Już po raz trzeci zabieram się do opisania mojej punktacji dla minimalizmu. Nie potrafię trafić w odpowiednie struny. W sprawie minimalizmu jestem zawieszony między dwoma światami. Wszytko, to co wcześniej piałem o minimalizmie wydaje mi się teraz oczywiste. Nie czuję potrzeby powtarzania. Wyczerpałem temat. Mimo wszystko mam silne wrażenie, że istnieje tutaj jeszcze ogromny potencjał, wielka głębia czekająca na odkrycie. Trafiłem na głaz, przez który nie mogę się przebić. Dwa razy opisałem już moją punktację. Nie są to beznadziejne teksty, ale nawet mnie męczą. Ślepe uliczki, w których tylko łaskawym okiem można znaleźć coś interesującego. Na pewno mało pomocne w drodze do celu. Dlatego zrobię tak: po pierwsza gorąco zapraszam do ośmiu tekstów o zaletach i wadach minimalizmu. Uważam, że trafiam tam w sedno. A tu będzie możliwie krótko o tym dlaczego zmiana na minimalizm jest tak ważnym skarbem dla mnie:
Zaczynam od „przygód” ponieważ tu jest jedyna „10” dla minimalizmu. I zacznę od definicji słowa przygoda ze słownika PWN:
1. «niezwykłe zdarzenie spotykające kogoś, odbiegające od zwykłego trybu życia tej osoby»
2. «przelotny romans»
3. «zespół przeżyć i doświadczeń związanych z jakimś okresem w życiu»
Warto zauważyć, że znaczenia nr 1 i nr 3 są przeciwstawne. Jedno jest ucieczką od codzienności, a drugie jest codziennością. Podejście do przygód to dwie przeciwstawne filozofie życia. Podejście ucieczkowe to wyraźny podział życia na dwie części. Jedną należy ustandaryzować i zrutynizować, drugą wyszaleć . Pasuje tu modne słowo „reset”, którego nie jestem fanem. Często słyszę, że ktoś podczas urlopu lub weekendu miał udany „reset”. Należy to rozumieć tak, że udało mi się odpocząć, uciec, zapomnieć, a teraz ma siłę aby wrócić.
Do mnie takie podejście nie trafia. Mam, być może błędne (oceniam swoim subiektywnym doświadczeniem) przekonanie , że nie jest to dobre i zdrowe. Porównałbym to do picia alkoholu. Większość badań pokazuje, że lampka wina czy kufel piwa dziennie są bardzo korzystne dla zdrowia. Nie ma badań o korzystnym wpływie siedmiu kufli piwa w sobotę. Podejście „resetowe” moim zdaniem wynika z głodu i desperacji. Z premedytacją pozbawiamy się drobnych i niezwykle smacznych przygód dnia codziennego, a potem rzucamy się desperacko próbując to nadrobić.
Minimalizm to ogromne ilości małych przygód. Małych testów na poradzenie sobie z problemem. Znalezienie dziwnych, zabawnych, kuriozalnych rozwiązań. Ta 10 dla minimalizmu za przygody była u mnie bez zastanowienia. Musiał tu być max.
9 punktów za samopoczucie psychiczne
Minimalizm rewelacyjnie poprawia jakość życia. Na „9” składa się zarówno strona praktyczna, mniej sprzątania, mniej przebierania, mniej dźwigania, jak i psychologiczna. W psychologicznej dwie rzeczy są najważniejsze: brak lęku i brak (głupich) pragnień. Brak lęku jest bardzo istotny. Ludzie żyją tak jakby mieli przejść z walizką pełną pieniędzy przez środek szemranej dzielnicy. Wschodni mędrzec na pytanie „co to znaczy żyć i nie żyć jednocześnie” zignorował pytanie i kazał uczniowi zanieść misę wypełnioną po brzegi wodą do miejsca po drugiej stronie zatłoczonego placu. Za każdą uronioną kroplę dostaniesz okrutną karę – dodał nauczyciel. Potem poprosił ucznia o opis wydarzeń na placu. Domyślamy się, że uczeń nie zobaczył nic. Nasza obsesja na punkcie posiadania fantów pozbawia nas życia. Minimalizm to życie oddaje.
To samo się tyczy pragnień. Marketing tak skutecznie operuje na mózgu, że nie mamy żadnej kontroli i refleksji nad tym dlaczego czegoś bardzo potrzebujemy. Pragnienie materialne są jak czary rzucane na nas przez złą czarownicę, a minimalizm jest jak czarodziejski eliksir, który daje nam odporność. Zabawne są sytuacje gdy pragnienie kradnie podświadomość, wyobraźnia zaczyna widzieć szczęśliwość ukrytą w materii, a wtedy minimalistyczny strażnik, ubawiony do rozpuku z naszej naiwność krzyczy „król jest nagi”. To jest naprawdę przyjemne doświadczenie. Jakby ktoś zdjął z pleców wielki ciężar. Świat od razu staje się piękniejszy, każdy łyk wody i każdy haust powietrza smakuje bosko, świeżo, radośnie!
