Ostatnio słuchałem opowieści o człowieku, który z minimalistycznym zamiarem otworzył swoją szafę. Odkrył tam osiemnaście swetrów. Pomyślał, że to dziwne. Nigdy nie lubił swetrów i nigdy ich nie zakładał. Nasz bohater upchnął cały swetrowy gang w torbę i ruszył w kierunku PCK. Po drodze spotkał jednak żonę. Ciąg dalszy wyglądał następująco: swetry wróciły do szafy, a super bohater na ziemię. Podobno to miłe uczucie być minimalistą. Chociażby te 15 minut.
Przypomina to bajkę „o rybaku i złotej rybce”. Dobry i skromny rybak oraz próżna i pazerna żona. Nie będę się tu dzisiaj rozwodził nad płciowymi (modnie: „genderowymi”) różnicami w podejściu do minimalizmu. Moje doświadczenie mówi, że bywa tu różnie. Nie ma reguły. Regułą jest natomiast to, że nie zastanawiamy się nad tym jaka ilość jest właściwa. Niezależnie czy chodzi o swetry, szpilki, czy o kije do golfa.
Pasjonaci posiadania jak największych ilości dóbr twierdzą, że to nie jest walka o pieniądze, ale o to, co z tymi pieniędzmi można zrobić. Można kupić dla siebie trzecie mieszkanie, czwarty samochód, ale można też zbudować psu solidną budę, a nawet zbudować solidne budy wszystkim psom w miejskim schronisku. Pragniemy pieniędzy ponieważ jesteśmy przekonani, że mamy doskonałe pomysły na ich rozdysponowanie. Na pewno lepsze niż inni. Niemniej takie myślenie powoli prowadzi do wniosku, że nie ma granicy dla „im więcej, tym lepiej”. Materialistyczny pogląd na szczęście widzę tak:
U niektórych ten model działa bez zarzutu. Dużo tu zależy od naszej preferencji na skali bezpieczeństwo/wolność. Inni mogą zauważyć, że ich życie zaczyna przypominać zwiedzanie egzotycznego targowiska z diamentową kolią na szyi. Zamiast podziwiać, wąchać i smakować trzeba trzymać się za kolię i oglądać na boki. Druga sprawa jest jeszcze ciekawsza. Materialistyczny pogląd na szczęście wyklucza możliwość bycia usatysfakcjonowanym. Większe szczęście czeka oczko wyżej. A nie można być szczęśliwym i chcieć być szczęśliwym. Efekt jest taki, że cała linia non stop przesuwa się w dół. A my cały czas tkwimy pod kreską. Zaznaczyłem to jako „punkt B”.
Minimalizm nie jest według mnie ruchem całkowicie przeciwstawny do materializmu. Sam jestem zazwyczaj materialistą. Gdybym wygrał dzisiaj milion złotych to nie analizowałbym swoich kompetencji do rozdysponowania tej kwoty. Nie krzyczałbym „ał boli, zabierzcie to ode mnie”. Minimalizm to nie bieg wsteczny dla naszego materializmu, to tylko hamulec. Minimalistyczny pogląd na szczęście widzę tak:
Na rysunku najważniejszy jest „punkt A”. Jest to moment, w którym posiadanie dóbr przestało służyć naszemu dobru. Bardzo szeroka i niespójna definicja. Ale tak to zostawmy. „Punkt A” to bardzo indywidualna sprawa. Internetowi minimaliści prezentują rozwiązania szokowe. Jedne jeansy, dwie pary majtek. Szczęśliwe życie z „punktem A” przerażająco blisko zera. Można tak i to naprawdę działa. Jednak znacznie ważniejsze od tego gdzie jest ten punkt, jest świadomość, że coś takiego jak „punkt A” istnieje. Jest taki moment na skali gromadzenia dóbr, w którym lepiej jest powiedzieć: mi już wystarczy.
