W mediach pojawia się czasami informacja, że dzięki diecie mięsnej mózgi homo sapiens stały się tak piękne i mądre. Nie jest to informacja całkowicie sprzeczna z prawdą, ale może rodzić całkowicie sprzeczną z prawdą myśl, że spożywanie mięsa ma wpływ na wielkość mózgu. Jeśli dieta mięsna ma wpływ na rozmiary organu w naszej głowie, to tylko poprzez zwiększenie szans na guza mózgu.
Mamy tendencję do przeceniania własnego wpływu na ewolucję. Dla ewolucji nie ma żadnego znaczenie co robimy, co jemy, co myślimy. Znaczenie ma tylko przepchnięcie własnych cech dalej, czyli płodzenie dzieci. Jeśli ludzie z odstającymi uszami spłodzą więcej dzieci, to kolejne pokolenie będzie mieć bardziej odstające uszy. Ewolucja nie byłaby możliwa gdyby rodziły się bezbłędne kopie. Natura niedbale celuje lotką w środek tarczy. Jeśli dany gatunek ma wysokość jeden metr, to natura robi eksperyment i produkuje kolejne pokolenie w wersjach od „trochę niższe” do „trochę wyższe”. Jeśli niżsi lepiej poradzą sobie z produkcją dzieci, znaczy się, że kurczenie się jest korzystne dla gatunku. Mózg homo sapiens urósł ponieważ osobnicy z mózgiem większym płodzili więcej dzieci. Ten fakt jest bezsprzeczny. Czy jedzenie mięsa miało na wpływ na to, że bardziej inteligentne egzemplarze płodziły więcej dzieci? Nie jestem ekspertem, operuje tylko na własnej intuicji, zarazem zachęcam do dyskusji, ale wydaje mi się, że wpływ jest znikomy lub żaden.
Najważniejszy argument jest taki, że umiejętność polowania wymaga inteligencji. Ponieważ jako gatunek postanowiliśmy polować nastąpiła selekcja osobników, mądrzejsi przeżywali i płodzili dzieci. Wydaje się to bardzo rozsądne, ale tak naprawdę nie trzyma się kupy. Po pierwsze wiele innych gatunków postanowiło polować o wiele wcześniej niż my, mimo wszystko nie wykształciło wielkiej inteligencji. Po drugie jeśli spojrzymy na ssaki to nie ma reguły, że drapieżniki są bardziej inteligentne od roślinożerców. Po trzecie umiejętność ucieknięcia przed drapieżnikiem to dokładnie ta sama gra. Polowanie jest zabawą wszystkich gatunków. Dlaczego tylko nasz gatunek miałby czerpać z faktu polowania szczególne korzyści dla rozwoju mózgu? Jeśli nie same polowanie, to może kolejny krok. Dzięki umiejętności polowania pozyskaliśmy możliwości migracyjne. Trzymanie się diety roślinożernej to trzymanie się terenu, na którym rosną jadalne rośliny. Dieta wszystkożerna umożliwiła migracje. To jak skutecznie rozprzestrzenił się człowiek pokazuje, że mięso można upolować praktycznie wszędzie. Tu jednak znowu pojawiają się identyczne wątpliwości. Szczury migrują równie skutecznie, jednak nie wysyłają statków badawczych w kosmos.
Na początku napisałem, że informacja o wpływie diety mięsnej na rozwój mózgu nie jest całkowicie sprzeczna z prawdą, potem nie potrafiłem znaleźć logicznego uzasadnienia dla tezy. To trochę jakby twierdzić, że gdyby prababcia nie spotkała pradziadka na wycieczce do Zakopanego to by nas nie było. Z jednej strony „tak to prawda”, ale z drugiej to zwykły przypadek, a nie fundamentalne znaczenie Zakopanego w naszym powstaniu. Gdyby nie przejście z diety roślinnej na wszystkożerstwo to człowiek nie byłby tu gdzie jest. To prawda odnośnie naszej historii, ale odnośnie debaty nad naszą dietą „tu i teraz” to tylko sentymentalny argument. „Tu i teraz” potrafimy przeprowadzać badania, z których wynika, że nawet 200 tysięcy lat polowań i spożywania mięsa to mało czasu aby nasze ciało dostosowało się do mięsnej diety. Nasze ciała najlepiej reagują na dietę identyczną do diety szympansów i goryli. Spożywanie znacznych ilości mięsa powoduje degradację ciała na różnych poziomach i wiele bardzo przykrych chorób – wiemy to bezsprzecznie.
