WODA, czyli jak w genialnie prosty sposób bardzo utrudnić sobie życie…

Ten prosty sposób to kupowanie wody do picia w plastikowych butelkach. Tak robi większość. Mi się to wydaje tak głupie, że aż niemożliwe. I pewnie nie uwierzyłbym w to, gdybym sam wiele lat tak nie robił. A robiłem, robiłem. Teraz dla mnie to głupota na poziomie czystej abstrakcji. Wyobrażam sobie takie pijackie fantazjowanie sprzed wieków:

  • wyobraź sobie mój druhu, że postęp spowoduje, że ludzie będą mieli źródło wody do picia we własnym domu
  • dobre, podoba mi się! 
  • jednak nie będę z niego korzystać, tylko będą nosić do domów wodę w baniakach
  • bez sensu, dlaczego?
  • bo ważniejsza od komfortu życia będzie dla nich misja samozagłady 
  • co?! …ale jak będą chcieli dojść do tej samozagłady?
  • wszędzie będą tony pustych opakowań, aż w końcu w tym utoną
  • ty to masz fantazję przyjacielu!

Posłuchajcie, żadna inna zmiana w moim życiu nie przyniosła tak wielu korzyści, tak małym kosztem. Albo inaczej: to jest naprawdę szok, że ludzie sami sobie robią tak wielką krzywdę, że ja sam przez wiele lat z pełnym przekonaniem robiłem sobie taką krzywdę. Uważałem, że wodę trzeba kupować w butelkach, że to konieczność, że nie ma innego wyjścia.

Korzyści z picia wody z kranu są oczywiste. Zawsze masz w domu coś do picia, oszczędzasz pieniądze, nie zanieczyszczasz środowiska. Pozbywasz się też najcięższego i najwredniejszego elementu zakupów. Dzięki temu pojawiają się nowe korzyści. Na przykład możesz robić zakupy pieszo lub rowerem. Ja gdy wracam z zakupów i przypominam sobie czasy kiedy kupowałem wodę w butelkach to mam od razu banana na twarzy. Pół banana z obśmiania starego Arka, a pół z czystej radości z faktu, że tak łatwe są zmiany na lepsze.

Ok, korzyści są oczywiste. Jednak większość dalej kupuje wodę w plastikowych butelkach. Powody są dwa – preferencje smakowe i strach przed zanieczyszczeniami. Oba te powody to według mnie bzdurne zabobony. Powiem ostro bo sam w to wierzyłem, to kwestia tylko i wyłącznie mało wyćwiczonego w myśleniu mózgu, czyli mózgu, którym łatwo manipulować. Prawdziwy powód jest taki: widzisz w reklamie ludzi, którzy piją wodę z butelki, widzisz, że ci ludzie są bardzo fajni, chcesz być taki fajny jak oni. Tyle. Kupno wody w butelkach to czysty przykład jak łatwo padamy łupem reklamy. No dobrze, konkrety:

1. Zanieczyszczenia. Ryzyko jest takie samo jak w przypadku wody butelkowanej. Tu i tu minimalne, czyli żadne. Woda z kranu musi być zdatna do picia tak mówią przepisy. Najważniejsza zasada świeżej wody brzmi: woda musi być w ruchu. Zasada ta jest zachowana przy wodzie z kranu i nie jest zachowana przy wodzie butelkowej. Dlatego woda butelkowa ma termin ważności. Woda butelkowa stoi w miejscu i mnożą się tam bakterie. To proste i logiczne. Nie ma tego problemu przy wodzie z kranu. Jak ktoś jest pedantem i podróżnikiem (kilka tygodni poza domem) to po dłuższym wyjeździe dobrze jest spuścić wodę z rur, które są bezpośrednio w naszym domostwie. I można już pić świeżą i smaczną wodę.

2. Smak. Różnice w smaku wody są tak subtelne jak różnice w smaku soli czy pieprzu. Wymawianie się smakiem wody jest absurdalne. To wytresowany przez reklamy i trzęsący się ze strachu umysł coś sobie uroił. I zaznaczę, że wiem o czym mówię, bo sam tak miałem. Sam mówiłem „kranówka jest niesmaczna”. Sam snułem coś o chlorze. I wiedziałem, co mówię, bo tak czułem na moich kubkach smakowych. I nikt by mnie nie przekonał. Jednak w końcu, coś-jakoś mnie wyzwoliło z tego urojenia. Powtrarzam: urojenia.  Nie wiem dokładnie co mi pomogło się wyzwolić, mogę tylko dziękować, dziękować i jeszcze raz dziękować. I próbować budzić innych. Może to będzie milimetr na drodze do wolności, jednak zawsze coś. Dlatego mówię, zły smak wody kranowej to w 99% przypadków urojenie. Kranówka jest smaczna. Na dodatek dopiero teraz, gdy piję kranówkę, potrafię się wodą delektować. Bo te smaki rzeczywiście są subtelnie różne w różnych miejscach. Jednak zawsze jest to (uwaga! zaskoczenie!) smak wody. Jak się lubi pić wodę to się człowiek tymi subtelnymi różnicami cieszy, a nie martwi. Tak samo jak podróżnik cieszy się, że w Indiach jest inaczej niż w Peru. No a jak się nie lubi smaku wody to, można sobie kupić malinowy syrop 🙂

Na koniec zaznaczę, że nie piszę tu o żadnych filtrach. Filtry to tylko inna odmiana tego samego urojenia. I jeszcze zaznaczę, że nie jestem wariatem, nie jestem jedynym człowiek w Polsce, który tak myśli, jest nas bardzo, bardzo dużo – i mamy dużo przyjemniejsze (i tańsze) życie. Powoli zaczynają się też akcje społeczne, które chcą pomóc ludziom chorym na wodę butelkową. Była taka akcja w Warszawie, a niedawno w Gdańsku (artykuł o akcji w Gdańsku). Może już niedługo tylko niedobitki będą wierzyły w zabobony. Oby!

woda

* teza poboczna: Od 4 lat nie oglądam telewizji. Mój mózg od 4 lat nie ogląda uśmiechniętych i szczęśliwych ludzi biegających po ekranie z wodą w butelkach. Od 4 lat mój mózg nie jest tresowany do precyzyjnie określonych zachowań. Być może dzięki temu od-tresowaniu mogłem dostrzec groteskę kupowania wody w butelkach. Może bez od-tresowania nie byłoby to możliwe. Taki tekst jak powyżej uznałby niepoważny, albo nawet za sympatyczny, tylko znalazł jakieś wytłumaczenie, że to w moim przypadku niemożliwe. Akurat w moim kranie woda rzeczywiście byłaby niesmaczna, akurat w moim kranie to nie byłoby urojenie. Dlaczego? Bo mam na drugie imię Janek, albo bo moja babcia urodziła się na Podlasiu lub coś podobnego. Koniec tezy pobocznej 🙂

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Antyporadnik i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

68 odpowiedzi na „WODA, czyli jak w genialnie prosty sposób bardzo utrudnić sobie życie…

  1. marta pisze:

    Chciałam tylko dodać, że prowadzący moje zajęcia z hydrogeologii, na ostatnim wykładzie, także powiedział, że walczy z tym, że ludzie myślą, że w Krakowie woda z kranu jest nie zdatna do picia… w kranach jest, ale inna bajka to że nie powinno się pić wody ze studzienek (takich jak na przykład na Rynku)..Tak gdyby ktoś potrzebował jakichś naukowych dowodów;)

  2. buzzgrow pisze:

    To chyba głównie strach przed zanieczyszczeniem. Sam często gotuję wodę przed spożyciem choć wiem, że ta bezpośrednio z kranu jest jak najbardziej OK.
    A czy czasem 10-15 lat temu woda w Warszewie nie była zbyt zanieczyszczona żeby ją pić z kranu?
    Od tego czasu jej jakość polepszyła się dramatycznie, ale może strach pozostał?