Warto mieć również świadomość, że „punkt A” jest dobrze ukryty. Łatwo go przeoczyć. A im dalej od niego jesteśmy tym trudniej go dostrzec. Szybciej kupimy niepotrzebny sweter gdy już mamy osiemnaście, niż gdy mamy tylko dwa. Osiemnaście znaczy, że nie wiemy ile i co mamy.
Właśnie. Wróćmy na koniec do bohatera pierwszego akapitu. Gdzie jest jego „punkt A”? Zero swetrów? A jeśli ważniejsze są dla niego dobre relacje z żoną niż jakieś minimalistyczne głupoty typu ilość swetrów w szafie? Być może niedługo będzie ich już setka. Być może trzeba będzie powiększyć przestrzeń magazynową, nabyć nowe szafy, zamienić mieszkanie na segment. Nie ma to jednak znaczenia. Zgodnie z tym, co napisałem nasz bohater to już minimalista. Stał się nim gdy szedł do szafy. Stał się nim gdy wpadł na pomysł, że ma za dużo. Teraz to tylko kwestia dostrojenia z rzeczywistością.
Arek
ps. Bardzo liczę na przeciwstawne komentarze. Być może ten mój „punkt A” to błąd. Nic takiego nie istnieje. Nie ma granicy, po której posiadanie zaczyna szkodzić. Nie ma granicy dla przekonania „im więcej, tym lepiej”. Czy jakiś cesarz lub król myślał w ten sposób? Czy rządy poszczególnych krajów powinny myśleć w ten sposób?
Mega temat; niestety mój komentarz nie będzie przeciwstawny, tylko raczej wywracający temat na lewą stronę. Ostatnio doszłam do wniosku, że paniczne niechcenie niczego, traktowanie każdej kolejnej pary butów z nieufnością, to też nie wolność. Mój brat urządza mieszkanie i mówi: „Pani od projektowania kuchni doradza nam młynek do śmieci (nie pamiętam, czy tak to się nazywa); mówi, że ludzie którzy się na takie rozwiązanie decydują nie wyobrażają sobie potem życia bez takiego urządzenia”. A w mojej głowie na sformułowanie „nie wyobrażają sobie życia bez” rozdzwania się alarm. Wolę nie mieć niż mieć i stracić. I mimo że mało potrzebuję, intuicja mi mówi, że to nie wolność. I co z tym zrobić?
Tu niewola i tu też niewola. To mi przypomina przypowieść Zen, w której mistrz mówi do uczniów, ten kto powie słowo dostanie 30 kijów, ten zaś, kto będzie milczał również dostanie 30 kijów.
Tam gdzie wkrada się logika tam się kończy nasza intuicja i spontaniczność. Cóż nam więc pozostaje skoro nasze mózgi są nauczone działania wyłącznie w oparciu o logikę? Wpadanie w pułapki. Ale też dzika radość z wygrzebania się z dziury i szukania dalej 🙂
Dla mnie ten punkt A to suma rzeczy mi na prawdę potrzebnych do życia i tych, których po zastanowieniu uważam, że podwyższają mi jakość tego życia (dodatkowy niepotrzebny przedmiot nie tylko nie podwyższa, ale i drastycznie obniża, bo jest balastem w podróży czy innych przypadkach).
Nie jestem minimalistą, raczej pragmatykiem jak już.
