Minimalizm to zabawa w pytania: jakich rzeczy potrzebuję? dlaczego to coś potrzebuję? dlaczego to coś magazynuję? dlaczego pragnę to coś wymienić na nowe? ile rzeczy potrzebuję? jaki jest mój emocjonalny stosunek do przedmiotów? w jaki sposób czerpię radość z przedmiotów (zakup, użytkowanie, sam fakt posiadania)? itd itd. Redefinicja tematu „ja i przedmioty” albo nawet bez „re”, definicja, pierwsza próba zastanowienia się nad tą kwestią.
Do kin w Finlandii zawitał film dokumentalny o eksperymencie w temacie „ja i przedmioty”. Filmu nie widziałem, jednak eksperyment jest tak ciekawy, że opiszę jego zasady. Wszystko, co posiada główny bohater ląduje w wynajętym schowku w składzie rzeczy. Wszystko, czyli wszystko. Zostają gołe ściany, gołe podłogi i goły główny bohater. Następnego dnia bohater może przynieść do domu jeden przedmiot (weźmie płaszcz, dobrze zakrywa całe ciało, a w nocy zamieni się w kołdrę). Kolejnego dnia może donieść drugi przedmiot. Trzeciego trzeci. I tak przez jeden rok.
Czasem myślę, że ludzie dzielą się na dwie grupy, ci co, nie chcą poznawać siebie, bo przecież „znają siebie doskonale”, i ci co myślą, że poznawanie siebie to niekończący się, a zarazem niezwykle ciekawy proces, zgodnie ze starożytną mądrością gnothi seauton. Jeśli ktoś nie lubi poznawania siebie to uzna eksperyment za wygłup, jeśli ktoś jest ciekawy własnych reakcji i potrzeb to widzi w nim ogromny potencjał. Taki eksperyment można przeprowadzić w myślach, można upolować też ten film jeśli pojawi w okolicy, podobnym eksperymentem są też podróże, takie w których musimy się przemieszczać, czyli lepiej nie mieć dużego bagażu. I ostatecznie, w mniej skrajnej formie można taką zabawę „w sklep” zrobić sobie samemu.
Tu trailer filmu (Polecam, sam trailer wiele już mówi o eksperymencie – trailer z angielskimi napisami) : Tavarataivas / My Stuff
A kiedy ktos wygrywa/przegrywa? I co wychodzi w eksperymencie?? A zycie to tez nie tylko myslenie o tym jak najmniej zgromadzic. 🙂 Pozdrawiam z Rzymu.
Nie ma wygranego, nie ma przegranego, to nie jest nawet gra. To próba zrozumienia siebie i swoich potrzeb. I oczywiście, że życie to nie tylko myślenie jak najmniej zgromadzić, jednak podoba mi się to co napisałeś: życie to myślenie. Nie myślisz nie żyjesz. Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach to gromadzenie jest bezmyślne i bezwolne. Jeśli ktoś zaczyna iść w drugą stronę, to musi być to proces wymagający wielu przemyśleń.
Przepraszam, ze na glownym forum,lecz od dawna neci mnie jedno pytanie, podejzewam Cie o dlugotrwala psychoterapie – pi razy oko 5-6 lat? Ludzie ktorzy sie urodzili i byli w normalnych domach maja to, czuja – nie musza odkrywac, My sie wybudzilismy z letargu. Zgadlem??:)
Nie zgadłeś. Być może jeszcze nie dorosłem do fazy, żeby uznać, że potrzebuję. A trzeba na to naprawdę dużo dojrzałości i odwagi.
To zachecam- to najwieksza przygoda zycia!!! Jak bum cyk cyk!! Dzieki niej, jak przeczytalem o minimalizmie to bylem na to gotowy w 100%- a przeciez w zyciu jest fajny nie tylko minimalizm!! Pozdro!
Arturro, genialny komentarz! Czasem jak czytam teksty Arka o minimalizmie to mam wrażenie że On cały czas myśli o przedmiotach. Nie ważny jest cel tych myśli, ale czy np. ‚kubek’ jest wart tego aby się zastanawiać nad tym czy jest potrzebny? Trafiłeś w sedno, rozjaśniający ten twój wpis.
Mucho, było o tym w tekście, że są dwa typy ludzi, czyli niejako przewiedziałem, że nie każdy rozumie potrzebę zastanawiania się nad „posiadaniem kubka”. Ja uważam, że takie rozmyślenia za bardzo ciekawe, a nawet, że można o tym prowadzić długą i bardzo smaczną rozmowę. Akurat ten blog, w znacznej mierze jest o minimalizmie, czyli o „posiadaniu kubka”, dlatego takie myśli są tu bardzo często. Gdyby był to blog, dajmy na to o religii, to byłby tu przemyślenia o religijnych rytuałach, a nie o posiadaniu przedmiotów.
