Bieganie bez ofiar

Załóżmy,  że jakaś cywilizacja utrzymuje okrutną wiarę,  że dla zdrowia psychicznego i fizycznego raz na 10 lat każda rodzina musi poświęcić w ofierze i zjeść własne dziecko w wieku lat dwóch.  Wiara jest tak silna, że brak rytualnej ofiary rzeczywiście skutkuje chorobami. Cywilizacja się rozwija,  rozwija się nauka i jest coraz więcej dowodów na to, że rytuał nie ma sensu. Na dodatek coraz więcej rodzin przestaje zabijać bezbronne dzieci i nic złego się nie dzieje. Niektórzy zaczynają mówić głośno  „ludzie! przestańmy to robić”. Próbują przekonywać, ponieważ czują,  że każde uratowane od śmierci dziecko to wielka sprawa. To przekonywanie napotyka agresję ze strony osób, które nie wyobrażają sobie życia bez rytuału.

Ten wstęp jest oczywiście o zabijaniu zwierząt.  Przepraszam za porównanie do ludzi. Podobno krowa ma emocje na poziomie dwuletniego dziecka jednak na pewno nie ma tego samego potencjału. Ważne,  że odejmując potencjał mamy takie same cierpienie i ból. W oczach krów zabijanych w rzeźniach jest zresztą dokładnie to samo co w oczach krzywdzonych dzieci. W oczach dorosłego na egzekucji jest albo pogodzenie się z losem albo bunt. Torturowany dorosły potrafi odnieść się do sytuacji,  zbudować stosunek, niejako ustawić się na swoim położeniu.  Torturowane dziecko tego nie potrafi, dlatego krzywdzenie dzieci wydaje się nam takie okrutne. Krowa też nie potrafi, jednak jej bezbronność nie budzi naszej litości.  Albo budzi,  tylko uważamy, że to konieczność.

Napiszę znowu o bieganiu.  Jestem ponad rok bez mięsa.  Właśnie zrobiłem kolejną bezmięsną życiówkę. Przebiegłem 10 kilometrów w 36:58 poprawiając stary rekord o 40 sekund. Dwa tygodnie wcześniej pierwszy raz stanąłem na podium imprezy biegowej w Polsce. W półmaratonie w Koszalinie byłem 3 na 440 uczestników. Biega mi się o wiele lepiej, lżej i szybciej.  Czuję dobrze jak nigdy wcześniej. Dlaczego uważam, że wzrost mocy biegowa wynika z bezmięsnej diety?

Przede wszystkim nie biegam więcej.  Moje bieganie jest takie same od wielu lat. Mniej więcej 2 treningi tygodniowo. Skrajnie nieregularnie. Mogę nie biegać 2 tygodnie, a potem biegać codziennie. Mogę przez kilka miesięcy nigdy nie pobiec więcej niż 8 kilometrów, a potem zrobić kilka 20 kilometrowych biegów pod rząd. Nie uznaję planów treningowych, szczytów formy, roztrenowań. Biegam kiedy mam ochotę i tak jak mam ochotę. Także mój wzrost formy nie wynika z wzrostu treningu. Mimo wszystko nie musi świadczyć o cudzie diety bezmięsnej. Rekordy życiowe poprawiam od lat, mój wzrost formy to proces ciągły. W bieganiu występuje „efekt kumulacji lat biegowych” albo mówiąc prościej biegowego doświadczenia. Organizm biegający 6 lat, jest lepiej biegowo ustawiony od organizmu biegającego 5 lat.