„materializm swetrowy”, pozwolę sobie wprowadzić definicję, to akademicko dobry przykład, ale często powstaje nie tyle z zaszytego w człowieku materializmu, rozumianego jako chęć posiadania coraz więcej i więcej, ale też z braku przemyśleń i zastanowienia nad tym co się zdobywa. kupujesz sweter, bo w danej sekundzie wydaje ci się zajebisty, ale potem budzisz się rano, albo 2 miesiące później i nie kumasz jak ci się to mogło podobać. a może to jakaś przecwana niewidzialna ręka materializmu kreuje w Tobie takie emocje? nie wiem. tak czy owak, minimalista musi polować na evergreeny! 🙂
Na samym początku, gdy poznałam ideę minimalizmu (jakieś 2 lata temu), rozwinęły się we mnie wyrzuty sumienia, że tego czy owego mam za dużo. Po jakimś czasie puknęłam się w głowę i już wiem, że nie chodzi o liczbę przedmiotów, tylko o podejście. Dopóki nie jestem do nich przywiązana, to pozbycie się lub niepozbycie nie ma większego znaczenia. Ograniczona przestrzeń życiowa w połączeniu z potrzebą przestrzeni sama reguluje kwestię ich liczby 😉 Ostatnio niewiele kupuję i w sposób bardzo praktyczny, więc coś już w mojej głowie musiało się zmienić. Fajnie to przedstawiłeś na wykresie. Najśmieszniejsze jest to, że też mam naszkicowany jeden wykresik do opisania… będzie wkrótce 😉
Myślę że gromadzenie wielu rzeczy może ale nie musi wcale prowadzić do depresji ( ta krzywa tak dramatycznie spadająca w dół to lekka przesada). Oprócz dzinsów i koszulki fajnie jest mieć sweter, garnitur,kurtkę na zimę i lato,Kindla,aparat fotograficzny, komputer kasę na koncie …itd.Oczywiście posiadanie po 10 szt. tych rzeczy jest chore i zaczyna boleć tak samo zresztą jak nie posiadanie tych rzecz (chyba że żyjemy na bezludnej wyspie). Poziom szczęścia to nie tylko stan posiadania. Na wykresie posiadanie można by zastąpić zdrowiem,relacjami z ludźmi,optymizmem,zajmowaniem się rzeczami o dużym znaczeniu i wartości..itd. Wtedy ta linia za punktem A powinna nam się trochę wypłaszczyć.
Pozdrawiam.
Kiedyś zrobiono badania na temat szczęścia (nie pamiętam źródła) i wyszło z nich, że biedni rolnicy w Azji są równie szczęśliwi jak aktorzy z Hollywood. Okazało się, że poziom szczęścia nie zależy od bezwzględnej wartości środków na koncie, ale od pozycji człowieka w najbliższym otoczeniu. Innymi słowy jeśli statystyczny Kowalski ma lepszy wóz niż sąsiad, to czuje się bardziej szczęśliwy.
Minimalizm sam w sobie kojarzy mi się z ideologią, pewnie go nie rozumiem, ale jest w tym jakiś nakaz, a nawet skrajność. Nie sztuka nie mieć w domu telewizora, sztuka to mądrze z niego korzystać.
Również wyczuwam od minimalizmu ten przykry zapach ideologii. Pisząc kilka ostatnich tekstów próbowałem przed tym smrodkiem uciec.
Moja teza zakłada, że minimalistą może być każdy, nawet aktor z hollywood. Oczywiście, taki typ nie liczyłby swetrów, ale jachty zacumowane w Monte Carlo – „o kurcze, aż 18, a przecież nie lubię jachtów!”. Ale nie o ilość rzeczy tu chodzi. Małpa grając na saksofonie nie staje się muzykiem, a fakt, że mam mało przedmiotów nie oznacza, że jestem minimalistą.
Minimalizm to stan świadomości. Aktorzy z hollywood mają dokładnie takie same problemy, co azjatyccy rolnicy, czy warszawscy dyrektorzy. Coś tracą, coś zyskują, o czymś marzą po nocach. Minimalistyczna świadomość to nie poczucie winny, że dostaję za rolę 3 miliony $, to byłoby bez sensu. Punkt „A” to zdjęcie z materii obowiązku dbania o moje szczęście. To świadomość faktu, że lokowanie uczuć w materii jest zawodne. To stan, w którym materia nie jest już w stanie mnie ruszyć, poruszyć czy wzruszyć. Im niżej jest ten punkt na skali mojego posiadania tym lepiej, ale tak jak w przykładzie „szczupłego olo”, być może potrzebuję do życia czterdziestu gitar, komu to oceniać? Tylko mi samemu!
