„Współczesna cywilizacja jest wielkim treserem. Wszyscy skaczemy przez jej obręcze. Rok po roku, krok po kroku, w coraz większym stopniu to samo jemy, to samo śpiewamy, to samo myślimy. Wielki dyktator Mister Miernota zdobywa nad nami coraz większą władzę. Ciągnie nas za kółko w nosie zwane pensją, co wieczór uczy nas skakać i służyć jak grzeczne pieski przy pomocy sprytnych ćwiczeń z ekranu telewizora, rozcieńcza wodą wino naszych marzeń i nadziei, obcina paznokcie naszym złudzeniom, czyni z nas wegetujących podludzi”
José Luis Martin Desclazo
Ta cywilizacja naprawdę straszna ….. nastawiam dziś zakwas na chleb dla równowagi.
zabolało. i dobrze.
Uśmiechnąłem się na ten komentarz. Pod tekstem miało być pytanie „Zabolało?”, którego w końcu nie umieściłem.
sporym wyzwaniem jest by nie dać się zaszczuć światu, wymaga to dużej odwagi i schowania ambicji w kieszeń by móc powiedzieć: spoko, nie muszę za wszelką cenę pracować za biurkiem. wiem ile to kosztuje bo musiałem sobie postawić pytanie czy jestem gotowy na zmiany. bolało ale odpowiedziałem twierdząco, jebać system, chcę żyć szczęśliwie! 🙂
większość, nie wszyscy
„sprzedajemy” wolność za bezpieczeństwo, nie od dziś zresztą. Pisał o tym choćby Erich Fromm w „Ucieczka od wolności”: Nowoczesny człowiek żyje w iluzji, że wie, czego pragnie – gdy tymczasem pragnie dokładnie tego, czego się od niego oczekuje, że będzie pragnął.
Jasne. Sens jest dokładnie ten sam. Ale warto sobie ten sens odświeżać, Tym bardziej, że forma u Descalzo jest tak bardzo poetycka. To „kółko w nosie”, „ćwiczenia tresujące z ekranu telewizora”, „rozcieńczanie wodą wina naszych marzeń” to według mnie genialne metafory.
….czasem myślę, czy pod takimi tekstami powinno być wymagane przez prawo ostrzeżenie: „UWAGA! TEKST MOŻE SPOWODOWAĆ POWRÓT DO SAMODZIELNEGO MYŚLENIA. A JAK POWSZECHNIE WIADOMO Z SAMODZIELNEGO MYŚLENIA WYNIKAJĄ SAME KŁOPOTY” 🙂
…świetne 🙂
Ludzie z natury zamiast myśleć powielają istniejące schematy, pomimo, że te nie mają żadnego sensu, a z ich powielaniem wiążą się tylko problemy. Kilka przykładów:
1. Noszenie stroju kąpielowego na plaży (zamiast chodzić nago, jak normalny człowiek. Co to za debil wymyślił, żeby nosić majtki na dupie, zamiast na uszach i na łokciach?)
2. Chodzenie gdziekolwiek w garniturze (zamiast wygodny strój – sportowe obuwie i podkoszulka bawełniana)
3. Nie jedzenie mięsa w piątki (jeśli jedzenie mięsa jest złe, to należy go w ogóle nie jeść, a jak jest dobre, to jeść zawsze)
4. Uważanie, że posiadanie w domu totalnych dziwactw typu firanki, obrusy, dywany, lampy wiszące, itd. jest normalne.
5. Kwoczenie (gotowanie skomplikowanych obiadków np. dwa dania i jeszcze deser, ciasteczek, wieczne porządkowanie domu)
6. Kogutowanie (odpowiednik powyższego w męskim wykonaniu, czyli „usprawnianie” technicznych spraw w mieszkaniu i śledzenie nowinek motoryzacyjnych, sportowych i politycznych)
Podałem celowo kilka takich przykładów, które są bezmyślnie dziedziczone z pokolenia rodziców, bo nie tylko o telewizji, ale o tym kółku w nosie warto pomyśleć i go w końcu wyciągnąć.
eee tam. bezmyślnie??