2 punkty za samopoczucie fizyczne
Tu wpływ jest pośredni, ale 2 punkty się należą za rower, spacer, bieganie. Nie tylko jako zastępstwo bardzo drogiego w utrzymaniu i coraz mniej praktycznego samochodu. Dodam tu na marginesie, że ostatnio byłem w moim rodzinnym Koszalinie i widziałem naprawdę zabawną sytuację. Cała główna ulica to jeden wielki korek. Ludzie siedzą w autach z otępiałymi minami i ledwo jadą do przodu. A to takie małe miasto! Ja musiałem przejść z jednego końca na drugi i było to tylko 2,2km. 20 minut spacerku przy słonecznej pogodzie. Poruszałem się znacząco szybciej niż samochody. Mimo wszystko spacerujących było bardzo mało. Wszyscy siedzieli w autach. Ludzie pozbawieni aut tłoczyli się na przystanku, czekając na spóźnione autobusy. Wracając do rzeczy, nie tylko o zastępstwo tu chodzi. Minimalizm zdejmuje z nas misję „miej jak najwięcej” dlatego mamy trochę więcej czasu. Myślę, że prędzej czy później każdy nowy minimalista odkryje radość z aktywności ruchowej.
9 punktów za naukę, wiedzę, rozwój.
Dużo. A teraz dałbym jeszcze więcej. To nawet ważniejsze niż „przygody”. Minimalizm to nowa duchowość dla człowieka. To niewiarygodnie mocna zmiana świadomości. Można powiedzieć, że z faktu, że ktoś mniej kupuje, mniej pracuje, za to więcej biega po łąkach żadna duchowość nie musi wynikać. Ja jednak myślę, że minimalizm pozbawiony głębokich przemyśleń jest mało realny. Może, jeśli wraz z przejściem na minimalizm wyprowadzimy się w Bieszczady. Jednak nawet w Bieszczadach zetkniemy się z dzisiejszym światem, jego monokulturą która jest skrajnie nie-minimalistyczna. A nawet skrajnie anty-minimalistyczna. Musimy mieć silne argumenty aby się z tą kulturą pojedynkować, aby nie pozwolić jej obalić naszych fortec. Nie jest to trudne, ale wymaga treningu. Tak jak z bieganiem. Można biegać raz w tygodniu i utrzymywać niezłą formę, ale gdy przestaniemy to forma szybko ucieknie.
Moim zdaniem minimalista, który się nie rozwija, nie poszerza wiedzy przegra. Zostanie wchłonięty przez macki systemu, wróci w bagno płytkich materialnych pragnień. Oczywiście znowu oceniam subiektywnie po sobie. Wiem, że są ludzie naturalnie odporni. Ludzie, którzy urodzili się z czujnikiem w sercu i od razu wyczuwają fałsz, płytkość, brzydotę. Ja takiego szczęścia nie miałem i mój minimalizm wymaga nieustannej pracy. I bardzo dobrze!
Czyli można pośrednio stwierdzić że minimalizm może pomagać w leczeniu uzależnienia od rozluźnień 🙂
Lubię czytać Twoje wpisy..:)
U mnie minimalizm kroczy sobie spokojnie, ale śmiało do celu: do wolności od nadmiaru rzeczy, informacji, ludzi, smyczy emocjonalnych itd.itp
– np. w myśl powiedzenia „lepsze jest wrogiem dobrego” nie zamieniam tego co mam tylko dlatego, że ktoś chce to sprzedać ;). Nie kupuję niczego do jedzenia jeśli nie przeczytam krótkiej listy składników. Zdrowych składników.
– np. zrezygnowałam z tv kablowej, bo czytam i oglądam tylko to co chcę, A dużo czytam :).
(na reklamy mam wyjątkową alergię)
– np. ograniczyłam do minimum kontakty z niektórymi ludźmi.
Ludzie ci uważali że ja to czy tamto muszę lub powinnam, a ja nic nie muszę:)
Pozdrawiam
Nata6, chciałem napisać coś dokładnie takiego samego. Sam identycznie rozumiem minimalizm i tak samo wprowadzam go w życie. Przyznam, że smyczy emocjonalnych jest u mnie niewiele, ale za to wykonane są z niezniszczalnego materiału ;). Mam do nich stosunek ambiwalentny, jednak ogólny bilans „smyczy” jest pozytywny. Też bardzo cenię i lubię ten blog, jego treść, w większości, jest dla mnie inspirująca.
Bardzo ważne jest to co napisałeś (a na co nie zwracałem ostatnio uwagi – jeżeli w ogóle), że minimalizm można na powrót utracić, zapaść się w jego przeciwieństwo. Warto uświadomić sobie, że jeżeli już raz zasmakowałem minimalizmu, to nie mogę przestać być czujny, uważny i zdyscyplinowany troszcząc się o niego, bo niezauważalnie mogę znaleźć się w miejscu w którym wcale nie chce być. Chyba Leo Babauta o tym pisał, że minimalizm to proces w którym warto/trzeba uczestniczyć świadomie.
Pomyślałam chwilę o tych samochodach (ja też się kilka lat temu pozbyłam – potrzebowałam tylko wtedy, gdy dzieci były małe) i nie wiem czy to minimalizm powoduje większą aktywność ruchową, czy aktywność ruchowa może doprowadzić do minimalizmu.