Materia to tylko jeden z rynków, w który można źle zainwestować. Kolejny to emocje, bezsensowne pragnienia, ideały, wiara że to akurat ja mam racje… to ostatnie to moje ulubione 😉
Jeśli inwestuje pieniądze staram się dywersyfikować ryzyko. Ale w przypadku TEGO inwestowania mam w dupie ryzyko i całość wpłaciłem na jedno konto: Miłość
Na którymś z obcojęzycznych blogów o tematyce minimalizmu autor rozróżnił dwa pojęcia: materializm i konsumeryzm. Oczywiście pisał w kontekście minimalizmu, nie słownika, więc nie odwołuję się do naukowej definicji tych pojęć. Materializm sam w sobie nie ma aż tak negatywnych konotacji, bo chodzi tu o posiadanie tylu rzeczy, ile jest nam potrzebne do szczęścia oraz korzystanie z nich. Jeżeli jestem gitarzystą i szukam różnych brzmień do różnych kawałków, to uważam, że minimalistyczne będzie zarówno posiadanie jednej gitary, jak i czterdziestu, które są mi potrzebne. Wiąże się to z docenieniem tych przedmiotów, dbaniem o nie, świadomością, że zajmują w naszej egzystencji jakieś miejsce – ważniejsze lub mniej ważne, istotne że ubogacają nasze życie i wprowadzają wartość dodaną. Konsumeryzmem byłoby kupienie kolejnej gitary, bo świetnie się będzie prezentować na stojaku, bo zrobi wrażenie na koledze – muzyku, bo mam pieniądze na tę gitarę, choć przyda mi się… praktycznie nigdy, bo nie gram takiej muzyki. Mam kolegę, który praktycznie nie ćwiczy i nie potrafi zupełnie nic zagrać, ale kupił dwie gitary, swobodnie uznawane za sprzęt estradowy. Co ciekawe – na raty z iście lichwiarskim procentem… Materializmem byłoby posiadanie młotka potrzebnego rzeźbiarzowi, konsumeryzmem byłoby kupienie drugiego, bo nie chce mi się szukać pierszwego i do tego jest promocja.nJak dla mnie te pojęcia można wartościować – materializm ma pewien sens, konsumeryzm to moim zdaniem jedna z broni masowego rażenia dla człowieka. Piszę ten komentarz, bo może komuś tak samo pomoże to rozróżnienie, jak mi pomogło.
A z koncepcją minimalizmu od momentu wejścia do szafy się zgadzam.
pkt.A … jak Arystoteles 😀
http://pl.wikipedia.org/wiki/Arystoteles#Teoria_z.C5.82otego_.C5.9Brodka
Teoria złotego środka … w praktyce 😉
enigmatyczne wykresy, kozacka retoryka, blog nasiąknięty poczuciem pasji i misji życiowej!!!widziałem Twoje wyczyny rowerowe i jestem pod wielkim wrażeniem i uznaniem dla Ciebie!to co robisz jest mocne i piękne!ta wyprawa rowerowa z synem…w tym samym momencie narodziło się we mnie pragnienie zrobienia podobnej wyprawy tylko, że jeszcze nie mam syna ba żony jeszcze też:)będę modlił się za Ciebie i Twoje dzieło wlewaj dalej w serca nadzieję, że życie to nie tylko używki, balety i mass media ale pasja!!!
przepraszam, żę tak nie na temat wpisu ale jestem tutaj nowy i już wiem, że na stałe:)
pozdrawiam i życzę BOŻYCH BŁOGOSŁAWIEŃSTW!
Z tym punktem A to być może tak, jak z punktem G. Trudno tak z boku wskazać gdzie jest i łatwo go przeoczyć, więc nasuwa mi się od razu dowcip, czym różni się punkt G od pubu? – Mężczyźni wiedzą, gdzie jest pub.
