Służba mamonie, a służba mamony

Fabian Błaszkiewicz na swojej ostatniej płycie zaproponował ciekawy test. Zróbmy go. Dostajesz w tym momencie propozycje pracy w nowym zawodzie. Dostaniesz pensję sześciokrotnie wyższą od obecnej. Przelicz to od razu. Jeśli masz 3 tysiące, to dostajesz 18 tysięcy miesięcznie. Jak zarabiasz 12 tysięcy to dostajesz ofertę na 72 tysiące miesięcznie. Przyjmujesz propozycję?

Rozwiązanie testu jest takie: jeśli się zgodziłeś to znaczy, że jesteś służącym w królestwie mamony. Jeśli się nie zgodziłeś to znaczy, że ważne jest to co robisz, a nie „za ile” to robisz, ergo: mamona służy tobie.

Ponieważ większość na pewno by się zgodziła bez mrugnięcia powieką (w tym ja), jest to dobry test na popsucie sobie humoru. No tak, robię to wszystko dla pieniędzy. Nie jest to moja praca marzeń. Gdyby za coś innego płacono mi sześciokrotnie więcej, nie zawahałbym się. Ale skoro (prawie) wszyscy tak mają to znaczy, że tak to po prostu jest. Czym tu się przejmować? Co tu jest do rozważania?

Może jednak spróbujmy porozważać.

Weźmy bardzo drastyczny przykład. Robotnik w XIX wiecznej fabryce. Pracuje bardzo ciężko przez 14 godzin dziennie, a i tak nie starcza mu pieniędzy na jedzenie dla 8 osobowej rodziny. Poddajmy go testowi Fabiana. Załóżmy, że istniej duże prawdopodobieństwo, że powie „biorę nową posadę”. A potem go oskarżmy „Ha! Znaczy bratku, że służysz mamonie!” i idziemy pogadać z następnym.

Jedyne, co byśmy osiągnęli takim zachowaniem to skuteczne popsucie humoru pewnej grupie robotników. Czy byłby to zmarnowane dyskusje? Nie. Jest szansa, że to „psucie humoru” mogłoby doprowadzić do głębszej refleksji, czy nawet do buntu. Jeśli bunt byłby skuteczny to grupa panów mamiąca robotników hasłami o poświęceniu, o nagrodzie w niebie by na tym straciła, a robotnicy by coś zyskali.

To rozważanie sprowadza się do tego, czy ten XIX wieczny robotnik ma wybór. Być może nie ma. Na przykład zgodnie z prawem jest niewolnikiem, który po odejściu od maszyny zostanie odstrzelony. Ale jeśli ma, chociażby bardzo ograniczony to zastanawianie się nad tym czy poświęca się mamonie, czy też mamona poświęca się dla niego może mu tylko pomóc. Może mu wskazać inne drogi.

Tak jest zawsze gdy nasza świadomość się poszerza. Najpierw musi to zaboleć. Wprowadzić w zły nastrój. Żeby potem można było odkryć: hej! przecież wcale nie muszę w ten sposób!

Dlatego warto odkryć, że pracujemy dla mamony, warto się zasmucić nad tym, że upadliśmy tak nisko. Może sprowokuje to coś dobrego.

Wymyśliłem też odwrotną wersję testu Fabiana. Dostajesz propozycję pracy za sześciokrotnie mniejsze pieniądze, ale w czymś co uwielbiasz. Wiesz, że będzie to kwota, za którą wielu ludzi potrafi spokojnie i godnie przeżyć. Ty jednak masz już dużo większe oczekiwania i aspiracje. Czy potrafisz wyobrazić sobie ucieczkę spod władzy mamony?

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Antyporadnik, Pasyjne i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na „Służba mamonie, a służba mamony

  1. Krolisek pisze:

    Czy ten test zakłada, że nie można lubić kilku prac/zajęć/zawodów i satysfakcjonująco zrealizować się w czymś, czego do tej pory nie robiliśmy? Mocne uproszczenie, moim zdaniem 🙂 Pytanie musiałoby być bardziej konkretne.