Twierdzić, że jedzenie mięsa ma wpływ na wielkość mózgu, to jakby twierdzić, że jedzenie mięsa wpływa na odstawanie uszu albo na długość rąk. Wegetarianizm też nic ewolucyjnie nie znaczy. Wegetarianie są zdrowsi i żyją dłużej, ale mięso nie jest aż tak szkodliwe żeby eliminować mięsożerców jeszcze przed wejściem w wiek rozpłodowy. Właśnie! Tu kryje się cała prawda o naszym dostosowaniu do mięsnej diety. Gdyby ewolucja była istotą współczującą to może dostosowała by nas lepiej do trawienia mięsa. Ale z punktu widzenia ewolucji znaczenie ma tylko wiek rozpłodowy. Rak, cukrzyca, zawał serca, wszystkie smutne konsekwencje mięsnej diety, które dopadają nas w drugiej połowie życia są tak dla ewolucji interesujące jak telewizyjne seriale. Paradoksalnie gdyby mięso byłoby bardziej trujące to ewolucja kiwnęłaby palcem i pozmieniała to i owo. Dziwacy, litujący się nad życiem krówki mieliby wtedy problemy zdrowotne. Ale nie pozmieniała. Mięso jest za mało szkodliwe aby ewolucja zabrała się do pracy. Jest jednak szkodliwe na tyle, że warto SAMEMU wysilić się do pracy umysłowej.
Palenie papierosów pokazuje, że człowiek potrafi świadomie dźwigać ryzyko – na coś trzeba umrzeć. Dodam na marginesie, że mi nie przeszkadza dym nikotynowy, mam jakąś dziwną sympatię do wszystkich palaczy świata, a nawet zdarza mi się okazyjnie zapalić papierosa. W sprawie spożycia mięsa nie chodzi jednak o świadome dźwiganie ryzyka, tylko o brak świadomości. Mądrość ludowa, że mięso jest zdrowe, potrzebne, wartościowe jest całkowicie sprzeczna z faktami. Jest jednak podtrzymywana na wiele różnych sposób, między innymi przez argument ewolucyjny.
Ciekawe. Zastanawiałem się ostatnio nad ewolucją, jedzeniem mięsa i jedyne co mi nie pasuje do układanki to bieganie. Jesteśmy w stanie biec non stop przez dziesiątki godzin, dzięki czemu możliwe było polowanie uporczywe. A może było Nam potrzebne do zasiedlania nowych terenów czy komunikacji między osadami… Idę pobiegać, może mnie olśni w tej kwestii 🙂
Do dalszego zgłębiania tematu polecam materiał na YT: https://www.youtube.com/watch?v=bEjgLqXQ04E
„Mądrość ludowa, że mięso jest zdrowe, potrzebne, wartościowe jest całkowicie sprzeczna z faktami.”
Piszesz tak bo naprawdę w to wierzysz, czy piszesz bo chcesz kreować poglądy?
Ja jestem zdania, że mięso jest taką samą szkodliwą używką jak alkohol czy papierosy.
I uzależnia podobnie jak powyższe oraz cukier i narkotyki.
Ale uważam też, że każdy ma prawo wyboru diety.
Pozdrawiam!
Ciekawe rozważania, ale w dwóch rzeczach trochę się mylisz:
1. Oprócz ewolucji jak to rozumiesz istnieje też dziedziczenie cech rozwijanych. Jest to epigenetyka. W szkołach na razie naucza się tylko dziedziczności opartej na cechach losowych, ale dziedziczenie cech rozwijanych zostało już stwierdzone przez naukę.
2. Człowiek ewoluował bardzo szybko w różnych środowiskach i nic dziwnego, że nie do zdążył się w 100% przystosować do konkretnego rozwiązania. Nasza budowa fizyczna (wyprostowana postawa, naga skóra, pocenie się) predestynują człowieka do polowania uporczywego. Tak ewoluowaliśmy, nawet jeśli układ pokarmowy za zewnętrznym wyglądem nie nadążał.
3. Dieta goryli jest mieszana. Wiadomo, że 1-2% ich diety stanowią owady, a w ich odchodach znaleziono ślady antylop i mniejszych małp, choć samego spożywania mięsa nie zaobserwowano. Nasz bliższy przodek, szympans, aktywnie poluje i mięso również stanowi u niego około 2% diety.