I tu jest też chyba trudno ten moment uchwycić, gromadzimy, nie dbamy o to, ale czy nie poprawia nam to jakiegoś poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji, iluzji posiadania. Mój przyjaciel mówił, nie przyzwyczajaj się, bo ktoś przyjdzie i zabierze. Staram się tak podchodzić do rzeczy, nie dbać o to posiadanie, to oczyszcza na bieżąco, znajdujemy w sobie inne wartości, którymi warto się zająć. Niektórzy chcą posiadać oprócz rzeczy materialnych tytuły, zwiększają wykształcenie, ich CV to po prostu lista możliwych szkoleń na rynku, jednak to wcale nie oznacza, że są wartościowi, przydatni, inteligentni czy też o wysokiej kulturze. Posiadanie powinno być mądrze przemyślane, w mojej ocenie powinniśmy posiadać, powinniśmy chcieć coś posiadać, aby dzięki temu nie być niewolnikiem słyżby zdrowia, szefa, pracy, etc. Nie znam genezy powstania minimalizmu i nie wiem na ile ta idea została stworzona przez ludzi, którzy musieli nadać temu swojemu nie posiadaniu jakąś ideę, gdyż w gruncie rzeczy ich dysonans poznawczy musiał to wyrównać. Teraz to już idea a nie bieda, nieróbstwo, czy lenistwo.
Być może potem ten minimalizm podchwycili bogaci i stał się ideą bardziej sensowną, to już wtedy oczyszczenie, uwolnienie się od 18 jachtów, że mi na nich nie zależy, ale przecież to tylko idea, więc łatwo uwolnić się od jachtów, kiedy ma się 16 domów na świecie.
I jak tu uwolnić się od tej materii aby lecieć do Japonii lub Nowego Yorku, musimy posiadać i nie można się od tego uwolnić. A ten mnimalizm to może należy traktować jak dietę, raz na jakiś czas warzywna, białkowa, kapuściana i co najważniejsze krótkoczasowa.
Zaobserwowałam że pojęcie minimalizmu wprowadzili ludzie którzy domniemywali, lub wiedzieli ,iż ktoś kto posiada jakiś kapitał nieodpowiednio (wg.nich) nim dysponuje.I słyszy sie takie dyskusje….dlaczego oni spędzają wakacje w Polsce jak stać ich na zagraniczne…..dlaczego mają samochód za 30 a nie za 100 tyś. przecież siedzą na forsie.On dyrektor ,ona księgowa.Itd.itp.Ale ludzie nie wiedzą że oni mają inną skalę wartości.Zamiast figurki z terakoty postawili sobie jakieś dziwo z korzenia pomalowane bezbarwnym lakierem.Jakieś wyschnięte owady kolekcjonują……dziwaki ot! I tacy ludzie nie napędzają koniunkturę – sprzedarz/kupno ,bo są minimalistami czyli ograniczają swoje potrzeby otaczania się rzeczami do minimum.Co nie znaczy że są biedni,ale to sprawa wyboru i skali wartości każdego.nawiasem mówiąz żadna inna istota na ziemi nie pozostawia po swoim życiu tyle śmieci (rzeczy rzekomo niezbednych) co człowiek.
