Trzy klejnoty. Część 1: Sporty wytrzymałościowe

W moim życiu miały miejsce trzy ważne przemiany. W 2003 wymieniłem bezruch na ruch. Była to całkowita zmiana kierunku. Tak jakbym z ateizmu wskoczył w dewotyzm. Nie ruszałem się nic, a zacząłem dużo i na różne sposoby. Zmieniłem się fizycznie i psychicznie. Kolejna wielka zmiana to rok 2011 i minimalizm. Tu lepsze będzie odwrotne porównanie. Z dewoty przemieniłem się w ateistę. Przestałem wierzyć, w to, co każą nam wierzyć. Wypasiony dom czy samochód są dla mnie taką samą atrakcją jak wypasiony kilogram tłuszczu w biodrze. Jeśli tylko potrafię się obejść bez takich bagaży to tym lepiej dla mnie! W roku 2012 miała miejsce kolejna wielka przemiana: całkowicie wyrzuciłem mięso z diety. Najbardziej niepozorna z tych trzech, jednak poszerzająca kąt patrzenia na rzeczywistość w nieprawdopodobny sposób.

Owe trzy zmiany kierunku uważam za bezcenne klejnoty. Za największe skarby jakie posiadam na własność. Pewnego razu gdy przechadzałem się po moim skarbcu wpadła mi do głowy taka zagadka:  który z moich klejnotów jest najpiękniejszy? Postanowiłem to szybko sprawdzić. Wymyśliłem cztery kategorie, w których ocenię w skali od 1 do 10. Postanowiłem ocenić spontanicznie, bez większego zastanowienia. I nic się nie dowiedziałem. Moja spontaniczna ocena dała idealny remis. Nie wiem, co jest najważniejsze. Wiem, że cała trójka jest na równi ważna. Po dłuższym zastanowieniu zmieniłbym to i owo w punktacji, ale już zostanie jak jest. Krótko wytłumaczę się z moich ocen. Na pierwszy ogień sporty wytrzymałościowe. „Sporty wytrzymałościowe” brzmi to tak okrutnie profesjonalnie. Lepsze byłoby po prosty „ruch”. Tylko ruch nie w sensie spacerek czy basenik! W odpowiedniej dla człowieka dawca, czyli w ogromnej dawce. Z przekonaniem uważam, że nasze ciała potrzebują bardzo dużej dawki ruchu. A jak już ma być „ogromnie dużo ruchu” to jednak wolę „sporty wytrzymałościowe”.

3 przemiany
Sporty wytrzymałościowe

8 punktów za samopoczucie psychiczne i 10 punktów za samopoczucie fizyczne.

To, że zrobiłem dwie oddzielne kategorie jest bez sensu. Zgadzam się z tym, co mówił Aleksander Lowen, że umysł i ciało to jedność, to naczynia połączone. Ale jak już tak zrobiłem, to tak zostanie. Można powiedzieć, że różnica polega na tym gdzie wlewamy wodę. To, że się to w naczyniach połączonych wyrówna to inna sprawa. Sporty wytrzymałościowe bezpośrednio przekładają się na ciało, czyli na kondycję fizyczną, a pośrednio na psychiczną. Dlatego moja ocena to 10 i 8.

W tym momencie już tak wiele osób uprawia sporty wytrzymałościowe, że ma sensu ich reklamować i udowadniać wielki wpływ ruchu na życie. Mam tu jednak opinię, że jest to wpływ znacznie głębszy niż wydaje się nawet entuzjastom. To nie chodzi tylko o to, że mamy endorfiny po biegu, lepiej śpimy, nie mamy zadyszki biegnąc na autobus. To jest coś dużo mocniejszego i głębszego. To nie jest kwestia lepsze życie, a gorsze życie, tylko życie, a śmierć. Ruch to życie. I jest to życie obecne non stop. Nawet gdy się nie ruszasz. Nawet gdy siedzisz na pupie w kinie. Po prostu czujesz moc i radość w środku, w mięśniach, w ścięgnach, w każdej tkance i komórce. Twoja bateria jest naładowana. Twoje ciało ma energię. Żyje! Gdyby ktoś bez kondycji mógł przez 10 minut poczuć jak to jest mieć kondycje, to od razu wyleciałby na dwór biegać dookoła domu.

10 punktów za przygody.