    • arrec pisze:

      Tekst próbuje nic nie zakładać tylko sprowokować do myślenia. Wiem, że zadanie nie do wykonania. Słowa zawsze coś sugerują. Często coś odwrotnego niż nieudolny autor zamierza 🙂

      A co meritum, uważam, że można satysfakcjonująco zrealizować się w każdy możliwy sposób. Dokładnie jak w tytule pewnego filmu: „Whatever works”. Mój tekst rozważa tylko, na ile w tym „cokolwiek działa” mamy wolny wybór.
      Czy – whatever works żeby utrzymać się przy życiu/ imponować innym/ mieć więcej mamony
      Czy też- whatever works żeby być szczęśliwym/ mieć kupę dobrej zabawy/ robić to, co się lubi

  2. Pit pisze:

    Czesc Arku,

    Nie wiem co o. Fabian mial *dokladnie* na mysli, bo on by sie musial wypowiedziec, ale wiem jak ja zrozumialem jego slowa z przytoczonej plyty. I mysle, ze troche splycasz zagadnienie.

    Dwa scenariusze.

    Pierwszy – pracuje gdzie pracuje i jestem typowym Polakiem, czyli ciagle narzekam na szefa, nienawidze tego co robie. Jak ktos zapyta mnie o to co zrobie, zeby to zmienic to oczywiscie odpowiedzia jest, ze to nie takie proste i inni maja lepiej, ci co sa bogaci to na pewno cos kradna, jak ktos awansuje i przejawia objawy zadowolenia to wykopuje mu dolki na drodze, najlepiej za jego plecami.

    Drugi – ciagle ewaluuje swoje pasje, co mnie kreci, co chialbym robic, co wiecej podazam za swoimi pasjami. Obecna praca to wynik ciaglych poszukiwan. Krecilo mnie to co robie, ale juz jakis czas temu zauwazam, ze to nie to. Poszukuje wiec i prosze Boga (wersja dla tych co Mu wierza) lub po prostu sobie szukam i mam odwage cos zmienic. Pojawia sie okazja, to zmieniam prace, bo nie wybrazam sobie pracowac w czyms co mnie nie kreci choc troche.

    Teraz mamy informacje – gosc (albo gosciowa) dostal/a oferte zmiany zawodu i 6x pensje. Wg Twojego testu jak ja przyjmie to znaczy ze sluzy mamonie. A co jak jest opisana sytuacja to scenariusz 2?

    • arrec pisze:

      Pit, zgadzam się. Jasne, że mocno to spłycam.

      Moją ulubioną zasadą życiową (oprócz zasady nie trzymania się zasad) jest, że wszelkie wariackie i niespodziewane propozycje (podróży, spotkania, pracy) są obowiązkowymi lekcjami. Grzechem jest je odrzucić*. Odnosząc tą zasadę do testu: ktoś mi oferuje pracę w czymś, czego nie umiem i nigdy nie robiłem! Ale jaja! ale fajnie! 🙂

      Także błędnie położyłem zbytni ciężar na założeniu: „jeśli lubię to co robię, to tego nie porzucę”. Cały ciężar tekstu powinien leżeć na zagadnieniu: czy to cyfry na banknotach decydują o moim poczynaniu czy też decyduję ja sam. W opisanym przez Ciebie przypadku, widać wyraźnie, że Ty sam.

      * w „Kociej kołysce” Kurta Vonneguta opisana jest fikcyjna religia „Bokononizm”. Bokononiści mają przykazanie, że nie mogą odrzucać dziwnych propozycji. Nazywają je „lekcjami tańca od Boga”. Podoba mi się ta bokonońska zasada 🙂

  3. Pit pisze:

    Mi rowniez podobaja sie „lekcje tanca z Bogiem”. Mysle, ze do tego wlasnie zacheca o. Fabian w swoich audiobookach. Idz za swoimi pasjami, za podszeptami, za czyms co moze wydawac sie szalone. Po prostu sie realizuj. Badz zimny lub goracy, ale nigdy letni. Wtedy sie rozwijamy.
    To tak jak z chodzeniem po gorach.
    Kiedys pobladzilismy strasznie z kumplami i w zasadzie to nie doszlismy tam gdzie chcielismy, co wiecej trafilismy na zmokniete kosodrzewiny przez ktore sie musielismy przedzierac, wiec nie bylo na nas suchej nitki. Nie widzielismy tego co chcielismy, przemoklismy, nadrobilismy kupe drogi, bo wyladowalismy we wiosce po drugiej stronie gory. Czy to byl czas stracony – nie jeden powie, ze tak.
    Ja dzis moze tez tak bym powiedzial jak juz jestem „duzy i madry” 🙂 Ale wtedy to byla frajda, chodzilo o to zeby isc i miec przygode.

