Ponieważ sprawa jest bardzo poważna. Ta pozornie niewinna i niegroźna aplikacja „Kult pracy” niszczy nasze osobiste szczęście (Russell), jest przyczyną terroryzmu (Kapuściński), potęguje ubóstwo na świecie (New Scientist) prowadzi wprost do zagłady planety (też New scientist).
Ciekawe jest to, że gdy jakaś sprawa opanowuje moją głowę nagle dostrzegam, że robi się o niej bardzo głośno. Wygląda to tak jakbym wcześniej filtrował i odrzucał informacje, których nie rozumiałem. Mózg ludzki to niezbyt perfekcyjny wynalazek. Mam na to swój osobisty, empiryczny dowód. Miałem w samochodzie płytę ze skeczami Woody Allena, który w młodości uprawiał coś zwanego „stand-up comedy”. Słuchałem tej płyty bardzo często. Szkoliłem sobie angielski i miałem dobrą zabawę. Byłem pewien, że znam wszystko na pamięć. Pewnego razu pojawił się na płycie dowcip, którego wcześniej tam nie było. Śmiałem się głośno. Ale potem pojawiło się pytanie, jak to możliwe? Dowcip był o agnostyku i ateiście. Ja akurat dowiedziałem się jaka jest różnica, także pierwszy raz dowcip był dla mnie zrozumiały. Ale, że wcześniej zupełnie nie istniał?
Ktoś powiedział, że praca ludzkiego umysłu przypomina pracę prezydenta USA czy Papieża. Zarządza on tak ogromną ilością informacji, że nie ma najmniejszej możliwości wszystkich odczytać. Prezydent ma całe sztaby ludzi, którzy filtrują informacje. Ostatecznie trafia do niego tylko szczątkowy ułamek uznany za najistotniejszy i na tej podstawie musi on podjąć decyzję dotyczącą całości. W mózgu ten sztab ludzi to nasze koncepcje.
Kult pracy jest jednym z tych filtrujących sztabowców. W moim poprzednim tekście nie chodziło o to żeby zmniejszyć ilość pracy o jedną czy dwie godziny. Jaki to ma sens jak dalej nie będzie się nic rozumiało? Chodziło o to żeby zobaczyć, że taki sztabowiec jak „kult pracy” jest zatrudniony w naszym mózgu. Nie dopuszcza on do naszej świadomości informacji, że nadmierna praca może być bardzo złym i szkodliwym zjawiskiem. Możemy słuchać tych informacji po tysiąc razy i nie tylko ich nie zrozumieć co nawet ich nie zauważyć. Dokładnie jak ja z dowcipem o agnostyku i ateiście.
Mam przed sobą artykuł z New Scientist. Autorem jest dyrektor ds. polityki w londyńskiej New Economics Foundation, Andrew Simms. Z włączonym „kultem pracy” bym tego artykułu po prostu nie zrozumiał. Żeby nie zaśmiecać pamięci automatycznie kasowałbym wszystkie te dziwne informacje. Artykuł traktuje mit o konieczności ciężkiej pracy duży ostrzej niż rozważania Bertranda Russella. Simms wziął na warsztat przekonanie, że będąc bardziej bogaci będziemy w stanie bardziej pomagać zacofanym rejonom Ziemi. Tymczasem proces wygląda tak, że w każdym kolejnym dolarze dodanym do wartości światowej gospodarki przypada mniej dla ludzi żyjących poniżej absolutnego minimum ubóstwa. W latach 80. było 2,2 dolara na 100 dolarów wzrostu, w latach 90. już zaledwie 60 centów. W tym momencie aby 1 dolar trafił do krajów najuboższych potrzeba 166 dolarów światowego wzrostu. Niedługo będzie to 200 dolarów, potem 300. Innymi słowy żeby rozwój gospodarczy choć odrobinę przyczyniał się do poprawy sytuacji najbiedniejszych, bogaty świat zachodni musi pracować coraz szybciej i konsumować coraz więcej. Wyliczenia, które podaje Simms mówią, że aby najbiedniejsi mogli żyć za 3 dolary dziennie najbogatsi potrzebowaliby 5 krotnie (!!!) zwiększyć obecny poziom konsumpcji. Innymi słowy Ziemia nie nadawałaby się do mieszkania na długo przed wyeliminowaniem ubóstwa.