1. Noszenie stroju kąpielowego na plaży (zamiast chodzić nago, jak normalny człowiek. Co to za debil wymyślił, żeby nosić majtki na dupie, zamiast na uszach i na łokciach?)
A kto wymyślił coś takiego jak zdrowy wstyd (było kiedyś takie słowo „skromność”). Ja bym czuł się niezręcznie gdyby moi rodzice rozebrali się przy mnie do naga.
Nagość jest ok – ale wszystko ma swój czas i miejsce (no i towarzystwo ;).
2. Chodzenie gdziekolwiek w garniturze (zamiast wygodny strój – sportowe obuwie i podkoszulka bawełniana)
Mi wygodnie jest w garniturze i koszulce polo. Dobre buty są bardziej wygodne od adidasów – może kwestia przyzwyczajenia;) Gdy kopię w ogródku lubię latać za to na bosaka. Może kwestia wygody zależy od sytuacji?
3. Nie jedzenie mięsa w piątki (jeśli jedzenie mięsa jest złe, to należy go w ogóle nie jeść, a jak jest dobre, to jeść zawsze)
Mięso nie jest złe. Ale piątek dla niektórych osób jest wyjątkowy. Mówią, że w ten dzień warto coś dać od siebie (jak dajesz coś od siebie to jednocześnie robisz miejsce na dar kogoś innego). Niektórzy dają właśnie to (niejedzenie mięsa) , inni co innego.
4. Uważanie, że posiadanie w domu totalnych dziwactw typu firanki, obrusy, dywany, lampy wiszące, itd. jest normalne.
Każda z wymienionych przez Ciebie rzeczy jest w określony sposób wygodna i ładna. Jeśli tak nie uważasz po co Ci te rzeczy. My nie mieliśmy firanek przez 2 lata bo lubiliśmy patrzyć przez okno. Dywan pojawił się bo miękko się wtedy leży na podłodze.
5. Kwoczenie (gotowanie skomplikowanych obiadków np. dwa dania i jeszcze deser, ciasteczek, wieczne porządkowanie domu)
Gotowanie to frajda. Czuję się jak malarz smaków albo jak krytyk w galerii sztuki – tak czy inaczej chodzi o smakowanie;) Porządkowanie zewnętrzne wpływa na uporządkowanie wewnętrzne. Tak jest wygodniej.
A czasem po prostu trzeba coś zjeść lub zrobić miejsce by chodząc nie przewracać się o porozrzucane rzeczy. Czym więcej rzeczy tym więcej porządkowania;)
6. Kogutowanie (odpowiednik powyższego w męskim wykonaniu, czyli “usprawnianie” technicznych spraw w mieszkaniu i śledzenie nowinek motoryzacyjnych, sportowych i politycznych)
By rodzina czuła się bezpiecznie kogut bywa przydatny. Kogut tworzy maszt, strukturę, w którą kura może wnieść …. cały świat, swój świat, siebie. Gorzej jak maszt koślawy i chwieje się – wtedy słabo. Kogut ma pretensje do kury, że tego wymarzonego świata nie ma. A kura cóż – zależnie od temperamentu;)
Zabolało, i to mocno. Dobrze że nie było tego pytania na końcu, bo by to było jeszcze bardziej dołujące. Z wielką chęcią pozbyłabym się tego kółka w nosie, tylko do tego trzeba mieć albo jakieś zabezpieczenie finansowe, albo dużo odwagi, choć ta druga opcja wydaje mi się możliwa tylko w przypadku życia w pojedynkę, bez dzieci. A tak tylko się zwiększa poczucie życia w patowej sytuacji…
Ból jest wtedy dobry, gdy czemuś służy. Zabolało (boli?) ale warto odpowiedzieć sobie na pytanie „po co?”. Nie uważacie, że to idiotyzm, gdy człowiek, który ma pracę zapewniającą byt jego dzieciom/rodzinie kopie sam siebie, bo „cywilizacja odebrała mu wolność”. Mi to na kilometr pachnie pychą/fałszem, która stale wymaga od Ciebie „czegoś innego” niż obecnie masz.