  3. OlaG pisze:

    Zgadzam się w stu procentach. Też piję kranówkę (ale faktycznie, telewizji to nie oglądam od nie pamiętam kiedy, więc może jest tu jakaś zależność). Ale kombinuję w czym nosić wodę ze sobą – w czym Ty nosisz? (Bidon czasem daje plastikowy posmak, może taka metalowa butelka?)
    Na marginesie, tłumaczyłam ostatnio taki filmik o piciu wody mineralnej i potrzebowałam jak te wszystkie średniozmineralizowane itd. mówi się po angielsku i tu ZONG, bo zarówno na wyspach jak i w stanach ludzie rozróżniają tylko tap water i bottled water, i generalnie pukają się w czoło jak ktoś chce płacić za coś co ma w domu (i w knajpie btw) za darmo 😀 Mam na myśli zwykłych normalnych ludzi oczywiście, nie absolutnie wszystkich ludzi. A ta woda tam (no np. na wyspach,. bo tam akurat byłam) też jest różna w smaku, raz bardziej mi smakuje, raz mniej. Ludzie to dają dzieciom do picia i w ogóle – więc moja kumpela (Polka) jak tu jest na wakacjach to też daje swoim dzieciom kranówę i robi oczy jak ludzie na nią robią oczy :D. Wszystko jest kwestią konwencji 😀

  4. Monika Ploch pisze:

    no dobrze ale chyba jest różnica między wodą mineralną a zwykłą z kranu? ta z kranu raczej mineralną chyba nie jest? czy się mylę?

  5. Michał Lewandowski pisze:

    W zasadzie mógłbym się zgodzić, jednak nie do końca. Rzecz idzie o filtry, które autor wrzuca do jednego worka w butelkowaną wodą. W filtrowaniu wody nie chodzi tylko o bakterie, ale o całą resztę: czyli składniki mniej lub bardziej rozpuszczone w wodzie i prawie całkowicie niezależne od wodociągów które wpuszczają wodę w rury Co z tego, że jakiś laborant zmierzy parametry wody „na starcie”, kiedy u mnie „na mecie” woda ma już skład „wzbogacony” o wszystko co w stuletnich rurach może być. Wystarczy wykonać prostą elektrolizę wody by przekonać się jakie „korzuszki” docierają do mojego czajnika. Idzie również o stan urządzeń w domu: twarda woda (zawierająca dużo za dużo elementow mineralnych) niszczy urządzenia (pralki, zmywarki, naczynia), osadza się na wszystkim (kibel, zlewozmywak, kabina prysznicowa, nerki, wątroba, zęby). Jak to pokonać? Chemią? O to chodzi? To, że woda konfekcjonowana prawie nie różni się od wody z kranu, zwłaszcza w nowych, krótkich instalacjach, to jasne, ale filtrowanie wody w domach to zupełnie inna historia.
    pozdrawiam

    • arrec pisze:

      Michał, znacznie większe korzuszki wchłaniasz wdychając powietrze. Ile tam wszystkiego! A jakie okropieństwa! Gdyby było to jakoś fizycznie wykonalne na pewno wciśnięto by nam sklepowe, butelkowane powietrze do oddychania.

      Poza tym ta obsesyjna sterylność wcale nie jest dobra. Mamy własne systemy filtrujące i odpornościowe, które powinny trenować, być w dobrej formie non stop.

    • Michał Lewandowski pisze:

      Arku, ale co to za argument, że skoro w powietrzu jest śmieć to ja powinienem nic nie robić i wchłaniać śmieć skąd popadnie: z wody, chleba, mięsa, odzieży? Równie dobrze moglibyśmy chodzić nago bo nie ma sensu się ubierać przy 20 stopniach tu, skoro na Antarktydzie jest -40. Kieruję się prostą logiką: jeśli mogę coś zrobić dla zdrowia własnego i rodziny (nie popadając w psychozę) to to robię. Z tego samego powodu wybieram się do lasu, po tygodniu spędzonym w mieście, żeby pooddychać zdrowszym powietrzem. Gdybym mógł, zamieszkałbym w lesie, ale nie mogę, więc robię co mogę. Nie mam wpływu na to czym oddycham w mieście, więc radzę sobie innymi sposobami. Tak samo traktuję wodę z wodociągu. Efekt uboczny – korzyści finansowe – oszczędności (jak wolisz). Nie wiem, też skąd wysnułeś wniosek o mojej obsesji, jak również nie mam pojęcia dlaczego stawiasz znak równości między oczyszczeniem wody z ewidentnych brudów, a sterylnością. Dałem ku temu podstawy? Pozdrawiam

    • arrec pisze:

      Granica między oczyszczeniem wody z ewidentnych brudów i sterylnością to bardzo indywidualna sprawa. Nie chcę i nie mogę Ciebie oceniać. Nie piszę o Tobie czy o sobie, tylko o kondycji ludzkości. A mam wrażenie, że ludzkość popadła w obsesje sterylności. O tej obsesji czystości (i chorobach jakie z niej wynikają) świetnie opowiadał komik Goerge Carlin, a Nassib Taleb, człowiek, który z detalami przewidział kryzys finansowy, używa obsesji sterylności jako przykładu do opisania przyczyn kryzysu.

      No i przyznam jeszcze rację, że filtry w jednym worku z wodą butelkową to błąd. To na pewno znacznie bliżej zdrowego rozsądku dla kranówkowiczów, i ciągle zbyt wysokie „ryzyko” dla wielu butelkowiczów 🙂

    • maciek. pisze:

      Ludzkość nie popadła w obsesję sterylności. Ludzkość jest jedynym gatunkiem, który potrzebuje pieniędzy żeby żyć. Oczywiście żeby żyć wcale ich nie potrzeba, ale opiniotwórcze media będące narzędziem tych, którzy sprzedają innym wodę, ziemię i powietrze, mówią coś innego 🙂 Pozdrawiam ciepło!

    • Eliza pisze:

      To co osadza się w czajniku, to węglany wapnia i magnezu. Przypominam, że wapń i magnez to pierwiastki niezbędne do życia:-) To właśnie ich zawartość przesądza o jakości wody mineralnej. Poddawanie wody elektrolizie, aby pokazać „korzuszki” to kolejny chwyt marketingowy. Podobne korzuszki powstałyby z wody butelkowanej. Czy nasze organizmy elektrolizują wodę?;-)

    • ola pisze:

      mój tata pracuje w wodociągach, „korzuszki” to nie chwyt marketingowy. Fakt, na wodach butelkowych też się robią, ale dużo mniejsze, o ile mówimy o wodach nisko zmineralizowanych.

      i tak, można powiedzieć że minerały potrzebne są do życia, jednak pamiętajmy że w nadmiarze wszystko szkodzi. Wody kranowe często mają większe ilości Na i Fe, za tym idzie większe stężenie tychże pierwiastków ze krwi, co powoduje zaburzenia gospodarki wodnej organizmu.