Wynika z tego, że dieta bezmięsna nie ma wpływu, że tylko wykorzystuję sytuacje aby sprzedawać swoją ideologię. Na początek napiszę, że nawet jeśli przejście na dietę bezmięsną nie zaburzyło procesu wzrostu formy to już jest to pewien argument do zastanowienia się czy warto zabijać zwierzęta. Nie mam anemii, nie jestem osłabiony,  nie leżę w szpitalu, a moja sprawność rośnie jak wcześniej. Skok mocy jest jednak nie tylko znacznie większy,  najciekawsze jest to, że jestem kompletnie innym biegaczem.  Wcześniej robiąc rekordy czułem jakbym zardzewiałego grata rozpędzał do granic pogubienia zderzaków.  Miało to swój urok, każdy rekord to był film sensacyjny z gatunku „zabili go i uciekł”. Teraz moje ciało pracuje pewniej, płynniej, spokojniej. Jest aż za łatwo,  nuda!

Dodam jeszcze jedną ważną rzecz. Jako wegetarian jestem szalenie niedbały i leniwy. Mam w nosie czy dostarczam sobie odpowiednią ilość białka,  minerałów czy czegoś tam. Nie lubię takiej przezorności i planowania. Jako mięsożerca jadłem to, co mi wpadło w paszczę i jako wegetarian robię to samo. Uważam, że kampania ze wegetarianie muszą dbać o różnorodnością,  mądrzej planować posiłki to celowe zniechęcanie. Tak jak kampanie reklamowe o używaniu kasku na rowerze finansowane przez przemysł motoryzacyjny zniechęcają do roweru (a kaski samochodowe ilu uratowałby ludzi?). To raczej niech mięsożercy dbają o swoją różnorodność,  bo pewne jest że statystycznie umrą znacznie wcześniej, najczęściej na bolesne awarie w układzie krążenia. Ostatnio trafiłem na tabele o BMI i cukrzycy w różnych dietach. Oto ona:

dieta_a_cukrzyca

Wygląda to jak schodki. Im większa jest rezygnacja z produktów odzwierzęcych tym mniejsza waga ciała i mniejsze ryzyko cukrzycy. Bardzo polecam przejście na drugi stopień. Semiwegetarianie. Kilku moich znajomych ograniczyło mięso do jednego czy dwóch dni w tygodniu i bardzo takie rozwiązanie chwali. Ja sam byłem semiwegetarianinem przez wiele lat. Potem są pescawegetarianie, czyli ci, co jedzą ryby. Potem są lactoowowegetarianie, czyli ci, co jedzą nabiał, ja tu obecnie stoję. Potem są weganie. Odnośnie produktów odzwierzęcych wkładanych do naszych otworów gębowych i cukrzycy to wniosek jest jeden: im mniej tym lepiej. Podobno wnioski są przy większości innych chorób. W tabelce jest jeszcze jedna bardzo ciekawa rzecz. Uważa się, że od BMI na poziomie 25 zaczyna się nadwaga. Wśród ludzi powyżej 30 roku życia, tylko weganie są poniżej nadwagi i mieszczą się w normie. Jednak ciekawe jest to, że są znacznie bliżej nadwagi niż niedowagi. Problem braku pożywienie (na który mięso było skutecznym rozwiązaniem)  nie istnieje.  Jesteśmy cywilizacją nadmiaru i naszym problemem jest jak ten nadmiar ujarzmić.

Napiszę jeszcze słowo o weganizmie. Ten tekst miał być też deklaracją, że już już niedługo mi się uda. Ale przemyślenie mam takie: jak to strasznie łatwe być ostrym dla innych, a wyrozumiałym dla siebie. Widząc, co się dzieje w rzeźniach, hodowlach w mojej głowie rodzi się myśl „wy źli ludzie, jak możecie robić takie rzeczy tym biednym istotom!” Jednocześnie uczę się coraz więcej o przemyśle mlecznym. Na Boga! co tam się wyprawia! i co? i robię sobie kanapkę z serem. No bo nie jestem jeszcze gotowy na rezygnację z sera. Obiektywnie rzec biorąc, ja postępuję dużo gorzej, bo wiem jaką krzywdę wyrządzam, a większość społeczeństwa jest izolowanych od informacji o hodowlach. Zadziwiające, sobie wybaczam, innych oskarżam. Niemniej będę starał się odzwyczajać się od sera (co mi dobrze wychodzi) i mniej oskarżać (na razie z tym słabo).

