Zaczynam czytać Summerhill

Ciekawe ilu z was lubiło szkołę. Ciekawe co przez „lubienie szkoły”  rozumieją ci co myślą, że ją lubili. Wyobrażacie sobie, że jesteście na dywaniku u dyrektora. Ze złe zachowanie dyrektor wymierza wam bardzo surową karę. Jutro macie zabroniony  udział w lekcjach. Cały dzień spędzicie na szkolnym boisku. Parodia? To nie kara! To radość dla każdego dziecka! A czy to nie oznacza, że nikt z nas nie lubił szkoły, w sensie lekcji, nauczania. Przecież zabronienie czegoś co ktoś lubi jest całkiem skuteczną i często praktykowaną karą. Szlaban na komputer, szlaban na „wyjścia na podwórko”. Szlaban na udział w lekcjach wydaję się być czystą abstrakcją. Ale jest tak tylko dlatego, że bardzo mało osób wie, że istnieje szkoła w której dzieci chodzą na lekcje ponieważ chcą, a nie dlatego, że muszą.

Coraz częściej dochodzą do wniosku, że ludzie dzielą się na dwie grupy. Na zwolenników kontroli, dyscypliny i krytycznego osądzania mniejszości i odmienności oraz na zwolenników wolności, niezależności oraz otwartości i przychylności na wszystko co inne. Wielu filozofów opisywało ten problem. Konkluzja najczęściej jest taka, że dobrze, że obie grupy współistnieją i się ścierają. Pierwsza gwarantuje ład i porządek, druga elastyczność i rozwój.

Gdy wejdziemy jednak na obszar edukacji to zobaczymy, że system szkolnictwa został zdominowany przez zwolenników kontroli. Silne, autorytarne przywództwo, brak możliwości sprzeciwu i wszechobecny przymus. Wydaje się to wszystkim tak naturalne, że dyskusja o tym może przypominać rozprawę o smaku wody. Nie zastanawiamy się jaka przesłanka wymusiła takie postawienie sprawy. A gdybyśmy się zastanowili to byśmy odkryli, że ktoś kiedyś uznał, że dziecko jest złe, krnąbrne i głupie i gdyby nie zmusić siłą do nauki to by cały dzień wisiało na trzepaku. A co jeśli to nieprawda? A co jeśli to udowodniona nieprawda.

W Anglii od 90 lat istnieje szkoła, która nazywa się Summerhill. Jest to szkoła w której sześciolatek może chodzić na takie lekcje na jakie ma ochotę. Tak samo zresztą jak siedmiolatek, czy szesnastolatek. Jak ktoś o tym słyszy pierwszy raz to od razu wyobraża sobie jakiś potworny chaos. Szkołę przypominającą obóz hippisów. Tymczasem efekt jest zupełnie odwrotny. Efektem są dzieci, które uwielbiają lekcje. Efektem jest niewiarygodna liczba znanych naukowców pośród absolwentów Summerhill. Efektem jest całkowity brak agresji w szkole. W Summerhill nikt nigdy nie wyśmiewał jąkały. Wiele razy pewnie słyszeliście  „wiesz jakie są okrutne dzieci w szkole!”. A czy ktoś się zastanowił, że dzieci są okrutne i agresywne ponieważ szkoła okrutnie pozbawia ich godności i indywidualności? Summerhill rozwiązuję tą zagadkę: szkoła nie jest agresywna = dzieci nie są agresywne.

Największym szokiem jest to: czemu do licha takich szkół nie ma już na całym świecie!  Odpowiedzi jest prosta. Przekonanie, że na dzieci do pas i dyscyplina jest zbyt silne. Wiele osób uważało, że Summerhill funkcjonuje dzięki charyzmie założyciela A.S. Neilla. Jednak model zaufania w dobroć dziecka, w jego naturalną ciekawość i chęć do nauki sprawdza się fenomenalnie również po śmierci założyciela. Niemniej żeby zejść trochę z mojego wysokiego tonu zachwytów dodam, że rzeczywiście w kadrach widzę największy problem. Wzbudzić autorytet strachem jest rzeczą banalną. Uczyć nie posiadając władzy jest sztuką znacznie wyższą.

