W końcu Arek zmądrzał. Zajęło to 7 lat.

Niedawno poznałem właścicielkę Blackrock Pub w Szczecinku, to koleżanka z liceum chłopaka mojej siostry, byłem w pubie z siostrą i jej chłopakiem,  właścicielka do nas podeszła. Pochwaliłem ciekawe menu. Usłyszałem „Dbam o różnorodność menu, ponieważ jestem weganką”, „O! jak długo?” zapytałem „Rok”, „A wcześniej wegetarianką?”, „Też rok”. Ten rok to pewnie standardowy czas dojrzewania. No chyba, że ma się poważne kłopoty z wiarą w siebie, wtedy zajmuje to 7 lat.

Przedwczoraj byłem na basenie. Nie lubię wszelkiego indoor’u, pływanie w otwartych akwenach jest super, ale na basenie pływam ponad 20 minut, a gdy patrzę na czas, okazuje się, że minęło zaledwie 6 minut. Plusem bezmyślnego odbijania się od ścian jest fakt, że można dużo myśleć. No i wymyśliłem, że już czas.

Jesienią 2012 dojrzałem do decyzji, że nie jem mięsa. Już wcześniej rzadko kiedy jadłem zwierzęta, ale dopiero wtedy pojawiła się pewność i śmiałość do nazwania siebie wegetarianinem. Przez okres 7 lat zdarzyły się wpadki, czasem zabawne, ale siłą mojego przejścia na wegetarianizm był fakt, że nie było to postanowienie. Postanowienie to coś, co robi się często wbrew sobie, czy chociażby wbrew impulsom. Standardowy przykład to rzucanie palenie i wieczna walka z ochotą na zapalenie.  Ja wiedziałem, że nie będę miał żadnej ochoty, mięso kojarzyło mi się z karą, a nie z pokusą. Złe samopoczucie, źle dla zdrowia, źle dla środowiska, na dodatek często podły smak i obrzydliwy widok. Brak mięsa w diecie sprawił, że poczułem się lepiej pod każdym względem. Po pół roku z uśmiechem na ustach przeskoczyłem przez mityczny próg trójki w maratonie, z którym zmagałem się od kilu lat. Najpierw byłem mocno agresywny w stosunku do mięsożerców, co można odszukać na blogu, na szczęście z czasem spokorniałem. Moja pokora pojawiła się dzięki tolerancji dla własnej głupoty. Istniał kolejny krok, weganizm, krok, który wydawał się dla mnie za trudny. I jeśli do kogoś mogłem czuć pogardę to do siebie, bo moja miłość do sera na pizzy tym się różni od miłości obcego człowieka spotkanego na stacji benzynowej do hotdogów, że byłem świadomy ile cierpienia znoszą inteligentne, emocjonalne, bystre istoty abym mógł swoją pizze z serem zjeść, a ów obcy człowiek już niekoniecznie świadomy być musiał. Miałem w mózgu terabajty odpowiednich danych. I co? I nic. Ser na pizzy! Mniam!

Moja obserwacji samego siebie i gotowość na weganizm to doskonały przykład buddyjskiego „ja obserwującego”. Często miałem myśl „kiedy on będzie gotów?”, tak jakby mądrzejsza część mnie, ta która jest zawsze spokojna, obserwowała tą rozedrganą i emocjonalną cześć na filmie wyświetlanym w kinie. Przedwczoraj zobaczyłem 41-latka, który pływa w basenie i jest gotów. Nie musi nic postanawiać, po prostu dodał 2+2 i jest gotowy.

To może jeszcze kilka słów o tym jakie moce wegańskie planuję mieć:

  1. Chcę zwracać dużo większą uwagę na to co jem, uważność przy jedzeniu powoduje u mnie nie tylko bonus w postaci lepsze jakości, ale też mniejszej ilości. Mój żołądek ma nieskończoną rozciągliwość, jednak gdy myślę, o tym co jem i ile jem, potrafię poczuć sytość szybko, wystarczy się skoncentrować.
  2. Moc odmawiania wszelkich ciast urodzinowych, czy przegryzek z innej okazji, i tak nie lubię większości ciast, a ciężko było mi odmawiać, teraz mam alibi.
  3. Chcę podgonić moich przyjaciół wegan w bieganiu, tak jak u wielu kolegów z tej radosnej bandy, tak i u mnie poniżej 37  minut na 10km powinno zacząć wchodzić lekko, jeśli nie będę katował ciała tłuszczami odzwierzęcymi.
  4. Moc sprawdzania składu pieczywa, wiem, że to może być uciążliwe, ale myślę, że będzie też ciekawe.
  5. Chcę być wyższy, odważniejszy i pewniejszy siebie, co właściwie udało się od razu. Czuję się dzisiaj dużo wyższy niż wczoraj. Po prostu podniosłem głowę, uwierzyłem w siebie, przestałem się bać. Dam radę. Wiem to.

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasyjne i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „W końcu Arek zmądrzał. Zajęło to 7 lat.

  1. franeqblog pisze:

    Dzięki za otwarcie oczu …
    W mojej głowie też są wagony wiedzy, niestety nie przekładające się na praktykę.
    Z półuśmiechem czytałem o Franciszku z Asyżu, Katarzynie ze Sieny czy o. Pio, którzy zwracali uwagę na liść sałaty czy jedną jagodę.
    Teraz lepiej rozumiem, że to co jem ma o wiele większy wpływ na mój umysł/zachowanie/samoświadomość niż na wątrobę i warstwę tłuszczu.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s