Na koniec jeszcze artykuł o człowieku, który je tylko surowe mięso. Wrzucam to jako kontrę do moich poglądów, ale też jako pochwałę myślenia. Każdy człowiek musi znaleźć, to co mu pasuje. A ten człowiek odnalazł się w taki sposób. Ważne, że myślał, szukał, próbował. Jednak wracając do tabelki o cukrzycy, czy podobnych tabelek o chorobach wieńcowych, czy nowotworowych zdecydowana większości mięso szkodzi.

Artykuł

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

29 odpowiedzi na „Bieganie bez ofiar

  1. ina3b pisze:

    Ja właśnie jem mięso dwa razy w tygodniu. Czuję się dobrze, nic mi nie jest. A mam znajomych, którzy są weganami i to tak na serio i nic nikomu nie dolega.
    Tołstoj kiedyś powiedział, że dopóki na świecie będą istniały rzeźnie, dopóty nie będzie pokoju na świecie. A przynajmniej tak mi się kojarzy jeszcze z przygotowań do matury.;D
    Życzę wytrwałości w ideach, bo są piękne.:)

  2. Franek pisze:

    Idźmy dalej.Po rzeźniach i hodowlach mleczarsko-jajcarskich popatrzmy na uprawy GMO. Widziałem zdjęcie dziecka z Brazylii poparzonego wskutek oprysków lotniczych.

  3. W_88 pisze:

    kocham dane statystyczne 🙂 Ide po kawe (4 filizanki dziennie zmiejszaja ryzyko cukrzycy o 50 % )

    • arrec pisze:

      Statystyka jest kochana, tylko trudna w interpretowaniu. Przykładanie danych statystycznych do jednostki jest jak otwierania wina miotłą albo zamiatanie podłogi otwieraczem do wina 🙂 Niemniej statystyka działa. Dzięki wyliczeniom statystycznym lotto zawsze wyjdzie na swoje. Kiedyś podróżowałem z człowiekiem, który powiedział, że gra ciągle te same liczby w dużym lotku i jest pewny, że kiedyś trafi. Szybkie obliczanie dały efekt, że statystycznie powinno się to zdarzyć raz na 90 000 lat. Niemniej kto wie, może ten człowiek już wygrał.

      Odnośnie tabeli, którą umieściłem, warto zauważyć, że różnica między 7% a 3 % nie jest duża. To tak jakby na 100 rzutów monetą, u jednego wypadł 93 razy orzeł i 7 razy reszka, a u drugiego 97 razy orzeł i 3 razy reszka. W skali jednostki to mała różnica w ryzyku reszki (aczkolwiek różnica, którą można rozważyć przy wyborze pokarmu) Jednak w skali kosztów leków, czy służby zdrowia te 4% to będą miliardy.

    • W_88 pisze:

      Wolalabym poczytac o konkretnych powodach , np. dlaczego ryzyko cukrzycy jest mniejsze u wegan?
      „Jednak wracając do tabelki o cukrzycy, czy podobnych tabelek o chorobach wieńcowych, czy nowotworowych zdecydowana większości mięso szkodzi.” – Ale co dokladnie? Co w miesie jest zlego? Ktory to dokladnie element?

    • Eliza pisze:

      Do W-88: W mięsie szkodzi nadmiar białka, tłuszczów nasyconych, cholesterolu, żelaza. A dodatkowo antybiotyki i hormony podawane zwierzętom. Jestem na wege diecie od 1991 i bardzo polecam 🙂

    • czterolistna953 pisze:

      Jasne ,ze antybiotyki i hormony szkodza ,ale mozna tez dostac „czyste mieso” .To samo tyczy sie warzyw.

      Ale jak moze cos miec nadmiar bialka czy tluszczy? Jak zjesz 100g piersi z kurczaka ,to dostarczysz organizmowi 22 g bialka (4g tluszczy)a dzienne zapotrzebowanie to okolo 60g bialka. To czysta matematyka.