  6. Monika Ploch pisze:

    Michał dokładnie u mnie też bardzo twarda woda, więc do herbaty używam filtra, bo taka z kranu zostawia osad na kubku + kożuch na herbacie. A właśnie, żeby usunąć kamień używam octu i sody a kabinę myję roztworem do orzechów piorących jednak czasami chcąc nie chcąc muszę chwycić za Domestosa (rzadko bo mamy oczyszczalnie przydomową). Gdy byłam u dietetyczki to powiedziała, że na zatrzymanie wody pić wodę mineralną a nie źródlaną czy kranówę. Nie poleciła mi żadnej konkretnej firmy sprzedającej wodę mineralną więc raczej nie była to jakaś ukryta forma reklamy.
    Co do oglądania TV to dziwie się jak ludzie piszą, że nie oglądając reklam nie ulegają ich wpływom. Ja je oglądam a i tak wybierając dany produkt kieruję się innymi kryteriami niż uśmiechnięta Pani czy Pan reklamujący dany towar. Kwestia zachowania dystansu do reklamy, chociaż u mnie to może bierze się z tego, że pracuję w branży reklamowej 😉

    • Mnie ogólnie od dawna zastanawia, na kogo niby te reklamy działają, bo wśród znajomych nie mogę znaleźć nikogo, kto by się szczerze przyznał, że z powodu reklamy kupił jakiś produkt 🙂

    • Maciundo pisze:

      Krzysztof – szukasz nowego laptopa (bo stary się zepsuł). Na onecie wyświetla Ci się reklama laptopa w kategorii jakiej szukasz (np. nowy ultrabook marki …). Nie klikniesz?

      Biegasz, wchodzisz na blog jakiegoś biegacza. Oglądasz filmik a nim lokowanie produktów danych butów, info o fajnym i przydatnym zagarku dla biegacza lub aplikacji do telefonu.
      http://bieganie.natemat.pl/59999,jak-zaczac-biegac-poradnik-poczatkujacego-biegacza-teaser

      Za pol roku jak będziesz kupował nowe buty do biegania, to oczywiście nie powiesz ze wybierasz tą markę bo biega w niej jakiś biegacz bloger! Ale za pol roku będzie działa podświadomość.

      Czemu podobają Ci się jedne kobiety a inne nie ? Suma doświadczeń i z czasem działa podświadomość…

      4 tygodnie wróciłem po paru latach do wegetarianizmu. Zrobiłem to bo Arek napisał post ? Raczej dlatego że info o wege/rzeźniach dolatywało do mnie z wielu stron i od wielu lat. Wpis Arka był jednym z wielu które miały znaczenie. Ale pozostale których nie pamietam tez miały.

      Na co dzień kupujemy no name, ale jak robimy imprezę lub idziemy do lokalu to ludzie przy barze kupują: wódka + coca-cola a nie tańsza cola, wódka+ redbull a nie nawet „markowy” tiger, na przyjęciu w domu soki Tymbarka a nie jakies no name.

      Chcesz dać komus bombonierke, pewnie wybierzesz Mersi albo czekolade Wedla lub Milka.

    • dakine pisze:

      Genialne te obserwacje zachowań i samoświadomość !!! Przyznaj robiłeś w tej branży? 🙂
      Jednego nie rozumiem, jak można mieszać alkohol z cola, lub jak można szczycić się abstynencją alkoholową i wypijać hektolitry coli, nawet jeśli ma ona dopisek zero? A robi tak jeden duchowny, który tu zagląda, czyli teoretycznie ktoś wyższy duchowo:)

    • Maciundo pisze:

      Tak jest:) Miałem przyjemność pracować w wspomnianej materii u producenta świeżych soków. Czyli x godzin w tygodniu myślenia i analizowania co tu robić aby społeczeństwo piło więcej 🙂

      Gdzieś pieniądze ludzie wydać muszą i lepiej jak będzie to świeży soczek niż pacza fajek czy puszka coli (takie motto siedziało w mojej głowie). Dobry był i jest to produkt dlatego moje sumienie pozostało czyste. Jedynie bolała mnie kwestia pustych butelek – odpad to odpad. Sumienie by nie bolało, gdybyśmy w Polsce ponad 80% surowca odzyskiwali.

      Teraz jestem w UK i pracuje w innej materii. W moim mieście w Polsce nie ma za wielu firm które w powyższej dziedzinie oferują prace. Poza tym dziś nie mógłbym np. pracować w marketingu producenta słodzonych, niezdrowych płatków, które są reklamowane dla dzieci albo innego producenta przetworzonej, niezdrowej żywności.

      Producent tych soczków mi pasował bo się zgadzało się to z moimi poglądami, wegetarianizmem etc.

      W powyższej materii polecam https://www.facebook.com/JuniorBrandManager – z dystansem na tą branże i wypaczenia pracowników marketingu. Inna kwestia, że człowiek świadomy, minimalista, wegetarianin zaważa sobie miejsca, firmy dla których mógłby pracować/działać.

      Pozdrawiam serdecznie,
      Maciej
      facebook.com/macdom85 / emaciej @ onet pl – polecam się do różnej maści dyskusji :))

  7. Róża pisze:

    Niedawno rozmawiałam o tym z mężem. Śmialiśmy się z tego jak reklama potrafi zrobić ludziom – 🙂 – wodę z mózgu. I własnie woda butelkowana była koronnym argumentem w tej rozmowie. Krzyś, mój mąż, powiedział: „Zobacz, kilka lat temu pomysłodawcę sprzedawania wody w butelkach zabilibyśmy śmiechem. W Polsce, gdzie każdy – po zadaniu sobie minimalnego trudu – ma dostęp do wody źródlanej, taki „geniusz przedsiębiorczości” w najlepszym razie usłyszałby wyrazy politowania”. No i proszę – czas zdjął z geniusza przedsiębiorczości cudzysłów politowania, a uczynił go poważnym graczem na rynku próżności. U nas w domu pije się wodę studzienną i rzeczywiście źródlaną przynoszoną/przywożoną ze spacerów, ale czasem licho podpowiada „pójście na skróty” i kupno obrzydliwego PET-a – ale teraz będę się pilnować. Dziękuję za fajny otrzeźwiający artykuł. I bardzo mi się podoba definicja podróżnika 🙂

  8. Kasia pisze:

    Arku, zastanawiam się czy piszesz o zwykłej wodzie czy też o mineralnej? A jeśli pijesz wodę z kranu to przegotowaną czy nie? U mnie w kranie woda czasami zmienia kolor na bardziej żółty, takiej nie pije i czekam aż zrobi się bardziej przezroczysta. Dlatego nie powiedziała bym, że woda kranowa jest wolna od zanieczyszczeń.

    • arrec pisze:

      Mówię o zwykłej wodzie z kranu, na 6 piętrze mrówkowca w Warszawie czy w domku w małym miasteczku. Napisałem, że w 99% woda jest smaczna. Najpierw było 100% bo odkąd piję wodę z kranu to nie spotkałem się z niesmaczną wodą z kranu. A jestem często w różnych miejscach. Jednak zmieniałem na 99% bo zdaję sobie sprawę, że muszą zdarzać się wyjątki.