Zaraz pojawi się nowy wpis, który być może wyjaśni trochę moją obsesję na punkcie zastanawiania się nad wszystkim 🙂
A ja sobie mysle, ze z minimalizmem – a właściwie z „rozpoczynaniem minimalizmu” jest jak z nauką języka – najpierw uczymy się czasów, stron biernych, czynnych etc. i jak mamy zbudować zdanie to 10 minut zajmuję zastanowienie się, czy aby napewno poprawnie coś się chce powiedzieć a i tak wychodzi dukanie. Po latach spędzonych za granicą już się w pewnym momencie nie myśli o gramatyce – po prostu się płynie!! 🙂 Potrzebne było to na początku, potem można zapomnieć i się cieszyć z kontaku i umiejętności rozumienia ( potem się też przechodzi do porządku nad tym, że się zna kilka języków -ot, taka normalność: ) – Nie zna sie gramatyki, a mówi się w sposób zrozumiały i jasny! Z minimalizmem, myślę, jest podobnie – gdy się człowiek uwalnia z więzienia posiadania, na początku trzeba długo o tym myśleć i się zastanawiać, aby kiedyś to minęło i wtedy można cieszyć się wolnością !! :))
Rozsądne
Czyli jednak lepiej żeby ten ‚kubek’ był bo nad czym byś się zastanawiał, więc go nie wyrzucaj 🙂 A tak na poważnie chętnie przeczytam kolejny tekst
Arturro, bardzo celne porównanie, pisałem kiedyś, że minimalizm jest dla antylop, które uciekły z zoo. Antylopy, które zawsze żyły na wolności (znają tylko wolność) jak i antylopy, które zawsze żyły w zoo (znają tylko zoo) – patrzą na minimalistów, jak na wariatów, w stylu: o co im do diabła chodzi?! Tu cały ten tekst: https://pasjavspraca.com/2012/03/22/witamy-na-prawdziwej-sawannie-czyli-wtf-is-minimalism-for/
Drążąc Twoje porównanie, większość osób po doskonałym opanowaniu języka, przestaje się zajmować technicznymi niuansami, jednak są też tacy, którzy odnajdują w tym przyjemność i bawią się językiem tak samo jak inni bawią się żaglówką czy palcem w nosie 🙂 I nie chodzi o dążenie do perfekcjonizmu, tylko o PRZYJEMNOŚĆ z takiej zabawy.
I tu dodam, do Muchy, że nie trzeba posiadać kubka żeby się nad potrzebą jego posiadania zastanawiać. Być może odkryłaś tu co jest przyczyną gigantycznej konsumpcji na świecie (zaśmiecania planety) ludzie zapomnieli o tym, że mogą użyć wyobraźni i zastanowić się czy chcą mieć motor, zanim go kupią 🙂
heh, mialem juz sie nie odnosic, ale nie moge …:)
Otoz…jesli chodzi o pewnego rodzaju ludzkie zachowania w okresie zmiany ( wiem to z psychoterapii :)) – czlowiek husta sie jak wahadlo. Jesli potkowal to jak chce sie w tej sprawie zmienic to zaczyna od tego, ze idzie mu w druga strone, w hiszpanskich butach nie pisnie ani slowa na blizniego swego, jak kupowal na potege to teraz wyrzuca wszystko, spi na podlodze, w domu tylko sciany – nie ma nic! Od jednej skrajnosci w druga, im dalej w las tym wahadlo buja sie ale z coraz mniejsza amplituda, ale wciaz sie buja. Gwiz polega na tym, aby ta amplituda nie byla za duza i jak najczesciej byc w punkcie zero – rownowagi. Zbyt dlugie pozostawanie w ktoryms z biegunow jest niedobre – towarzyszace temu uczucia niszcza czlowieka, choc czesto sie o tym nie wie – ale ciagle placi, gdyz albo sie nie przebywa w domu tylko w robocie, aby kupic kolejny pierdzacy super klecznik, albo sie wyrzuca z domu caly dorobek zycia, na co nie rozumiejaca zona, konkubentka, dziewczyna, dzieci – dostaja stanow lekowych ze tatusiowi znowu idzie „w lewo”! Troche to podkoloryzowalem, ale o to wlasnie chodzi! Na koncu jest to, ze wchodze do sklepu, kupuje spodnie, bo jest mi to potrzebne, nie mysle o tym, czy dobrze robie czy zle, mam ilosc par – WYSTARCZAJACA, nie pojawia sie kompulsja, zakladam je na tylek i ciesze sie zyciem! 🙂 A na blogu – pisze sie ! :))) od tego jest! Ludzie, znaczy My mamy problem z odroznianiem tego czego chce, od tego co jest mi potrzebne, Amen 🙂
Interesujące. Może eksperyment przybliża nas do odpowiedzi na pytanie: Gdzie jest wystarczy?
Kiedy możemy uznać, że mam już tyle ile potrzeba? Jeden powie, że ma tylko 3 domy – 1 w mieście, 1 na wsi, 1 nad morzem, ale nie ma jeszcze domu w górach.
Inny powie, mam 2 komplety ubrań i dach nad głową. Mogę normalnie zyć.
Bardzo ciekawie podchodzi do problemu Vicki Robin w książce „Your Money or Your Life: 9 Steps to Transforming Your Relationship with Money…”
Przedstawia w książce 9 kroków do finansowej niezależnoście, gdzie jednym z kroków jest spisanie wszystkiego co w swoim życiu nabyliśmy.
Jest to bardzo odświeżające. Uświadamia nam ile mamy i jak to się ma do naszego szczęścia.
Pingback: Dwa filmowe ogłoszenia drobne | Pasja vs. Praca
Arek, właśnie dziś widziałem film i byłem pewien, że jego echa znajdę na Twoim blogu… :o)
Jedna rzecz mnie natomiast rozbawiła/ucieszyła: jedenastego dnia trwania eksperymentu bohater pobrał….. ROWER!
Czyli byliśmy razem w kinie!!! O filmie na pewno napiszę, tylko myśli muszą mi się w głowie ułożyć. Na razie tyle, że bardzo mi się podobał (co zrozumiałe) i mam ochotę docisnąć swój minimalizm. Ciągle mam dużo za dużo, i namacalnie czuję jak mi to ciąży, tak jakbym miał ten plecak cały czas na plecach, jest on o wiele mniejszy niż kilka lat temu, ale mimo wszystko jeszcze ciężki. Film był krótką wędrówką z dużo mniejszym plecakiem, wychodząc z kina na powrót musiałem ubrać swój i od razu pomyślałem: „jeszcze dużo ciekawego i zabawnego minimalizowania przede mną” 🙂