Pytanie brzmi tak: „Czy moglbys powiedziec na ile jednak poczucie bezpieczenstwa na nowej drodze zycia-mnimalistycznej daje Ci jednak swiadomosc, ze w razie co, masz na kogo liczyc i na czyje pieniadze?” A cały komentarz spełnionej egoistki, znajduje się pod tym tekstem.
Akurat tego dnia, w którym pytanie zostało zadane, kolega z którym podróżowałem rowerem miał wypadek. Pęknięta miednica, krew, karetka, szpital, transport medyczny do swojego kraju. Kolega z Włoch, a zdarzenie w Iranie. Jechaliśmy we dwójkę. W momencie upadku mój rower był centymetry za rowerem Włocha. Fakt, że ominąłem kraksę mógłby zapoczątkować moją wiarę w anioły…
Wiem, że powyższa historia nie ma związku z pytaniem. Jest tylko kolejnym dowodem na to, że poczucie bezpieczeństwa to iluzja. To narkotyk, który powoduje, że czujemy się lepiej. Oczywiście, tylko przez chwile po jego zażyciu. To jednak wystarczy aby ludzie byli uzależnieni od tego narkotyku. Pytasz tak naprawdę o to: czy ja też jestem uzależniony?
Według mnie cały sens ścieżki duchowej polega na tym aby się z tego uzależnienia uwolnić. Także pytanie czy mi się to udało jest pytaniem najważniejszym. Można powiedzieć, że podobnym do pytania: czy jesteś oświecony? Moja odpowiedź to coś między: „nie wiem” a „nie jestem wolny od uzależniania od poczucia bezpieczeństwa”.
Teraz zacznę pisać herezje, czyli swoje własne domysły i odkrycia. Jednym z takich odkryć jest to, że jeśli wiara w poczucie bezpieczeństwa jest tym, co należy odrzucić, to ci, co mają go więcej, mają więcej roboty. Mają znacznie trudniej. Jednak często ci co mają trudniej, są bardziej zahartowani w realizacji swoich zamierzeń. Często w biznesie, w polityce, w sztuce spotyka się wielkie kariery od zera do wszystkiego. U księcia Siddharthy mamy taką karierę w sensie duchowym.
Pytanie brzmi: czy trzeba mieć tak ciężko jak Budda żeby się ostatecznie uwolnić? czy trzeba mieć zamocowane aż tyle lin zabezpieczających, żeby dojść do mistrzostwa w ich odcinaniu? Odpowiedź moim zdaniem jest oczywista: nie trzeba. To jakby pytać: czy trzeba być bez nogi aby wejść na szczyt wielkiej góry? Nie trzeba. Aczkolwiek wiele (zawistnych) osób powie: takiemu to łatwo zdobywać szczyty, zaraz ma pełno sponsorów, interesują się nim media – zobaczyłby jak to wszystko ciężko jest normalnie.
Nie wiemy, czy Budda słyszał takie zawistne głosy podczas swojego życia, w końcu na pewno „jakby co” zostałby przyjęty z powrotem na królewski dwór. Można powiedzieć: „Łatwo być Buddą jak się ma ojca króla”, coś w stylu czeskiego „Łatwo być Jezusem jak się ma ojca Boga”. W kontekście mojej sytuacji finansowej i minimalizmu są dwa typy opinii znajomych:
- „tobie to naprawdę łatwo być minimalistą, bo w razie, jakby co masz zabezpiecznie”
- „tobie to naprawdę trudno być minimalistą, bo gdybyś tylko chciał to masz wszystko na wyciągnięcie ręki”
Najzabawniejsze jest to, że obie opinie są w 100% słuszne. Często łatwiej znaczy trudniej, a trudniej łatwiej. Właściwie to, całe to warunkowanie „łatwiej-trudniej” jest wynikiem desperackiego trzymania się poczucia bezpieczeństwa. Mamy tu przedziwną kombinację myślową: rozważam odrzucenie poczucia bezpieczeństwa, ale jednocześnie nie akceptuje odrzucenia poczucia bezpieczeństwa. Chciałbym zaryzykować ale bez ryzyka. Oczywiście są też ludzie, którzy uważają, że odrzucenie poczucia bezpieczeństwa nie jest możliwe. Dla nich zawsze będzie jakieś namacalne wytłumaczenie. Jeśli spotkają kogoś, kto nie ma niczego ale jest bardzo szczęśliwy to na pewno ma tatę króla, albo przynajmniej ciocię w Ciechocinku. Na pewno gdzieś ten swój narkotyk zdobywa, na pewno nie jest od niego wolny.