Simms opisuje dokładnie to samo co Russell w przykładzie o fabryce szpilek. Simms żyje w czasach kiedy mamy twarde dane ekonomiczne, Russell doszedł do tych samych wniosków przy pomocy logiki. Russell opisuje to na przykładzie jednej fabryki, Simms na globalnych zależnościach. Jakbyśmy się tu na chwilę zatrzymali to odkryjemy, że problemem jest czas wolny. Postęp powoduje, że czasu wolnego jest coraz więcej. Można by powiedzieć, że każdy wynalazca, który myślał, że tworzy wynalazek dzięki któremu ludzie będą mieli więcej czasu dla siebie – miał rację. Ala czy ktoś mógłby przewidzieć, że wszystko rozegra się w tak bezmyślny sposób, że jedni, ci silniejsi nie przestaną harować całymi dniami (permanentnie narzekając na brak czasu) a ci słabsi nie będą mieli nic do roboty? Byłem w Afryce i widziałem to zjawisko zwane staniem i czekaniem. Całe wioski i miasteczka stoją obdarowane wspaniałomyślnie czasem wolnym.
Czas wolny zamiast poprawić sytuację ludzkości, jest niedostępnym marzeniem dla bogatych 20% świata i przekleństwem biednych 80% świata. Tak jak pisał Russell: W ten sposób staje się pewne, że nieunikniony przyrost wolnego czasu zamiast być źródłem powszechnego szczęścia, spowoduje pomnożenie niedoli. Czy można wyobrazić sobie większy obłęd?
Zanim napiszę co z tym wszystkim możemy zrobić jeszcze słówko o Kapuścińskim. Ostatnio czytałem jak bardzo głośno buntował się przeciwko powszechnym reakcjom na zamach terrorystyczny na WTC. Nie negując faktu, że terroryzm jest złem, próbował głośno krzyczeć, że wszyscy myślą o zemście, ukaraniu winnych, a nikt nie próbuje zrozumieć przyczyn. A przyczyny te widział w narastającej różnicy ekonomicznej między światem bogatym i biednym. I mówił to facet, który nie zna obszarów niewyobrażalnego ubóstwa z obrazków dzieci-szkielecików w telewizji. Tylko ktoś kto spędził tam wiele lat i wie co ci ludzie tam myślą i czują. Tylko kto by chciał słuchać takich rzeczy? Zamiast zastanowić się nad pytaniem dokąd „kult pracy” nas prowadzi można wyprodukować bomby.
Na koniec test. Jestem przekonany, że nawet jeśli mój artykuł wydaje się „poniekąd” sensowny to i tak nasze podejście do ciężkiej pracy nie zmienia o odrobinę. To będzie próba uderzenia w dwa wielkie talerze. Zagadkowa próba.
Zagadka brzmi tak: Dwóch bardzo przyjaciół po prestiżowej uczelni, jeden robi spektakularną karierę i jest osobą bardzo majetną, drugi w pewnym momencie porzucił bogacenie się na rzecz bardzo leniwego życia. Większość roku podróżuje i wyznaje zasadę, że do szczęścia potrzebny mu plecak. Pierwszy jest znanym filantropem, co roku rzuca też parę groszy na rzecz fundacji działających na rzecz Afryki. Drugi nie prowadzi działalności filantropijnej. Jaki jest ich wpływ na zmniejszanie różnic pomiędzy obszarami skrajnego ubóstwa w Afryce a światem zachodnim?
Przed przeczytaniem tego co mówi Russell, Simms, czy Kapuściński zagadka nie miałaby sensu. Jeden pomaga a drugi nie. Mam nadzieję, że teraz ma jakiś sens. Mam nadzieję, że teraz widać, że jeśli się chcę żeby ktoś słabszy miał szansę podgonić to trzeba zwolnić, a nie biec z całych sił i rzucać jakieś ochłapy.