O Summerhill powstała książka autorstwa założyciela szkoły. W Polsce jest to niestety biały kruk. Czasem pojawia się na allegro, ale zawsze bardzo drogo. Szkoda. Moim zdaniem jest to lektura obowiązkowa dla każdego kto uważa, że na świecie jest za dużo przemocy, agresji i zła. Ja zabieram się właśnie za książkę drugi raz. Przeczytałem ją kiedyś jak byłem zbyt młody i zbyt niedojrzały, żeby potraktować ją jako coś ważniejszego niż ciekawostka spod kapsla Tymbarka. Aczkolwiek mogłoby być też tak, że wpływ tego pierwszego przeczytania jest ogromny. Może to dzięki temu jestem tu i teraz. Człowiek nigdy nie wie takich rzeczy.

Na koniec jeszcze mały fragment pierwszego rozdziału książki. Mój opis mógł dać mylne wrażenie, że Summerhill to jakaś kuźnia wielkich profesorów. Summerhill to kuźnia ludzi nie wydrenowanych z własnej osobowości. Kuźnia ludzi odważnie będących sobą. Odwrotność przerażonych na śmierć konformistów.

Ci, którym ta idea wolności jest obca, będą się zastanawiać, co to za zwariowane miejsce, w którym dzieci bawią się cały dzień, jeśli mają na to ochotę. Wielu z dorosłych mówi: Jeśli posłano by mnie do takiej szkoły, to nigdy bym niczego nie zrobił. Inni mówią: Takie dzieci będą się czuły głęboko upośledzone, jeżeli przyjdzie im konkurować z dziećmi, które musiały się uczyć.

W tym miejscu przychodzi mi na myśl Jack, który opuścił szkołę w wieku siedemnastu lat, aby rozpocząć pracę w fabryce budowy maszyn. Pewnego dnia wezwał go do siebie dyrektor.

– Jesteś chłopakiem z Summerhill – powiedział. – Ciekaw jestem, jakiej teraz masz zadanie o tego rodzaju wykształceniu, gdy znalazłeś się wśród chłopaków z tradycyjnych szkół. Załóżmy, że miałbyś ponownie wybierać, poszedłbyś wówczas do Eton czy do Summerhill?

– Oczywiście, że do Summerhill – odparł Jack.

– Ale co ona takiego daje, czego nie dają inne szkoły?

Jack podrapał się po głowie.

– Czy ja wiem – powiedział wolno – Myślę, że daje poczucie całkowitej wiary w siebie.

– Tak – powiedział poważnie dyrektor. – Zauważyłem to, gdy wszedłeś do pokoju.

– O rety! – roześmiał się Jack. – Przepraszam, jeśli zrobiłem na panu takie wrażenie.

– Podoba mi się to – powiedział dyrektor. – Zwykle ludzie, których do siebie wzywam, denerwują się i wyglądają nieswojo. Ty wszedłeś tu, jakbyś był mi równy.

Ta opowieść pokazuje, że wykształcenie samo w sobie nie jest tak ważne jak osobowość i charakter. Jack oblał egzaminy na uniwersytet, ponieważ nienawidził uczenia się z książek. Ale brak jego wiedzy z esejów Lamba czy języka francuskiego nie upośledził go życiowo. Obecnie jest odnoszącym sukcesy inżynierem.

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Informacje fałszywe, Pasyjne i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „Zaczynam czytać Summerhill

  1. MaKaRy pisze:

    Jakoś mnie uruchomił ten Twój wpis :0) Moja szkoła, zarówno podstawowa, jak i średnia była pełna przemocy. Wtedy wydawało mi się, że tak być powinno. Nauczyciele byli spójni w stosowaniu metod wychowawczych: właściwie nie pamiętam wielu marchewek – dominowały kije. Grubsze, cieńsze krótsze, dłuższe trwale upośledziły poczucie wartości i sprawczości moje i rówieśników. Ratunkiem mogła być jedynie silna baza domu i bliskich.
    Moje dziecko od czterech lat chodzi do szkoły. Zawodowo również mam kontakt z placówkami edukacyjnymi i to, co obserwuję to zamiana przemocy na NIEMOC, (która w efekcie wtórnie i tak prowadzi do tego pierwszego). W pewnym momencie nastąpił odwrót od czarnej pedagogiki (tak, tak, wciąż istniała pod koniec XX wieku) i upowszechniły się terminy bezstresowego wychowania, zakazu naruszania cielesności dziecka, jego poczucia godności, szacunku, molestowania seksualnego, przemocy szkolnej, etc.. Odebrano szkole narzędzia, które były stosowane przez wiele, wiele lat. Nie pojawiło się tak naprawdę nic w zamian. System oparty na restrykcjach, represjach i karaniu został pozbawiony podstawowego mechanizmu regulującego. Powstał brak. Powoli pewnie będzie to ewoluowało (Oferta szkoleń dla nauczycieli jest naprawdę szeroka, jednak w moim odczuciu teoria nie przechodzi w praktykę), ale ofiarami tej ewolucji będzie kilkanaście (?) roczników wychowywanych i edukowanych przez wystraszone, bezradne, „głuchawe i ślepawe z wyboru” panie z efektami ubocznymi tłumienia gniewu i złości (panowie incydentalnie pojawiają się obsadzeni w pobocznych rolach woźnego i pana od wuefu). Summerhill to rewolucja. Droga rewolucja. Bo czy pomysł Neilla miałby szanse gdyby nie zakładał życia we wspólnocie? Podobnie jest z pomysłami Korczaka.