4. Z tą większą długowiecznością wegetarian to nie ma żadnych dowodów, a są też badania sugerujące, że jednak są bardziej narażeni na choroby. Problem jest, że wegetarianizm to nie tylko sposób odżywania, a styl życia, charakteryzujący się dbałością o kondycję, różnorodność posiłków, ich naturalne pochodzenie i unikanie używek. Nic dziwnego, że dłużej żyją!
http://optymalni.poznan.pl/prasa-i-czasopisma/nexus/mity-wegetarianizmu-cz-ii/2/
Patryk, dziękuję za ciekawy komentarz. Mam dwie uwagi.
1. Wegetarianie żyją dłużej przez zdrowszy styl życia?
Argument zdrowego trybu życia wegetarianin jest miły dla wegetarian i pięknie obala mądrość ludową, że mięso daje siłę. Wygląda to jakby mięso zabierało siłę i powodowało leżenie na kanapie, a warzywa dawały siłę do hasania po świecie. Oczywiście jest to prawdą, że wegetarianie ogólnie bardziej dbają o siebie i uprawiają częściej sport. Przez wiele, wiele lat wszelkie wyniki badań o zapadalności na choroby przy diecie mięsożernej obalono tym wytrychem. „To nie mięso samo w sobie jest winne tylko inne aspekty” – to już pieść przeszłości. Już od dłuższego czasu wyniki badań są separowane.
Na jesień 2015 WHO wrzuciło mięso przetworzone do najwyższej grupy czynników rakotwórczych (tam gdzie azbest i papierosy), a mięso czerwone do drugiej grupy. Potwierdziło to ogrom badań na wielu uniwersytetach i WHO nie miało wyjścia pomimo walki branży mięsnej. Nie styl życia, nie otyłość, tylko mięso samo w sobie jest rakotwórcze.
Podawałem tu na blogu wyniki badań na temat cukrzycy, badania na grupie ponad 60 tysięcy Adwentystów, którzy prowadzą bardzo podobny tryb życia. Religia mocno zniechęca do jedzenia mięsa dlatego mniej więcej połowa nie je mięsa wcale, połowa je, ale niezbyt dużo ilości. U osób spożywających mięso zapadalność na cukrzycę to 7,6%, u wegetarian 3,2%. Trzeba przy tym pamiętać, że 7,6% to ciągle bardzo mało. Każdy mięsożerny ma 92,4% szans, że cukrzycy uniknie – to prawie jak pewność! Podobnie jest z rakiem czy chorobami serca, chodzi tak naprawdę o małe procenty, mięso nie jest aż tak trujące, patrząc indywidualnie to niewielkie ryzyko, miłość do bekonu może być tego warta. Ale, naprawdę duże ALE, inaczej to wygląda jak spojrzymy na całe społeczeństwo. 4,4% różnicy w zapadalności na cukrzycę to w Polsce 2 miliony ludzi !!! Chcesz zrobić coś naprawdę wielkiego i uratować 2 miliony ludzi! Namów Polaków aby nie jedli mięsa.
2. Druga uwaga dotyczy szympansów i goryli.
Nawet osoby, które poświęciły życia na obserwacje toczą spory. Ja obserwacji nie prowadzę, Ty zapewne też nie – więc nasza dyskusja jest czysto laicka, ale napiszę, że dla mnie owe 2% brzmi jak obrona na siłę tezy odrobinie mięsa w diecie naszych kuzynów. To 2%, z marginesem błędu 2%. Równie dobrze, ktoś mógł zaobserwować szympansa jak połyka śrubkę, i wyliczyć, że jedna śrubka na tysiąc obserwacji oznacza, że promil diety to śrubki. Pewne jest, że układ pokarmowy goryli i szympansów jest bardzo podobny do naszego. Pewne jest też, że dieta nie ma związku z kulturą, religią, obyczajem – jest naturalna. I pewne jest, że nie są zainteresowane mięsem i polowaniem.
Trochę oddzielną kwestię stanowią owady. To temat witaminy B12, której goryle potrzebują dokładnie tak samo jak my. Radzą sobie z tym problemem niezbyt apetycznie, ale skutecznie. Kiedy pojawia się większy niedobór tabletka z owada to dobry patent na B12. To się zdarza to bardzo sporadycznie, na pewno owady nie są przysmakiem goryli.