Jeśli przerażające obrazki głodujących dzieci w trzecim świecie wywołają nasze współczucie to warto pamiętać w jaki sposób sami się do tego przyczyniamy. Warto pamiętać, że receptą jest wzięcie większej ilości tego potwornego „czasu wolnego” na swoje barki. Wyłączyć ten kult ciężkiej pracy. Chwalić się pożytecznym lenistwem i wstydzić się nadmiernej pracy, który nie służy niczemu innemu niż leczeniu kompleksów. Dać się podgonić. Nauczyć się przegrywać. Będzie to dobry uczynek nie tylko dla trzeciego świata, ale i dla SIEBIE, dla swoich partnerów, dzieci, rodziców, sąsiadów i krewnych sąsiadów.
Tylko jak poskromić swoje potężnie ambitne ego?
* Dodam jeszcze komentarz autorski, że mój tekst nie miał zamysłu zachęcania do bumelanctwa, czy do znienawidzenia swojej pracy, czy do jakiś dywersji względem miejsca pracy, czasu pracy czy przełożonych. Aczkolwiek może być to tak interpretowane w wypadku gdy ktoś czuje się niewolnikiem. Reakcją niewolnika na hasło „niewolnictwo jest bardzo złe” może być tylko zwiększenie frustracji.
Dlatego pomyślałem, że warto dodać, że kluczem interpretacyjnym do tekstów o kulcie pracy jest Minimalizm. Ciężko jest nawet chwilę zastanowić się nad kultem pracy, gdy wydaje się nam się, że bez telewizora o 5 cali większego zginiemy w okrutnych męczarniach. Ciężko myśleć o wyłączeniu kultu pracy bez przemyślenie dokąd to zwolnienie, to porzucenie pogoni może nas zaprowadzić. W innym przypadku nawet jeśli zgodzimy się, że nasz szczurzy pęd rzeczywiście przyczynia się do ubóstwa innych to pomyślimy, że nie ma innego wyjścia, ktoś przegrywa, ktoś wygrywa – a ja muszę nakarmić swoje dzieci.
Poniżej obraz Chase’a Chen’a przedstawiający Bosonogiego Teda (jeden z bohaterów książki „Urodzeni biegacze”) z córką. Moim zdaniem to bardzo dobra migawka tego, co oznacza wyłączyć kult pracy.
Witaj Arku:)
Po przeczytaniu tekstu, nasuwa mi się taka myśl. Bycie niewolnikiem pracy to sprawa serca! Sam obecnie ciężko zasuwam za granicą i widzę, że ciągle muszę patrzeć na tę granicę: czy praca jest jeszcze dla mnie, czy ja dla pracy? Czy robota staje się celem samym w sobie, czy służy celowi (zakup mieszkania, utrzymanie rodziny, pasja…)?
A pozatym uważam, że wspaniałą rzeczą jest na coś zapracować! Chociażby na realizację pasji, bo nie oszukujmy się, pieniążki z nieba nie spadną na bilet lotniczy, instrument, aparat… etc.
Na wszystkie rzeczy pod niebem jest czas i jest wyznaczona godzina: na pracę i na leniuchowanie też,:)
PS. Jest to moja osobista refleksja na temat pasja v praca dlategu też nie piszę globalnie.
pozdrawiam
Paweł
Świetnie napisane, bardzo czytelny post.
Polecam do przeczytania prace Thomasa Kuhna, sporo napisał o problemie odrzucania przez nas informacji nie pasujących do tego jak postrzegamy świat.
Nasze ego poskromić bardzo trudno ponieważ jesteśmy od dziecka indoktrynowani w systemie, w którym nasza wartość jest określana przez różne społeczne oczekiwania. Dobre zarobki i praca, udany związek. Bez tego nie można być szczęśliwym.
Przeprowadzono badania z których wynikło, że większość ludzi zgodziło by się posiadać mniej (np. mniejszy dom) jeśli tylko ich sąsiad będzie miał jeszcze troszkę mniej. Problem nie tkwi chyba aż tak bardzo w naszym ego, ile w ogromnej sile tej społecznej nieuświadamianej kontroli.