      Nie wiem czy napiłbym się gdyby była żółta, to zależy, zrobił test i zaufał własnemu rozsądkowi 🙂

  9. skanga pisze:

    ja piję kranówkę i zawsze mam dzbanek przegotowanej wody z czajnika- to co zostaje po zrobieniu herbaty czy kawy . Moje dzieci popijają z dzbanka a jak zabraknie- z kranu. I nic nam nie jest i nie dźwigamy baniaków ze sklepu. A najbardziej przerażają mnie te 5 litrowe oranżady czy inne kolorowe coś- czasami tańsze od samej wody- jak to możliwe???

  10. AnetaCuse pisze:

    Zgadzam się z 100%. Kilka lat temu kupiliśmy z mężem stalowe butelki, które ciągle napełniamy wodą z kranu. W domu, w pracy, w trasie, na lotniskach, w hotelach. Wyliczyłam, że na ilość wypijanej przez nas wody zaoszczędzamy 1300 niewyrzucanych plastikowych butelek rocznie. To w Stanach. Jak przyjeżdżam do Polski, wiozę ze sobą swoją stalową butelkę i ku horrorze wszystkich znajomych i rodziny TEŻ piję wodę z kranu.

    • OlaG pisze:

      Hej, dzięki że odpowiedziałaś na pytania w moim poście ;D pozdrawiam 😉

  11. Tomek pisze:

    Ja również od niepamiętnych czasów piję kranówę (co prawda po przegotowaniu, ale to bardziej nawyk niż realna potrzeba). Jednak ostatnio po przeprowadzce do większego miasta przerzuciłem się na baniaki 5-litrowe, bo posmak chloru mnie odrzuca (pamiętam takie zdarzenie z dzieciństwa gdy przyzwyczajony do wysokiej jakości kranówy w rodzinnym mieście, napiłem się herbaty na dworcu w Łodzi. Ilość chloru i smak spowodował od razu wymioty 😦 ).

    Tak więc Arku mam pytanie jak sobie radzisz z chlorem w kranówie? Ostatnio byłem w Barcelonie (tip jak zaoszczędzić na wodzie podczas lotu – przenieść pustą butelkę przez kontrolę bezpieczeństwa i napełnić kranówą z toalety, sama oszczędność :-)) to też piłem trochę tak trochę tak tj. kranówę i butelkowaną, bo kranówa niestety zajeżdżała chlorem, a do tego niestety nie jestem przyzwyczajony 😦

    Pozdrawiam
    Tomek

    • kapsely pisze:

      Racja, woda w Barcelonie strasznie ajeżdża chlorem, też nie byłam w stanie jej pić, nawet prysznic należał do mniej przyjemnych, a samą Barcelonę uwielbiam! Ale w wielu hiszpańskich miastach jest podobnie.

  12. Tomek pisze:

    Jeszcze jedno, czy w Indiach, Nepalu też piłeś kranówkę w przypadkowych miejscach?
    Nie miałeś problemów żołądkowych?

    Pozdrawiam
    Tomek

  13. moleslaw pisze:

    Po przeczytaniu powyższego tekstu, poszłam do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki, z kranu oczywiście. Smakuje normalnie i wreszcie skończy się mój dylemat dotyczący plastykowych butelek.

  14. Stone pisze:

    Wrocławska kranówa jest tak „skamieniała”, że nie wyobrażam sobie ile kamienia nazbierałoby się w nerkach i woreczku żółciowym przy jej piciu. Wystarczy raz przegotować wodę w czajniku aby potem wyłuskiwać płaty kamienia. Z resztą, w przestrzeganie przepisów i norm dot. uzdatniania wody tak samo nie wierzę jak w reklamy w mediach.

  15. MG pisze:

    Na wstępie zaznaczę, że mieszkam w Warszawie, blisko centrum i tej kranówki dotyczą moje doświadczenia. Przez dobre kilkanaście lat wodę na herbatę przywoziliśmy ze źródełek wody oligoceńskiej, ale jakieś 2 lata temu stwierdziłem, że to zbyt niewygodne i do czajnika lejemy zwykłą kranówkę. Ciekawym efektem jest znacznie mniejsze zanieczyszczenie czajnika kamieniem. Poza tym bez wątpienia jest to zdrowsze pod względem sanitarnym (oligoceńską trzeba jakoś przechowywać, a nie dawno słyszałem opinię, że taką wodę powinno się zużyć w ciągu 24h, a opakowanie przed ponownym zalaniem przegotować).
    Co do różnicy z wodą mineralną, to te wody wysokozmineralizowane nie nadają dobrze się do robienia herbaty (kawy, parzenia ziół etc.), a niskozmineralizowane (np. Kropla Beskidu) mają parametry kranówek (bo są w identyczny sposób pozyskiwane!), więc po co dopłacać?
    Jednak spędzając dłuższą część dnia poza domem korzystanie z wody butelkowej wydaje się wygodne (tak by się napić w podróży). Zwłaszcza, że mamy pewność iż specyficzny skład lokalnej kranówki nie pogoni nas do toalety.

  16. Marenkowski pisze:

    Chyba zależy to od rejonu Krakowa, ja już 2 razy się strułem ‚wodą z kranu’ a co lepsze – była przefiltrowana! (ilość wapna i innych nie znanych rzeczy jest tak duża że po przegotowaniu w czajniku jak woda przestygnie pływa wielki kożuch, herbata gdy przestygnie wygląda obrzydliwie- a po przefiltrowaniu już nie). Więc nie zgadzam się z tym co autor tutaj napisał, chociaż bardzo bym chciał doczekać się chwili gdy można będzie spokojnie pić wodę z kranu. Zresztą jakby autor zobaczył w jakim stanie są rury i co jest w ich wnętrzu, zmienił by zdanie a sam widziałem. Woda jest zdatna do picia ale pewnie po wypuszczeniu z oczyszczalni, im dalej tym gorsza. Teściowie moi zakupili duży filtr do wody bezpośrednio z sieci + mineralizator (tak to się chyba nazywa?) i w ten sposób mają wodę która faktycznie nadaje się do picia.

    ps. dopiero po 2-3 miesiącach picia wody z kranu (filtrowanej) miałem okazję się zatruć (biegunka wymioty itd).

  17. mrq pisze:

    Wystarczy mi popatrzeć na to, co spływa z rur po zakręceniu wody w pionie na parę godzin, żeby się dokładnie wyleczyć z picia kranówy.

  18. Maciundo pisze:

    Witajcie,
    Swoją wypowiedź wypunktuje, aby łatwiej było wszystkie myśli zebrać.

    1) Obecnie jestem w UK, mieszkam na wsi i piję bez problemu kranówkę. Z racji pracy fizycznej, piję 2-4 litry wody (herbaty, wody z cytryną etc) dziennie. Czyli min. 2 butelki szły by do kosza… Tak samo robią pracujący ze mną Azjaci. Anglicy mieszkający w drugim domu, piją sporo napojów gazowanych i co parę dni wielki wór butelek wyrzucają.
    2) W Polsce wchodzi ta nowa ustawa, że obowiązek odbierania śmieci przechodzi na gminę. W Anglii jest tak od dawna. W miejscy gdzie akurat mieszkam, liczba koszy nie jest adekwatna do liczby mieszkańców. Plus nie wiem czemu kosz od recyklingu nie jest zabierany (jakiś błąd). Więc, te wszystkie powyższe butelki + butle po mleku (Azjaci) i sokach (moje) zabierane są razem z foliami, workami papierowymi które są odpadem na farmie. Zabierane są do spalenia – czyli traktor zabiera to wszystkie w wielkim worze i 1km od miejsca gdzie żyjemy i spala… A my to wdychamy… Morał? Jakbym jeszcze pił wodę butelkowaną to bym jeszcze więcej plastiku wdychał… ps powyższa ustawa o śmieciach która miała zapobiec: „wywalaniu do lasów” czy spalaniu nie sprawdza się w pełni bo nie dotyczy też mniejszych firm które jednak sporo śmieci produkują, plus jak widać odbiór śmieci przez gminę jest ograniczony.
    3) Procent niezdrowej kranówki pewnie nie jest większy niż procent zanieczyszczonej wody butelkowanej:
    http://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-niebezpieczne-substancje-w-co-5-butelce-francuskiej-wody-min,nId,946161

    Uwierzę, ze zdrowa jest mineralka z jakiegoś uzdrowiska, może ze źródła w wysokich górach (brak pół uprawnych). Lecz woda czerpana wszędzie tam gdzie u góry są pola uprawne etc – nie jest idealna. Pestycydy, hormony etc idą z pola w dół.

