To co tutaj piszę powinno być traktowane jako antyporadnik. Po prostu nie wierzcie w ani jedno moje słowo. Z całą pewnością nie ma to przełożenia na wasze życie, z całą pewnością wasze życie jest zupełnie inne niż będzie to tu opisywane. Wszystkie porady i wszystkie poradniki nie są warte funta kłaków! Posłuchajcie czegoś, czego się nie spodziewaliście – Wszystkie poradniki o życiu mają efekt jo-jo.
O efekcie jo-jo słyszeliście przy dietach odchudzających, aczkolwiek lepszą nazwą byłby poradniki odchudzające. Na pewno wiecie, że oznacza to, że najpierw ktoś chudł, ale w końcowym efekcie przytył i ważył więcej niż na początku. Tak samo się dzieje w przypadku poradników typu „5 kroków do szczęścia” , „obudź w sobie tygrysa” czy wszelkiej maści materiałów jak być efektywniejszym, zdrowszym, dojrzalszym czy ładniej się uśmiechać . Ofiara takiego poradnika najpierw czuje się odrobinę szczęśliwsza aby na końcu czuć się znacznie gorzej niż na początku. Dlaczego?
Poradnik działa jak urządzenie z kawału „o radzieckim wynalazcy maszyny do golenia brody”. W maszynę należało wsadzić głowę i ciach, po robocie. Gdy jeden z obserwatorów zapytał: „ale przecież każdy ma inny kształt twarzy?” – konstruktor odpowiedział „ale tylko za pierwszym razem”. Biorąc do ręki poradnik „5 kroków do szczęścia” jednego czego możemy być pewni, to to, że nasza liczba kroków będzie inna niż 5, może będzie 37 kroków, a może 3 kroki. A może nawet nie będą to kroki.
Poradniki prezentują pewną metodę, która zadziała w przypadku jakiegoś człowieka, najczęściej autora. Choć bywa i tak, że sam autor nie sprawdził swojej metody (polecam film „Shrink”). Gwarancja, że ta sama metoda zadziała w przypadku innego człowieka jest równa temu, że mają oni te same linie papilarne. Tak samo jak w przypadku diet odchudzających, tak i w poradnikach o życiu ktoś kto uwierzy w poradnik zacznie naginać się do sposobu, który nie jest dla niego naturalny. Może wytrzymać tak całkiem długo, ale w końcu puści i mamy jo-jo.
Mimo wszystko jednak ludzie się zmieniają, na przykład chudną. I to czasem ze spektakularnej otyłości do spektakularnej figury. Czyli jak? Może jednak porady? Otóż nie. Ja znam takie przypadki i zawsze wynikały one z indywidualnego, specyficznego rozwiązania. A to specyficzne rozwiązanie bierze się z wiedzy, a nie z porad.
Wiedza zamiast porad. Czym to się różni? Porada mówi: zjedz banana i będziesz szczęśliwy, a wiedza mówi, że pan X zjadł banana i był szczęśliwy, a pan Y zrobił to samo i umarł. Mózg ludzki potrzebuje bardzo dużo takich dziwnych, śmiesznych, zwariowanych historii żeby sobie wszystko w środku poukładać. Mózgi ludzkie bardzo potrzebują odniesień. Odniesienie są jak kamienie na rzece przez którą musimy się przeprawić. Dzięki nim przeskakujemy na drugi brzeg o suchej stopie. Jak ważne dla naszego mózgu jest odpowiednia dawka informacji udowadnia wiele badań naukowych. Jak mózg nie dostanie swojego pożywienia, to sam sobie coś wymyśli, a wtedy będzie to najczęściej negatywne, w stylu: „dlaczego wszystkim innym się udaje, a mi nie!”
Zachodnie cywilizacje mają dwa zasadnicze problemy z pozyskaniem informacji:
- 1. Informacje niedostępne
- 2. Informacje fałszywe
Informacje niedostępne. Przestaliśmy żyć stanie i gromadnie, a zaczęliśmy bardzo indywidualnie. Nie tylko nie ma już plemienia czy stada, ale nawet nie ma już wielopokoleniowych domów. Jedną z podstawowych funkcji plemiania było to, że doskonale znaliśmy sytuacje innych. Mi nie układa się z dziećmi, ale tym z namiotu obok nie układa się jeszcze bardziej. Teraz większość ludzi żyje w sposób dom-praca-dom. Dokładną wiedzą moją tylko o swojej sytuacji.