  4. Piotr1 pisze:

    Z „dziwnymi ” propozycjami jest o tyle kłopot ,że chodzi o kasę albo „dziwny „sex 🙂 . Przepraszam za uproszczenie ale nie mogłem się powstrzymać

  5. Michał pisze:

    Aloha!
    Test o. Fabiana pokazuje jedno: jeśli mówisz TAK- prawdopodobnie niedługo czeka Cię zmiana. To pozytywne. Jeśli NIE – już odnalazłeś „swoje miejsce” lub jeszcze poszukujesz (nie jesteś gotowy do zmiany). I to też jest pozytywne!
    Osądzanie kogoś kto pragnie pieniędzy jest niedojrzałe. Niesłychanie rzadko pragniemy pieniędzy dla nich samych. W końcu to tylko papier lub ba – bity gdzieś w bazie danych banku.
    Zmiana w długim okresie zawsze jest dobra. Tak samo jak ZAWSZE jest trudna.
    Tak się dziwnie składa, że mamy to czego pragniemy najbardziej na świecie – wcześniej czy później – okazuje się przy tym, że ZAWSZE jest jakaś cena.
    Kiedyś trendem było „bądź sobą – wybierz to co wszyscy”. Teraz lansuje się (często z metra ciętą) niepowtarzalność. Nie mogę powstrzymać zażenowania gdy przypomnę sobie poranną lekturę LOGO – artykułu o Dandysach. To ci dopiero indywidualizm!
    Vonnegut’a kojarzę po „Syrenach z Tytana”. Żal mi go. Bardzo!
    Jeśli lubicie klimaty sience fiction serdecznie polecam Trylogię Kosmiczną C.S. Lewisa.
    Zamiast psuć sobie nawzajem humor podnośmy jedni drugich! Dziś jest nowy dzień.
    Jutro też!

    pozdrawiam Was serdecznie,
    Michał

  6. Monika pisze:

    Arek – Świetny post ! Gratuluję 🙂

    Bo w końcu jak pracujesz dla mamony to też jest OK, To Twój wybór. Tylko jak jesteś żabą to nie udowadniaj nikomu, że nie jesteś, bo nie dość że nie jestes wiarygodny to jeszcze masz dysonans wewnętrzny. W końcu co komu do Twoich wyborów?

    Ja należe do tzw. „frajerów” 🙂 lubię lubić to co robię. Ale to mój wybór.

    Pozdrawiam serdecznie
    Monika

  7. paulina pisze:

    Jeśli miałabym zarabiać 3 x więcej w jakiejś meganudnej, albo fizycznej pracy – nie poszłabym na to. Jeśli byłaby to inspirująca branża – bez 2 zdań. Obecną pracę mnóstwo czasu wykonywałam z pasji. Nie wyszłam na tym dobrze.

  8. Boża Kropka pisze:

    Ja miałam kiedyś taką właśnie „odwrotną” propozycję – praca w nowym zespole, przy nowych obowiązkach i za mniejsze pieniądze. I… zgodziłam się. Stwierdziłam, że zespół współpracowników zdecydowanie ciekawszy, praca również, a ponieważ lubię robić przede wszystkim to, co mnie „kręci” (ciężki przypadek dla kierownika zespołu), więc długo się nie namyślałam. W dłuższej perspektywie to się jednak „opłaciło”, bo dzięki temu przejściu, miałam okazję do szybszego zetknięcia się z nową technologią pracy. Ważne jest po prostu z KIM się pracuje, a nie tylko CO sie wykonuje.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s