    Trzeba uczciwie dodać że do powyższego wlicza się w sumie też kranówka. Poza miastem wszyscy pompują ja z ziemi. Plus robią to z płytszych źródeł. Wiec de facto tu i tu pijemy wodę „z dodatkiem”.
    4) Kupowanie butelkowanej wody to strata pieniedzy
    5) Transport butelkowanej wody to koszt i jak wyższej strata pieniedzy
    6) Produkcja butelek jest z ropy, ciężarówki jeżdżą na ropę = transfer pieniędzy do Szejków i oligarchów w Rosji. Z naszej perspektywy pieniądz stracony.
    7) W Polsce mało butelek podawanych jest recyklingowi. Kolejny powód aby nie kupować.
    8) Odkręcając kran czekam zawsze parę sekund, aby „stara woda” przeleciała…
    9) Jakość kranówki zależy m.in. od rur jakie mamy w domu. Fakt woda ciągle płynie ale tylko w miejskim wodociągu. Na odcinku od miejskiej rury do naszego kranu może stać.

    Nie wiem jak ma się np. kwestia z czego mamy rury w domu (miedz, tworzywo) do szeroko rozumianego zdrowia…

    10) W mieści jestem za flirtowaniem wody. Choć też wyczuwam w tym duży marketing…
    11) Fajnie jakby można łatwo było zbadać wodę jaką mamy w kranie czy też kupujemy w butelce.
    12) Wprowadzenie kaucji (+ podatków od niezdrowego jedzenia i picia – gazowane napoje) pewnie spowodowało by zmniejszenie konsumpcji & produkcji śmieci.

    Morał z tego taki, żeby jak najmniej kupować rzeczy niepotrzebnych. Typu woda w butli, coca-cola itp. Za to więcej świeżych warzyw, owoców itp. Jemy i pijemy za dużo…

    • Piotr Romejko pisze:

      „6) Produkcja butelek jest z ropy, ciężarówki jeżdżą na ropę = transfer pieniędzy do Szejków i oligarchów w Rosji. Z naszej perspektywy pieniądz stracony.”

      Ciekawe podejście!

    • Maciundo pisze:

      Podobnie z rosyjskim gazem, który używamy do ogrzewania mieszkań. Miesiąc, dwa człowiek pracuje „na ciepło w domu”. Kiedyś bym powiedział, ze te srodki można by wydać na inna konsumpcję np nowe AGD (upraszczajac), dziś będąc bardziej świadom powiem, ze można ich po prostu nie wydać, lub po prostu nie musieć zarobić. Czy wydać, czy nie, transfer tych środków na wschód to tak jak wyżej zmarnowany pieniądz. 1 z 12 miesięcy pracuje dla oligarchow i Putina który tym zarządza.

      Z trzeciej strony, zamieszanie z OFE w Polsce uświadomilo mi ze biurokracji zagrabia na początku obywateli niż sie sami zreformuja. Wiec de facto płacąc za gaz Rosji, płacimy za spokój, za brak wojny. Oni nie maja pieniędzy z gazu, ropy = nie maja środków dla trzech armii: armii rządzącej, armii oligarchow oraz wojska. Są zabiednym krajem aby pozostać przy rabunku wewnętrznym, takim jak wysokie podatki we Francji, więc musieli by ratować kraje wokół. Chiny odpadają zostaje zachód.

      Moral z tego taki, żeby mieszkać w kraju lub budynku który będzie MINIMALnie kosztował nas za ogrzewanie. Bo nie ma sensu poświęcać tygodnia życia na koszt wody butelkowanej, a miesiąca na gaz (za węglowe złotówki przynajmniej wspieramy rodaków Slazakow)

    • egoistka pisze:

      Wkladanie wlasnych danych osobowych do facebooka = transfer pieniedzy z obrobki tych danych do kieszeni inwestorow…

    • Maciundo pisze:

      Tym tokiem myślenia – raczej powinno być korzystanie z polskich portali, polskich aplikacji, e-technologii itp.

      ps tutaj właściciel globalnej polskiej firmy Fakro piszę czemu jesteśmy nadal biedniejszym krajem. M.in. przez za duży import (w porównaniu do exportu).

      http://www.pomysloprzyszlosci.org/edukacja/dlaczego-zarabiamy-mniej/

      W temacie posta można rzec, że kupowanie importowanej wody butelkowanej np. francuskiej to głupota do kwadratu :))

      Jeszcze wracając do Anglii – zauważyłem, że młodzi ludzie są tutaj uzależnieni od napoju Lucozade, produkowanego przez GlaxoSmithKline http://www.lucozade.com/
      Piją to na potege, zostawiając w sklepie za 1,5 litrową butelkę około 10zł.
      10zł za wodę z słodzikiem i „energią” 🙂 Z racji konsumpcyjnego podejścia do życia, ciągle te dzieciaki chodzą spłukane mimo, że nie zarabiają mało.

  19. Maciundo pisze:

    Jeszcze apropos tezie, że reklamy na nas nie działają. Jedno wielkie łudzenie się.

    Oczywiście jak jestem wege – reklamy kiełbasy nie działają, jak żona kupuje proszki do prania to reklamy chemii nie działają. Lecz, jeśli my kupujemy, to wszystko siedzi w naszej głowie i podświadomie potem oddziałowuje.

    Poza tym dzisiaj reklama mobilnego internetu nie wpłynie na nas, ale jak za pół roku nagle stwierdzimy że przydałbym się tablet weźmiemy ten z „mobilnym internetem”, możliwe ze z innej sieci… Czyli reklama nie promuje tylko jednej marki ona promuje całą kategorie produktów.

    Ten blog jest o minimalizmie, co jest po drugiej stronie – nadmierna konsumpcja. Z czego ona wynika? Z tego że ktoś nam mózgi prał i pierze…

    Jeszcze do reklam. Dyskutujemy o nich w kategoriach reklamy proszku do prania. Lecz np. jeśli szukamy nowego samochodu czy nowego laptopa to każda reklama z tego segmentu nas zaciekawi.

    Więc się nie łudźmy że reklama nie działa:) Jeśli jesteśmy konsumentami danej grupy produktów to reklama wpływa na nasze decyzje. Poza tym często jest ona normalnym źródłem informacji.

