Pewnego razu uczeń powiedział do swojego mistrza, żeby osiągnąć oświecenie udam się w góry, na odosobnienie. Po półrocznym okresie uczeń przesłał do mistrza kartkę z napisem, że udało mu się osiągnąć całkowite współczucie ze wszystkimi żywymi stworzeniami. Po kolejnym półroczu przyszła kartka, że uczeń zrozumiał sekret, że wszystko jest jednością. Kartki przychodziły regularnie. Mistrz czytał spokojnie, a potem darł i wrzucał do kosza. W pewnym momencie kartki przystały przychodzić. Po kilku latach mistrz spotkał wędrowca, który udawał się w góry. Poprosił go, jeśli spotkasz mojego ucznia poproś go o nową wiadomość dla mnie. Po jakimś czasie przyszła kartka „jakie to ma znaczenie?”. Mistrz uśmiechnął się i powiedział „Udało mu się!”
Dla zachodniego umysłu, nauczonego ślepej wiary w świat materialny przypowieści Zen są niczym majaczenie pijanego włóczęgi. Wystarczy jednak przypomnieć sobie wyniki badań, o których pisałem w ostatnim tekście, zestawić je z powyższą przypowieścią i wszystko staje się jasne. Przypomnę, że badania udowodniły, że zarówno bardzo pozytywne zdarzenie, o którym wiele osób marzy (w badaniu była to wygrana na loterii kwoty większej niż 50 tys. $) jak i bardzo negatywne, którego wszyscy się boją (sparaliżowanie po wypadku samochodowym) nie zmieniły trwałego zadowolenia z życia osób badanych. Gdyby informacja, że NAPRAWDĘ nie ma znaczenia co się wydarzy zdołała przedostać się do naszej podświadomości, osiągnęlibyśmy to co uczeń z przypowieści.
Inne przysłowie Zen mówi o tym, że człowiek umiera z pragnienia stojąc w pitnej wodzie aż po samą brodę. To znowu jest o tym, że człowiek myśli, że do szczęścia potrzebuje „czegoś”, podczas gdy wszystko już ma. Jak kogoś denerwują moje wycieczki do świata dalekowschodniego. To dodam, że dokładnie to samo mówił ktoś kogo słowa wiele osób w Polsce poważa. Jezus Chrystus. Ta część jego nauki nigdy nie było zbytnia popularyzowana, bo ta nauka ma jedną wielką wadę. Daje ludziom wolność. A ludzie wolni nie dają się łatwo manipulować i nie są dobrym materiałem na usłużnych poddanych. Istnieje jednak spora grupa odważnych księży, która nie boi się o tym mówić. Posłuchajcie:
Królestwo Boże jak mówi Jezus Chrystus, stało się obecne pośród nas, tu i teraz (…) Tu i teraz jest Królestwo Boże, w tej chwili, między nami. Tam, gdzie jesteśmy i gdzie będziemy, też jest Królestwo Boże. Tak mówi jezuita, ojciec Adam Schulz w referacie o życiu chwilą bieżącą. Coś tu się bardzo nie zgadza. Od dziecka słyszeliśmy, że Niebo, Królestwo Boże to miejsce gdzie znajdziemy się w przyszłości i to jeszcze pod pewnymi warunkami. Uczyliśmy się, że chociaż życie jest parszywe i smutne to potem dostaniemy nagrodę za nasze męki.
Jezus podobno przyniósł „dobrą nowinę”, warto chyba ustalić jaką. Czy taką: „nie martwicie się, poczekajcie trochę, a będziecie w Niebie” czy też zgodnie z tym co mówi ojciec Adam „rozejrzycie się, jesteście w Niebie”. To potężna różnica. Nie będę dalej wchodził w teologiczne rozważania. Powiem tylko, że moim zdaniem Jezus mówił wyraźnie o tu i teraz. Mówił to samo co mistrzowie Zen. Siedzisz po brodę w słodkiej wodzie i umierasz z pragnienia. Wszystko co jest Ci potrzebne masz przed swoim nosem. To, że wydaje Ci się, że szczęście czeka zaraz za drzwiami z napisem sukces, sława, bogactwo, mądrość, rodzina to Twoje wielkie urojenie. Prawda jest taka, że żadna z tych rzeczy nie ma najmniejszej możliwości oddziaływania na Twoje szczęście.
Jeżeli ktoś zupełnie neguje moje słowa i myśli sobie, głupie gadanie, dla mnie jedno jest pewne jak w końcu zdam egzamin, zostanę prezesem, wyjadę z więzienia, poznam ukochaną to poczuję się lepiej. Zgadza się. Ale będzie to narkotyczny kop, a nie trwałe odczucie. Po jakimś czasie będziesz się czuł dokładnie tak samo jak teraz. Tak samo jak wypadek samochodowy, a zwłaszcza taki, który powoduje paraliż zawsze wywoła silną emocję negatywną. Ciężko by było, żeby wypadek nie wywołał emocji. Nawet mistrz Zen byłby smutny i przerażony. Ktoś kto zrozumiał prawdę, o braku znaczenia wcale nie staje się nieczułym głazem. Tak naprawdę odczuwa emocje jeszcze silniej. Odczuwa prawdziwe emocje, a nie urojenia. Widzi zarówno radość jaki i smutek takie jakie naprawdę są – chwilowe. W ten sposób osiąga trwałe szczęście, oświecenie, satori, czy Królestwo Boże.