Bezsprzecznie maksymalna nota. Podróże rowerowe, górskie wędrówki, spływy kajakowe, czy chociażby spacery. Możliwość pełnego kontaktu, a nawet połączenia się z naturą. Jeśli nie masz kondycji to nie możesz dotknąć, nie możesz poczuć, a nawet nie możesz dotrzeć do prawdziwych miejsc. Jeśli pod sam cel podróży podwozi turystyczny autobus to nawet jeśli mogłoby być tam pięknie, to nie jest. Jesteś skazany na tłum, na przewidywalność, na lunaparkowość. Większość masowych atrakcji przypomina Mona Lisę w Luwrze. Atrakcyjny jest tylko fenomen masowości. Tłum i las rąk z aparatami całkowicie przytłacza mały obrazek za grubą szybą. Żeby dotrzeć do wartościowego miejsca, do miejsca które nas indywidualnie poruszy, to trzeba się tam wyprawić, trzeba się spocić. Wtedy też sama droga staje się najpiękniejszym doświadczeniem.

2 punkty za naukę, wiedzę, rozwój.

Trochę może na wyrost, ponieważ uprawianie sportów wytrzymałościowych z rozwojem i nauką się nie kojarzy.  Ważne jest jednak to, że dobrze przygotowuje grunt, odpręża i uspokaja umysł. Tworzy przestrzeń, w której może pojawić się głębsze przemyślenia. Są to 2 punkty są za medytacyjną stronę długiego wysiłku, za samotność długodystansowca. Wybiegany czy wyjeżdżony kilometr dystansu przekłada się na dystans do problemów, do norm społecznych, do zabobonów, do „bo tak należy”. Oprócz takich pośrednich odniesień do nauki i rozwoju jest też bezpośredni wpływ. Ruch w terenie to zawsze eksploracja. A eksploracja to nowe doświadczenia i nauka.

W części 2 wytłumaczę się z moich punktów za minimalizm:

  • 9 punktów za samopoczucie psychiczne.
  • 2 punktów za samopoczucie fizyczne.
  • 10 punktów za przygody.
  • 9 punktów za naukę, wiedzę, rozwój.

W części 3 za wegetarianizm:

  • 9 punktów za samopoczucie psychiczne.
  • 8 punktów za samopoczucie fizyczne.
  • 8 punktów za przygody.
  • 5 punktów za naukę, wiedzę, rozwój.

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

23 odpowiedzi na „Trzy klejnoty. Część 1: Sporty wytrzymałościowe

  1. Jotazof pisze:

    Jak ktoś biegał całe życie jak murzynek bambo to ma organizm pewnie przystosowany. Ale dla takiego zwykłego Janusz nadmierne forsowanie organizmu nie jest za zdrowe.

    • Robert Pezdek pisze:

      Nikt nie każe zwykłemu Januszowi forsować organizmu. Niech zacznie od czegoś łatwego i stopniowo zwiększa. Rok, dwa i Janusz nie pozna samego siebie. Jedyną wymówką może być poważna choroba. Reszta to lenistwo.

    • arrec pisze:

      Forsowanie organizmu jest zdrowe. Nie jest zdrowe nadmierne forsowanie organizmu. Racja. I jest to duży problem z tym „nadmierne”.

      Nieużywane ciało rdzewieje i ciężko przywrócić je do użytku. W grupie 30-40 latków, którą dobrze znam powrót do używania ciała po 10-20 letniej przerwie w 80% prowadzi do większej lub mniejszej kontuzji, u starszych ludzi pewnie jest jeszcze trudniej. Wiele osób się po tej pierwszej kontuzji się poddaje, ale wiele innych się nie poddaje. Po drugiej, trzeciej próbie ciała wpada na właściwe tory i działa. Ja sam po pół roku od powrotu do ruchu miałem kontuzję, która zatrzymała mnie na kilka miesięcy. Poczekałem. Wróciłem. Potem nie było problemów.

      Później gdy wielu moich przyjaciół zamieniało bezruch w ruch to zawsze mówiłem: super ostrożnie zaczynać. Mięśnie „odrdzewiają się” dużo szybciej niż stawy, ścięgna, kości. Po 1-2 miesiącach człowiek czuje się mocny jak superman, może szybciej, dłużej, dalej i przychodzi mała awaria. Teraz uważam, że to konieczne droga. Konieczna cena wieloletniego przestoju. Najsłabsze ogniwo zacznie szwankować, wtedy trochę poczekaj i zacznij od nowa. W końcu się zahartuje.

      Tak czy siak, w tekście brakuje takiego ostrzeżenia, że powrót do ruchu po wielu latach przestoju to nie jest decyzja to proces. Dzięki za to spostrzeżenie Jotazof. Jednak każdy zwykły Janusz ma ciało przystosowane do biegania maratonu a nawet 100km po górach. Trzeba je tylko dać na warsztat i naprawić.