    • Monika Ploch pisze:

      Poza tym dzisiaj reklama mobilnego internetu nie wpłynie na nas, ale jak za pół roku nagle stwierdzimy że przydałbym się tablet weźmiemy ten z “mobilnym internetem”, możliwe ze z innej sieci… Czyli reklama nie promuje tylko jednej marki ona promuje całą kategorie produktów.

      wystarczy prosty rachunek, że taki tablet kupiony nawet na raty wychodzi taniej niż kupiony w sieci komórkowej bo co z tego, że jest za 1 zł skoro i tak spłacasz go w abonamencie.
      wybierając jakiś produkt nie kieruję się tym co kto mówi w reklamie ale swoim zdaniem i opiniami np. znajomych czy chociażby w internecie. Powiem to otwarcie: na mnie reklama nie działa a jeśli ktoś pozwala sobie na takie pranie mózgu to proszę bardzo, niech wierzy, że jak kupi papier toaletowy danej marki uczyni jego życie piękniejsze;)

    • Maciundo pisze:

      Raty „0% w mediamarkt” ? Czy tu, czy tam, masz nowy produkt w ręce, do tego dokupiony mobilny internet.
      Ilu Twoich znajomych wie o niereklamowanym darmowym internecie Aero … ?

      Co do papieru toaletowego – pisałem, że dyskusja o reklamie ogranicza się do proszku do prania (=papieru toaletowego).

      Kupujesz telewizor dla siebie do rodziców (jak ja w maju). Sprawdzasz internet, pytasz znajomych ale głównie bazujesz: na Samsungu, LG lub Panasonicu. O TV np. marki Kogan nic nie wiesz bo nikt ich w Polsce nie reklamuje. Poza tym dzięki reklamą wiesz o SmartTV i zamiast najtańszego TV kupujesz droższy z youtube oraz skype (dzięki czemu mama przed telewizorem będzie mogła z Tobą pogadać…).

      Nie łudźmy się że reklama nie działa, nie informuje. Fakt papier toaletowy to jedno ale poważniejsze produkty to drugie. Poza tym analizujemy, sprawdzamy informacje o czymś co wiemy.

      ps jak trafiłem na ten blog? Jego autor był w TV i był podany adres. Ten występ był m.in. formą promocji bloga, formą zareklamowania go…

    • mat pisze:

      Zgadzam się, reklamy nawet mimo naszej woli oswajają nas z marką. Wybieramy pastę do zębów: jedna znana z tv i polecana przez stomatologów (odwieczny tekst), druga to typowy no name. Jeśli do tego ceny obu past będą równe, niemal każdy z nas sięgnie po reklamowaną markę. Jeśli różnica w cenie wyniesie 10 lub 20 groszy będzie pewnie tak samo. To, przy jakich różnicach cenowych zaczniemy się zastanawiać, określa na swój sposób naszą odporność na marketingowe oswajanie z marką.

    • egoistka pisze:

      Czy ktos wie cos o smartphonach Huawei, zeby znalesc dobry produkt nie trzeba polegac na reklamie mainstreamowej.

    • Maciundo pisze:

      Notka PR, cały PR to tez forma promocji, reklamy. Nie mainstreamowa a subtelna. Lecz nie zmienia to mojej powyższej tezy.

    • Grzesiek pisze:

      Nawiązując do posta, jest coś takiego jak bezpłatny mobilny dostęp do internetu (na dzień dzisiejszy, nie licząc kaucji za kartę + ewentualnej przesyłki, jeśli ktoś nie bywa w Wa-wie). http://www.aero2.pl/bdi.html
      Dodatkowo coraz więcej miejsc umożliwia korzystanie z dostępu do sieci np. biblioteki miejskie. 🙂

  20. Elżbieta pisze:

    Opowieść o wodzie butelkowanej.

    Ten krótki film pokazuje, jak sztucznie stworzony popyt wciska nam coś, czego nie potrzebujemy i niszczy to, czego potrzebujemy najbardziej.
    To opowieść o ataku firm produkujących wodę w butelkach na dobrą opinię wody w kranach, a także uwodzeniu z pomocą pięknych wizerunków czystych gór, ukrywających za sobą góry plastikowych śmieci.

  21. MEL. pisze:

    Nie wniosę nic nowego do dyskusji, ale podzielę się – nigdy nie kupowałam wody w butelkach (poza wodą gazowaną – nie wymienię nazwy, ale jest taka jedna przepyszna, choć nie jestr najtańsza – kiedyś latałam z syfonami do nabijania, teraz tego nie ma, dlaczego????). Mieszkam na 5 piętrze bez windy, więc noszenie napojów (mleko, soki) oraz owoców i warzyw, których pochłaniamy chyba tonę dziennie (ja + dwoje nastolatków) wystarczy mi za codzienny trening siłowy. Noszę na górę także rower, bo już mi parę ukradli. Nie wyobrażam sobie, aby wnosić wodę, która przecież leci w kranie. Zawsze jednak pijemy przegotowaną. Chociaż np. przy myciu zębów do płukania ust używamy kranówki zwykłej, więc chyba nie jest jakaś mocno trująca. Mój tato, który jest chemikiem, nigdy nie bierze do ust wody „butelkowanej” (poza gazowaną), uważa, że do butelkowanej wody dodaje się jakiś zatruwacz, aby zabić bakterie i różne inne formy życia, aby taka woda wytrzymała w butelce ten rok (czy ile tam) ważności. Jedynym naturalnym „zatruwaczem” jest dwutlenek węgla. Zgadzam się z nim, bo jakoś niezbyt dobrze się czuję po wypiciu wody z butelki. I cierpię bardzo, bo właśnie na różnych imprezach biegowych (w tym maratonach) podają taką wodę. Ja bym wolała gazowaną. Oczywiście jeszcze bardziej bolą mnie śmieci wygenerowane podczas biegów w postaci pustych butelek, korków, kubeczków, ale nie wiem czy jest na to jakaś rada. W niektórych biegach górskich trzeba mieć własne naczynie, do którego organizatorzy leją napoje. Tak mogłby być wszędzie. Czasami na biegach zostawiam sobie kubeczek za paskiem i na kolejnym punkcie prosiłam o nalanie mi do „mojego”. Ale niestety nie zawsze. Chciałabym to w sobie zmienić i zawsze biegać z własnym naczyniem albo własnym zapasem napojów (camelback). Podobnie na maratonach rowerowych – przecież mam bidon i mogłabym nalać do niego, więc po co brać na punkcie dodatkową butelkę, z którą zwykle i tak nie mam co zrobić (nie dopijam do końca). To sportowe życie niby takie fajne, ale jednak nie w każdym „popularnym” wydaniu.

  22. MEL. pisze:

    Jeśli ktoś ma ochotę zwiedzić warszawskie Filtry, to już niebawem świetna okazja – 18 maja – na miejscu można przekonać się jak to wszystko działa:
    http://www.mpwik.com.pl/o-firmie/aktualnosci/noc-muzeow-18-maja-2013-r-otwieramy-stacje-filtrow

  23. mat pisze:

    Jakiś czas temu obejrzałem film Idiocracy. Z jednej strony jest to typowa głupawa komedia, z drugiej jednak obrazuje świat przyszłości. Jest to świat, w którym średnie IQ ludzkości spikowało drastycznie w dół, miasta zmieniają się w ruiny, a na horyzoncie niczym góry wznoszą się olbrzymie hałdy śmieci. Ludzie są podatniejsi na wszechogarniające reklamy, które robią im papkę z mózgów (a raczej z tego, co z tych mózgów zostało).