To co nas blokuje w osiągnięciu tego stanu to przekonanie, że różne rzeczy mają możliwość trwałego zmienienia naszego szczęścia. Uganiamy się jak opętani za narkotycznymi kopniakami szczęścia, albo drżymy ze strachu przed kopniakami nieszczęścia. Ludzie marzą o wygranej w loterii, albo o wyższym wynagrodzeniu nie dlatego żeby na chwile poczuć się lepiej, tylko dlatego że wierzą, że w sposób trwały odmienią swoje życie. A to nieprawda. Niezwykłe jest to, że potrafimy dziś udowodnić badaniem coś co wielcy mistycy głosili tylko dzięki swej intuicji. Przy takim ułatwieniu aż głupio byłoby nie skorzystać. Głupio byłoby dalej przejmować się sprawami bez znaczenia. A skoro wszystkie są bez znaczenia. Głupio byłoby się przejmować.
No to jeszcze raz. Jesteśmy zestresowani, zabiegani, zmęczeni ponieważ gonimy za czymś dla nas bardzo ważnym. Nasz błąd polega na tym, że nie potrafimy zauważyć, że nasza gonitwa nie ma znaczenia. Nie ważne czy mówimy tu o tak naiwnych marzeniach jak kariera w korporacji czy tak trudnym doświadczeniu jak walka z ciężką chorobą dziecka. Nadając różnym zdarzeniom prawo do decydowaniu o naszym szczęściu dobrowolnie się tego szczęścia pozbawiamy. Zamiast zauważyć, że jesteśmy w Królestwie Bożym, gdzie wszystko jest tak jak powinno być myślimy sobie „skoro Bóg jest dobry to jak mógł na to pozwolić”. Zanurzeni w pitnej wodzie umieramy z pragnienia.
Przy kolejnym stresie, problemie, zmartwieniu czy też przy kolejnym triumfie, sukcesie, wygranej, proponuje przypomnieć sobie to pytanie: „Jakie to ma znaczenie?”. I zrozumieć, że nie ma.
Święte słowa….. Tak naprawdę dziś wszystko bazuje na „narkotycznych kopniakach szczęścia” , media kuszą, że jak kupisz coś to poczujesz się jak w niebie, więc ludzie gonią za „fabryką przyjemności”. Potem okazuje się, że to tuczy i uruchamia się kolejna machina kup „dietę cud”, „koniecznie zapisz się na siłownię”, żeby mieć boską sylwetkę, albo weź szybką pożyczkę na spełnienie marzeń. I tak pogoń za „szczęściem” nie ma końca, ludzie kręcą się w kółko, a ktoś na tej bezsensownej pogoni zarabia …
Hej Arku,
Pędzisz w zrozumieniu jak Forumła 1 🙂
Super zdania:
„Ktoś kto zrozumiał prawdę, o braku znaczenia wcale nie staje się nieczułym głazem. Tak naprawdę odczuwa emocje jeszcze silniej. Odczuwa prawdziwe emocje, a nie urojenia. Widzi zarówno radość jaki i smutek takie jakie naprawdę są – chwilowe. ”
Poczucie szczęscia nie ma nic wspólnego z chwilowymi odczuciami adekwatnymi do sytuacji – smutkiem, płaczem, radością, zachwytem. To tak jakby stan zdrowia – szczęście – zamieniać pod wpływem kataru w długotrwałą przewlekłą chorobę. Przy pełni szczęścia nie ma również znaczenia jeśli jest to ciężka choroba – akurat z takiej wyszłam.
„Nadając różnym zdarzeniom prawo do decydowaniu o naszym szczęściu dobrowolnie się tego szczęścia pozbawiamy.”
To tak jak kręcenie sobie bicza na własną skórę. Sam sobie wprowadzam zależność szczęscia od … i tego się trzymam, sam sobie robię „pranie mózgu”. Jest takie powiedzenie ” jak chcesz rozsmieszyć Pana Boga to zdradź mu swoje plany”. To nie plan jest ważny, to cel ma znaczenie, a plan zmienia się w zależności od czynników zewnętrznych i wewnętrznych, które „panta rei” 😉
„Jakie to ma znaczenie?”. No właśnie … Jakie to wszystko ma znaczenie jesli jesteśmy wolni i szczęśliwi?
pozdrawiam serdecznie
Monika
Dzięki! Miło, że są osoby które rozumieją o czym piszę 🙂
Chciałbym jeszcze napisać część trzecią: skoro prawda jest tak banalna dlaczego tak ciężko jest żyć według niej. Moim zdaniem wszystko rozbija się o mur (logicznego) wniosku, że skoro wszystko jest bez znaczenia to znaczy, że nic nie ma, że nic nie warto robić. Innymi słowy, żeby podjąć się jakiejkolwiek czynności najpierw muszę nadać jej znaczenie.