Łucznik stoi pewnie i strzela do tarczy. Czy jak chybi (albo cały czas chybia) – widzieliście kogoś kto bierze strzałę i dźga się nią boleśnie w rękę „by zapamiętała na drugi raz”?
Każdy z nas ma unikalne talenty. Każdy został postawiony w obecnym miejscu po coś. Warto znaleźć czas by się tym ucieszyć. Docenić to co się ma (lub nie ma) obecnie. Na tu i teraz.
Dopiero wtedy można iść dalej i zadać sobie pytanie : ok, to co zamierzam z tym zrobić bo może jest gdzieś indziej jakieś większe dobro (dla mnie i innych).
Michał, ja nie napisałem, że opisane przeze mnie postępowania uważam za złe. Napisałem tylko, że nie dostrzegam w nich żadnej logiki i moim zdaniem zdecydowana większość ludzi wykonuje je na skutek bezmyślnego powielania istniejących schematów, a jedynie nieliczni z tych, którzy to robią robią to na skutek własnych przemyśleń.
W Ewangelii (Mt 7,13-14) znajdujemy takie słowa: „Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota: i niewielu jest tych, którzy ją znajdują.”
Dlatego warto się zastanowić, czy idziemy z głównym nurtem przez szeroką bramę (tak, jak większość), za którą to bramą jest powiedzmy to nieciekawie, czy też potrafimy postępować w życiu wg swoich własnych przemyśleń tak, jak potrafi niewielu (a potrafili np. święci, wielcy przywódcy polityczni, wybitni naukowcy i wszyscy Ci, którzy wyznaczali kierunki rozwoju ludzkości), a za którą to bramą jest ciekawe i owocne życie.
Życie to ciężka sprawa. Człowiek stara się myśleć samodzielnie, rozwijać się, żyć pasją ale kiedy zagląda do lodówki i widzi pustkę, potem zagląda do portfela a tam też pustka, to wcale nie czuje się szczęśliwy. Wtedy pojawia się myśl, że lepiej żyć jak wszyscy. To nic, że trzeba robić coś czego się nie lubi, skoro są pieniądze i jest akceptacja innych. Bycie trybikiem w tej maszynie zwanej systemem może boleć, ale za myślenie samodzielne też trzeba płacić swoją cenę. I to też boli.
Fajny blog, dlatego postanowiłam dodać swój pierwszy komentarz.
Pyza, chyba odwracasz kota ogonem. O ile mi wiadomo, to właśnie życie pasją prowadzi do dużych pieniędzy, a życie „jak wszyscy” do pustej lodówki. Weźmy kilka przykładów ludzi, którzy żyli pasją, np. Bill Gates, Lary Page, Sergey Brin, Steve Jobs, Paul McCartney, Liberace, Mick Jagger. Zaś ci, co „żyli jak wszyscy” robiąc za „trybiki w maszynie” klepali i nadal będą klepać biedę.
pasją żył także Van Gogh, Norwid, Balzac, Korczak, rotmistrz Pilecki, Anna Walentynowicz, Jane Austen, matka Teresa i wielu innych bezimiennych – niekoniecznie bogatych, bezpiecznych…
MX, myślę po prostu, że każdy medal ma dwie strony. Pieniądze to nie tylko kwestia pasji ale też tego w jakiej branży działasz, nie na wszystkim da się zarobić jednakowe pieniądze. Zarówno biznesmen jak i przedszkolanka mogą być wartościowymi osobami i wykonywać swoją pracę z pasją, a jednak „grubość portfela” będzie inna w obu przypadkach. Tak samo ktoś może kochać sport, osiągnąć w nim poziom mistrzowski a mimo to nie zarabiać dużych pieniędzy bo dyscyplina jest np. zbyt mało popularna. Takich przykładów może być wiele. Dobrze, że są tacy ludzie jakich wymieniasz, bo wnieśli dużo dobrego w nasze życie i są inspiracją dla innych, ale jak by nie patrzeć nie każdy będzie jak Bill Gates. Wielu biednych ludzi jest tak naprawdę biednymi z wyboru ale nie oceniałabym wszystkich jedną miarą. Różne rzeczy się dzieją i tak naprawdę każdego to może spotkać.
