Ponieważ nie mam telewizora, raczej nie czytam prasy codziennej i pozbyłem się nałogu zaglądania bez powodu na portale informacyjne typu „onet”, „wp”,”gazeta” – źródłem informacji, o tym „co się dzieje” są moi przyjaciele i bliscy. Wiadomości ze świata są mi przekazywane podczas rozmów czy przy pomocy serwisów społecznościowych.
Dosłownie jest tak, że dowiaduję się tylko tych rzeczy, które ktoś ze znajomych mi osób, uznał za na tyle ważne, że trzeba je ogłosić, czy o nich porozmawiać. Czy w ten sposób coś mnie omija? Czy coś ważnego i istotnego mi umyka? Nie wiem. I się pewnie nie dowiem.
Wiem natomiast, że żadnego braku nie odczuwam. Liczba informacji, którą otrzymuję jest mniejsza – ale nadal jest ogromna. Moi znajomi działają jak skomplikowany system wodociągów, filtrów i uzdatniaczy do wody. Z oceanu informacji dostaję mocno ograniczony, ale ciągle wielki strumień danych. Niektóre informacje są niezwykle szczegółowe, inne zdawkowe. Najważniejsze jest to, że i tak nie mam czasu nad wszystkim się pochylić, poważniej zastanowić. Jakby porównać to do jedzenia, to zamiast tysięcy kucharzy, pracuje dla mnie już tylko kilku – ale i tak serwują mi liczbę posiłków, której nie jestem w stanie zjeść.
Zastanawiające jest to dlaczego ludzie potrzebują tak ogromnej liczby informacji. Dlaczego potrzebują jedzenia, którego nie jedzą. Dlaczego sam byłem (i pewniej ciągle jestem) od tej lawiny informacji uzależniony.
Być może chodzi tu po prostu o zabijanie czasu. O zajęcie czymkolwiek tego gąbczastego organu. Zadbanie o to aby bezczynny nie przełączył się na tryb samoświadomości, filozofii, czy duchowości. W psychologii to „zabijanie czasu” bywa nazywane ładnie „struktualizowaniem czasu”. Perspektywa nieustuktualizowanego czasu budzi w nas poważne lęki. A już na pewno dyskomfort. Wystarczy sobie przypomnieć swoje samopoczucie w jakiejś długiej kolejce. Albo taki moment jak się kręcimy po domu i nie wiemy co zrobić.
Szum informacyjny to najprostszy sposób aby ustruktualizować swój czas. O, Boże – co ja teraz mogę robić! Aaa telewizor, radio, gazeta. I gotowe. Niektórzy nawet przy prostych, rutynowych czynnościach potrzebują takiego wspomagacza. Na przykład muszą zerkać w telewizor zmywając naczynia. Pilnują bardzo skrupulatnie aby żadna cześć mózgu nie pozostała bezczynna, bo wtedy… No właśnie: Co? Co wtedy?
Proponuję przełamać pierwszy opór i dać szansę temu „wtedy”. Być może jest tak, że to nie bez „bardzo ważnych wiadomości” coś nam umyka, ale właśnie przez słuchanie „bardzo ważnych wiadomości” tracimy w życiu coś bardzo ważnego.
Tym tekstem nie chcę polecać metody „całkowitego zawierzenie się wiadomościom od znajomych”. Po pierwsze to mocno uprościłem sprawę (są też miesięczniki, blogi, plakaty – wiele różności), po drugie istnieje wiele innych metod na ograniczenie szumu informacyjnego.
Trzeba też pamiętać, że takie ograniczenie szumu wywoła wiele śmiesznych historii i gaf. Czasem w towarzystwie potrzebna będzie spora dawka dedukcji, żeby znaleźć trop „o czym jest ta rozmowa”. Czasem człowiek zabłyśnie swoją spektakularną „niewiedzą”… na przykład podczas rozmowy telefonicznej z mamą. Rozmawialiśmy o moim bracie, który jest księdzem, Jezuitą. Była końcówka kwietnia 2011, mama powiedziała „twój brat pojechał do Rzymu”, a ja zapytałem „po co?” Usłyszałem „tylko nie zapytaj jego, po co”.
Oczywiście wiedziałem coś niecoś o beatyfikacji naszego rodaka. Nie wiedziałem jednak, że to już teraz, zaraz. Wykazałem się szczerą i piękną niewiedzą.
Mam podobne podejście. TV nie oglądam. Jeśli chodzi o portale informacyjne, to zwykle ograniczam się do czytania samych nagłówków 1-2 minuty dziennie. Najlepiej przy wyłączonych obrazkach w przeglądarce.
My nieorientujący się „co się w świecie dzieje” często jesteśmy wykluczeni na imprezach rodzinny, gdzie tematy „wagi światowej” są poruszane 😉
Zauważyłem jednak, że tym samym często nasz poziom radości jest wyższy od tych „orientujących” się 🙂
Po dłuższym czasie postu medialnego zderzenie z gazetą czy dziennikiem telewizyjnym bywa szokujące… O czym są te wszystkie wiadomości? Pozytywnych informacji może 10% (że coś odkryto, wynaleziono, ludzkość idzie do przodu) – cała reszta ma chyba wywoływać stres i przygnębienie. Stanowczo dziękuję za te potrawy 🙂
Pingback: Rok fascynacji minimalizmem | Pasja vs. Praca
„Zabijanie czasu” dziękuję, za kolejny bodziec do refleksji.
To bardzo zabawne-zabijanie czegoś na czego brak zazwyczaj narzekamy.
Odliczamy godziny do jutra, skaczemy od jednego zabójcy do drugiego:P- przez co tak naprawdę odkładamy szansę na szybsze spełnienie swoich marzeń, na robieni tego co się kocha!
Ten związek wyrazów motywuje do spontaniczności, do działania. Ale tacy zabójcy nie są źli, jeżeli jesteśmy ich świadomi i zabijamy czas bo to lubimy, z własnego wyboru;-). Dlatego nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy się nudzą.