To będzie tekst o racjonalizacjach. Wikipedia opisując czym jest oświecony umysł stwierdza: Na poziomie psychologicznym brak zniekształceń w widzeniu świata postulowany w stanach oświecenia wydaje się być związany z rezygnacją z większości psychologicznych mechanizmów obronnych, takich jak racjonalizacja (…). Czyli możemy założyć, że jeśli nie osiągnęliśmy jeszcze oświecenia to racjonalizujemy, czyli, że racjonalizują praktycznie wszyscy.
Huśtawka zarabianie i kupowanie może wywołać dwie podstawowe racjonalizacje „to na pewno nie jest aż tak fajne” – wśród osób, dla których ten świat jest niedostępny, albo są zbyt leniwi aby się utrzymać w wyścigu i „to jest tego warte” wśród osób, które pracują dwanaście godzin dziennie i kolejne dwie godziny spędzają w korkach.
Fachowo się to nazywa kwaśne winogron i słodkie cytryny. Znowu wikipedia:
- Kwaśne winogrona to uznawanie za nieważny cel, którego nie osiągnęliśmy.
- Słodkie cytryny to wmawianie sobie, że przykre zdarzenia i sytuacje, będące naszym udziałem, są w rzeczywistości przyjemne.
No i co z tego wynika? Na razie niewiele. Możemy tylko stwierdzić, że zarówno japiszon w biurze jak i hippis w squacie zracjonalizują swoje wybory życiowe. Jeśli rozpoczną debatę, o tym jakie życie jest lepsze to skończy się ona obustronnym wnioskiem: ten bałwan nic nie rozumie!
„Czy racjonalizacja jest dobra?” to pytanie na długo zainstalowało się w mojej głowie. Z jednej strony racjonalizacja niezwykle ułatwia życie. Może kojarzyć się z optymizmem, z dostrzeganiem dobrych stron, z cytatami pana Churchilla, które wiele osób wiesza na ścianach, np takim: Pesymista widzi trudności w każdej nadarzającej się okazji, optymista widzi okazję w każdej trudności. Racjonalizacja powoduje, że postrzegamy nasze decyzje jako dobre, uwalniamy się od rozmyślań typu „a mogłem zrobić inaczej”, pozwala odważnie kroczyć wybraną przez siebie ścieżką. Tylko dlaczego oświecenie to rezygnacja z racjonalizacji? Dlaczego rezygnować z tak przydatnego narzędzia?
Już parę razy na tym blogu opowiedziałem anegdotę o mistrzu, który na pytanie o poradę na życie mówi „świadomość”, a gdy podróżnik prosi o więcej to mistrz rzuca „świadomość, świadomość, świadomość”. Racjonalizacja umyka naszej świadomości. Nie byłoby to skuteczne narzędzie, gdyby działało świadomie. Nie możemy tego zrobić w ten sposób: „no tak, podjąłem bardzo głupią decyzję, ale zaraz sobie wszystko zracjonalizuje i będę znowu zadowolony”. Musimy wyłączyć świadomość żeby racjonalizacja była skuteczna. Racjonalizacja nas usypia. Powoduje, że wpadamy w tory schematów, rezygnujemy z samodzielnego myślenia, stajemy się łatwym łupem dla wszelkich manipulacji. Im mniej świadomie żyjemy tym więcej racjonalizujemy.
Moje rozmyślenia o racjonalizacji spowodowało, że trafiłem na nowy ląd. Ten ląd nazywa się „to właśnie ja racjonalizuje!”. Odkryłem, że największy błąd nie polega na tym, że człowiek racjonalizuje (bo wszyscy to robią), tylko na tym, że człowiek myśli, że nie racjonalizuje. Człowiek myśli: być może wszyscy inni tak robią, ale ja na pewno nie. Ja rozważam plusy i minusy, a potem podejmuje rozsądną decyzję. Jak coś mi się nie udaje to otwarcie to przyznaję, a potem odpowiednio koryguję kurs. Hahahaha! Kupa śmiechu! Większość moich i twoich decyzji życiowych zostało drastycznie zracjonalizowanych tak żeby wystraszone „ja” nie poczuło się źle. Minimalista – kupa śmiechu. Zmęczył go wyścig korporacyjny, więc zaczął głosić „to nie ma sensu, lepiej mieć mnie”. Wielka kariera – kupa śmiechu! Tylko ktoś o deficycie akceptacji jest w stanie pracować nadmiarowo za cenę poklepania po plecach od norm społecznych.