  2. Franek pisze:

    Dobierz sobie jeszcze czwarty klejnot … żonę … 🙂

  3. Bart pisze:

    To , ze maratony biegasz pod 3 gidzny to weim, ale prosze, powiedz , ile trenujesz? Jak to wyglada tygodniowo? Jak czesto? Z jaka intensywnoscia? Czy myslales juz o ultra? O biegach gorskich?

    • arrec pisze:

      Biegam treningowo tylko raz lub dwa razy w tygodniu. Za to bardzo dużo jeżdżę rowerem. Nie stosuje żadnych metod treningowych. Biegam tak jak mam ochotę, czasem bardzo szybko, czasem niewiarygodnie wolno.

      Rok temu przebiegłem pierwszy ultramaraton, 100km po górach. Zrobiłem to siłą woli, bo od 50km moje mięśnie błagały już o koniec. Rzadko biegam więcej niż 10km, bardzo rzadko biegam po górach. Nie byłem przygotowany na ultra. W tym roku wycofałem się na 66 km. Nie było lepiej, a tydzień później miałem duathlon, gdzie chciałem powalczyć o dobre miejsce i postanowił się nie zarzynać. W duathlonie poszło bardzo dobrze. Przegrałem tylko z mistrzem Polski na 1500m w biegach przełajowych. Ten duathlon to było: 5km bieg/ 20km rower i 2,5km znowu bieg. Oba biegi biegłem z tempem 3:46 na km, a rower ze śrenidą 38,6km/h na km. Była wielka walka o drugie miejsce i miło, że się udało. Ostanie dwa lata to u mnie rower, rower i jeszcze raz rower. Biegowo stoję w miejscu, na rowerze postęp jest ogromny. W 2012 mój najlepszy wynik na 90km (1/2 ironmana) to 2h:39, w 2013 2h:33, a w tym roku 2h:20. Jeśli bardziej polubię się z pływaniem, na razie to takie słabe randkowanie to będę miał coś więcej do powiedzenia w traithlonie. No tyle takiej sportowej spowiedzi. Dla mnie najważniejsze, że mam z tego wszystkiego wielgachną radochę! 🙂

    • Mirek pisze:

      No właśnie czuć w Twoich tekstach tę radość i entuzjazm z tych trzech bezcennych klejnotów, to inspirujące jest…

  4. chlopczejasiu pisze:

    http://wyborcza.pl/1,75476,16489516,Gdzie_konczy_sie_zdrowie.html
    stąd wynika że sporty wytrzymałościowe są szkodliwe, bieganie więcej niż 7km dziennie bardziej szkodzi zdrowiu niż pomaga. Oczywiście póki co czujesz się rewelacyjnie ale po narkotykach ludzie podobno też czują się rewelacyjnie, ale to się szybko zemści.

    • MEL. pisze:

      A z czego wynika akurat 7 km? Dla mojego nastoletniego syna 7 km to będzie niecałe pół godziny, dla mnie pół godziny, może z hakiem, a dla mojego 73-letniego ojca to będzie godzina wysiłku. 7 km spokojnego truchtu to co innego niż 7 km „w trupa” (np. na zawodach). 7 km robione „w trupa”, ale w postaci siedmiu kilometrówek z przerwą na trucht (z rozgrzewką, truchtem w przerwach i schłodzeniem wyjdzie nawet 15 km) może być całkiem przyjemne.

    • arrec pisze:

      To 7km jest jak z kawału o radzieckim wynalazcy maszyny do golenia, dziennikarz pyta, „ale przecież wszyscy mają inny kształt twarzy”, na co wynalazca „Ale tylko przed pierwszym goleniem!”.

      Sporty wytrzymałościowe to coś, co trzeba spróbować żeby zrozumieć mechanizmy działania. Anthony de Mello podaje przykład smaku mango. Są ludzkie, którzy potrafią pisać prace doktorskie o smaku mango nigdy nie próbując samego mango. I są przekonani, że bardzo mądrze prawią. Dopiero jak spróbują to się dowiedzą, że pisali o czymś, o czym nie mieli pojęcia. Po prostu nie mogli mieć pojęcia. Dobry przykład to lekarze, każdy kto biega długie dystanse od razu zauważy, czy lekarz biega czy nie. Zupełnie inna rozmowa. Zuuuupełnie inna rozmowa. Każdy lekarz, który nie biega zaleca jakieś totalne bzdury odnośnie wysiłku wytrzymałościowego. Po prostu nie ma pojęcia o czym mówi, nie doświadczył tego, nie czuje, nie rozumie, nie zadaje dobrych pytań, nie rozumie odpowiedzi. Jego wiedza opiera się na tabelce „7km”. Mam znajomych dla, których 7km to jest jak spacer z kanapy do lodówki. To nie jest ruch, to jest nic, zero. I jestem przekonany na milion procent, że będą oni żyli dłużej i w znacznie lepszej kondycji niż otyły kanapowiec.

