Fanatyczna negacja nie różni się niczym od fanatycznej fascynacji. Człowiek, który śni o bogactwie, który myśli, że będzie mądry, ważny i wartościowy jak nagromadzi mnóstwo przedmiotów nie różni się od tego, który jest święcie przekonany, że będzie mądry, ważny i wartościowy jak odrzuci dobra materialne i będzie żył minimalistycznie. Obaj traktują bogactwo z takim samym namaszczeniem. Z taką samą siłą emocji.
Ćwiczenie:
Późnym wieczorem odwiedza nas starszy mężczyzna w dziwacznym kapeluszu. Mówi, że jest naszym dalekim krewnym, że przyjechał z Ameryki Południowej. Chce nam opowiedzieć bardzo ważną historię. Zapraszamy gościa do pokoju. Robimy herbatę. Przybysz prosi aby nazywać go wujem i kładzie na stole walizkę. Patrzy nam w oczy wzrokiem „za chwilę stanie się coś doniosłego”, po czym otwiera zamki w walizce kluczykiem. W środku jest ogromna ilość banknotów. Dolarów amerykańskich. Albo gujańskich, żeby było ciekawej. 300 milionów dolarów gujańskich, czyli około 4,5 miliona złotych – informuje wuj. Potem zaczyna opowiadać swoją historię.
Rozważmy jak w tej sytuacji zachowałby się fanatyk bogactwa, a jak fanatyk minimalizmu. Obaj mieliby w głowie tornado myśli. Pierwszy skakałby myślami między „czy to dla mnie?” a „udawanym dworkiem” pod miastem. Drugi by się pocił „muszę to odrzucić!”, „muszę wytrzymać pokusę!”. Obaj mieli by skrajne (fanatyczne) emocje.
Jak zachowała by się osoba, która do pieniędzy podchodzi bez fanatyzmu? Nie widziała by różnicy w tym, czy wuj rzuca na stół forsą czy workiem kartofli. Obserwowała by sytuację z takim samym rozbawieniem. Taki stan nazywam minimalizmem bez napinki. Minimalizm nie polega na odrzuceniu czegoś. Tylko na zrozumieniu. Na świadomości. Świadomości, że czegoś nie potrzebuję. Świadomości, że moje potrzeby i pragnienia są bardzo często kreowane sztucznie. Świadomości, że jak nie potrafię bezgranicznie cieszyć się spacerem po parku to nie będę potrafił się cieszyć się z największej fortuny.
Taki minimalizm nie jest radykalny. Rośnie i dojrzewa bardzo powoli. Jeśli zazdrościmy innym lepszych samochodów, ładniejszych domów, wspaniałych karier to samo poznanie minimalizmu nie spowoduje, ze nagle przestaniemy. Nie spowoduje, że magicznie pojawi się w nas siła aby opierać się konsumpcyjnym pokusom. Jeżeli chcemy szybkiej ścieżki, jeżeli chcemy skrótu to wpadniemy w radykalizm, w negację. Fanatyzm nie różniący się niczym od fanatyzmu osób modlących się do finansowego bożka. Minimalizm to powolny proces. Nie jest to nieustanna walka z pokusami, ale uświadomienie sobie skąd się te pokusy biorą. Nie jest to walczenie z ciemnością pięściami, ale włączenie światła. Wtedy nagle okazuję się, że nie ma z czym walczyć. Waliza pieniędzy na stole naprawdę jest tym samym, co worek kartofli. Nie trzeba udawać, że jest się odpornym. Nie trzeba walczyć.
Na koniec dodam, że waliza pieniędzy to nie jest najszczęśliwszy przykład. Bardziej należałby rozważyć, że wuj kładzie na stole klucze do hacjendy lub do porsche. Funkcja środków płatniczych w zachodnich społeczeństwach jest naprawdę duża. Możliwości są ogromne. Znam ludzi, którzy odnośnie swoich potrzeb są całkowitymi minimalistami, ale działają społecznie, prowadzą fundacje, potrzebują środków. Ja również, a obecnym etapie mojego (niedo)rozwoju zareagowałbym emocjonalnie. I to nie dlatego, że prowadzę fundację tylko, że pomyślałbym o sobie. O tym, że może jednak lepiej jest kupić własne lokum zamiast wynajmować. Ale jedno jest pewne. Jeszcze parę lat temu zsikałbym się w majtki gdybym zobaczył miliony na swoim stole. Teraz zareagowałbym po stokroć spokojniej. Moja świadomość się zmienia. Mój minimalizm rośnie. Z nasiona wyrósł już krzak. Bardzo wyraźnie go widać, ale chwiejne jeszcze to bardzo. Rano może się cieszyć wolnością życia bez samochodu, wieczorem zazdrościć komuś pięknego SUVa. Wiem jednak, że tak to musi być. Wiem, że trzeba czasu.
O samym minimalizmie nie wiem jeszcze dużo, ale sporo z niego jest już w moim życiu – z początku z musu, a teraz dlatego, bo zauważam, że naprawdę łatwiej tak żyć 🙂
Chciałam jeszcze zahaczyć o kwestię fanatyzmu w sytuacji pojawienia się masy banknotów na stole, tudzież Porsche – gdzieś słyszałam, choć niewiem na ile to jest wiarygodne, że największymi materialistami wcale nie są ludzie już bogaci i dążący do mnożenia majątku, ale właśnie ci najbiedniejsi 🙂
Bea, dobrze, że to napisałaś. Można odnieść wrażenie, że napiętnuję „bogatych”. Tymczasem „fanatyzm na punkcie bogactwa” nie równa się „bycie bogatym”. Znam bogate osoby, które mają bogactwo w nosie. I nawet nie o to chodzi, że są to osoby skromne (bo nie są) – po prostu bogactwo jest to dla nich bez znaczenia.