      Co do tluszczu juz nie bede sie wypowiadac ,ale radze poczytac cos wiecej na ten temat,(Czyli jak to sie dzieje,ze wegetarianie miewaja podwzszony cholesterol?)
      Sa rodzaje miesa z bardzo niska zawartoscia tluszczu.

      Super ,ze Tobie to odpowiada i sluzy.

  4. superlama pisze:

    Pomijając to, że nigdy nie widziałem takowych – reklamy kasków zniechęcają ludzi do jeżdżenia rowerami?

    • dubey pisze:

      Oczywiście, bo wprowadzają element niepokoju, pokazują, że to niebezpieczne zajęcie, więc lepiej wsiąść spokojnie do auta… Obowiązek jazdy w kasku to także spadek odsetka jeżdżących, zwłasza na wsi (pomyśl o starszych paniach jadących do sklepu, kościoła itp)
      Poczytaj, np. tutaj http://www.daclarke.org/AltTrans/helmyths.html
      Sam jeżdżę często w kasku, ale jestem absolutnie przeciwny schizowaniu ludzi i wtłaczaniu im głów w plastik.

  5. Wiktor pisze:

    Drogi Arku,
    śledzę Twojego bloga i bardzo go sobie cenię – masz ciekawe spojrzenie na wiele spaw i nierzadko inspirujące. Ciężko mi przyklasnąć Twojej krucjacie przeciwko mięsożercom (a może raczej za wegetarianizmem?), ponieważ wydaje mi się, że nic na świecie nie jest tak oczywiste jak przedstawiasz to w swoich wpisach.
    Co jakiś czas odwołujesz się do badań naukowych, ale doświadczenie nauczyło mnie, że w statystyka to kłamstwo wybitne (ale to już chyba banał). Po 15 sekundach poszukiwań znalazłem np. taki artykuł – http://www.westonaprice.org/vegetarianism-and-plant-foods/not-to-go-vegetarian.
    Nie twierdzę, że nie masz racji w wielu aspektach swojej wypowiedzi, ale sądzę, że niebezpiecznie jest zaprzęgać do tego rodzaju dyskusji tak silnej ideologi jaką – moim zdaniem – reprezentujesz Ty, ponieważ jest to miecz obusieczny. Pozwól, że zacytuję powyższy artykuł:
    „Not a single bite of food reaches our mouths that has not involved the killing of animals. By some estimates, at least 300 animals per acre—including mice, rats, moles, groundhogs and birds—are killed for the production of vegetable and grain foods, often in gruesome ways. Only one animal per acre is killed for the production of grass-fed beef and no animal is killed for the production of grass-fed milk until the end of the life of the dairy cow.”.
    Weganizm jako idealogia, moim zdaniem, nie sprawdza się.

    Pozdrawiam,
    Wiktor

  6. atwona2na pisze:

    do Wiktora: pytanie tylko jaki procent mięsa i mleka spożywanego na świecie pochodzi od krów pasących się na pastwiskach (reszta te które mieszkają na stałe w oborach, chlewach, kurnikach) żywią się tym czym roślinożercy czyli roślinami (+ antybiotykami) i zjadają sporo roślin ergo – sporo myszy, szczurów, i innych polnych żyjątek ginie coby paszę dla nich wyprodukować.

    do arrec’a, arrca: spróbuj powiedzieć sobie, że będziesz jadł wegańsko przez miesiąc, dwa miesiące, do końca roku, nie deklaruj się, że to ostatnia kanapka z serem w Twoim życiu i równocześnie świadomie dogadzaj sobie wegańskimi (zdrowymi) przysmakami, poczujesz, że nic nie tracisz a wręcz przeciwnie zyskujesz…

    powodzenia

  7. Jotazof pisze:

    Mniej wiesz – jesteś szczęśliwszy 🙂

  8. rysiek pisze:

    Ja na weganizm przeszłam od razu z pełnego jedzenia mięsa i nie zastanawiałam się, czy jestem na to gotowa czy nie. Założyłam, że jak będę chciała zjeść jajecznicę, to ją zjem, a jak ktoś poczęstuje mnie pizzą z salami to też nie muszę odmawiać. Efekt taki, że od samego początku, czyli od ponad czterech miesięcy, nie tknęłam nic pochodzenia zwierzęcego. Za każdym razem kiedy miałam na coś ochotę (a miewam je nadal i nie wiem, czy kiedykolwiek się to zmieni) myślałam o tym, czy jest mi potrzebne i czy warto. A przecież wiem, że nie warto. I sama jestem zdziwiona, że jest to naprawdę aż tak łatwe! Spróbuj.

  9. buzzgrow pisze:

    oj arrec, jak zwykle tylko ty, ty, ty. „ja sie czuje dobrze, ja mam dobrą kondycję, ja zająłem 3cie miejsce,…” i tendencyjne wyniki badań, naukowców o wątpliwym rodowodzie (zajadających w zaciszu ciepłego gabinetu BigMaki).

    W jednym masz racje: torturowanie zwierzą jest beee, ale stek z wyciekającą krwią na talerzu po paru godzinach od 100km w rowerowym siodle to jest to 😉

  10. buzzgrow pisze:

    albo Szwajcar w Murowańcu po przejściu na sportowo z MOKa przez Szpiglasową, Dolinę 5ciu i Kozią Przełęcz. mmmm, no i zimne piwo. TOPRowców pytałeś co myślą o soczewicy po zimowym dniu akcji?

  11. Eliza pisze:

    Do czterolistna: problem w tym, ze przeciętny miesozerca nie zjada 100 g mięsa dziennie, tylko dużo więcej. I stąd się biorą nadmiary: białka, tłuszczu nasyconego, cholesterolu, żelaza.

    • W_88 pisze:

      Wiec problem nie tkwi w miesie ,tylko w jego ewentualym nadmiarze ,jak sama zasugerowalas.

      Ja jestem za dieta wegetarianska , ale troche mnie denerwuje ,ze z gadania ” bez miesa mozna zdrowo zyc” przeszlo to na „mieso szkodzi, a wrecz zabija” ,ale nikt nadal nie jest w stanie powiedziec czemu.
      Moim zdaniem mieso nie szkodzi i nie przeszkadza w dobrym i dlugim zyciu (jesli ma sie jakas wiedze na temat zywnosci).Dieta ma byc dobrze zbilansowana. Zarowno ta zawierajaca mieso i ta bezmiesna. Wiele osob na diecie wege ma problemy ze zdrowiem ,bo blednie zaklada ,ze wystarczy tylko odrzucic mieso i juz bedzie wszystko )

    • W_88 pisze:

      i juz bedzie wszystko ok*

    • buzzgrow pisze:

      Dobrze napisane. Bez zbędnych emocji. Zbilansowana dieta to podstawa. Też nie mam nic przeciwko wegetarianizmowi. Nie toczę krucjaty przeciwko wegetarianom. Nie wyszydzam kumpli, kiedy zamawiają polski zestaw obiadowy tylko bez mięsa, bo akurat nie ma nic innego w przydrożnym barze… Oczywiście oczekuje tego samego od wegetrian.

  12. Adam pisze:

    Dzisiejsze czytanie jest o tzw. poście Daniela, czyli wyższości warzyw i wody nad jedzeniem królewskim – Dn 1,1-6.8-20.