Bo to jest tak – kiedyś takie 7, 10 czy 13 km wydawało się strasznie dużą odległością. No taki po prostu „kawał drogi”. Mam z domu do pracy „kawał drogi” – ktoś może powiedzieć i wsiada codziennie w auto i jedzie. Ale coś tam się w życiu wydarza i nagle zaczyna biegać albo jeździć na rowerze albo i jedno i drugie (a może nawet trzecie, czwarte…etc, np. jakieś rolki czy inne biegówki). I zaczyna od przesuwania się w przestrzeni najpierw na małe odległości, a potem na coraz dalsze i dłuższe. I nagle zdaje sobie sprawę z tego, że ten „kawał drogi” jest w stanie pokonać biegiem czy rowerem jakieś pół godziny-godzinę, czyli dokładnie tyle ile jedzie swoim szybkim autem. I zaczyna się zastanawiać, dlaczego np. weekendową przyjemność, jaką są długie wybiegania albo jazda na rowerze, nie zastąpić codzienną przyjemnością dobiegania/dojeżdżania do pracy (dobra, wiem, że nie każdy może, ale niektórzy mogą). I potem dochodzi do wniosku, że auto już od dawna nie jest właściwie potrzebne, bo przecież wystarczą własne nogi. I w ten sposób pozbywa się auta, czyli robi krok w stronę minimalizmu. C.B.D.O.
Bardzo się cieszę, że trafiłem na Twojego bloga. Szukając informacji dotyczących pakowania roweru szosowego na dłuższe wyjazdy trafiłem na kopalnię przemyśleń, z których duża część jest moimi własnymi, takimi tylko, które nigdy nie zostały zwerbalizowane aż do teraz. Będę stałym gościem. Dzięki!
minimalizm a etyka 🙂 myślę że może być to źródełko. Czy możemy być lepsi pragnąc mniej, mniej oczekując mniej posiadając . Może będziemy bardziej etyczni lepsi jedząc wybrane ( mniej) produkty. Mniej emocji więcej rozumu czy mniej rozumu więcej emocji. Najbardziej mniej wydaje być się samemu …….ale to już chyba nie minimalizm.
A ja właśnie czytałem, całkiem mądry chyba artykuł, że trzeba być bardzo bogatym, żeby pozwolić sobie na minimalizm i chyba jest w tym dużo racji: http://www.artofmanliness.com/2014/07/31/the-problem-with-minimalism/
Streszczenie:
Chociaż minimalizm ma niewątpliwe zalety, głównie to, że z mniejszym bagażem lżej się podróżuje, a mniejsza ilość gratów w domu zabiera mniej czasu, to jednak ma też istotne wady. Biedny potrzebuje chomikować, bo nie stać go na zakup jak coś będzie potrzebne. Jedynym sposobem, żeby mało posiadać i żyć bezpiecznie jest być bardzo bogatym. Wyjątkiem od tej reguły są nieliczni biedni minimaliści, którym jest po prostu wszytko jedno jak się ich życie potoczy, ale to sami dziwacy: starzy kawalerowie, filozofowie, mnisi. Mając normalną rodzinę: żonę i dzieci po portu trzeba być bardzo bogatym, bo sobie móc pozwolić na minimalizm. A ponadto ironią jest to, że minimalizm koncentruje się na rzeczach materialnych, a dokładniej na tym, jak ich nie posiadać, zamiast uwolnić się od rzeczy materialnych.
Myślę, że minimalizm to kwestia tylko i wyłącznie świadomości. Oczywiście bardzo dobrym punktem wyjścia jest start z pozycji sytego, który poznał już dostatek, a teraz świadomie zostaje minimalistą. Podobnie, dużo łatwiej jest osobom bardziej niezależnym (samotnym, indywidualistom itp) – choć guru minimalizmu, Leo Babauta, ma sześcioro dzieci. Różne są również oblicza szerokorozumianego minimalizmu.
Minimalizm nie koncentruje się na rzeczach materialnych, tylko nadaje im właściwą wagę, znaczenie i słuszne proporcje. Minimalizm nie jest wrogiem rzeczy lecz ich nadmiaru; jest wrogiem bezmyślnego konsumpcjonizmu. Dla zwolennika takiej filozofii życia, każda rzecz, którą posiada jest właściwie, intensywnie użytkowana, lubiana, zauważana, ma swoje ważne miejsce.
Pisze Pan: „…Jedynym sposobem, żeby mało posiadać i żyć bezpiecznie jest być bardzo bogatym. Autor tego bloga pisał kiedyś trafnie (nie pamiętam gdzie), o złudzeniu poczucia bezpieczeństwa, zgadzam się z nim, bogactwo daje złudne poczucie bezpieczeństwa. Mam na myśli bogactwo jako nadmiar, jego alternatywą nie jest dla mnie bieda, ale posiadanie normalnej właściwej ilości dóbr, tyle ile jest mi potrzebne.
Według mnie tekst lekko krytyczny, ale nie do końca celny.