Dobry przykład to królewna Śnieżka. Bajkowy – ale, za to czytelny. Czy w luksusie (na zamku na pewno miała 200 par butów i 300 torebek) czy minimalistycznie u krasnali była tak samo szczęśliwa. W realnym świecie też są tacy ludzie. Jedni mają ten dar naturalnie, inni do tego dochodzą. Niestety większość ma problemy psychicznie już przy mniejszych problemach niż wyprowadzka z zamku do małej chaty. Wystarczy, że Kowalski ma lepszy samochód.
Dodam jeszcze, że odnośnie tego że najbiedniejsi są większymi materialistami byłbym bardzo ostrożny. Tak samo jest i wśród najbiedniejszych i wśród najbogatszych i u wszystkich średnich. Każda teoria „kto bardziej” musi wynikać z uprzedzenia.
Ale mnie uprzedziłeś Arek 😀 Czytam sobie Twój wpis, już w połowie się szykuję na komentarz (bo właśnie chciałem pisać o różnych funkcjach pieniądza), a tu w dalszej części sam przyznajesz, że przykład z walizką pieniędzy obarczony jest marginesem błędu 😉
Myślę, że podejście do minimalizmu (a zarazem do większości rzeczy) bez napinki jest świetną sprawą – nie muszę koniecznie się wyrzec swoich potrzeb, nie muszę koniecznie czegoś chcieć, po prostu wsłuchuję się w swoje potrzeby i żyję 🙂
A co do walizki, hmm… skłamałbym mówiąc, że nie przydałaby się :)) Mając te 4,5 mln zł, sporą część bym sobie uszczkną, natomiast część bym też przeznaczył na jakąś działalność gosp. a może i społeczną.
Natomiast walizki nie mając, a widząc co się dzieje z cenami benzyny, to mogę takiego SUVa sąsiadowi współczuć…
Benzyna w górę, prąd i gaz w górę, cenami wody już straszą, plus kilka innych podwyżek – dla wielu ludzi życzenia „szczęśliwego nowego roku” oznaczać będą przejście na minimalizm, szkoda tylko, że nie z wyboru, a z ekonomicznego przymusu.
Hey Arek, to co piszesz to dla mnie problem u podłoża którego leży ” mieć czy być ” . Zmagam się z tym już od dłuższego czasu. Jednak to o co chciałem Ciebie zapytać dotyczy ostatniej niedzieli. Gratuluję czasu 03:15 w szczególności że osiągnąłeś go w tak skrajnie trudnych warunkach atmosferycznych (wiatr, zacinający deszcz, niska temperatura), oraz technicznych (ukształtowanie terenu) . Wiem co piszę ponieważ wbiegłem po Tobie na metę ateńskiego maratonu po około 3 minutach, pokonując swój poprzedni rekord o około 9 minut. Czy, osiagniety przez Ciebie rezultat , w kontekscie Twoich wypowiedzi to przejaw minimalizmu bez spinki ? Przecież i 5 godzin to mógłby być również dobry wynik w kontekście faktu, iż samo pokonanie dystansu 42,195 km to dla milionów osób, coś poza totalnym zasiegiem ? Czy stosując owy minimalizm bez spinki w życiu codziennym, można o nim zapomnieć w realizacji swoich pasji ? A jak w takim kontekście mają się ambicje ?
Jeszcze raz Tobie gratuluję wyniku i fajnego bloga.
Pozdrawiam
Hej Arek 🙂 Że rower to wiedziałem – gdzies tam switało mi to w głowie, ale że jeszcze maratony… W sumie to mogłem się tego domyslać. Pozostaje mi pogratulować! Powiedz Arku jak Ty to robisz? Próbowałem biegać, czułem się wtedy lepiej, miałem satysfakcję, ale wystarczyło przeziębienie i później już nie chciało się wrócić do tego.
A gdy teraz widzę za oknem przymrozki to już w ogóle ciężko… Z drugiej zas strony bardzo Ci zazdroszczę tego maratonu, sam byłbym ogromnie dumny, gdyby udało mi się przebiec półmaraton… Czy Tobie naprawdę – w mysl powiedzenia, że dla biegacza nie ma złej pogody – nie przeszkadza aura za oknem i zbliżająca się pora roku? Dla mnie poranne (a często późniejsze) wyjscie z łóżka jest nielada wyprawą i równie ciężkim wyzwaniem… 😉
sorrrki Arek, mam nadzieję że nia masz mi za złe.
Ani trochę! Bardzo rozsądne pytanie. Na dodatek tak się rozpisałem pisząc odpowiedź, że nie odpowiem tutaj, w komentarzu, tylko będzie z tego cały artykuł. Trochę muszę to jeszcze doszlifować i niedługo się pojawi. Także dzięki za temat!
Poza tym gratuluję życiówki! Mieć rekord z tak historycznej trasy! Przepięknie! A wbieg na stadion Kallimarmaro to coś po prostu nieprawdopodobnego 🙂
Ja dzisiaj wróciłem do Polski. W samolocie leciał też Michał Stadniczuk. Czas 4:47. Miejsce 3, w kategorii…75+. Tak, tak pan Michał ma 81 lat. Miło było posłuchać historii tego uśmiechniętego człowieka. Pan Michał zaczął biegać po pięćdziesiątce, kiedy lekarze zalecali wózek inwalidzki w związku chorobą kręgosłupa. Romans z bieganiem zaowocował nie tylko powrotem do zdrowia, ale i tytułami mistrza Polski, Europy cz tez Świata! Tutaj można podejrzeć jak wygląda dziarski pan Michał: http://www.namyslowianie.pl/artykul/wielki_sukces_namys%C5%82owskiego_marato%C5%84czyka