  2. Cieszę się, że pojawiają się w sieci takie głosy. Obecny system szkolnictwa bowiem nie wydaje mi się dobry. Na pewno uczeń za mało może wybierać. Uczeń zainteresowany tematem może się nauczyć bardzo dużo i pewnie nawet bardziej rozwija przy tym ogólną inteligencję i sprawność umysłu. Przymuszany zaś często robi mały postęp, szybko zapomina i w pewnym sensie zniechęca się do nauki jako takiej. Dlaczego zatem jest tak dużo przedmiotów obowiązkowych? Po co wszystkich przymuszać do tego samego?

  3. Michał Kacprowicz pisze:

    Dawno mnie tu nie było;)) Szkoła, szkoła. Myślę sobie, że środowisko szkolne bardzo podobne jest do aktualnego stanu społeczeństwa. Dziecko w zasadzie ma zadanie nauczenia się funkcjonowania w świecie zła (dobro i tak dostanie w rodzinie, wspólnocie). Nie jest to może zbyt optymistyczne ale kurczę, przecież jakoś w tym świecie trzeba nauczyć się żyć. Po to jest szkoła. Jeśli dziecko zostanie bez pomocy (rodziny, wspólnoty) zostanie naukowo wytresowane na leminga powodowanego takimi bodźcami jak media. Jeśli tą pomoc dostanie (ojcowie pobudka) nauczy się w świecie złożonym z lemingów funkcjonować i zwyczajnie ich kochać takimi jakimi są. Kochać ich, kochać siebie. Iść przed siebie.

    Rzeczywiście w szkolnictwie w Polsce dzieje się dużo niepokojących rzeczy ale też są jednostki (pozdrawiam p. Bujaka z Kochanowskiego w Warszawie) lub instytucje (Fundacja Sternik), dzięki którym rzeczywistość wcale za wiele się nie różni od opisanej przez Arrec’a.

    Spójrzmy jak wiele dzieje się dobrego i przestańmy się wreszcie dołować. To słowa tworzą rzeczywistość a nie na odwrót.

    Muszę czy chcę?..

    pozdrawiam serdecznie,
    Michał Kacprowicz

  4. MEL. pisze:

    Czytałam „Summerhill” (dlaczego przed chwilą zupełnie nieświadomie napisałam Supperhill, ale od razu przeredagowałam? przecież m jest zupełnie w innym miejscu na klawiaturze!) podczas studiów, pisałam nawet pracę końcową z historii wychowania w oparciu o tę pozycję. Byłam nią dogłębnie poruszona, zafascynowana. Tak właśnie wyobrażałam sobie wychowywanie dzieci. Potem tzw. „życie” nieco zrewidowało moje pomysły, ale na szczeście chyba niezbyt radykalnie. Wychowywać szczęśliwe dzieci jednocześnie pamiętając o własnym szczęściu – to moja dewiza. Żadne tam tzw. bezstresowe wychowywanie, czy podobne bzdury.

    Gdzieś chyba jeszcze mam tę książkę, poszukam i przeczytam jeszcze raz, bo mnie skusiłeś. Teraz po latach i doświadczeniach z własnymi dziećmi na pewno spojrzę na nią inaczej, może bardziej krytycznie.

    Wiesz o tym, że Neill po latach napisał drugą książkę „Nowa Summerhill”?

    Jeśli zaś chodzi o system szkolnictwa, to uważam, że coś takiego rzeczywiście jest, ale sama edukacja szkolna i tak najbardziej zależy od tego, na jakiego nauczyciela się trafi. Czyli od szczęścia. Czego i Państwu życzę.

  5. Joanna pisze:

    W Bibliotece Jagiellońskiej bez problemu można wypożyczyć „Summerhill”.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s