Dopiero krytyczne podejście do minimalizmu pozwala zobaczyć jego prawdziwą wartość. Krytyczne podejście do każdej mojej racjonalizacji otwiera mnie na zupełnie nowy świat. Ten nowy ląd powoduje, że widzę starego głupca, który miota się w te i we wte, próbując wymyślić, jakie to miotanie jest wartościowe. Ostro. Ale tylko tak ostra postawa wobec siebie samego, może spowodować, że człowiek nie jest kukiełką, która przy odpowiednich okolicznościach automatycznie się przekalibruje.
Tylko co wtedy z optymizmem, z entuzjazmem, co z radością życia? Racjonalizacja to psychologiczny mechanizm obronny. Tak długo jak będziemy uważać „ja” za coś tak ważnego, że wymaga to obronny, tak długo nie zrezygnujemy z racjonalizacji. Trzeba odrobinę spuścić powietrze z „ja”, żeby w ogóle zauważyć fakt, że się racjonalizuje. Trzeba ośmieszyć własne poglądy i umieć spojrzeć na problem z różnych perspektyw. Racjonalizacja to mechanizm, który pozwala na optymizm i entuzjazm pomimo nabuzowanego „ja”. Bez nabuzowanego „ja” nie potrzebujemy racjonalizacji aby cieszyć się życiem. Na szczęście działa to też na odwrót, tropiąc i eliminując racjonalizacje zmniejszamy przywiązania do „ja”. Polecam wyprawę do krainy „to właśnie ja racjonalizuje!”. Ja w sensie Ty, My, Wszyscy!
Jeden z najpiękniejszych momentów konwersacyjnych, jakie przeżyłam (mam wrażenie, że był to jeden z przebłysków świadomości):
ja (zapamiętale tłumaczę ideę Nonviolent Communication bliskiej osobie)
Osoba: – Ale jeśli chcesz tylko słuchać i poznawać, to jak będziesz bronić swoich poglądów?!
ja: – Jak… Wiesz co? Nikt nie atakuje moich poglądów. Serio, nie pamiętam ani jednego przypadku, kiedy ktoś atakował moje poglądy…
Uczucie, że słyszę nie tylko słowa, ale także sens pytania – bezcenne.
Związek z racjonalizacją jest (wbrew pozorom 🙂 ) ścisły. Spojrzenie na to, czego się uczę (i po co – już nie chodzę do szkoły i wiem, że nie muszę) i na to, jak zmieniam swoje życie, pozwoliło mi na spokojną konstatację stanu zagrożenia (lub jego braku). Wcześniej założeniem było „robić to, co jest akceptowane i w sposób popierany przez autorytety, żeby nikt mnie nie oceniał”. A i tak czułam się oceniana, co nakręcało sprężynkę, i tak w kółko..
Swoją drogą w tej nowej drodze też gdzieś się czai racjonalizacja. Widzę ją jako mechanizm podobny do błyskawicznego oceniania wszystkich i wszystkiego – działają podświadomie i trudno samego siebie na nich złapać.
Akurat w tej trudności zdecydowanie chcę widzieć okazję 🙂
Trudny temat i trudny, wciągający tekst. Dziękuję za inspirację.