    Dlaczego przywołuję tu ‚Idiokrację’? To jak współczesne firmy ‚wciskają’ nam butelkowaną wodę, skojarzyło mi się z fikcyjną, futurystyczną firmą napoju energetycznego (bądź izotonicznego) Brawndo. Ludzie dali się omamić do tego stopnia, że Brawndo leci z kranu w każdym domu, a nawet nawadniane(?) są nim uprawy. Brawndo jest dla ciebie dobre, Brawndo ma elektrolity! To nic, że ludzie dawno zapomnieli co to są te ‚elektrolity’, media krzyczą, że potrzeba ci Brawndo, więc kupujesz Brawndo. Wprost z ekranu uśmiechają się ludzie pijący ten napój, da on szczęście także tobie. Znajome? Woda marki X najlepiej ugasi twoje pragnienie i przyniesie ci orzeźwienie na cały dzień! Myślę, że znajome 😉

    Podobnie jak ludzie w Idiokracji nie zadają sobie (nie)zbędnych pytań, tak również większość z nas nie zastanawia się, taszcząc do domów zgrzewki butelkowanej wody, czy ta, płynąca w naszym kranie, jest od niej w czymś gorsza.

    Może trochę przejaskrawione porównanie. Warto jednak pomyśleć.

    Na koniec krótki fragment filmu. Główny bohater pochodzący z przeszłości stara się rozwiązać problem nieurodzaju. W tym celu nakłania ludzi, aby spryskiwali rośliny wodą. Polecam cały film.

    • Marek pisze:

      Trochę w tym racji, ale nie do końca. Nie można porównywać wody z kranu, która ma niską i niestabilną zawartość minerałów do wód wysokozmineralizowanych jak np. Muszynianka.

      Polecam test wód w którym wszystko jest ładnie wyjaśnione > http://goo.gl/6HF3k

      Kranówa po wyjściu z oczyszczalni jest czysta i zdatna do picia, ale nie zapominajmy że do naszego domu płynie te kilka kilometrów starymi, sypiącymi się rurami. Ja muszę średnio co dwa tygodnie odkręcać i czyścić perlatory w kranach, bo są pozatykane..

    • Maciundo pisze:

      W Anglii takim napojem jest wspomniana wyżej http://www.lucozade.com/
      Firma farmaceutyczna = genialnie opracowany skład + ogromne know how marketingowe = ogromna sprzedaż w nieukształtowanym jeszcze targecie młodych ludzi.

  24. dakine pisze:

    Wszystko brzmi super rozsadnie, ale gadzi mózg w czlowieku i tak zarzadza w podbramkowych sytuacjach, np. jak w tej oto notce z jednego bloga:
    „Uwielbiam kiedy Ona przyjedzie na noc do mnie. Uwielbiam z nią sex pod prysznicem. Ludzie z Greenpeace czy inne ekoludki zastrzelili by mnie za hektolitry wody płynące po naszych nagich ciałach… ale to genialne uczucie ;)”
    Podobnie gadzi mózg zarządza o tym, że pachnie nam Plastik świeżą wodą kryniczną i jest to genialne uczucie, ponieważ gadzi mózg już się nią zachłysnął i chce. Jak mu teraz podać niereklamowana kranówke, tyle samoswiadomości aż boli, wymaga morza zasobów i energii, a może i wsparcia Boga takie to trudne bowiem…

  25. Maciundo pisze:

    „niereklamowana kranówke” – dlatego idee godne szerzenia powinny być promowane, reklamowane, PR, opisywane w prasie etc jak nowa butelkowana woda…

    Można ludzi do wszystkiego przekonać. Potrzebny jest tylko dobrze zaprojektowany przekaz.

    • dakine pisze:

      No to czemu nikt nie promuje, reklamuje, PRuje stalowych butelek? 🙂

    • Maciundo pisze:

      Wodę z kranu – powoli promują sami zainteresowani… czyli wodociągi
      Butelki szklane promowano są za pieniądze z hut szkła (kampania glass is life)
      Butelki stalowe też powinni być promowane przez tych którzy na nich zarabiają…

      Z minimalistycznego punktu widzenia możemy korzystać ze szklanej butelki po soku ;]

      ps wodę z kranu, poza wodociągami powinniśmy też promować my sami, jak Arek na tym blogu.

  26. arrec pisze:

    „Jak mu teraz podać niereklamowana kranówke, tyle samoswiadomości aż boli” – ŚWIĘTA PRAWDA! tak to dokładnie jest! jednak gdy człowiek w tym tkwi to ma zerowe pojęcie o swoim zniewoleniu. Żeby się jakoś z tego obudzić, żeby zobaczyć, co ten mózg gadzi wyprawia trzeba dużo intuicji i jeszcze więcej szczęścia

  27. LatajacyWiewior pisze:

    Krótko i na temat http://youtu.be/uL9kyYQ7Tfs

  28. piotrek pisze:

    Kranówa rządzi!
    U mnie od kilku albo i kilkunastu lat…
    Byle nie fluorowana…

  29. r pisze:

    przeczytalem dzis sporo wpisow z tej witryny

    autor lubi obrazac czytelnikow, ktorzy nie podzielaja jego pogladow – niesie to za soba – (nie wiem czy zaplanowany skutek) – komentarze – co cieszy, bo z wielu dyskusji mozna sporo wyniesc

    co do mojego komentarza tego wpisu – z 10 lat nie ogladam TV, kupuje wode w butelkach – wylacznie wysokomineralizowana powyzej 2000 mg (do 4k) mineralow / litr

    i to nie kwestia ” tylko i wyłącznie mało wyćwiczonego w myśleniu mózgu, czyli mózgu”

    prosze mi nie mowic ze jestem glupi – faktycznie za takich mozna uznac jednostki kupujace wode zywiec za 2zl …. ktora nie jest mineralna, a zrodlana i ma do 250 mg mineralow / litr

    i faktycznie lepiej pic wode z kranu, niz placic za podobna w butelkach – choc ta butelkowa jest obarczona mniejszym ryzykiem rozwolnienia – ktore to jeden z autorow komentarza przezyl 😉

    pozdrawiam serdecznie

    • Ola pisze:

      Mieszkam w domu, nie mam kanalizacji ani wody miejskiej ( mimo że mieszkam 5 km od centrum miasta ) które ma 175 tys mieszkańców. I nie kupuje wody. Mam wodę ze studni i mam filtr który oczyszcza wodę. Oczywiście woda była w sanepidzie i jest ok.

  30. Olaf pisze:

    Od kiedy mój znajomy zaraził się gronkowcem złocistym, pijąc właśnie wodę z kranu (potwierdziły to badania), po czym poważnie zachorował, nie słucham bzdur o dobroci wody kranowej. Wiem jedno, z Wisły wody bym się nie napił, a to co mam w kranie to przetworzona jej postać. Mam większe zaufanie do wody przefiltrowanej przez ziemię. A normy są normami, jak trzeba można je zwiększyć lub zmniejszyć. Jeśli człowiek nie padnie bezpośrednio po wypiciu, to znaczy że, można uznać, że to norma. A że dostanie jakiegoś raka, czy jakieś choróbsko za 10 lat – nie ważne, nikt się nie dowie skąd to. A co do plastyku to zamiast robić z niego użyteczne rzeczy, może od razu rzucajmy go na śmietnik, bo nie sądzę żeby rafinowanie ropy zaprzestano, tylko dlatego że komuś się zachciało nie używać plastyku.

