Czy mój blog, moja radosna pisanina może zmienić świat? Śmieszne, megalomańskie marzenia. Ale prawda jest taka, że zmieniam świat nawet gdy patrzę sobie teraz na niebo (piękna ta mgła!). Tylko jest to zmiana naprawdę minimalna. Mój blog też zmienia świat.
Mój przyjaciel opowiadał ostatnio, że robił mamy remont w swoim mieszkaniu. W pewnym momencie musiał ustalić gdzie są przewody w ścianach. Odruchowo rzucił do żony: muszę na chwile wyskoczyć do hipermarketu budowlanego, zaraz będę z powrotem. W drodze do samochodu przypomniał mu się jednak blog Arka. Rzucone w eter hasło: nie kupuj.
W umyśle przyjaciela rozpoczęła się debata. Jeden głos mówił: zapytaj sąsiadów, zaoszczędzisz czas, pieniądze, paliwo, miejsce magazynowe. Będzie to też lepsze dla środowiska. Minimalistyczna śpiewka. Drugi głos twierdził: nie kosztuje to dużo, a na przyszłość się przyda, i co będziesz jak dziad chodził po sąsiadach, jeszcze pomyślą, że cię nie stać, a przecież stać.
Pierwszy głos wygrał. Detektor miał pierwszy zapytany sąsiad. Cała akcja pożyczenia trwała 15 minut. Była też przyczynkiem bliższej relacji z sąsiadami. Przyjaciel zachwycony.
Wielu osób pyta retorycznie (albo raczej broni swojego nawyku, kupowania do poprawy nastroju) a co by było gdyby wszyscy tak robili? Doskonałe pytanie. Tylko dlaczego nie postawić go na odwrót. A co by było gdyby wszyscy zawsze jak czegoś potrzebują od razu kupowali? Tylko to już nie jest pytanie retoryczne. To jest rzeczywistość.
Zróbcie eksperyment i przejedzcie się rowerem lub pospacerujecie wieczorem po waszym mieście. Tylko zróbcie ten spacer inaczej. Patrzcie świadomie na coś, co jest już tak powszechne, że umysł nie zwraca na to uwagi. Patrzcie na samochody. Co odkryjecie? Tak, są wszędzie. Setki samochodów. Wetknięte gdzie się tylko da. Czy w sytuacji kiedy prawie nikt tak nie robi, pytanie „co by było gdyby tak robili wszyscy” ma sens? To tylko wymówka. W telewizji pokazują, że fajni są ludzie, którzy kupują dużo. Uzależniony (od kupowania) umysł zawsze znajdzie jakąś racjonalizację.
Może blog Arka kiedyś włączy alarm w Twojej głowie. I spróbujesz inaczej.
Dobra inspiracja jest dobra 🙂 Można sprawę spostrzegać z punktu widzenia minimalizmu ale radość przyniosły przynajmniej dwie rzeczy. Jedna to otwarcie się na sąsiada ( spróbuję z nim pogadać) i zaufam że może zdarzyć się coś dobrego , a druga jest tylko efektem pierwszej – sąsiad jest fajnym człowiekiem:) ( ten pożyczający też oki ) ale miło .
ps. Arku ten detektor tak czy owak ktoś musiał kupić ale to nie ważne , ważne to co miedzy ludźmi.
Piotrze, o tym, że „tak czy owak ktoś musiał kupić” jest niezgrabna końcówka mojego tekstu. Próbowałem wyjaśnić, że ten argument to prawda, ale prawda bez związku ze sprawą. To jakby do kogoś, kto uwielbia chodzenie po górach powiedzieć „tak czy owak góry musiały jakoś w tym miejscu powstać” … no fakt, ale co to ma do rzeczy? że jakby nie powstały to bym nie mógł chodzić? musiałbym pojechać w inne miejsce? znaleźć jakieś inne rozwiązanie? Wszystko się zgadza. Ale przecież stoją.
Kontakt z drugim czlowiekiem -ozywia. Zakupy w baumarkcie – powszechna nuda.
Jakoś tak co nieważne przysłoniło to co mnie poruszyło, masz rację .
Ps. egoistko nastrajasz mnie do polemiki ale jakoś tak się dzieje (wcześniejsze posty) że to Arek odpowiada. Ciekawa była by analiza z punku widzenia Hellingera 🙂
Rozumiem, że nie kupować, ale cóż w takim razie robić z pieniędzmi? Oddać innym? To wtedy oni kupią. Mniej zarabiać? To nie zawsze jest takie proste do wprowadzenia od razu, botu mówią mi, że albo pracuję na cały etat albo w ogóle. Szukać innej pracy, gdzie będę mógł pracować tylko dwa dni w tygodniu, żeby za dużo nie zarobić i nie mieć problemu?
Dobre pytanie, zadam jeszcze inne. Co minimaliści robią w wolnym czasie? Poza oczywiście czytaniem książek, czy robieniem czegoś przy komputerze.
Janek, GENIALNE PYTANIE!
