Pierwszy maraton na samym szczypiorku

  • Kuba: za tydzień widziałem biegniesz 2:59?
  • Arek: haha, na luzie, jakoś specjalnie nie jestem zmotywowany
  • Kuba: no to są szanse
  • Arek: 🙂
  • Kuba: pierwszy maraton na samym szczypiorku 🙂
  • Arek: no tak 🙂

Ostatnio pisałem ostro o zabijaniu zwierząt na mięso. Moim zdaniem nie ma ku temu żadnych logicznych powodów. Moim zdaniem robimy to tylko dlatego, że jako gatunek jesteśmy sadystyczni i okrutni. Lubimy trochę pozabijać, szczególnie lubimy pozabijać istoty słabsze od siebie – to jedyny powód. Wiele osób jednak widzi w tym zabijaniu cel inny niż sadyzm. Widzi w tym konieczność. Może chodzi o głód, czyli o brak roślinnego pożywienia w sklepach, a może o podróże, gdzie tak jak Borat trzeba zabrać kurę w walizkę, bo nie wiadomo czy w obcym kraju wynaleźli już jedzenie.

Ok, kończę z sarkazmem. Chciałem dziś lekko i bez przekonywania. Po prostu fakt. Czyli ja biegacz vs ja biegacze wege. Biegam od 2003 roku. Pierwszy maraton pobiegłem w czasie 3:45, drugi już 3:20. To był jedyny duży skok, potem były już małe kroki. Gdy pierwszy raz zszedłem poniżej 3:10 to pomyślałem, że ja, biegacz amator, nie przykładający się do treningów, nie uznający żadnych planów treningów mogę złamać mityczną barierę 3 godzin. W 2012 roku popawiłem swój rekord w maratonie dwa razy, najpierw 3:05, a potem 3:04. Ten drugi rekord padł w Berlinie. Bardzo chciałem złamać tam barierę 3 godzin. Berlin to doskonała trasa, tu padł rekord świata. Jednak się nie udało. Siłą woli pobiłem rekord o minutę, ostatnie kilometry nogi miałem z waty, czułem, że za chwilę złożę się jak domek z kart. Berlin był we wrześniu 2012. Od października 2012 postanowiłem już nie brać do ust mięsa.

Samopoczucie człowieka, który nie je mięso jest zdecydowanie lepsze. Czułem to bardzo wyraźnie od samego początku. Człowiek jest spokojniejszy, łagodonieszy, życzliwszy, ma w sobie zdecydowanie więcej radości. Doszedłem do takich przemyśleń, że gdyby było średniowiecze i miałbym kierować oddziałem, który zaraz będzie się tłuc na miecze i topory to rozsądnie byłoby dać im mięcha. Mięso powoduje, że człowiek jest bardziej agresywny, bardziej bezmyślny i znacznie łatwiej „wyprać mu mózg”. Dla mnie brak mięsa w diecie to taka sama zmiana jak początek biegania. Przed bieganiem ważyłem 15kg więcej, miałem problemy ze spaniem, bardzo często byłem zmęczony, znużony i nic mi się nie chciało. Bieganie spowodowało, że to wszystko się zmieniło. To był skok w inny świat. Kolejny skok to wegetarianizm.

Podałem przykład średniowiecznych wojów nieprzypadkowo. Przed maratonem, o którym chce napisać biegłem półmaraton. Było to w lutym, w Wiązownie. Co roku poprawiałem tam swój rekord w półmaratonie. W tym roku pobiegłem dwa szybkie kilometry, a potem mi się nie chciało. Lekkość z jaką odpuściłem, brak ambicji i motywacji mnie zaskoczył. Pomyślałem, że „na szczypiorku” nie będę już się bawił w bicie rekordów. Zupełnie nie chce mi się kłócić z moim ciałem. Ciało mówi „nie dziś”, a ja mówię „ok”. Żadnych negocjacji, żadnych szantażów, żadnych prób przekupstwa.

21 kwietnia 2013 maraton w Warszawie. Pół roku bez mięsa. Stoję na lini startowej. Czuję się znakomicie. