Zapraszam na trzeci tekst o Ruskiej. Pierwszy czyli sportowy wstęp do Ruskiej jest tutaj, drugi czyli opis wyprawy tutaj, w części trzeciej opiszę użyty sprzęt. Podkreślę, że był to mój pierwszy wielodniowy brevet, także nie jestem ekspertem. Mam duże doświadczenie w podróżach rowerowych. Tutaj opisałem sprzęt użyty na wyprawie w 2012 roku. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Ruska to jednak inna sprawa. Dlaczego? Przede wszystkim przez ilość czasu na rowerze. Moje wyprawy rowerowe to dystans dzienny 100km-200km. Ważną kwestią jest elastyczność, w ładny dzień można zrobić więcej, w brzydki mniej. Na Ruskiej nie było marginesu. Od rana do wieczora na rowerze bez względu na pogodę. Druga różnica to region geograficzny. Daleka północ, krąg polarny, należało przygotować się nieco inaczej niż zwykle.
Na początek najważniejsze, czego nie zabrałem i więcej błędu nie zrobię. Nie zabrałem lemondki, czyli kierownicy do jazdy na czas. Lemondkę miała więcej niż połowa uczestników Ruskiej. Lemondka to sprzęt ratujący dupę, a konkretnie nadgarstki i dłonie. Przez miesiąc po Ruskiej nie miałem czucia w palcach serdecznych, już jest ok, ale jeszcze czuję „inność” tych palców. Jak się okazuje problem z dłońmi jest powszechny. Z rozmów wynika, że to problem numer 1 w kolarstwie długodystansowym. Jeśli mamy lemondkę możemy oprzeć się na łokciach i okresowo odciążyć dłonie. Niektórzy „brevetowcy”, w tym mój przyjaciel Olli nie mają doświadczenia z lemondką, więc dla nich to duża rewolucja. Ja mam doświadczenie i lubię jeździć na lemondce. Na triatlonie nie mam problemu jechać na niej non stop 5 godzin. Niektórzy muszą przechodzić w normalny chwyt, żeby dać odpocząć plecom – ja nie muszę. Lemondkę mam śmieszną, kupiłem na allegro za 100zł, z boku ma napis „cannibal”, wygląda jak samoróbka. Oprócz triatlonów nie trzymam jej na rowerze,czasami po triatlonie nie chce mi się jej ściągnąć i jakiś czas jest w użyciu w normalnym ruchu ulicznym. Wtedy trzeba uważać, raz, że wszystkie reakcje (dostęp do hamulców) są dużo wolniejsze, dwa, że człowiek ma środek ciężkości wypchnięty do przodu, więc dużo łatwiej o wywrotkę. Nie miałem jednak nigdy problemu, wiem kiedy można, a kiedy się nie powinno. Na pięknych i pustych szosach Finlandii można było prawie zawsze.
To może jeszcze o wadach lemondki, właściwie są to wady osobiste, a dokładnie osobisto-sprzętowe. Lemondka nie zgra razem z moją ukochaną torbą Ortieb na kierownicę. Jeśli będę chciał zabrać lemondkę na kolejny wyścig typu Ruska to muszę zainwestować w torbę mocowaną pod lemondkę. Jest wybór na rynku. Przy okazji stracę możliwość patrzenia na mapę. To jest jedna z ważnych składowych mojej fascynacji pokonywaniem setek kilometrów rowerem. Na Ortliebie jest mapnik, a w nim mapa, a nad mapą moje oczy. Może jednak przerzucenie się na lemondkę nie jest aż tak pewne. Muszę pamiętać o tym, co działo się na Ruskiej. A robiłem tam coś bardzo niebezpiecznego, jechałem na lemondce bez lemondki. Łokcie na kierownicy. Najpierw tylko po kilka minut, potem częściej i częściej. Pod koniec mogłem jechać tak non stop pół godziny. Nie jest to ani wygodne (ale było przyjemniejsze niż katowanie dłoni) ani bezpieczne (byle dziura może zrzucić z rumaka – na szczęście skandynawskie drogi nie mają dziur).
Trzy zakupy sprzętowe przed Ruską:
- Torba podsiodłowa Apidura Compact 11l
- Błotniki SKS Blade Pro
- Diadora San Remo – Nieprzemakalny komplet kurtka i spodnie
Ad1. Po obejrzeniu rowerów na starcie Ruskiej można byłby uznać, że to zlot fanów Apidury. Fanem jest też Olli i to on polecił mi torbę. Tak samo jak w 2009 polecił mi Ortlieb na kierownicę. Od Olliego dowiedziałem się, że jest też dobra polska firma „Bikepack” z Lublina i to był mój pierwszy strzał. Niestety za późno się zgłosiłem, torby są szyte dla klienta, nie było już czasu, dlatego kupiłem Apidurę. Moja recenzja będzie nudna: same plusy. Torba jest stabilna, pojemna, bardzo praktyczna.
Ad2. Na błotniki mocno namawiał mnie Olli. Byłem sceptyczny, szosa i błotnik – jak to będzie wyglądać? Kiedyś widziałem mema „po czym poznać, że ciągle jesteś studentem”, gdzie m.in. było, jeszcze nigdy nie używałeś parasola. Czyli ja jestem jeszcze studentem. Zapewne wynika to z mojego lenistwa. Każdy sprzęt wymaga sporo pracy, błotniki trzeba zdobyć, zamontować. Dałem się jednak namówić. Gdybym nie dał to raczej nie zanużyłbym koła w Oceanie Arktycznym. Z błotników byłem zadowolony już pierwszego dnia, jeszcze przed Ruską, podczas dojazdu z Turku do Hanko. Deszcz pada już 15 minut, a ja ciągle mam suche stopy. Jak to? Aaa, mam błotniki. W końcu stopy i tak są mokre, ale błotniki naprawdę działają, człek przyjmuje wielokrotnie mniejszą dawkę wody. Montaż też był prosty, nawet jak na moje dwie lewe ręce. Bałem się, że będzie upiorna regulacja, jak przesunę tu, to będzie ocierać tu. Nie było jednak problemu. Waga jest malutka, więc dla samej jazdy błotnik nie ma znaczenia.
Ad3. Kolejna namowa Olliego to wodoodporny dres Diadora. Jest to dres toporny i tani. Olli nie wierzy w oddychające membrany. Tu jest zero oddychania, prawdziwa cerata, za to pełna wodoszczelność. Wariant bez kompromisów. Oczywiście fakt, że ciuch nie oddycha uniemożliwia uprawianie w nim sportu. Mamy tu jednak znak równości ze specyfiką kolarstwa długodystansowego. Wielcy tego sportu, jak np Mark Beamont, Szkot, który w niecałe 80 dni objechał ziemię z dziennym tonażem około 400km, jadą rowerem z tętnem jakby spali. Jeśli chcesz jechać długo to musisz jechać wolno i spokojnie. Dres Diadora mógłby być dresem treningowym. Misja zrób 100km w tym skafandrze tak, żeby się nie spocić. Na płaskim trudne, ale wykonalne, mała górka będzie jednak wyzwaniem na miarę zimowego wejścia na K2. Niemniej dobrze, że miałem zestaw Diadory. Zakładaliśmy (Olli ma taki sam) go tylko wtedy, gdy było już naprawdę źle i dzięki niemu można było to naprawdę źle przeżyć.
Cały sprzęt:
- Rower szosowy z błotnikami
- Torba Orlieb na kierownicę
- Torba Apidura pod siodło
- Mała sakwa na górną rurę (na przekąski)
- Dwa bidony
- Lampka Led czerowny zamocowana do ramy pod sztycą
- Lampka na dwie baterie AAA zamocowana do Apidury
- Lampa na przód na akumulator
- Pompka mocowana do ramy
Strój cywilny:
- Krótkie spodenki
- Koszulka bawełniana
- Skarpetki cieńkie
- Majtasy
- Lekkie buty biegowe
Strój kolarski:
- Długie ocieplane spodenki kolarskie
- Bielizna termiczna na długi rękaw
- Koszulka kolarska
- Koszulka biegowa techniczna
- Dwie pary ciepłych skarpet
- Rękawki kolarskie
- Kalesony techniczne
- Lekka kurtka kolarska
- Komplet Diadora – kurtka i spodnie
- 2 x Buff
- Czapka
- Majtasy techniczne
- Buty Kolarskie – zwykłe letnie
- Ocieplacze na końcówkę buta – tzw noski
- Grube ocieplacze z neoprenu na cała stopę
- Kamizelka kolarska z odblaskami (to był wymóg organizatorów)
- Okulary bezbarwne
- Rękawiczki krótkie (bez palców)
- Rękawiczki długie, cieńkie (jesienne)
- Rękawiczki długie, ciepłe (zimowe)
Inne:
- Kosmetyki (szczotka do zębów, pasta, grzebień)
- Apteczka (trochę tabletek, sudocrem, plastry, folia NRC i jakiś spray do nosa, bo zaczynałem Ruską lekko chory)
- 3 zapasowe dętki – żadnej nie użyłem, zero gum na Ruskiej
- łyżki do wymiany dętki, łatki i zestaw do łatania
- Multitool SKS
- Czołówka
- Garmin Edge (rowerowy) + kabel do ładowania
- Garmin Forerunner (biegowy) + kabel do ładowania
- Wtyczka na 4 wejścia USB
- Powerbank 10000 mAh
- kabel do ładowania telefonu
- Ładowarka do lampy na przód
- Zapasowa lampka na tył (ładowana na kabelek)
Garść luźnych uwag:
- Pokrowce z neoprenu na stopy są ciepłe, ale nie są wodoszczelne. To był mój największy ból deszczowych godzin – mokre i zmarznięte stopy. Sporo uczestników Ruskiej używało butów „Lake”. Na przykład pancerny model MXZ303 albo też skuteczny CX145. Byli bardzo zadowoleni. Lake są jednak przerażająco drogie. Dla mnie sprawa ochrony stóp jest otwarta, może lepsze pokrowce, wodoszczelne skarpetki, a może pancerne buty.
- Nie wszystkie wybory były rozsądne, np kalesony były niepotrzebne. Moje długie, lekko ocieplane spodnie kolarskie były ok, a gdy robiło się źle to na wierzch szły wodoodporne portki Diadory. Kalesony przydały się do cywilnego stroju, bo miałem tylko krótkie spodnie. W kalesonach i krótkich spodniach nie wyglądałem zbyt stylowo – lepiej było po prostu zabrać długie spodnie 🙂
- Miałem trzy pary rękawic. Olli miał cztery pary. Dłonie to jego pięta achillesowa i na wyprawy zabiera coś, co nazywa „mental gloves”, czyli rękawiczki, których raczej nie użyje, ale czuje się bezpiecznie, że je ma. Rękawiczki nr3 Olliego i tak były znacznie cieplejsze od moich nr3, czyli moich najcieplejszych. Swoje rękawiczki nr.4 Olli pokazał mi dopiero w Helsinkach po wyprawie. Wielkie, pancerne, krabowate. Gdyby przyszła nowa epoka lodowcowa Olli przeżyłby znacznie dłużej.
Poniżej sesja zrobiona w domu Olliego w trakcie pakowania sprzętu do kartonu na powrót do Polski + trochę zdjęć pokazujących sprzęt podczas wyprawy. Jeśli są pytania to proszę śmiało 🙂
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.