      Wszystko tak naprawdę opiera się na hartowaniu. I decyzja nigdy nie jest prosta i oczywista. Dla mnie dobry przykład to małe dzieci i niskie temperatury. Można chronić, można hartować. Chroniąc wychowamy chorowite, słabe dziecko. Hartując wychowamy rumiany okaz zdrowia. 1:0 dla hartowania. Ale hartowanie ma jedną wadę, można przesadzić. Zapalenie płuc i koniec. 1:1. I tak jest z wszystkim. Z każdym aspektem życia. Hartowanie czyni nas silniejszymi, ale jest ryzykowne. Chowanie się czyni nas słabszymi, ale jest bezpieczne. Wszyscy mamy wybór i z tego wyboru na swój sposób korzystamy. Moje ogólne wrażenie jest takie, że odrobinę przesadzamy z ochroną. Mamy dużo bezpieczeństwa, ale niezbyt dużo życia.

  5. MEL. pisze:

    Przeszłam podobną drogę, tzn. posiadam prawie 3 klejnoty (poza posiadanymi wcześniej 2 diamentami w postaci moich dzieci). Tylko minimalizm u mnie trochę kuleje – nie nabywam nowych rzeczy, wszelką pokusę łatwo sobie wybijam z głowy hasłem „przecież jesteś minimalistką”, ale trudno się pozbywam tych dawno nabytych, z którymi się jakoś zżyłam, zrosłam. Może z czasem, gdy się zużyją, zepsują, to się ich pozbędę. Ze sportami wytrzymałościowymi łączę nierozerwalnie jogę – taki „niesport wytrzymałościowy”. Długie trwanie w pewnych niekomfortowych pozycjach i ciągła praca nad ich udoskonaleniem wymaga dużej koncentracji, wysiłku, a jednocześnie rozluźnienia (tego co ma być rozluźnione, a nie chce). Ruch i nieruch.
    Arku, moim zdaniem powinieneś jeszcze wprowadzić 4 klejnot – zdrowie. Pewnie jakoś to jest powiązane z samopoczuciem, ale ja jednak wyróżniłabym to jakoś. A może nie? Nie wiem. Może Ty Arku to rozwiniesz?

    • arrec pisze:

      Po pierwsze napiszę, że Twój minimalizm praktyczny jest z wyższej ligi niż mój. Ja kupuję nowe rzeczy (aczkolwiek kupuję ich bardzo mało, a od pojawienia się potrzeby, poprzez analizę możliwości to decyzji zakupu jest to niezwykle długi proces), też mam problem z wyrzuceniem starych gratów, jestem bardzo słabym minimalistą w praktyce. Ale mój blog nie jest o minimalizmie praktycznym. Nie jestem kompetentny w temacie „10 sposobów jak zmniejszyć ilość rzeczy w szafie”. Na blogu uprawiam minimalizm filozoficzny, albo teoretyczny. Z uporem maniaka porównując do wagi ciała, nie zajmuje mnie skuteczność różnych diet, tylko sam fakt „czy warto być szczupłym”. I jest tak ponieważ moim zdaniem tu jest środek ciężkości tematu minimalizm. Rozmyślenie „jak być dobrym minimalistą”, „jak się pozbyć starych gratów” ogranicza dyskusję do wąskiej grupy osób, które już rozumieją, że bycie szczupłym jest wygodniejsze. 95% społeczeństwa chce być materialnie otyłych, a ja, w utopijnej misji zmiany świata przemawiam do nich, że lepiej chcieć być materialnie szczupłych, z dodaniem ” ale nie o to chodzi jak to komu wychodzi”, ważne patrzysz w tą stronę, w stronę „jak mieć mniej”, a nie „jak mieć więcej”. Podsumowując nawet jeśli masz 5 samochodów, to wg mnie możesz być minimalistą, wystarczy że twoje myślenie idzie w kierunku 4 samochodów, a nie 6 samochodów. Ważne jest to, co myślisz, a nie ile masz rzeczy w szafie.