Bardzo często konsumpcjonizm nie wynika z potrzeby „wydawania” tylko z potrzeby „pracowania”. Tylko tak można wytłumaczyć sens nabycie zabawki za wiele tysięcy, która jest użyta dwa razy. To nie zabawka była celem ciężkiej pracy, tylko ciężka praca jest możliwa, dzięki takim zabawkom. Gdyby nie kupno wielu zabawek do głośników dorwał by się głos „po co ty do cholery to robisz!”. A tak siedzi cicho.
Idąc tym tropem odkryjemy, że zaprzestanie kupowania nie rozwiąże problemu, a tylko pogorszy nasze samopoczucie. Szczególnie, że w dzisiejszym świecie jest dokładnie tak piszesz, czyli bardzo ciężko jest zmniejszyć ilość pracy.
Sytuacja przypomina tą z filmu Matrix. Wiele osób potrafi rozpracować fakt, że są trybami maszyny, którego zadanie polega bezwarunkowym pracowaniu i wydawaniu, ale mimo wszystko decyduje się zażyć niebieską pigułkę, zapomnieć o takich przemyśleniach i żyć jak wszyscy. Czerwona pigułka oznacza całą masę dziwnych problemów. Ale na szczęście (lub niestety) są ludzie, którzy na tyle lubią przygody/wolność/zmiany, że i tak wybiorą czerwoną.
Czerwona smakuje wybornie. Jak opisac jej smak? 🙂
Piotrek, kolejne bardzo dobre pytanie!
Już Bertrand Russell zauważył, że paranoiczne zachowanie ludzkości, która najpierw tworzy maszyny, które mają ją wyręczyć od pracy, aby potem z tymi maszynami o pracę konkurować, przez co wszyscy muszą pracować coraz szybciej i więcej, a gospodarka musi szybko się rozwijać żeby system wydolił – wynika z faktu, że Homo Sapiens nie radzą sobie z czasem wolnym.
Wiem, że wielu się uśmiechnie. Powie „haha, dajcie mi trochę wolnego czasu i już dobrze wiem co z nim zrobić”. Ale dobrze byś wiedział miesiąc, może dwa – a potem byś potrzebował nadać jakiś sens. A praca to taki prosty sens życia. Kartofle na głód duchowy.
Pisałem na tym blogu wiele razy, że minimalizm niesie takie niebezpieczeństwo. Zabiera (albo przynajmniej deprecjonuje) prosty i wyraźny sens życia nie dając innego w zamian. A prawda jest taka, że dużo łatwiej znaleźć sens życia w byciu architektem, lekarzem czy hydraulikiem niż w amatorskim kółku teatralnym. W temacie, co w zamian „materializmu” niefortunnie jest mówić o hobby, czy nawet o pasji. Zamiast materializmu może być tylko wnętrze swojej czaszki, czyli świat wewnętrzny, czyli duchowość.
Tak trochę szerzej o tym tutaj: https://pasjavspraca.com/2012/06/26/czesc-7-rozwoj-duchowy-vs-nuda/
Egoistko, czerwona pigułka smakuje dokładnie tak:
Oto pewien londyński tramp poszukiwał miejsca na nocleg. Z trudem zdobył kromkę chleba do zjedzenia. Doszedł do bulwaru nad Tamizą. Ponieważ mżyło, owinął się w swój stary płaszcz. Właśnie miał się ułożyć do snu, gdy nagle pojawił się elegancki Rolls-Royce. Wysiadła z niego piękna młoda dama i powiedziała:
– Mój dobry człowieku, chyba nie zamierzasz spędzić nocy na tym nabrzeżu?
A tramp na to: – Ależ tak.
Ona w odpowiedzi: – Nie mogę na to pozwolić. Proszę jechać do mego domu, gdzie wygodnie się prześpisz i zjesz dobrą kolację. Nalegała, by włóczęga wsiadł do samochodu. Wyjechali poza granice Londynu, gdzie znajduje się okazała rezydencja i rozległe włości damy. Został wprowadzony przez majordomusa, któremu dama poleciła:
– James, dopilnuj, by położono go w którymś z pokoi dla służby i dobrze potraktowano.
Tak też James uczynił. Młoda dama rozebrała się i już miała się położyć do snu, gdy nagle przypomniała sobie o swoim gościu. Narzuciła coś na siebie i powędrowała korytarzem do skrzydła przeznaczonego dla służby. Dostrzegła światło w pokoju, w którym zakwaterowano trampa. Pukając delikatnie w drzwi, otworzyła je i zauważyła, że mężczyzna jeszcze nie śpi.
– Czy coś cię gnębi, mój dobry człowieku, czy podano ci dobry posiłek? – zapytała.
– Nigdy w życiu nie jadłem lepszego, proszę pani – padła odpowiedź.
– Czy nie jest ci zimno? – pytała dalej.
– Ależ nie, jest cudownie ciepło.
Zapytała w końcu:
– A może potrzebujesz towarzystwa? Posuń się trochę! – mówiąc to podeszła do niego.
On odsunął się nieco w bok i… wpadł do Tamizy!
(„Przebudzenie” Anthony de Mello)
Niezle trzepie ta pigula 🙂