Minęło lat dwa od opublikowania powyższego artykułu…
Ja jako autor kilku artykułów „na temat” opublikowanych w tym czasie mam istotne chyba uwagi, stąd…
Badania separowane i tzw. kohortowe w dalszym ciągu dają nie jednoznaczne wyniki „w temacie” mięsa czerwonego ze względu na wielkie trudności uzyskania grup jednorodnych.
Mięso czerwone wydaje się być (ale nie jest to w najmniejszym stopniu statystycznie tj w nawet 75, nie mówiąc już o w 100%. udowodnione) szkodliwe w nadmiarze (pow 0,5kg na tydzień) dla męskiej populacji białego człowieka po 50. roku życia. Tj. sprzyja rakowi, „Alziemu”, demencji itp. Jednak po 60-tce co ciekawe, mięso tłuste jest wielce prawdopodobne, że sprzyja długowieczności (…).
Mięso czerwone ale nie te hodowlane, ale tzw. dziczyzna ze względu na to, że zawiera ciekawe kwasy tłuszczowe nienasycone, i MUFA i PUFA (prawie nieobecne u zwierząt hodowlanych), jeśli jest dokładnie przebadane, szczególnie bez włośni, to jest doskonałym mięsem (niezwykle bogatym w witaminy, zwłaszcza z kompleksu B ale nie tylko) nawet możliwym do spożywania w dawce 1,5kg na tydzień (3 krotnie większej niż zalecana dla czerwonego mięsa ww. tzw. hodowlanego).
Nie ma wystarczających dowodów, że nadmiar żelaza rzeczywiście wpływa istotnie na powstanie i rozwój choroby Alzheimera. Są to raczej spekulacje, no bo że skoro żelazo jest potrzebne do rozwoju tej choroby, krystalizuje w hipokampie to…
Istnieją populacje szympansów mających opracowane doskonałe techniki łowieckie (!), żywiące się niemal wyłącznie mięsem co ciekawe także (a często głównie!) szympansów żywiących się głównie roślinnym pokarmem (nawet oglądałem znakomity dokument BBC „czarno na białym” to pokazujący). Gdy obok siebie żyją obie populacje tych „małpiszonów” łatwo się domyślić, która z nich z czasem zaczyna dominować…
Podobnie było z Australopitekiem bardziej mięsożernym i tym roślinożernym tzw. Paranthropusem (wiem, że obecnie są to synonimy dla większości zoologów, ale w latach 80. jednak wydzielano rodzaj Paranthropus jako różny od australopiteków m. in. ze względu na rodzaj pożywienia). Temu ostatniemu – Paranthropusowi; przez 1,5 milionów lat jego istnienia, mózgu nie przybyło ani na jotę, a temu drugiemu mięsożernemu Australopitekowi, a i owszem…
Wydaje się wg nowszych badań, że naszym przodkom rozwojowi ich mózgów, ich inteligencji, posłużyło nie mięso, a głównie szpik kostny do którego za pomocą kamiennych nieobrabianych jeszcze narzędzi (obecnie niektóre szympansy też zaczęły to robić) nauczyły się jako jedyne na sawannie, skutecznie się dobierać (potrafili oni wielkie kości łupać wzdłuż – jako jedyne!, i rozbijać kamieniami najtwardsze nawet czaszki).
Także wszystko wskazuje na to, że ewolucja roślinożerców prowadzi wyłącznie od wszystko lub mięsożerności, do wyspecjalizowanej roślinożerności i… wymierania – czyli końca ewoluowania… Wymierające obecnie „totalnie” koniowate są na dziś tego aż nadto znakomitym przykładem.
Lobby przemysłu mięsnego…
Znacznie potężniejszym lobby jest jest amerykańskie lobby rolnicze. W ich bowiem kontynentalnym amerykańskim klimacie, zimą nawet 1/3 spożywanej paszy przez zwierzęta hodowlane „idzie” na bezproduktywne samo-ogrzewanie się ciał zwierząt, a nie na mleko czy mięso. Amerykańscy farmerzy woleli więc by sprzedać taką kukurydzę paszową nie jako paszę ale jako pokarm dla ludzi, a więc… Finansują nagminnie badania dorabiające mięsu czerwonemu „gombrowiczowską gębę”… 🙂
…i narażającą populację nie tylko amerykańską, na choroby cywilizacyjne związane z nadwydzielaniem insuliny (wbrew pozorom znacznie bardziej kancerogennym niż np. nitrozoaminy z kiełbas) i leptynoopornością…
…a więc do prawdy o czerwonym mięsie droga jeszcze ciągle daleka…