  31. Kaśka_1414 pisze:

    Jakbym miała wypić „kranówkę” to i może bym to zrobiła, ale bez przekonania. Żebym miała kogoś poczęstować to po prostu bym się nie odważyła. Też mieszkam w dużym mieście i w tej kwestii nie jest najlepiej. Czemu miałabym pić wodę, która jak dla mnie ma dziwny posmak. Dzięki TDS jestem przekonana, że jest twarda i zanieczyszczona. Wniosek tego płynie jeden. Po co się truć? Teoretycznie też piję wodę ze zlewki, ale jest to woda dokładnie przefiltrowana. Używam filtra RO Bregus i po tym 1,5 roku nie wyobrażam sobie, żebym znowu miała ciągać do domu zgrzewki z wodą, nie mówiąc już o piciu brudnej wody z kranu.

  32. Pingback: Rozmowy przy wycinaniu rytuałów | Pasja vs. Praca

  33. pablo pisze:

    Autor artykułu widzi tylko jedną i to jego stronę. Nie bierze pod uwagę sytuacji, w której nastepuje zanieczyszczenie wody w sieci z powody jakiejś awarii itp. Zanim obecność np. E.coli zostanie potwierdzona w formie komunikatu już dawno się jej napiłeś. W moim 70 tys. mieście kilka razy taka sytuacja miała miejsce. Dzieci dostawały wysypek i biegunki. Laboratorium bada wode butelkową całą dobę z kilku miejscach linii produkcyjnej stąd masz pewność jej czystości. Woda kranowa przebywa w sieci w zależności od ujęcia nawet kilkadziesiąt godzin będąc kilkukrotnie przy tym chlorowana. Aha, zapomniałem o niesamowitym smaku kranówy… Chcesz pić to pij ale miej po prostu świadomość.

  34. Katie S pisze:

    A ja ci powiem tak, „glupolu”, jak to sam sie trafnie i ladnie nazwales: wode w butelkach kupowalam, kupuje i kupowac bede. Bo mam na to ochote. Bo mnie poki co na szczescie jeszcze na to stac. Bo lubie pic z butelki(i truc sie tym okropnym plastikiem, co to mnie zabija, ojojoj), niz lac sobie z kranu do szklanki. Bo kranowa jest w smaku moim zdaniem obrzydliwa i tyle. I mam gdzies, ze wg ciebie jest inaczej, ja uwazam tak i juz. Bo nie mam ochoty pic wody z rur, ktore sa w stanie roznym. Bede pic z butelek bo tak, kurna mac. Ty sobie badz wielce oswiecony i „madry” i „zaradny”(ktora to madrosc i zaradnosc zyciowa wg ciebie objawia sie laniem sobie z kranu do szklanki i nasmiewanie sie z tych co to sa tacy durni, ze wode kupuja w sklepie. I wyzywaniem ich od glupoli) a od mojej wody prosze sie odczepic. Teraz kiedy pisze ten elaborat, wlasnie popijam sobie owa wode, z pysznej plastikowej butelki i guess what, tobie tak jakby nic do tego. Kupilam ja za swoje pieniazki, ktore sama sobie zarobilam, zapewniam ze nie ukradlam ich z twojej(ani niczyjej innej) kieszeni, wiec mam prawo wypic jej i 100 gallon’ow.

    Tak, nudze sie i probuje rozerwac po robocie, wiec to wypisuje. Az tak sie tym idiotycznym wpisem nie przejmuje, ale mam ochote sie wtracic i napisac co mysle o tym wielce yntylygyntnym autorze tego blyskotliwego postu. Nasmiewa sie z tych, ktorzy kupuja wode normalnie w sklepie(czyli z jakiegos 90% populacji na tym swiecie), siebie uwaza za super inteligentnego, bo leje kranowe, a cala reszta to debile… Gratulacje.

    Ps nie, pudlo, nie pracuje u zadnego producenta wody butelkowanej. Ale w koncu daje im zarobic na swojej glupocie 😉
    A tak poza tym, to jesli ty nosiles wode z markegu do domu na piechote, albo o zgrozo wiozles rowerem, to sorry, wybucham smiechem. W takim wypadku to cie w 100% rozumiem, tez bym twierdzila ze to wielkie „utrudnianie sobie zycia”. Ja kiedy kupuje wode, to wioze ja samochodem. Pan autor szanowny rozumiem auta nie posiada, bo to przeciez nieekologicznie? 😉

    • Spokojnie tylko, bo Pani żyłka pęknie, Pani „Katie S” 😉
      Teraz już jestem pewien, że autor bloga jest tak wstrząśnięty, że już nigdy niczego nie napisze… po takiej merytorycznej krytyce…! 😉

    • arrec pisze:

      Autor bloga ma już naprawdę długą przerwę i powinien coś w końcu napisać. Może przynajmniej odniosę się do komentarza.

      To moje „głupolu” odnosi się do starego Arka. Nie wiem kto mi wmówił, że nie można pić wody z kranu, trzeba nosić w butelkach, ale w to wierzyłem. Trzeba na to nałożyć filtr osobistych doświadczeń i preferencji. Równie dobrze mógłbym napisać, że dużo jeździłem na wrotkach, ale w sumie nigdy tego nie lubiłem, teraz nie jeżdżę na wrotkach i jest mi lepiej. Nazywałbym głupolem Arka, który dał sobie wmówić, że musi jeździć na wrotkach. Powinienem tekst bardziej ogładzić, żeby obrażani nie czuli się ludzie, którym jazda na wrotkach służy. Na pewno byłby to tekst dużo bardziej niszowy, niewielu ludzi mogłoby się zidentyfikować z sytuacją zbytecznej jazdy na wrotkach. Odnośnie niepotrzebnej wiary w wodę butelkach dużo ludzi się ze mną zidentyfikowało, dostałem dwukrotnie podziękowanie „na żywo” od przypadkowych osób. Raz na promie, raz na zawodach biegowych. To na promie było szczególnie zaskakujące i miłe. Ogólnie miłe gdy ludzie dziękuję za pozytywny wpływ na ich życie.

      Dodam jeszcze, że w pełni wierzę, że woda z kranu może nie smakować. Gdyby mnie drażniła też bym jej nie pił. Jednocześnie uważam, że to kwestia wiary, głowy. Z upływem czasu coraz bardziej zauważam, że wszystko jest kwestią wewnętrznej wiary. Jeśli wierzę, że wegetarianizm jest zdrowy to będzie mi służył, jeśli wierzę, że mięso jest zdrowe to będzie mi służyło. Nie mamy jednak całkowitego wpływu na to, co wierzymy. To w co wierzymy jest sumą wielu doświadczeń i nie można tego łatwo zmienić. Do wody z kranu mimo wszystko zachęcam, życie jest prostsze, a woda naprawdę smaczna.

      Pozdrawiam
      Arek

  35. Ja tez pije wode z kranu od wielu lat i nie narzekam na zdrowie , uwazam ze ta woda jest zdrowsza niz z butelek , poniewaz plastik pod wplywem temperatury uwalnia zwiazki chemiczne ktore dostaja sie do wody , a jak jeszcze slysze ze malenkie dzieci karmi sie mlekiem z wody butelkowanej do tego przez kilka godzin podgrzewanej w podgrzewaczu to jestem chora , nic dziwnego ze potem tyle dzieci choruje .

Dodaj komentarz