  13. MEL. pisze:

    Mięso zupełnie odstawiłam jakieś 9 m-cy temu. I nie wyobrażałam sobie, że kiedyś przejdę na weganizm, no bo właściwie co wtedy jeść, skoro nie można sera, mleka, jajek, kefiru, jogurtu…etc.? Przypadkiem (a może tutaj w komentarzach o tym czytałam?) trafiłam na książkę pt. „Nowoczesne zasady odżywiania” Campbella. Ta pozycja mną wstrząsnęła. Czytając nie mogłam się oderwać. Nagle wszystko zaczęło mi się układać w głowie. Przecież moje dzieci od kiedy odstawiłam od piersi w ogóle mleka ani produktów mlecznych nie piły/jadły aż do ok. 8-9 roku życia, bo miały na nie alergię (żadnego mleka zwierzęcego, nie tylko krowiego). W tej chwili po jakiejś ogromnej ilości mleka wysypka (atopowe zapalenie skóry) wraca, choć już mają lat kilkanaście. Mimo braku mleka i jego przetworów w ich diecie rosły jak na drożdżach, w ogóle nie chorowały (przypisywałam to wyłacznie mojemu „zimnemu wychowowi”), zawsze były bardzo aktywne, sportowo wybijały się na tle rówieśników, intelektualnie również. Kurczę, czyli to melko wcale nie jest takie niezbędne do życia, jak nam się wydaje – z tym właśnie „Eureka!” doczytałam książkę do końca i już mi się w głowie od razu poukładało. Przestałam jeść przetwory odzwierzęce natychmiast. Wprowadziłam do diety wiecej nasion (orzechy, pestki), dobre, tłoczone na zimno oleje, rośliny strączkowe były już wcześniej (zamiast mięsa). Nie jestem wariatką – jeśli zdarzy mi się raz w miesiącu zjeść zupę z łyżką śmietany, to włosów z głowy nie rwę. Ale na ser już zupełnie nie spoglądam łakomie, jogurty/kefiry mnie z lekka obrzydzają.
    Jeśli ktoś mnie zapyta, czy czuję się na diecie wegańskiej lepiej – odpowiem, że nie – bo niewidzialna pętla mi się na szyi zaciska, gdy widzę, jak moje dzieci nakładają sobie twaróg na kanapkę (sporadycznie). Normalnie muszę odwracać wzrok. Ale nie komentuję, zostawiam im decyzję o tym co jedzą, choć oczywiście ode mnie głównie zależy, co w domu jest do jedzenia. Mięsa nie kupuję od dawna, produktów mlecznych coraz mniej. I na razie jakoś nam leci. Dużo więcej czasu spędzam w kuchni i na zakupach, ale te zaczęły mi sprawiać jakąś dziwną frajdę – widok koszyka wypełnionego owocami, warzywami, kaszami…etc. i jeden mały twaróg gdzieś tam pod spodem (dziatwa się na razie domaga)…
    Zrobiłam ostatnio badanie krwi (badam się regularnie, bo biegam, a od lat mam problemy z niedokrwistością) i nareszcie po dłuższym czasie mam wszystko w normie (choć jeszcze nadal w dolnych granicach). Da się? Da.
    Polecam książkę „Nowoczesne zasady odżywiania”. Ja miałam z biblioteki. Choć to fajna książka, to nie kolekcjonuję. 😉

  14. Pedro pisze:

    Odnośnie statystyki i wykresów przedstawionych przez Arka – popatrzcie na to z drugiej strony. Uważam, że wegetarianie, a wręcz większość osób na różnych dietach, są bardziej świadomi swojego zdrowia i tego co jedzą, nawet w pewien sposób troszczą się o to (Arek akurat nie 😉 ). Chyba częściej też uprawiają sport, ograniczają lub eliminują używki itd., Może to jest ta wielka tajemnica mniejszej zapadalności na określone choroby.

    Jestem dziwnym przypadkiem. Kiedyś jako nastolatek nie jadłem mięsa przez rok, bo po prostu tak sobie wymyśliłem (rodzaj próby?). Potem jadłem ale nigdy nie należało do moich ulubionych potraw. Od czerwca tegoż roku znów bez mięsa ale z rybami i nabiałem (bo to lubię). Jestem świadomy „cierpienia” zwierząt w hodowlach i ubojniach ale nie trafia to specjalnie jakoś do mojego serca. Dla mnie nie jedzenie mięsa to żadne wyrzeczenie, nie jem, bo smakują mi bardziej inne rzeczy. Trochę też ze względu na aspekt zdrowotny.