Zawsze wyobrażam to sobie tak. Jeśli moglibyśmy zwolnić tempo cywilizacji (zmniejszyć wzrost pkb, opóźnić wprowadzanie nowych technologii i wynalazków) to czy bylibyśmy mniej szczęśliwi? Przecież i tak nie wiedzielibyśmy o istnieniu iPoda x100 czy innych zbędnych produktów. A ile rzeczy nam ucieka? Tak jak piszesz powiększa się przepaść między biednymi a bogatymi, codziennie zanikają zagrożone gatunki zwierząt, ingerujemy w środowisko w sposób nieodwracalny dla chwilowych potrzeb. Ale pytanie brzmi, jak w matrixie, czy większość ludzi będzie gotowa kiedykolwiek przyjąć do wiadomości to, że życie może wyglądać inaczej, że kult pracy jest tylko i wyłącznie przypadkową ideą i w dodatku bardzo szkodliwą. Czy też pozostanie to tylko pomysłem garstki osób, które zawsze będą pozostawały poza głównym nurtem wydarzeń.
Pozdrawiam i życzę dalszych ciekawych przemyśleń w tej Twojej długiej drodze 🙂
Tamburyn, Twój komentarz to właściwie nie komentarz, tylko artykuł. Bardzo ciekawy artykuł.
Zgadzam się, że osób, który mają odwagę myśleć inaczej, czy po prostu mają odwagę myśleć jest garstka. Bycie w mniejszości wymaga odwagi, należy pokonać wewnętrznego tchórza, który mówi „po co się wychylać”
Niemniej jestem optymistą odnośnie garstki negującej kult pracy. A nawet im więcej czytam, im więcej się interesuję tym bardziej dochodzę do wniosku, że odkrywam Amerykę w momencie gdy o istnieniu tego kontynentu uczą już w szkołach :). Moje myśli nie są zbytnio oryginalne. Są jednak dla mnie osobiście dużym odkryciem i moje pisanie to takie dzielenie się entuzjazmem.
Utrzymanie kultu pracy może doprowadzić tylko i wyłącznie do samobójstwa ludzkości. Albo przez ulokowanie zbędnych zasobów w pracy w jakiejś mega wojnie albo przez zaśmiecenie planety. Myślę jednak, że tak nie będzie. Tak jak w filmach: dobro i mądrość pomimo różnych trudności i pozornie beznadziejnej sytuacji jakoś zawsze na końcu zwyciężają.
Nie wiem jak jest w Afryce, ale np w Polsce sytuacja jest zupełnie odwrotna – myli Pan przyczynę ze skutkiem. W 95% przypadków biedni nie mają pracy i mają pełno złego wolnego czasu nie dlatego (i przez to nie mogą się bogacić) nie dlatego, że źli bogacze im zabrali pracę, tylko dlatego, że są totalnie leniwi i pazerni. Widzę to po swoich znajomych, jest kilka osób, która ledwo wiąże koniec z końcem, ale zupełnie nie chce nic z tym zrobić – w kółko zaciąga kredyty konsumenckie, pracuje na mało płatnym stanowisku, dlatego, że „lubi tą pracę” – lubi, bo przez pół dnia może w niej czytać książki. Nie ma w tym nic złego, że ktoś kto jest bardziej pracowity i będzie mógł swojemu potomstwu zapewnić lepsze warunki życia. Sam staram się pracować jak najmniej, ale nawet te dziennie 8 godzin w pracy i jedna, dwie godziny nad jakaś pracą nad sobą wieczorem (nauka języków, książki branżowe), zamiast siedzenia przed telewizorem, to nie jest dużo, a potrafi zdziałać cuda.
Myślę że ten bumelant, podróżnik dawał Afryce dużo więcej niż filantrop, bo:
1) Podróżował po niej, ergo wydawał, dawał pracę i to było na pewno o wiele więcej niż parę dolarów które dodatkowo jest przeżerane przez biurokracje.