Moim zdaniem cały proces rozwoju duchowego polega na zrozumieniu faktu, że pomimo, że wszystko jest bez znaczenia, wszystko jest zarazem fascynujące i warte poznania. Wszystko jest bez znaczenia, ale wszystko jest.
Powoli zaczynam to rozumieć, ale przeliczyłem się myśląc, że przeleje to zrozumienie na słowa. Część trzecia nie powstanie za szybko. Nie da się tego zrozumienia logicznie przedstawić czy wytłumaczyć.
Dokładnie tak:
„pomimo, że wszystko jest bez znaczenia, wszystko jest zarazem fascynujące i warte poznania. Wszystko jest bez znaczenia, ale wszystko jest.”
Bo jak już wiesz, ze wszystko jest bez znaczenia – to masz świadomość teraźniejszości i zaczynasz żyć w tej chwili bieżącej, a nie tym co będzie jutro i było wczoraj. A wtedy widzisz tę teraźniejszość realnie a nie emocjonalnie. I żyjesz naprawdę. A jak żyjesz naprawdę to żyjesz pełną piersią i wtedy wszystko nabiera znaczenia ale w innym wymiarze – fascynacji, pasji, ciekwości świata, ludzi, miejsc, otwartości, kreatywności, autentyczności.
Arek napisałam najzrozumialej jak umiałam 🙂 Ale można ze mnie jeszcze coś wycisnąć zadając pytania 🙂 prywatnie.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Zgadzam się ze wszystkim, co zawiera ten i poprzedni post. Rozumiem, że szczeście jest w nas, że uzależniając je od czegoś lub kogoś, sami się go pozbawiamy. Idea „jakie to ma znaczenie” – bez zastrzeżeń. Życie tu i teraz, zauważanie drobiazgów i cieszenie się nimi – super.
Ale jak to zrobić? Bo samo zrozumienie nie sprawi, że nagle będziemy tak żyć.
„Ale jak to zrobić? Bo samo zrozumienie nie sprawi, że nagle będziemy tak żyć.”
spróbuję na to odpowiedzieć w całym artykule i pozwolę sobie też na wykorzystanie Twoich słów na jego tytuł 🙂
Wow !!! No to już nic tu po mnie 😀
Pa, pa
Monika
Sztau,
Każdy robi po swojemu bo każdy jest inny. Jedni to czują i robią, inni to rozumieją i robią. Jak już znów sam sobie ufasz, to mózg idzie razem z sercem i wszystko „is easy”.
Monika
Ja to i czuję i rozumiem, tylko w jakiś dziwny sposób nie mogę się uwolnić od podświadomego szukania ‚tego narkotycznego kopa’ jak to ładnie Arek nazwał i gonię za sukcesem, za czymś co wprawi mnie w stan chwilowej (wiem, że będzie chwilowa!) euforii. Więc czekam Arku z niecierpliwością, na dalszą część Twoich przemyśleń …
Powodzenia w pracy twórczej – równie ispirującej dla innych jak teksty de Mello:)
O tak, duch De Mello unosi się nad tym blogiem.
Arek, kolejny genialny tekst. Prowadzisz naprawdę świetnego bloga, gratuluję.
Kiedyś, na początku liceum wpadła mi w ręce książka Osho – księga medytacji. No i przepadłem, cała ta wschodnia filozofia wciągnęła mnie na całego. Chłonąłem tę wschodnią wiedzę przez jakieś 2 lata, później zainteresowałem się rajdami, a jeszcze później przyszło „dorosłe” życie. Echa tej postawy wobec świata, spojrzenia na pewne sprawy, którą zaszczepiła mi lektura książek Osho czy De Mello nadal pobrzmiewają w moim życiu. Ba, mają się całkiem dobrze!
Ale… co z tego skoro intuicyjnie ja to wszystko rozumiem i krzyczę, że TAK, TAK, tak to właśnie wygląda, taka jest rzeczywistość, jeśli na co dzień gonię za nie wiadomo za czym. Nie wiem Arku jak Ci się udaje realizować na co dzień tę”filzozofię”, którą przemycasz tutaj na blogu, bo dla mnie to był zawsze problem. Świadomość mówi jedno, podświadomość drugie..
No nic, zabieram się za lekturę kolejnej części tekstu 🙂 .
„Od dziecka słyszeliśmy, że Niebo, Królestwo Boże to miejsce gdzie znajdziemy się w przyszłości i to jeszcze pod pewnymi warunkami.”
Niesamowite, że tyle o tym nam mówiono, podczas gdy w Ewangelii jest napisane:
Łk 17, 20: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie
i nie powiedzą ‚oto tu jest’ albo ‚tam’. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest.”
🙂
Twoje artykuły są coraz lepsze-gratuluje-oby wiecej takich ludzi jak ty-Papierz powiedział ze systemu nie da sie od tak szybko zmienić ,ale gdy my sie zmienimy system sam sie zmieni.Lubie słuchac nowego papierza i Wam polecam ,bo On będzie zupełnie innym papierzem