      Odnośnie zdrowia, to pisałem o wielkich zmianach, o przestawieniach torów myślenia, temat „zdrowie” to trochę inna dziedzina. Bardzo ważna dziedzina, ale raczej nie miałem tu zmiany z „nie chce być zdrowy” na „chce być zdrowy”. Teraz gdy poruszyłeś temat, to dociera do mnie, że mój stosunek do pojęcia „zdrowia” nie jest jednoznaczny. Mam w sobie taki naturalny bunt wobec czegoś, co budzi powszechną obsesje. Jeśli tłum wrzeszczy, że coś jest super, każdy to zachwala, każdy bez zastanowienia plecie to samo to mi się zapala lampka alarmowa. W przypadku zdrowia nawet ciężko być przeciwko, jednak obsesja, że zdrowie jest takie ważne, powoduje, że chce powiedzieć, a może wcale nie jest takie ważne. Może zdrowie jako cel w sam sobie to błąd. Może koncentracja na zdrowiu nie jest zdrowa. Muszę to dobrze przemyśleć, może będzie pomysł na tekst 🙂

  6. 5000lib pisze:

    Także starannie i z rozmysłem nabywam rzeczy nowe, ale czy to już minimalizm?

    • arrec pisze:

      Ha. Dobre, konkretne pytanie. Tyle definicji minimalizmu, co ludzi, którzy uroili sobie, że są minimalistycznymi guru. Ja oczywiście też sobie uroiłem i też swoją mam 🙂 Brzmi ona mniej więcej tak „Wiara w to, że materialny dobytek po określeniu pewnego poziomu zaczyna być przykrym ciężarem. Świadomość, gdzie ten poziom się znajduje. Świadomość, że bardzo łatwo go przekroczyć „. Jeśli starannie i z rozmysłem podchodzisz do zakupów to raczej masz taką wiarę i świadomość. W mojej definicji celowo uciekam od mierzalnych, obiektywnych kryteriów. Moim zdaniem to indywidualna sprawa jaki jest ten „poziom”. Ważne, że ten poziom jest dobrze widzialny.

      Jeszcze dodam, że moja definicja wydaje się zbyt ogólna, generalnie wszyscy ludzie powiedzą „pewnie, że nie należy mieć zbyt dużo” – dlatego najważniejsza jest ta świadomość gdzie jest to „zbyt dużo”. Bardzo bogaci ludzie są przekonani, że istnieje poziom, który dałby im satysfakcję, że nie chcę się bogacić bez końca, tylko nie są w stanie określić gdzie jest ten poziom. Jest też problem, że niektórzy mają dobrą świadomość poziomu, bez świadomości mechanizmów chciwości. Myślą „dom, dobry samochód, ładne meble w kuchni” i będę najszczęśliwszy na świecie. Gdy jednak już są w tym miejscu, mają nowe, większe aspiracje. Hmm… nie będę się rozpisywał, przecież miałem napisać drugą część, drugi klejnot, minimalizm. W kolejnym tekście będzie więcej.

    • 5000lib pisze:

      No to widzę tu kilka kwestii.
      I , znów, się zastanawiam.
      I tym się z Tobą podzielę. 🙂
      Do zbyt ogólnej, niemierzalnej definicji można dużo rzeczy (nomen omen) podpiąć, wiele jej przypisać. A tego, rozumiem, byś nie chciał (?) podążając za minimalistyczną wizją życia. 🙂
      Zastanawiam się, tak naprawdę się zastanawiam nad minimalizmem. Nie każdą świadomość, w moim osobistym odczuciu, (że tak się wyrażę) należy nazywać minimalizmem. Z nim, jak z ospą wietrzną, może i jest zaraźliwy (jak każda moda), ale przemija. Wykreowanie rzeczonej, koncernom zajmuję 24 miesiące. Niezależnie od produktu. Pewne trendy przychodzą /i odchodzą/ do PL z Zachodu, przychodzić i odchodzić będą. Tak było, jest i będzie. Nie krytykuję pośrednio i bezpośrednio Twoich poglądów, wyrażam tylko opinie o tendencji. A jeśli chodzi o osoby majętne, to nie czuję się na siłach, by w ten sposób uogólniać, ale pewnie znajdą się i takie osoby, o których piszesz. 🙂 Pozdrawiam, dobrego dnia.

    • Mirek pisze:

      Trochę chaotyczny i nieczytelny Pana wpis…:)

    • 5000lib pisze:

      Mój? Jeśli tak, to przepraszam. Gdy pojawią się pytania/ wątpliwości z chęcią odpowiem. Nie wiem, czy mam możliwość edycji komentarza już wystawionego.
      Dobrego dnia 🙂

    • Mirek pisze:

      Dlaczego tak długo musimy czekać na wpis dotyczący drugiego klejnotu…?! 🙂

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s