Mi jednak chodziło też o coś innego. O to, że życie wg własnych zasad jest tak samo trudne a nawet trudniejsze niż taka „typowa egzystencja” ,robimy to na własną odpowiedzialność i ponosimy za to pewną cenę.
W każdej branży da się zarobić, a ograniczenia tkwią tylko w naszym umyśle. Po prostu jeśli ktoś jest naprawdę dobry w czym kolwiek, to ludzie idą za nim, a za tymi ludźmi pieniądze. Są przedszkola, gdzie miesięczna opłata wynosi 1.300 zł lub więcej. Jak taka przedszkolanka będzie dobra w tym co robi i pomysłowa, to z czasem (idąc małymi kroczkami) założy sieć takich przedszkoli „z wyższej półki” w największych miastach w Polsce i może z tego całkiem dobrze żyć.
Znamy wiele przykładów ludzi (nawet z Polski), którzy nie mieli zupełnie nic oprócz dobrego pomysłu i dziś są prezesami ogromnych założonych przez siebie firm. Jak jest dobry pomysł na życie, robi się to, co się naprawdę lubi i jest się w tym naprawdę dobrym, ma się otwarte oczy i umysł i się działa z głową, to pieniądze potem same przychodzą, jak choćby w przypadku tych ludzi, których wymieniłem w poprzednim wpisie. Oczywiście pieniądze nie są najważniejsze w życiu, one są tylko produktem ubocznym robienia tego, co lubią i co ich interesuje.
Na przeciwległym biegunie jest ktoś, kto sprzedaje swój czas (który jest bezcenny!!!) za np. 30 zł za godzinę i chcąc zarobić więcej, sprzedaje go nie 40, tylko np. 60 godzin tygodniowo. Ale przecież chyba nikt nie dąży do takiej sytuacji. Kiedyś proponowali mi pracę w pewnej firmie, gdzie już pracował jeden mój kolega I on powiedział mi tak: na brak pieniędzy nie będziesz narzekał, ale i tak nie bedziesz miał czasu, żeby je wydać. Zarabiali tam 5-cyfrowe kwoty i pierwsza liczba bardzo rzadko była jedynką. Powrót z delegacji był w sobotę wieczorem, a wyjazd w następną już w niedzielę po południu – tak tydzień w tydzień, a często na niedzielę z delegacji w ogóle nie wracali, bo się nie opłacało. I po pewnym czasie cały dział (bardzo dobrze zarabiających ludzi) się zwolnił z tej firmy, bo jak powiedzieli „szkoda życia”. Błąd zrobili w tym, że postawili na pierwszym miejscu pieniądze, a nie swoją pasję, ciekawe i owocne życie. Ale szczęśliwie błąd ten wkońcu zrozumieli.
Minimalizm tak jak go rozumiem nie jest drugim biegunem dużalizmu 🙂 , O tyle mi się podoba (minimalizm) że mowa w nim o duchu- tolerancji , zrozumienia, duchowości itd. O dużaliźmie też ładnie by można pisać:) ale nie w tym rzecz by wchodzić w spór czy oceny. Dobrze jest czasem się zastanowić (co mam nadzieję czynię) co tak naprawdę jest potrzebne mi w życiu bo jak to minimaliści zauważyli nie o materię……a o ducha właśnie chodzi 🙂 (proszę bardzo by nie mylić tego ducha z grubością portfela)
Pożyczam sobie cytat pana D. do swojego kolejnego felietonu. Pozdrawiam.
MX, być może masz rację:). Może moje dywagacje to tylko wynik chwilowych frustracji i trudności. Jak na razie nie kapituluje i trzymam się własnej drogi.
Trzymaj się mocno!
Cokolwiek robisz, polecam cytat, który właśnie dziś dostałem.
