Czytam felietony pana o długim nazwisku: Jose Luis Martin Descalzo. W jednym z nich Luis pisze, że 10 milionów ludzi kocha swoje psy, ale znalazł się jeden taki, co pogryzł swojego psa. I taki człowiek staje się bohaterem naszych czasów. To o nim opowie telewizja, prasa, internet. I to szczegółowo. I tak mnie naszło żeby zapytać wprost: Dlaczego potrzebujecie takich bohaterów? Dlaczego patrzycie na te wszystkie bzdurne newsy? Dlaczego rajcuje was to przykładanir lupy do głupoty i okrucieństwa? Dlaczego się nie zbuntujecie? Dlaczego nie przychodzi wam do głowy myśl, żeby po prostu to wszystko wyłączyć? Nie ogladać, nie słuchać, nie czytać tej papki. Nie narzekać na jakość informacji, tylko przestać uczestniczyć w tym cyrku. Samemu zaspokoić głòd informacji. Prawdziwym pożywieniem. Od dawno niewidzianego przyjaciela, od starszej i samotnej sąsiadki, od ciotki, ktòra mieszka w innym kraju.
Wakacje to dobry czas na eksperyment. Sprawdźcie, co się dzieje jak nikt was nie faszeruje odpowiednią dawką spreparowanych newsów dzień w dzień. Boli? Ubywa? Omija? Coś. Cokolwiek.
Wiem, że nawet jak przyznajecie mi minimalnie racje to i tak po wakacjach wrócicie do nawyku czytania informacji na portalach internetowych, czy gapienia sie w telewizje informacyjne. To może cytat z felietonu Luisa „wobec takiego stanu rzeczy pozostaje nam tylko uśmiech, kpina z ludzkiej kondycji i z tej rozległej strefy głupoty, jaką wszyscy nosimy w naszych własnych duszach. Pozostaje nam uśmiechnąć się, spojrzeć w lustro, pokazać język głupocie zewnętrznej i wewnętrznej… ”
I jeszcze żeby nie było, że to „uzależnienie od newsów” to jakiś poważny problem, wrzucam użytą przez Luisa optymistyczną nutę z Platona: „Nic, co może się wydarzyć nie jest złe dla dobrego człowieka”. Piękne prawda?
Lala salama! Czyli „dobranoc” (dosłownie „śpij dobrze”) w języku Suahili.
Mam dokładnie takie samo wrażenie, jeśli chodzi o przekaz informacji w mediach. Moja babcia wciąż jest sfrustrowana, widząc „co się na świecie dzieje”. Mówię jej, że dzieją się też bardzo dobre rzeczy, ale chyba szklany ekran ma większą siłę przebicia niż wnuczka, która „życia nie zna”. Odkąd nie oglądam telewizji, częściej myślę o ważnych sprawach, które mnie dotyczą, niż o problemach wielkich tego świata itp. Wiele osób narzeka na jakość telewizji, nieustannie ją oglądając – to tak jakby wciąż wyrażać niechęć do partii politycznej, po czym zagłosować na nią w wyborach.
Pozdrawiam serdecznie! 🙂
Kto nie czyta onetu nich pierwszy rzuci kamień… w telewizor
Po przeczytaniu powyższego tekstu zdałem sobie sprawę, że ja również prawie co wieczór karmię swój umysł sieczką informacyjną, dlatego podszedłem do zaproponowanego eksperymentu poważnie. Od dwóch tygodni przestałem odwiedzać strony informacyjne w internecie, (telewizora nie mam, radia używam tylko w samochodzie do słuchania płyt). I okazało się, że internet potrzebny jest mi tylko do przelewów bankowych i czytania nowych postów na tym blogu.
Eksperymentu nie kończę – spodobało mi.
Przypomniały mi się czasy z przed ery internetu. Przeprowadziłem się wtedy z rodziną na wieś (bez TV). Zamieszkaliśmy w starej chatce bez wygód (mieliśmy prąd, kuchnię węglową i sławojkę w kącie ogrodu). Do rozpalania używaliśmy gazet przywożonych od rodziny. Z tej rozpałki czerpaliśmy wiedzę co się dzieje w „wielkim świecie”. I nie przeszkadzało nam, że newsy były z przed kilku miesięcy.
Większość informacji jaka dociera do nas z serwisów nie wpływa bezpośrednio na nasze życie. Świat idzie swoją drogą niezależnie czy będę o tym poinformowany czy nie.
Ps.
Na czas to trzeba znać „newsy” z Ministerstwa Finansów, choć i tu zawsze można zrobić korektę na koniec roku.