    Jestem bardzo aktywny sportowo, biegam i rozwijam się stale w tym zakresie pod względem i objętości i szybkości, mimo iż lat przybywa :-). Nie rozpatruję wpływu diety bezmięsnej na formę sportową, sądzę, że decydujące jest jednak w tym przypadku bardziej czy dieta jest zbilansowana i ogólnie przyjęta jako zdrowa. Bardziej potępiam raczej batono- i chipsożerców, wódo- i colopijców, a nie tych co sobie zjedzą czasem dobrego steka.
    Przy tym wszystkim zauważam jedną rzecz ale nie przesądzam, że to wpływ wegetarianizmu, gdyż symptomy widziałem już wcześniej. To niezwykle szybka regeneracja nawet po wyczerpujących biegach. Trening (nie lubię tego słowa, bo najbardziej lubię biegać na „stan ducha i ciała”) po mocnych zawodach nawet na dystansie ultra nie stanowi problemu, pobiec co kilka dni zawody na wysokim jak na amatora poziomie, proszę bardzo 🙂 Oczywiście, staram się nie szaleć za bardzo.

  15. sykorovitz pisze:

    Najgorsze w tym wszystkim jest to, że będąc wege i tak moja postawa nie ma najmniejszego wpływu na los tych biednych zwierzaków. 😦

    • MEL. pisze:

      sykorovitz, oczywiście, że nie masz wpływu na życie zwierząt, których ciała już leżą poćwiartowane, ale jako klient, który nie korzysta z tej oferty nasz wpływ na mniejsze zamówienia mięsa przez sklep, w którym robiłbyś zakupy, gdybyś kupował mięso, a przez to na hodowców. Może jakiś istnień w ogóle nie byłoby nigdy na świecie, gdyby nie było zapotrzebowania na ich ciała, ale chyba nie należy się tym martwić. Im mniej mięsa kupujemy jako konsumenci tym mniej się ich zabije w przyszłości.

  16. żuczek pisze:

    Dowody na prozdrowotny aspekt niejadania produktów odzwierzęcych traktuję raczej pobłażliwie. Zdrowie zależy od bardzo wielu czynników. Nie jem mięsa od X lat, ale robię wiele niezdrowych rzeczy (najgorszą jest chyba siedzenie przy kompie po 8-10 h dziennie). Eskimosi byli bardzo zdrową grupą, chociaż z wege produktów jadali głównie jakieś lokalne jagody maczane w tranie (piszę byli, bo z tego co wiem problemem stał się alkohol).
    Człowiek jest wszystkożerny i może wybierać czym się żywi. W wegetarianizmie (weganizmie) dominujący jest dla mnie aspekt etyczny. Po co dręczyć zwierzęta a potem zabijać (w tym płacić komuś za zabijanie) skoro można tego nie robić? Nie jestem wegeortodoksem (umiem złowić i zabić okonia 🙂 ), ale śmieszy mnie wybiórcza troska o zwierzęta np rozdmuchiwanie akcji ratowania przymarzniętych do lodu kaczek, czy oburzanie się na „dzikusów” jadających psy w Azji.

    Bardzo się cieszę, że Mel się „przeorietowała”. Lata mojego ględzenia nic nie dały, dopiero Campbell zadziałał 🙂

  17. Ali from Gator pisze:

    Arku, mam dla Ciebie temat na następny artykuł. Jeśli możesz to wybierz trzech po trzech największych przedstawicieli roślinożerców i mięsożerców ze świata zwierząt żyjących na wolności. Czysta natura, bez ingerencji człowieka w ich świat. Porównaj zwłaszcza sylwetkę, wagę itp.

  18. MEL. pisze:

    … i długowieczność…

Dodaj odpowiedź do Franek Anuluj pisanie odpowiedzi