Wyprawa rowerowa z małym bagażem. Opowiadanie.

Dwa lata temu napisałem instrukcje od wyprawy rowerowej z małym bagażem. Instrukcja jest tu. Nie opowiedziałem wtedy jak wyglądała moja podróż, rzucając jedynie kilka liczb. Ostatnio pomyślałem, że może ktoś będzie miał ochotę poczytać jak taka wyprawa wygląda. Była to bardzo specyficzna wyprawa, coś innego chciałem upiec, a coś innego wyszła z piekarnika. Jednak właśnie takie potrawy smakują mi najlepiej.

Plan.

Razem z Ollim, przyjacielem z Finlandii jedziemy rowerem z Monachium do Bergamo przez Alpy. On kupił dwa bilety lotnicze, Helsinki-Monachium i Bergamo-Helsinki, ja kupiłem tylko jeden, Bergamo-Warszawa. Do Monachium zaplanowałem dotrzeć w wersji pociąg plus rower. Do granicy niemieckiej PKP, potem rower. Henry Thoreau twierdził, że piechotą podróżuje się szybciej niż pociągiem.  Rzetelna kalkulacja do podróży pociągiem powinna doliczyć czas potrzebny na zarobienie kwoty na bilet. Myśl Thoreau jest blisko z moją koncepcją dojazdu do Monachium. Dokładny plan podróży przez Alpy był w całości wymyślony przez mojego przyjaciela. Ja byłem pewien, że zrobił to bardzo dobrze i nawet zbytnio nie przyjrzałem się planom trasy i noclegów.

Zmiany.

Problem pojawił się, gdy jeden z moich najlepszych przyjaciół wręczył mi zaproszenie na swój ślub. W terminie już zaplanowanej wyprawy. Przyjaciela uwielbiam, ale za weselami nie przepadam, wybór był niepolityczny, ale oczywisty. Przyjaciel był jednak nieustępliwy, przy pomocy komandosów z Murmańska kontuzjował mojego kolegę z Finlandii (to tylko domysł). Kontuzjowany Olli musiał się wycofać, a ja zostałem z biletem Bergamo-Warszawa i bez alibi. Na szczęście nie miało to być sztampowe weselisko, miało być inaczej, na campingu na półwyspie helskim. Sprawdziłem cenę biletów Gdańsk-Bergamo w Wizzair. Pomimo bliskiego terminu, cena wynosiła 10 Euro. Musiałem też opłacić bagaż sportowy (rower), tu jest stała opłata w Wizz około 140 zł. Wszystko ładnie się ułożyło. Muszę dotrzeć na camping na ślub, a potem do Gdańska na lotnisko. Zostanie mi 6 dni na randkę z Alpami.

Etap 1: 230km Warszawa – Toruń

Strój na wesele zostawiłem wcześniej u rodziny w Bytowie. Do Bytowa postanowiłem dotrzeć z Warszawy rowerem. Wyruszyłem z domu spakowany już na Alpy. Po drodze do Bytowa miałem nocleg w Toruniu. Mieszka tam moja ciocia, z którą dawno się nie widziałem. Przez mamę załatwiłem kontakt do cioci, ustaliłem nocleg. Do Torunia dotarłem późno i bardzo zmęczony. Zamiast 200km, zrobiłem 230km, wszystko przez remont mostu na rzece Bzura, w miejscowości Kamion. Musiałem zrobić duży objazd. Mam solidny dowód na krzątanie się tego dnia po okolicach. Na kolejnym małym mostku złapał mnie samochód Google Streetview: Tu link.