Dodam jeszcze, że w pytaniu spełnionej egoistki nie wyczułem zawiści, wyczułem ciekawość „czy uwolmnienie się od potrzeby bezpieczeństwa jest możliwe”. Ta ciekawość jest wspólna dla osób, dla których duchowość jest ważna. Przykłady wielkich mistrzów duchowych pokazują, że jest to możliwe. Mój przykład jednak nic pokazuje. Być może cały mój minimalizm to tylko jedna wielka poza, kolejna „wycieczka ego”, kolejny sposób, żeby być fajnym. Ale być może jestem na dobrej drodze i już z niej nie zejdę. Jeśli ktoś mnie lubi to może trzymać kciuki 🙂
Lubię i trzymam kciuki 🙂
qrcze, Ty po prostu masz szczęście, że Cię stać na minimalizm, na rower w Iranie, na maraton w Indiach, na pisanie bloga i rozmyślania nad sensem życia i jak go odnaleźć. Pewnie po prostu jesteś bogaty a gdybyś nie był to nie pisałbyś bloga o minimaliźmie tylko pracował na dziale rybnym w Tesco albo nielegalnie odławiał ryby z jeziora na Mazurach żeby wyżywić siebie i rodzinę. Nie żyjesz w przyjaznym świecie tylko kurewsko zawistnym i dającym w dupę grajdole i łatwo Ci się pisze o filozofii bo miałeś w życiu SZCZĘŚCIE. Dookoła Ciebie jest bańka mydlana o nazwie fajne życie. Jeżeli na prawdę chcesz doświadczyć świata to oddaj wszystko dla biednych, sprzedaj chatę, zamieszkaj w schronisku dla bezdomnych. To jest minimalizm. Asceza. Krytykujesz pewien model życia. Konsumpcjonizm. Hedonizm. Ale sam żyjesz według tego modelu. Masz lekkie pióro i ciekawe poglądy ale jednak poczucie bezpieczeństwa powoduje, że nie zrobisz tego. Ja też bym tego nie zrobił na Twoim miejscu.
Nie myl minimalizmu z ascetyzmem.
Myślę, że to nie jest kwestia szczęścia, ale pewnych cech charakteru (wrodzonych i nabytych), umiejętności, działania i wielu innych czynników, które niektórzy nazywają „szczęściem”. Jednak z jednym się zgodzę, ludzie którzy nawołują do tego, żeby nie przywiązywać zbyt wielkiej wagi do pieniędzy, często sami wiodą wygodne życie ( szczególnym przypadkiem są tu księża).
grudzinski1, niektóre sprawy widzę inaczej od Ciebie, więc przedstawię swój punkt widzenia:
1. Szczęście jest to umiejętność cieszenia się z tego co jest.
2. Sukces jest to osiągnięcie zakładanego celu. Osiągnięcie sukcesu wcale nie gwarantuje osiągnięcia szczęścia.
3. To, że się Arkowi w życiu dobrze układa wynika z dwóch rzeczy (jak się mylę, to Arek mnie poprawi): z umiejętności osiągania szczęścia i w mniejszym stopniu z umiejętności osiągania sukcesu.
4. To co nazywasz szczęściem, ja bym nazwał sukcesem, ale mniejsza o to, ważniejsze jest to, że do jednego i drugiego dochodzi się poprzez własne działania, a nie poprzez szczęśliwy zbieg okoliczności. Nie ten pracuje na dziale rybnym w Tesco (lub w tym podobnym miejscu), kogo nie spotkał szczęśliwy zbieg okoliczności, tylko ten, kto jest ofermą, która sobie nie umie w życiu poradzić, który nie ma żadnej wizji i pomysłu na swoje życiu. Szczęście i sukces osiągają ci, którzy do tego dążą w mądry sposób, poprzez po pierwsze wyznaczenie sobie celu (strategia) zdobywanie odpowiedniej wiedzy i ułożenie sobie planu swojego rozwoju zawodowego i osobistego, modyfikując oczywiście ten plan, gdy potrzeba (taktyka) i systematyczną realizację tego planu (działania operacyjne). A ten, kto czeka, aż mu szczęście z nieba spadnie, to jest dupa wołowa i sam sobie winien, że pracuje w miejscu mu nieodpowiadającym, że jest nieszczęśliwy, bezdomny, itd.
Wszystko ładnie i pięknie, ale nie obrażaj ludzi, którzy ciężko pracują, bo należy im się szacunek. Ktoś musi się tym zajmować, żebyś mógł sobie taką rybę na talerz położyć.
matka Natura czy Bog czy kosmici ukartowali to w ten sposob, ze inteligencja w populacji ma rozklad normalny, czyli ponad 68 % spoleczenstwa nie jest w stanie rozroznic, ze szczescie nie zalezy od zawodu ani stanu posiadania, zrobiono to w ten sposob, aby ta ryba jednak byla w tesco i zeby ktso chodzil do tesco i zeby sie to wszytsko krecilo jak sie kreci.