Pozdrawiam,
Anna
Racjonalizacja odcina nas od czucia, że jesteśmy słabi, pełni lęków, zagubieni…
Nie do końca umiem się zgodzić, ale wynika to raczej z przyjętej definicji racjonalizacji, a nie wywodu jako takiego. Nie można twierdzić przecież, że wszystko to co w naszej ocenie racjonalne jest dokładnym przeciwieństwem.. no właśnie – czego? Stanu obiektywnego? Który poznamy wypracowując w sobie „świadomość”? A czymże jest ta świadomość jak nie kolejną racjonalizacją? myślę że bardziej jest tu mowa o WYMÓWKACH. Innymi słowy nazwałbym ten artykuł „no excuses”, zmienił nieco wstęp, a dla przyjemności czytania dorzucił jeszcze piosenkę Alice in Chains o dokładnie takim samym tytule. Hehe, pomyślałem jeszcze że za miesiąc napiszesz wpis pod tytułem „wszędzie dobrze gdzie nas nie ma” i wyjdzie dokładnie na odwrót 🙂 i bardzo dobrze. bo na tym to wszystko polega. chore byłoby gdybym dla każdej swojej decyzji znajdował racjonalne wytłumaczenia, ale niezbyt zdrowe byłoby też, gdybym patrząc wyłącznie z zazdrością na wybory innych (czy też z żałością na swoje).
Według mnie bardzo dobry tekst (chociaż nie odpowiada na zasadnicze pytanie: gdzie jest egoistka, kiedy jej najbardziej potrzebuję? 🙂
Co do zastrzeżeń Kuby to myślę, że spokojnie możemy się w naszych obecnych rozważaniach „ograniczyć” do psychologicznego mechanizmu racjonalizowania, zostawiając na boku ogólne pojęcie „rozumności”
Nie sposób nie zgodzić się z takimi konkluzjami jak: „Racjonalizacja nas usypia” czy: „Tak długo jak będziemy uważać “ja” za coś tak ważnego, że wymaga to obronny, tak długo nie zrezygnujemy z racjonalizacji.”
Świetną ilustracją tych wniosków może być na przykład końcowa część dyskusji na temat porzedniego wpisu.
egoistka przyczaila sie jak tygrys czekajac i modlac sie do wszystkich Bogow, zeby Ci sie umysl zintegrowal. Modlitwy zostaly wysluchane:)
Dziewczyno, nawet nie wiesz jak się cieszę, że widzę twój wpis!!! 🙂
Gdybym mógł Cię uściskać, to bym cię z radości zadusił.
Moje oczy odzyskały światło. Te godziny, twojego przyczajenia, wlokły się dla mnie w nieskończoność i były jak mroczne, ponure, deszczowe dni.
Teraz dosłownie kwiczę ze szczęścia! Będę żył! Alleluja! 🙂
wasze potyczki to niezły serial obyczajowy
***********
Franek, jak wygląda Twój dzień?
Większość czasu spędzam w Bollywood.
Ze względu na tygodniowy zarost i spojrzenie szaleńca grywam na ogół role pakistańskich talibów 🙂
Och Franek, Ty moj niewolniku ! 🙂
Oj, nic z tego nie będzie, Koleżanko. Wspólne mamy to, że lubimy dominować, więc konflikt między nami jest nieunikniony 🙂
Poza tym nie będę całował Cię po stopach, tylko dlatego, że przywróciłaś mi sens życia 🙂
Jestem natomiast winien Ci wielkie podziękowania. Nie wiem do których Bogów się modliłaś ale jeden mi odpowiedział – i nie był to, jak myślałem na początku Apollo, zsyłający mi ciebie jako Muzę natchnienia.
Co odkryłem, dzięki Tobie napiszę w następnym komentarzu. Kluczem jest słowo: integracja (ale wpis będzie dotyczył racjonalizowania i innych mechanizmów obronnych).
o nie!
to happy endu nie będzie?!
Jest trochę racji w tym, co piszesz. Ile odwagi, dystansu do siebie lub świadomości własnej wartości trzeba mieć, żeby móc sobie powiedzieć: ‚minimalizm wcale nie jest taki genialny, po prostu JA nie dawałam/em sobie rady w byciu podobnym do większości’.
