17. PiotrK pisze:

    Franek nie wiem o co co chodzi, wydaje mi się , że coś z seksem. Dodam że nie lubię jak do kogoś nawet w żartach pisze czy mówi się – głupku…. taka granica.

    • Franek pisze:

      Dziękuję i doceniam, że podzieliłeś się ze mną swoimi odczuciami.
      Przypuszczam, że jesteś miłym, wrażliwym, rycerskim facetem.
      Bardzo cenię takich ludzi. Moje szczere uznanie.

    • PiotrK pisze:

      Kieruję się głosem sumienia i rozsądku.
      Z poważaniem

  18. Franek pisze:

    I tak oto, pomimo nieznośnego odoru jaki tu rozpyliłem, mamy wreszcie konkretny owoc naszych rozważań: bycie dżentelmenem jest bezsprzecznie lepsze od bycia gburem, zarówno w perspektywie pitagorejskiej jak i koheletańskiej.

  19. Lucy pisze:

    A ja, stety, bądź nie, tylko płytko i powierzchownie spytam – jakim sposobem udało Ci się obejrzeć Love Story? Szukałam chyba wszędzie w necie i niestetyż nic, tylko nędza.

Odpowiedz na Ania Anuluj pisanie odpowiedzi

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s