Jeszcze jedno, zobaczcie sobie na ten blog: http://niradhara.bikestats.pl/
Jego autorka podróżuje rowerem po okolicach swojego zamieszkania, tylko czasami gdzieś dalej po Polsce i sprawia wrażenie bardzo szczęśliwej. Szczęście to umiejętność cieszenia się z tego co jest. Ona wcale nie potrzebuje drogich dalekich podróży, żeby czuć się szczęśliwa. Myślę, że oglądając jej bloga możemy się dowiedzieć, jak blisko od nas jest szczęście i jak niewiele trzeba zrobić, by go spotkać.
Dzieki Arku za wyczerpujaca odpowiedz 🙂 Zawisc porzucilam juz w znacznym stopniu, po prostu dlatego, ze mam tyle pieknych chwil satori podczas np.gotowania mojej minimalistycznej pomidorowej, ze wiem, ze nie ma nic lepszego. Ja to doswiadczam zwyczajnie przy starej kuchence i pomidorowej, Ty po prostu doswiadczasz tego samego np.na rowerze w Iranie (choc dla Ciebie ten Iran to tez chyba zwyczajnie). Co nie znaczy, ze Twoje satori jest lepsze niz moje:) Przyklady wielkich mistrzow duchowych pokazuja, ze uwolnienie od narkotyku szukania zabezpieczenia jest mozliwe, co wiecej, ze tylko ego szuka zabezpieczenia, a skoro istnienie ego mozna poddac w watpliwosc to i mozna poddac w watpliwosc potrzebe zabezpieczenia ego.
W psychologii koncept ego robi niezle zamieszanie. /def: ego- psychiczny autowizerunek jednostki, bardzo niepelny, poniewaz broniony przez ego jako idealny przed informacjami szkodzacymi mu/
Mistrzpowie mowia, ze najpierw trzeba znac ego, byc go swiadomym, aby w ogole umiec go porzucic. Przykladem tego sa ludzie uposledzeni lub z zaburzeniami rozwojowymi, ktorych ego nie wyksztalcilo sie dostatecznie silnie. Oni nie sa w stanie tego przejrzec tego ego, nie ma tam „wejscia”, intuicji. Natomiast normalni i inteligentni, zauwazaja to zwykle. Nie kazdy cos z tym robi, ale jest rejestrowane, ze czasem przeszkadza i ze najlepsze chwile zycia, sa te bez wladzy ego, co najprawdziwsza prawda.
Psychoterapeuta Lowen przeciwstawia ego cialu, twierdzac, ze poprzez cialo, sport i aktywnosci zwiazane z cialem swoadomie integrujemy cialo z ego, tworzac wzglednie zdrowszy, wlasny autowizerunek, innymi slowy poszerzamy ego i daje to poziom cialoumyslu jako jednosc. To juz jest cos wiecej niz ego, tym samym mniej. To juz jest male satori 🙂 I pewnie na rowerze masz tego mnostwo, dlatego jezdzic tak intensywnie i biegasz (tez biegam).
Minimalizm wlasnie bierze pod uwage prawdziwe potrzeby ciala, niewiele trzeba do przezycia i mniej jest zdrowiej, wiec oslabia wplyw ego na cialo, cialo nie ma szans tycia, energia wzrasta, pojawia sie przestrzen i czystosc, zdrowsze mysli i nawyki.
Jednak to pierwotne zabezpieczanie sie instynktowne chyba zawsze pozostanie.W koncu jestemsy tez zwierzetami. Poniewaz cialo jest biologiczne i instynktowne, wiec moze to ostateczne starcie wygrywa instynkt samozachowawczy?,Moze to po prostu madrosc ciala.
Jesli duchowosc jest sterowana tylko przez ego, czyli tylko konceptualna, np. jak moze byc u ksiezy to maly krok wtedy u nich do biczowania sie za grzechy i takie tam afery. Zwykle ksieza wygladaja tez niezdrowo i dlatego nie przekonuje mnie koscielna duchowosc bez ciala. Fajnie, ze ciagle masz swiadomosc czerwonej lampki, ze to co robisz to moze byc wycieczka, wybryki ego. Szacun:) jest taka ksiazka Pulapki duchowego materializmu, o tym jak latwo myslismy, ze rozwijamy sie duchowo, a to tylko ego jest takie sprytne, ze zamienia jedno swoje zabawki na inne, np.korporacyjne zycie na duchowe dania gotowe, kiedy w sumie do konca zycia jestesmy poczatkujacymi „kucharzami”:) Pozdrawiam
Jeszcze raz jestem pełny uznania 🙂 znowu moje ego poczuło się malutkie i niedojrzałe (to chyba dobrze:).
