Są takie zdarzenia w życiu, czasem ważne, a czasem zupełnie nieistotne, które zmieniają całkowicie nasze postrzeganie świata. Mnie to spotkało po przeczytaniu jednego artykułu z National Geographic. Artykuł opisuje afrykańskie plemię Hadza, autorem jest Michael Finkel. Po lekturze tego tekstu miałem coś, co Japończycy nazywają satori.
W środku artykuły pojawia się taka teza: „Jared Diamond, profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego i pisarz, nazwał wprowadzenie rolnictwa największym błędem w historii ludzkości, po którym nigdy nie doszliśmy do siebie„. Trzeba przyznać, że mocno teza. Cały artykuł rozpoczyna się natomiast pytaniem: „Wiodą życie zbieraczy i łowców podobne do tego sprzed 10 tys. lat. Czy wiedzą coś, o czym my zapomnieliśmy?” Finkel odpowiada na to pytanie jednoznacznie. Hadza wiedzą mnóstwo rzeczy, o których zapomnieliśmy. Zgadzam się. Zapomnieliśmy. Ale czyż dużo ciekawszym pytaniem nie będzie: to co możemy teraz zrobić? Przecież nie zaczniemy polować na pawiany i żyć koczowniczo z całym majątkiem na plechach (w postaci łuku i fajki).
Wybrane fragmenty artykułu:
Wojny są Hadza obce. Gęstość zaludnienia na ich ziemi nigdy nie była tak duża, żeby groził im wybuch zarazy. Odkąd pamiętają, nie zaznali też głodu. Za to istnieją świadectwa, że rolnicy przyłączali się do nich podczas klęsk nieurodzaju. […] Dieta ludu Hadza do dziś pozostaje bardziej urozmaicona niż większości ludzi na świecie. Mają też niezwykle dużo czasu na odpoczynek. Antropolodzy oszacowali, że członkowie społeczności „pracują” – poszukując pożywienia – od czterech do sześciu godzin dziennie. […] Tradycyjni Hadza, jak Onwas i jego koledzy z obozu, żyją wolni od wszelkiej własności. Wszystko, co posiadają – garnek do gotowania jedzenia, pojemnik na wodę, siekierę – można zawinąć w koc i nieść na ramieniu. […] Autonomia to cecha charakterystyczna tej społeczności. Żaden dorosły nie ma władzy nad innym. […] Role płci różnią się od siebie, ale nie ma tu żadnego typu wymuszonej uległości kobiet, która występuje w wielu innych kulturach. Kobiety Hadza, które wychodzą za mąż za mężczyzn spoza plemienia, często wracają, bo nie chcą zgodzić się na tyranizowanie. […] W jego obozie nie ma telewizji, gier planszowych ani książek. Ale jest rozrywka. Kobiety śpiewają pieśni, a mężczyźni opowiadają przy ognisku historie – jak w teatrze kabuki, tyle że w buszu. […] Odkrywam też, słuchając Onwasa i Mille, że ludzie kłócą się z małżonkami tak samo na całym świecie. „Czy to nie twoja kolej na przyniesienie wody? Dlaczego drzemiesz, zamiast polować? Możesz wyjaśnić, dlaczego zwierzę, które ostatnio przyniosłeś, było tak słabo wyprawione?”. Takie same kłótnie w tej samej dolinie toczyły się od tysięcy lat. […] Zazdroszczę Hadza pewnych rzeczy – na przykład tego, jak wydają się wolni. Od posiadania. Od społecznych zobowiązań. Od ograniczeń narzucanych przez religię. Wolni od planu dnia, pracy, szefów, rachunków, ruchu ulicznego, podatków, praw, newsów i pieniędzy. Ale nie mógłbym żyć jak Hadza. Ich całe życie wydaje mi się wielką, szaloną wyprawą kempingową. Niezwykle ryzykowną. […] Dni, które spędziłem z Hadza, zmieniły moje postrzeganie świata. Ludzie ci sprawili, że jestem bardziej wyciszony, trochę dzielniejszy, skupiony na obecnej chwili, unikający ciągłego pośpiechu. I choć może brzmi to sentymentalnie, czas spędzony z nimi uczynił mnie szczęśliwszym.
Cały artykuł jest tutaj. Warto przeczytać, choć może brzmi to sentymentalnie, samo przeczytanie artykułu sprawia, że człowiek czuje się szczęśliwszym.