2) Rdzenni mieszkańcy mieli dolary z własnej pracy (bar, nocleg, usługi) to sto razy lepsze niż jałmużna w postaci darów filantropa. Uczy szacunku do pracy i generalnie dobrych nawyków i postaw.
Można mniej pracować, ale pociąga to za sobą rezygnację z wielu „dobrodziejstw”. Mieszkam na wsi i obserwuję jak ciężko pracują moi sąsiedzi na: nową kostkę brukową, ładniejsze ogrodzenie, nowy dach, lepszy samochód, większy telewizor, spłatę kredytu za to wszystko i inne rzeczy o których nie mam pojęcia.
Prowadzę jednoosobową firmę od czterech lat. Długo przyzwyczajałem klientów, że pracuję trzy-cztery godziny dziennie i to tylko w dni powszednie. Wiele osób dziwi się, że nie interesuje mnie dodatkowy zarobek, że mam wyłączony telefon o ósmej rano. A ja wolę ten czas spędzać z rodziną, z przyjaciółmi, w ogrodzie, z książką (telewizora nie mam od czternastu lat i nawet moje dzieci go nie chcą). Oczywiście moje podwórko odbiega od wzorca: przedwojenny mały domek kryty papą, ogrodzenie ze zwykłej siatki porośniętej dzikim winem, brak kostki i zamiast garażu wiata.
My wolimy pojechać np. na Lofoty obserwować wieloryby lub podróż z przyczepą kempingową do Portugalii,
Lubię mieć rzeczy których nie będę się bał stracić. Nie wyobrażam sobie wydać oszczędności na samochód (lub kupować go na kredyt). Mam taki, że jeśli mi go ukradną to kupię sobie inny lub nie kupię wcale. Nie zamykam go na noc i kluczyki zostawiam na siedzeniu, żeby rano nie szukać (dokumenty w schowku). Do domu nawet nie mamy klucza. Sam nie wiem co tam można ukraść – może książki? Czasem mam taką myśl, że gdyby nagle jakiś kataklizm lub złodziej z tirem oczyścił mi podwórko i dom z wszystkich rzeczy to wcale bym się nie zmartwił. Wtedy dowiedziałbym się co tak naprawdę potrzebne jest do życia mojej rodzinie.
Od jakiegoś czasu sam zacząłem pozbywać się różnych gratów jakie nazbierały się przez lata. Oddaję, pożyczam (na wieczna nieoddanie), wyrzucam. Niestety, nie umiem sprzedawać.
W ten sposób właściciela zmieniły cztery rowery, krajzega, pompa wodna, kilogramy kluczy, śrub, kątowników, starych mebli. Im więcej rzeczy wyjeżdża to jest mi autentycznie lżej. Pozbyłbym się też większości książek (jakieś 1500), ale żona jeszcze do tego nie dojrzała.
Wracając do kultu pracy to ciężko jest przyjąć mój styl będąc na etacie. Osiem godzin zobowiązuje. Nie zawsze można pracować na pół etatu nawet jeśli pół wypłaty by nam wystarczyło.
Dlatego wszystko w rękach szefów i prezesów firm.
to jeden z najładniejszych opisów tego czegoś, o czym się tu mówi kiedy używa się słowa „minimalizm” – dzięki Alek!
Hi there I am extremely grateful I found your web site,
I really found you by accident, while I was studying on Aol for anything else, Anyways I am here now and would likely enjoy to assume cheers
at a incredible post as well as a at all times interesting blog
(I also love the theme/design), I may not time for us to look
over this story towards the moment but I have book-marked
it and furthermore included your RSS feeds, and whenever I have plenty of time I will likely be returning to read much more, Please do
keep up the superb job.
Wow that was unusual. I just wrote an extremely long comment but after
I clicked
submit my comment didn’t show up. Grrrr… well I’m not writing all
that over again. Regardless, just wanted to say excellent blog!
Definitely, what a fantastic website and revealing posts, I
definitely will bookmark your
website.Best Regards!
You could certainly see your enthusiasm in the work you
write. The sector hopes for even more passionate writers such as you who
are not afraid to mention how they believe.
Always follow your heart.