Dziękuję
Jesli czujesz przy tym przyjemnosc, takie uspokojenie w srodku… to znaczy, ze dobrze:)
Żeby być szczęśliwym muszą być spełnione pewne warunki. Pierwsze primo: potrzeby ciała, fizjologiczne innymi słowy pełny paździoch. Potrzeba bezpieczeństwa czyli także materialne zabezpieczenie przyszłości dla siebie i bliskich. Edukacji – albo co może z niej wynikać samoświadomosci. Akceptacji, także społecznej – żaden człowiek nie jest wyspą. Miłości – musimy czuć, że jesteśmy dla kogos najważniejsi na świecie i vice versa. Wszyscy do tego dążymy aczkolwiek zyjemy w takich czasach i takim miejscu, że spełnienie tych potrzeb nie jest dla wszystkich osiągalne, albo chociaż w równym stopniu w stosunku do włożonych sił. Przykład afrykańskiego murzynka. W dzisiejszych czasach wystarczy odebrać ludziom darmową służbę zdrowia, dobrą darmową edukację i cała układanka zaczyna się sypać czyli po prostu ludzie przestają być szczęśliwi. Jesteśmy kurewsko daleko od ogólnej społecznej radości. Podejrzewam, że gdyby odebrać niektórym z nas INTERNET czyli źródło informacji i komunikacji z innymi ludźmi bylibyśmy mniej szczęśliwi. Więc śmię twierdzić, że nie do końca stan szczęśliwości jest niezależny od czynników zewnętrznych. Są setki rzeczy, których potrzebujemy żeby być szczęśliwymi a zabezpieczenie materialne jest jednym z tych czynników.
aha to miało być pod odpowiedzią na komentarz, sorki
A moim zdaniem to nie bezpieczeństwo uzależnia, a … adrenalina. Za czym osobiście przepadam. Pozdrawiam
Arek,
Skoro zahaczasz o Buddę, to może tak:
Fundamentalnym stwierdzeniem Buddy jest: cierpienie istnieje.
Czym jest cierpienie?
Stanem, w którym jest inaczej, niż chcemy, żeby było.
I tu zaczynają się schody, czyli wybór ścieżki.
Możesz dążyć do zmiany sytuacji – żeby było tak, jak chcesz.
Możesz chcieć co innego.
Możesz nic nie chcieć.
Możesz cokolwiek.
Czym jest poczucie bezpieczeństwa? Stanem umysłu wiedzącego, że nie grozi nam cierpienie (i tutaj spotkały się cierpienie i poczucie bezpieczeństwa 🙂 Skoro jest słowo „grozi”, jest też strach. Strach jest wszędobylski i kieruje ludźmi przez większość ich życia.
Pani Egoistka w swojej żonglerce pojęciami pisze dużo o ego. Z mojego doświadczenia, co też potwierdzają niektórzy w swoich książkach, ego jest „siedliskiem” strachu – także strachu przed brakiem oświecenia. Można nawet powiedzieć, że warunkiem osiągnięcia oświecenia jest odrzucenie dążenia do niego – materiał na koan ;).
Dyskusję na temat minimalizmu: łatwo – trudno, dobry – niedobry uważam za drugorzędną i pozbawioną znaczenia. To są tylko i wyłącznie zewnętrzne okoliczności, które sami sobie stwarzamy lub są stwarzane przez okoliczności poza naszą kontrolą (MX z tą dupą wołową poszedł po bandzie, chyba jeszcze życie w kość nie dało?). Przywołując znowu Buddę: jedynie uniezależnienie się od zewnętrznych okoliczności pozwoli nam ujrzeć właściwą ścieżkę do oświecenia.
Osobiście polecam rozwijanie uważności. Jeżeli minimalizm w tym pomaga, to fajnie.
Pozwoliłem sobie na nieco sarkazmu (wiecie, ego i te sprawy, nie mogłem się oprzeć) – najbardziej lubię Buddę śmiejącego się http://www.youtube.com/watch?v=F9sI5gwOV-M&feature=related
Dziękuję tomzee!
To ja dodam jeszcze takie coś:
Przywiązanie prowadzi do zazdrości. Cieniem chciwości jest ono. Pozbywać się wszystkiego ucz się, co boisz stracić się.
Autor cytaty, pewien mały i zielony Budda też się non stop śmiał (i był rasowym minimalistą) 🙂
Łebski gość, prawda? 😉
A teraz, jak to mówią językiem lengłycz: fud for fot, lub tudzież temat na posta.
Czy praktykowanie minimalizmu jest przywiązaniem (do idei)?