Wróćmy do pytania: co możemy teraz zrobić? Myślę, że większość ludzi, po przeczytaniu artykułu Finkla ma „efekt wow” i nic poza tym. Bardzo ciekawe. Ale w sumie tak samo ciekawy jest kolejny James Bond czy wyniki ligi piłkarskiej. Dlatego teraz spróbuję tym wszystkim mocniej potrząsnąć. Posłuchajcie – czy to nie jest paranoiczny bezsens, pracują cztery godzinny dziennie, mają multum czasu na odpoczynek, są naprawdę szczęśliwymi i radosnymi ludźmi tylko dlatego, że ich sposób życia automatycznie wyklucza chciwość. Brak potrzeby kumulacji dóbr powoduje całkowity brak chciwości. Są tam inne trudne emocje. Jest ambicja, frustracja, gniew, złość – ale chciwości nie ma.
Nasz sposób życia celebruje chciwość, robi z niej wielką cnotę. Nikt nie chodzi ze spuszczoną głową ponieważ nagromadził znacznie więcej dóbr niż potrzebuje. Wprost przeciwnie. To wszystko jest tak egoistyczne i płytkie, że u osób świadomych powoduje bunt. Przykładem desperackiego buntu jest zachowanie Christophera McCandless. Innym dobrym przykładem jest przepiękny utwór Eddiego Veddera (Pearl Jam) pod tytułem „Society”, czyli „Społeczeństwo”. Pierwsze wersy brzmią tak:
Przykład Chrisa pokazuje jednak, że powrót do diety jagodowo – pawianowej jest już praktycznie niemożliwy. Co można w takim razie zrobić, jak sobie poradzić z chciwością, która niszczy nasze szczęście, kradnie nam cały czas wolny i jedyne co daje w zamian to nieustaną frustrację i rządzę posiadania jeszcze więcej. Muszę ostrożnie stawiać stopy na ścieżce krytyki chciwości, żeby nie zacząć wychwalać komunizmu. Zdecydowanie bym tego nie chciał. Komunizm to system, który dokonuje okrutnych gwałtów na autonomii człowieka. A autonomia jest moim zdaniem wartością największą. Ale skoro nie komunizm, to co? Ślepa uliczka? Przypomina mi się tu taka historia o rybaku. Pewnego razu rybak spał w swojej łódce na brzegu. Podszedł do niego turysta i zapytał: czemu nie łowisz ryb? Rybak odparł: już złowiłem. No to czemu nie złowisz więcej? Po co? Jak to po co!!! – krzyknął oburzony turysta – Chociażby po to aby wyremontować tą próchniejącą łódź!!! po co? Jak to po co!!! żeby złowić jeszcze więcej ryb!!! po co? żeby sobie kupić drugą łódź, założyć całą firmę rybacką!!! po co? żeby zarobić dużo pieniędzy i mieć w końcu spokój!!! Mam już spokój… znaczy miałem póki pan się nie pojawił.
Historia o rybaku jest moją odpowiedzią na moje pytanie. Bardzo łatwo możemy prowadzić spokojniejsze i szczęśliwsze życie, wystarczy pytać „po co?”. Hadza pracują 4 godziny dziennie, my moglibyśmy pewnie jeszcze mniej – klimat mamy łagodniejszy, a rząd dotuje wytwarzanie żywności 🙂 Nie sam czas pracy jest tu jednak ważny. Dzieci Hadza chcą być myśliwymi i zbieraczami bo to znają i potrafią. My mamy swoje zawody, które znamy i potrafimy. Czasem taki zawód nie ma żadnej innej możliwości spełnienia jak 40 godzinny tydzień pracy. Ale nawet pracując 8 godzin dziennie możemy być tym rybakiem. Robimy swoje, idziemy odpocząć, cieszymy się życiem. Dlaczego zapomnieliśmy to co wiedzą Hadza – ponieważ mamy wykreowane tysiące głupich potrzeb. Nawet jak spełnimy 999 to ta jedna niespełniona będzie nas pędziła batem dalej. Test? Na kolejny weekend masz propozycje, przyjdziesz do roboty ma całą sobotę i niedzielę, będziesz robić tam to czego nie lubisz najbardziej, ale dostaniesz ekstra zapłatę 15 tys. zł. Co się pojawia w głowie:
- „po co?”
- aparat fotograficzny, nowe alufelgi, wymiana starej pralki, spłata zaległości do spółdzielni, wycieczka do Tajlandii.