Wizyta u cioci, wbrew obiegowym opiniom była fascynująca i ciekawa. Ciocia emerytowana nauczycielka, zasypała moją głowę pomysłami, ideami, ciekawymi postaciami. Wieczór mijał szybko, w tle muzyka klasyczna, a na stole rosła góra książek, o których ciocia opowiadała. Słuchałem zafascynowany. Szkoda, że nie mogłem ani jednej książki pożyczyć (brak miejsca w bagażu/ a jednak nie zawsze dobry ten minimalizm). Pomimo emerytury ciocia prowadzi ciekawe i aktywne życie, angażuje się całą masę projektów. O życiu kulturalnym Torunia wie wszystko. Jej życie różni się od stereotypu samotnej osoby jak wiejski staw od oceanu. Miałem doskonały pomysł z odwiedzeniem cioci. Teraz wręcz nie wyobrażam sobie, jakby wyglądało moje życie bez inspiracji z tej rozmowy.

Etap 2: 130km Chonice – Bytów + okolice Bytowa

Na drugi dzień docieram do Bytowa. Rano w Toruniu ulewa, decyduję się na PKS do Chojnic. Wiem, że w drugiej połowie dnia się wypogodzi. Z Chojnic do Bytowa wybieram malownicze, boczne drogi. Nocuję dziś u mojego taty. Namawiam go aby też wskoczył na rower. Robimy dużą wycieczkę, wracamy po zmroku. Na drugi dzień w pożyczonym aucie ruszam na Hel, rower może chwilę odpocząć. Na Helu dwa noclegi, ślub, wesele, poprawiny. Miło i sympatycznie spędzam czas.

Etap 3: 85km Bytów – Gdańsk Matarnia

Powrót do Bytowa. Oddaję samochód i od razu wskakuję na rower, na celowniku Gdańsk. Potrzebuję nocleg i karton aby spakować rower do samolotu. Wszystko mam załatwione. Niewiele wcześniej Karolina, koleżanka z Gdańska umieściła trening biegowy na fb. Zobaczyłem, że zaczyna i kończy biegać blisko lotniska. Śmiało zapytałem o nocleg, OK, potem o załatwienie kartonu, też OK. Cała ta wyprawa to taki anty-stachursky, „chcesz czy nie, życie niewiarygodnie rozpieszcza mnie”. Wszystko się udaje, wszyscy są mili, wszystko załatwia się samo. W Gdańsku mam kolejny bardzo sympatyczny wieczór. Dzielimy z Karoliną takie same pasje, startowaliśmy razem w drużynie na rajdach przygodowych. Opowiadam o planach podróży rowerowej przez Azję, od Tadżykistanu do Iranu. Karolinie wpada do głowy pomysł, że mogłaby dołączyć. Kilka miesięcy później rzeczywiście jedziemy razem na azjatycką wyprawę.

Etap 4: 50km Chiavenna – St.Moritz

Rano Karolina odwozi pod same drzwi lotniska w Gdańsku, spod lotniska w Bergamo odbiera mnie Lucca. Biznes taksówkarski zbankrutuje przez moje idealnie zorganizowane niezorgazniowanie. Teraz muszę napisać dużo o stronie Warmshowers.org. Dużo dobrego. Warmshowers to couchsurfing sprecyzowany dla rowerzystów. Gdy podróżnicy rowerowi są w twojej okolicy to im pomagasz, a jak ty jesteś w obcej okolicy to inni pomagają tobie. Lucce poprosiłem o dwie rzeczy. O przechowanie kartonu na rower i nocleg ostatniego dnia tuż po przed odlotem. Pomysł aby mnie odebrać z lotniska wyszedł od Lucci. Taki gratis. Gratis był też pyszny obiad u jego włoskiej mamy. Po obiedzie ruszam w drogę, Lucca namawia mnie do zmiany planów. Twierdzi, że pierwszy odcinek jest niezbyt rowerowo przyjemny przez ogromny ruch samochodowy. Radzi wskoczyć pociąg do Chiavenny. Skorzystałem z tej rady. Lucca rowerowo odprowadza mnie na sam peron.