Informacje fałszywe. Nie dość, że mały ograniczony dostęp do prawdziwych informacji bombardują nas informacje fałszywe. Prym wiedzie tu nasz wróg nr1, czyli telewizja. To pozornie darmowe medium ma tylko jedno zadanie: coś nam sprzedać. A dokładniej to wytworzyć w nas uczucie, że czegoś pragniemy. Pragniemy rzeczy przyjemnych i tak też muszą nam zostać pokazane towary. Kupując kostkę rosołową kupujemy tak naprawdę piękny i zadbany dom, radosne dzieci i czarującego męża. Doskonały pakiet prawda? Jak ktoś nie wierzy niech się dokładnie przyjrzy takiej reklamie. Kupując chipsy kupujemy przyjaciół, kupując samochód kupujemy piękną sylwetkę – tak to już działa. To o czym chcę napisać to efekt uboczny. Efekt uboczny jest taki, że szczęśliwi i piękni bohaterowie reklam to członkowie naszego plemienia. Do nich odnosi się nasz mózg. Gdyby nie nadzieja, że jak kupisz te wszystkie śmieci to może podgonisz stawkę już dawno twój mózg podszepnął by myśl: „zabij się! swoim nieudanym życiem, przynosisz wstyd dla naszego super szczęśliwego plemienia”. Telewizja kształtuje też kulturę celebrytów. Właciwie nie różnią się oni niczym od bohaterów reklam, jedyną ich funkcjonalnością jest to, że możemy przyjaźnić się z nimi jeszcze bardziej. Możemy cieszyć się z nowego super auta, czy z narodzin dziecka. Efekt uboczny jest taki sam, jesteśmy jeszcze większym wstydem dla naszego stada i możemy czuć się jeszcze podlej.
Kolejną dawkę informacji fałszywych dostarczamy sobie sami. Jeśli już wybierzemy się na spotkanie towarzyskie do znajomych to nie dostaniemy tam prawdziwych informacji. Nazywałbym to paradoksem „sprzątania dla gości”. Ponieważ „sprzątanie mieszkania dla gości” najlepiej to obrazuje. Kto z nas tego nie robi? Czy to znaczy, że uważam, że należy zaprosić ludzi do brudnego mieszkania, przecież to nie kulturalne? Nie kulturalnie jest kogoś okłamywać. Znam wiele osób, które sprzątają cały dzień – a potem jeszcze rzucą na wejściu „przepraszam za ten bałagan”. Może to efekt dostosowywania się do członków plemienia z reklam ze sterylnymi mieszkaniami? Błędne koło. Ale to samo co robimy ze sprzątaniem mieszkania, robimy też z wszystkim innym. Pokazujemy znajomym nieprawdziwy i wyidealizowany obraz. Dlaczego?
Nie jest to możliwe aby teraz nagle wrócić do życia plemiennego, gdzie mielibyśmy stałe źródło informacji prawdziwych. To co możemy zrobić dobrego dla naszych głów to ograniczać informacje fałszywe i maksymalizować te prawdziwe. Możemy unikać znajomych, którzy uwielbiają pozować sztucznym szczęściem a spotykać się z tymi, którzy są szczerzy i otwarci. I spotykać się często. Zamiast cukierkowych seriali możemy oglądać ambitne filmy. Zamiast prasy kolorowej czytać wartościowe książki. Unikać informacji telewizyjnych, a interesować tym co się dzieje blisko nas. Możemy też czytać ciekawe blogi 🙂
Zaproponuję jeszcze bolesny eksperyment, zaproście znajomych i nie sprzątajcie. Nie wszystko będzie tak jak jest zazwyczaj. Może odkryjcie, że tak jest lepiej – a jak nie to przynajmniej dostarczycie trochę prawidzwych informacji do mózgów znajomych. Na (ich) zdrowie!
Świetny tekst, zmusza do refleksji. Dyskutowaliśmy w pracy na ten temat. Dziękuję i proszę o więcej!
Pingback: Słowo klucz: Energia | Pasja vs. Praca
Pingback: BBC Book Challenge, czyli książkowe wyzwanie | Pasja vs. Praca
Ja również uważam, że świetny post 🙂
Szokiem było dla mnie zauważyć, że przenoszę do mojego życia wiele wzorców z filmów (wzorców, które nijak nie przystają do prawdziwego życia), a tymczasem myślałem, że jestem odporny na wpływ telewizji…
Dziękuję za kolejny dobry post.
Dobrze piszesz, chłopie. Ja sprzątam po gościach. Może dlatego, że… nie mam telewizji.
Pingback: „Przysposobienie do życia w cichej desperacji” – nowy przedmiot szkolny? | Pasja vs. Praca
Możliwe, że jest to celowy zabieg. Jesteśmy nieszczęśliwi – musimy kupować – musimy pracować – wreszcie musimy wzbogacać ten jeden procent.