A jeśli sytuacja będzie się powtarzała w kolejny i w kolejny i w kolejny weekend. Kiedy w końcu pojawi się „po co?”. Najciekawsze, że ta sytuacja nie jest wymysłem, tak się dzieje tu i teraz. Nie znam ani jednej osoby, która po awansie w pracy osiągnęłaby większy spokój. Awans zawsze oznacza jeszcze mniej czasu dla siebie, dla rodziny, dla swoich pasji, dla swoich pomysłów. Awans oznacza jeszcze większy kierat i pęd. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak cholernie, cholernie trudne jest to „po co?”. Czyżby było to niemożliwe w naszym zachodnim świecie? Może po prostu za dużo jest tych reklam, tych produktów, które chwalą się, że przyniosą nam szczęście. Każda kolejna kwota pieniędzy się przyda, na każdą kolejną jest pomysł na zagospodarowanie. Skoro według neurologii wszyscy jesteśmy bardzo religijni, to religią wyznawaną przez większość jest kult pieniądza.
Na szczęście są wśród nas ludzie, którzy dają sobie z tym mądrze radę. Naprawdę są. To było moje kolejne satori.
Pingback: „Carpe diem” albo „Carpe nuces”. | Pasja vs. Praca
Plemiona myśliwsko-zbierackie mają/miały faktycznie wiele zalet. Prawdopodobnie wielu ludzi (choć być może nie wszyscy) ze świata cywilizacji zachodniej byłoby bardziej szczęśliwych żyjąc jak te plemiona.
Chciałbym jednak zachęcić do sceptycyzmu wobec pracy 4-6 godzin dziennie. W oryginalnym artykule jest napisane, że „członkowie społeczności ‚pracują’ – poszukując pożywienia – od czterech do sześciu godzin dziennie”. A ile czasu zajmuje im obróbka tego jedzenia, naprawa szałasów, narzędzi czy zajmowanie się dziećmi?
Przedstawie tu wyliczenia na ten temat według antropologa Richarda Lee z książki o Buszmenach (innych myśliwych-zbieraczach) zatytułowanej „The !Kung San. Men, Women, and Work in a Foraging Society”. Liczby oznaczają ilość godzin w tygodniu.
Zdobywanie pożywienia:
Mężczyżni: 21.6.
Kobiety: 17.1.
Wspaniale prawda? Tylko, że co się dzieje dalej:
Naprawa i produkcja narzędzi:
Mężczyźni: 7.5
Kobiety: 5.1
Prace domowe (gotowanie, patroszenie zwierząt, naprawa dachów w szałasach, obieranie orzechów, itp.):
Mężczyźni: 15.4
Kobiety: 22.4
Suma: mężczyźni 44.5
Kobiety: 40.1
Ponad dwa pełne etaty, bez wakacji, bez urlopów macierzyńskich, bez możliwości studiowania w młodości. Dla kobiet trzeba doliczyć opiekę nad dziećmi!
Naturalnie, do pracy etatowca (40 godzin na tydzień) na Zachodzie trzeba też doliczyć zakupy, sprzątanie, itp. Nie sądzę jednak, aby wyszło więcej niż dla Buszmenów. Wyjdzie więcej dla tych, którzy w pracy spędzają dużo więcej niż 40 godzin tygodniowo.
Nie znaczy to, że teraz mamy lepiej. Życie tamtych plemion ma wiele zalet, choć również wady. Ale to na inną dyskusje.
Mimo wszystko wychodzi dużo, dużo mnie u buszmenów. W zachodnim świecie zaczynamy już od 40 godzin i mamy naprawdę dużo do dodawania: dojazdy do pracy, opieka nad dziećmi, prace domowe, kupowanie „dekoracji” do szałasu. Razem wyjdzie 60 albo i 80 godzin na jedną osobę.
Myślę, że najlepiej widać to jednak z drugiej strony. Ciekawe byłyby twarde dane ile w danej kulturze jest czasu na „nic-nie-robienie”
Prawdopodobnie wyjdzie tak jak mówisz, gdy spojrzymy na wielu członków społeczeństwa zachodniego. Natomiast często jako jednostki mamy wybór pracować 40-45 godzin w tygodniu (wliczając dekorowanie swojego mieszkania-szałasu), jeśli wybierzemy odpowiednio skromny tryb życia, zrezygnujemy z wielu wydatków i zamieszkamy w dobrze zlokalizowanym miejscu.