Do Sławka.podoba mi sie twoje porównanie punktu A do punktu G.Ktoś kiedyś pewnie zrobił pracę na ten temat w zawodach „pływających” czyli psycholog,socjolog,seksuolog itp.nie nawiązując do Freuda którego prace są wogóle chore.No ale cóż ,uznane autorytety,nam nic do tego bo oni wiedzą lepiej .Tak więc po czasie gremialnego szukania okazało się że punktu G nie ma tak jak i A a jeśli jest to każdy ma go gdzie indziej.Nie wierzę też że człowiek powstał od małpy i czekam na to brakujące ogniwo bo żadna teoria Darwina nie przekona mnie że jaszczurka stanęła w pionie ,stała się małpą a potem zrozumiała w czym rzecz i powstał człowiek…Hawk! 😀
Myślę ,że tak własnie kombinują nasi ministrowie a generalnie rząd.Udawadnianie posła że przeciętny obywatel może przeżyc miesiąc za 500zł.jest wyznaczaniem granic posiadania minimum dóbr na podraniczu egzystencjonalnym.Koszyk socjalny, korzystanie z produktów wtórnych czyli tego co wyrzucą inni. Każda skrajność jest niedobra jeśli jest narzucona.Np.muszę mieć 20 par butów bo koleżanka ma tyle.Muszę narwać szczawiu na łące bo zaoszczędzę 2zł.Dysponuję pewną pulą pieniędzy więc sama decyduję co i ile chcę mieć.Każdy ma skalę wartości.Dle mnie zamiast 20 swetrów lepsza jest rosnąca lokata w banku.Dle innego żadne pieniądze nie „poleżą” bo liczą się rzeczy.Ale jeśli ktoś jest bez środków do życia lub ledwo Łączy”koniec z końcem” to jest to wymuszony minimalizm czyli poprostu bida i zaciskanie pasa.A na co kto powinien wydawać pieniadze i ile i czy to jest zasadne czy nie – to już są pogawędki i dywagacje.
O różnicach między biednym, a minimalistą i o bezsensie pojęcia „minimalizm wymuszony”.
W nawiązaniu do wypowiedzi Mi, ja to rozumiem tak, że minimalizm to nie bieda. Zobaczcie, czy sam Arek wygląda na biednego? Ma rower (ale jaki, biedny człowiek to ma samochód za taką kwotę, jak jego rower) i jeździ nim po Alpach. To nie koniecznie musi dużo kosztować, ale biedny na to nie wpadnie, że w Alpy da się tanio wyjechać, bo bieda, to głównie stan umysłu, polegający na ograniczeniu zdolności myślenia odnośnie tego jak można lepiej żyć. Oprócz Alp Arek był ostatnio Indiach. Czy biedny pojedzie na kilka dalekich podróży rocznie? Nie pojedzie, bo jest biedny. Ale właśnie źródłem biedy jest jego ubóstwo duchowe, jego postawa nieudacznika. Przez to biedny nie korzysta z możliwości, jakie niesie życie i staje się coraz bardziej zgorzkniałem gburem i członkiem związków zawodowych, zamiast wziąć się w garść.
Minimalista zaś jest przeciwieństwem biednego. Jest on człowiekiem, który chce i potrafi korzystać z możliwości, jakie niesie życie. On wie, że posiadanie zbytniej ilości rupieci ogranicza jego możliwości dobrego życia i temu chce się ich pozbyć (natomiast jak już coś posiada to warto mieć to dobre, a nie byle złom, np. lepiej się jeździ na porządnym rowerze, również wymaga on poświęcania mniej czasu na naprawy). Biedny zaś na odwrót – chce nagromadzić rupieci, bo w swoim ubóstwie duchowym jest to jedyny sposób, który dostrzega na poprawienie swojej doli. Biedny nie będzie dążył do zakupu porządnego roweru, bo dla niego rower to synonim ubóstwa, więc będzie dążył do zakupu samochodu. On nie wie, że w dzisiejszych czasach w Europie rower już nie jest środkiem komunikacji dla ubogich, tylko środkiem rozrywkowo-turystyczno-sportowym. Do niego ta zmiana jeszcze nie dotarła. I temu właśnie jest biedny, bo do niego dużo zmian, jakie dokonały się w naszym kraju w ciągu ostatnich 30 lat jeszcze nie dotarła, a więc nie umie skorzystać z możliwości współczesnego świata, bo w swoim ubóstwie duchowym ich nie zna i nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że ich nie zna (całkiem przeciwnie do minimalisty).