“Our deepest fear is not that we are inadequate. Our deepest fear is that we are powerful beyond measure. It is our light, not our darkness that most frightens us. We ask ourselves, Who am I to be brilliant, gorgeous, talented, fabulous? Actually, who are you not to be? You are a child of God. Your playing small does not serve the world. There is nothing enlightened about shrinking so that other people won’t feel insecure around you. We are all meant to shine, as children do. We were born to make manifest the glory of God that is within us. It’s not just in some of us; it’s in everyone. And as we let our own light shine, we unconsciously give other people permission to do the same. As we are liberated from our own fear, our presence automatically liberates others.”
—-from A Return to Love, by Marianne Williamson.
moje tłumaczenie:
„Nasz najgłębszy strach nie polega na tym, że jesteśmy nieodpowiedni. Nasz najgłębszy strach to, że jesteśmy potężni ponad wszelką miarę. To nasze światło a nie ciemności – przerażają nas najbardziej. Pytamy siebie, kim jestem by być tak wspaniały/a, atrakcyjny/a, utalentowany/a, zdumiewający/a? Właściwie, kim jesteś by nim /nią nie być? Jesteś dzieckiem Boga. Twoje umniejszanie się nie służy światu. Kurczenie się tylko po to by inni ludzie nie czuli się w twoim towarzystwie niepewnie to nie oświecenie. Jesteśmy przeznaczeni by jaśnieć, tak jak dzieci. Zostaliśmy zrodzeni by objawić Chwałę Boga, który jest w nas. Nie tylko w niektórych; On jest we wszystkich. I jak tylko pozwalamy naszemu światłu płonąć, świadomie dajemy innym ludziom przyzwolenie by czynili tak samo. Gdy tylko uwolnimy się od naszego własnego lęku, nasza obecność automatycznie uwalnia innych.”
Lubisz kontrkomentarze wiec sprobuje o cos zapytac. Twoja historia przypomina wspolczesna wersje przejrzenia na oczy historycznego Buddy, ksiecia, bogatego spadkobiercy wladzy i krolestwa 2500 lat temu…Czy moglbys powiedziec na ile jednak poczucie bezpieczenstwa na nowej drodze zycia-mnimalistycznej daje Ci jednak swiadomosc, ze w razie co, masz na kogo liczyc i na czyje pieniadze? Prosze o szczerosc, nie kazdy zaczyna z podobnego poziomu swoj minimalizm, niektorzy pol z musu pol z pasji zycia. Jestem po prostu ciekawa odpowiedzi.
Budda o ile pamiętam miał bogatego całkiem ojca i nie sądzę że liczył na to że jak by coś nie tak z tą medytacją i DROGĄ to wracam , pytanie na czyje pieniądze może autor bloga liczyć uważam za niesmaczne. Może „Pasja Życia” być Twoim blogiem . Chętnie poczytam.
Jesli niesmaczne to przepraszam. Mnie interesuje to wewnetrzne bezpieczenstwo, sa rozne drogi, zeby do tego dojsc. Wydaje mi sie, ze „latwiej” jest z tego poziomu, kiedy wiemy czego sie pozbywamy, poniewaz sprobowalismy bogactw, poznalismy doglebnie, i potem stwierdzamy, nie to nie to. Tak jak zrobil Budda. Potem on nauczal wszystkich na podstawie swojego doswiadczenia, to byla jego droga, droga Buddy. Jesli np ja wychodze z innego poziomu, nie pracowalam nigdy za duze pieniadze itp, to mam zupelnie inna droge, poniewaz od poczatku nie wiele mam. Czasami to czuje o czym mowa, a czasami nie. I wlasnie chce osiagnac wewnetrze bezpieczenstwo, poniewaz zewnetrzne jest zludzeniem, bardzo sobie zycze takiego stanu umyslu. Zawsze.
Przepraszam, że późno odpowiadam, ale (znowu) długo mnie nie było. A odpowiadam, że odpowiem w nowym wpisie. Będzie pod tytułem „Odpowiedź na pytanie spełnionej egoistki” 🙂
Pozdrawiam
Uśmiecham się do Ciebie. Też tak chcę ………..
Pingback: Odpowiedź na pytanie spełnionej egoistki | Pasja vs. Praca