A ostatni akapit nasuwa mi na myśl dalszy etap podobnych rozmyślań, którym może być buddyjskie ‚zniszcz ego!’. Takie skojarzenie.
Dalszym pytaniem jest – po co TO wszystko ? Płynąć jak ryba w wodzie co wydaje się być pustką a tylko się wydaje- (zjawi się zaraz jakiś marketingowiec od życia i powie płyń z nurtem jak inni) czy właśnie co?
W moim życiu raz za razem pojawiają się nowe światy i wyzwania, jak w shreku- życie ma warstwy ,a moje ego na się dobrze i jest na czym się oprzeć ale po co TO wszystko , nie wiem i dobrze mi z Tym 🙂 i dobrze 🙂
Ten wpis jest podziękowaniem Egoistce za inspirację.
Po moim pierwszym komentarzu powziąłem zamiar zamieszczenia dodatkowo krótkiej bibliografii, opisującej inne mechanizmy niż omawiana racjonalizacja.
Oto ona:
1. Donald H. Burney – „Myśleć jak psycholog”, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne – rozdziały o „atrybucji”, „błędzie naturalnym” i „regresji do średniej”.
2. Jean Monbourquette – „Oswoić swój cień”, wyd. „W drodze” – rozdział: „Odzyskać projekcje”.
3. Piotr Sztompka – „Socjologia”, wyd. „Znak” – rozdział 2, a w nim str. 59, gdzie opisano zjawisko racjonalizacji autotelicznej i instrumentalnej.
4. Wisienka na torcie: Marshall B. Rosenberg – Porozumienie bez przemocy”, Jacek Santorski & Co
Kiedy miałem już ją gotową pomyślałem: co osiągnę jeśli wytropię i skasuję wszystkie pułapki psychologiczne w moim umyśle?
Hm, no właśnie umysł … – pisała mi o nim Egoistka. Jak ta kobieta mnie irytuje … Te jej komentarze to czysty bełkot. Pewnie dziadek B. Russell w grobie się przewraca czytając jej hasłowe wypowiedzi bez ładu, składu i porządnej argumentacji.
Stop! Nie znasz jej dobrze, więc racjonalizujesz i projektujesz na nią swoje niepokoje i potrzeby. Racja, nie znam jej, tylko dlaczego działa na mnie również pozytywnie? Dlaczego tak mnie „pociąga”? Dlaczego tak ją lubię? Dlaczego mam wrażenie, że znam ją od kołyski? Że niby zołza? Że testosteron? Co chce mi pokazać? E tam … To wszystko jest takie nielogiczne, takie głupie ….
No właśnie! SZIR HASZIRIM !!! „Pieśń nad pieśniami” – najgłupsza księga Starego Testamentu.
Najgłupsza dla „początkujących”. Intrygująca dla „zaawansowanych”. Przeznaczona dla „doskonałych”.
Mój brak smaku w przyswajaniu nowej wiedzy, nowych technik, nowych figur. Moja irytacja przypisywana Egoistce może być sygnałem, że trzeba wyruszyć na „nowy ląd”, wejść w nowy etap, że na tym „poziomie” już więcej się nic nie „wyciśnie”.
Egoistka, nie jesteś moją muzą apollińską, jesteś dla mnie jak „gwiazda betlejemska” wskazująca, trzem mędrcom i mnie, drogę do „głupiego Dziecka” …
No to mamy happy end, i to lepszy niz w Bollywood 🙂
i na koniec
podziękowania dla Arka za udostępnienie wnętrz
Wracając do tematu chyba nie można opierać się wikipedii opisując stan oświecenia jako brak racjonalizacji czy większości mechanizmów obronnych. To o czym piszesz to raczej jeden ze sposobów odkrywania siebie czy poznawania świata. Mnie wciąga 🙂
I actually had been exploring for points for my own
blog site and encountered your blog, “Metapoznanie – czyli jak polować na kwaśne winogrona i słodkie cytryny | Pasja vs.
Praca” http://riteturnonly.com , do you mind if I really use a
number of ur ideas? With thanks -Kacey