W Chiavennie jest bajkowo pięknie. Ruszam w góry, jedzie mi się doskonale. W pewnym momencie uznaję, że mogę jeszcze dziś dojechać do Warmshowersów w Szwajcarii, do których planowałem dojechać w kolejnym dniu. Potem mam jeszcze jeden nocleg zaplanowany u Warmshowersów. Dzwonię, udaje mi się wszystko przesunąć. Po zdobyciu przełęczy Maloja, jestem w St.Moritz. Wskazany adres to wielki i wyraźnie opustoszały hotel. Myślę, że coś tu jest nie tak, jednak po chwili z hotelu wychodzi z dziewczyna. Razem z chłopakiem mają mieszkanie w hotelu. W czerwcu jest przerwa pomiędzy sezonem zimowym, a letnim. Gigantyczny pusty hotel robi specyficzne wrażenie. Moi gospodarze są instruktorami narciarskimi ze Słowenii, bardzo pozytywnie ludzie. Kolejne świetne spotkanie. Co za dzień!

  • śniadanie w Polsce u Karoliny
  • obiad we Włoszech u Lucci
  • kolacja w Szwajcarii u Sary i Gregora

W łożku wymyślam nazwę wyprawy: Tour de Good People.

Etap 5: 150km St.Moritz – Lichtenstein

Kolejny dzień to 150km po Alpach. Dla mnie jazda rowerem po górach, długa wspinaczka, potem szybkie zjazdy, na dole upał, u góry śnieg i świstaki patrzące w oczy to przeżycie metafizyczne. Nie potrafię tego opisywać i nie staram się tego robić. Jestem w amoku radosnego uniesienia. Tak docieram do Księstwa Lichtenstein. Pewnie nawet za camping trzeba tu płacić fortunę. Ale ja nie muszę płacić nic. Kolejna wizyta u Warmshowers. Piękna willa, pyszna kolacja, super sympatyczni ludzie. Najpiękniejsze w Warmshowers jest to, że wszyscy wiedzą, co to znaczy być w podróży rowerowej. Wszyscy wiedzą, co to każdy kilometr na rowerze, co to budżet wyprawy, co to bagaż. Wiedzą, czego sami by potrzebowali i dlatego wiedzą jak ugościć. Sam nieba uchylam moim gościom i mam tylko takie doświadczenia będąc goszczonym. Mogę z nieskrywaną dumą powiedzieć, że dwa razy zdarzyło mi się, że moi goście zostali u mnie dłużej niż planowali. Raz dwa dni zamiast jednego, a raz nawet trzy.

Etap 6: 115km Lichtenstein – Scuol

Kolejny dzień wyprawy przez Alpy. Docieram do miejscowości Scoul w Szwajcarii. Od wyjazdu z Warszawy nie zapłaciłem jeszcze grosza za nocleg, 7 noclegów u dobrych ludzi, w końcu jednak przychodzi ten pierwszy raz. I dobrze. Wszystko w życiu ma rytm dnia i nocy. Wszystko jest przyjemne w odpowiedniej dawce. Bardzo już potrzebowałem ciszy, samotnej kolacji, samotnego spaceru. A po niezwykle urokliwym Scoul spaceruje się bardzo przyjemnie.

Etap 7: 120km Scuol – Bormio

Ze Scoul ruszam w kierunku dachu wyprawy, czyli przełęczy Stelvio 2757 metrów. Jadąc ze Scoul w kierunku Stelvio, zahaczam o Austrię, raptem kilkanaście kilometrów, ale międzynarodowość wyprawy rośnie. Na Stelvio jest załamanie pogody. Do tej pory byłem rozpieszczany nie tylko jadłem i schronieniem, również pogoda była bardzo dobra. Teraz deszcz, śnieg, zimno. Podjazd jeszcze do przeżycia, ale na zjeździe zamarzam. Nałożyłem na siebie wszystko, co miałem w moim minimalistycznym bagażu. Co jakiś czas muszę stanąć i ogrzać ręce, ponieważ skostniałe nie są w stanie hamować na serpentynach. Po drugiej stronie przełęczy w Bormio jest znowu słońce i upał. Mam ciekawą obserwacje na temat właściwości termicznych człowieka. Zatrzymuje się w centrum Bormio, ubrany jak himalaista i mam drgawki z zimna, a obok mnie dziewczyna w koszulce z odkrytym brzuchem je lody. Hotel, gorąca kąpiel i też mogę iść na lody.

Etap 8: 140km Bormio – Morbegno

Z Bormio ruszam w kierunku słynnej przełęczy Mortirolo. Kolejny piękny górski dzień. Każda przełęcz, każda wspinaczka to dla mnie radosne ucztowanie. A po wspinaczce każda pizza, każda kawa, każda karafka wina ma smak rajskiej strawy. Naprawdę jest pięknie! Dzisiaj nie mam planów na nocleg. Wybór pada na hotel w miejscowości Morbegno.

Etap 9: 105km Morbegno – Bergamo

W Morbegno rano ulewa. Według prognoz deszcz ma się skończyć i dzień ma być piękny. Mam trochę czasu. Wpadam na pomysł aby pokazać swój bagaż. Robię bagażowi sesję zdjęciową. Piszę ten tekst. Ostatni dzień to Morbegno – Bergamo. Bardzo przyjemny etap, najpierw bardzo długa wspinaczka na przełęcz San Marco, a potem non stop w dół, aż do Bergamo. Lucca musiał wyjechać z Bergamo. Ale nie zdarzyło mi się, żeby Warmshowers w czymkolwiek nawalił. Lucca przewiózł mój karton do znajomych i tam załatwił nocleg. Odmiana jest taka, że nie nocuję o rowerowych podróżników, jednak najwyraźniej Lucca wprowadził swoich znajomych w odpowiedni nastrój ponieważ goszczą mnie jak króla Anglii. Wybór dań na kolacji jest powalający. Na drugi dzień oferują transport na lotnisko. Pierwszy raz podczas wyprawy uznaję, że aż tyle od życia mi się nie należy. Twierdzę, że jeden raz taksówkę muszę zamówić, żeby nie trafić na czarną listę mafii taksówkarskich. Nie ma wykrętów, muszę być odwieziony.

Z Bergamo bez problemu docieram do Warszawy. Wyprawa trwała 10 dni, przejechałem rowerem 1150 km. Najwięcej po Polsce, Włoszech i Szwajcarii, odrobinę po Lichtensteinie i Austrii. Na rowerze mam naklejkę „Bebe a bordo”, „Dziecko na pokładzie” po włosku. Dziecko na pokładzie bawiło się jak dziecko 🙂

z wyprawy można obejrzeć krótki 2 minutowy filmik TUTAJ

wyprawa rowerowa

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Antyporadnik i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „Wyprawa rowerowa z małym bagażem. Opowiadanie.

  1. Rafał pisze:

    jedno słowo komentarza – zazdroszczę!!! Arek na Boga z czego Ty żyjesz ?????!!!!!

  2. michal pisze:

    Wspaniała wyprawa, piękny filmik. No i ta myśl: „Henry Thoreau twierdził, że piechotą podróżuje się szybciej niż pociągiem. Rzetelna kalkulacja do podróży pociągiem powinna doliczyć czas potrzebny na zarobienie kwoty na bilet” – oryginalne, kto wie, może tak powinniśmy myśleć 🙂

  3. Twój artykuł z tej podróży czytałem w Rowertour 🙂 Bardzo inspirująca sprawa! Sam jestem w trakcie opracowywania własnego minimalistycznego zestawu odzieży, apteczki, elektroniki, narzędzi, akcesoriów biwakowych i kuchni na samotne wyprawy rowerowe. Poniekąd dzięki Tobie!

    P.S. Link do wpisu o nazwany „ten tekst” nie działa…

    pozdrawiam Maciek

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s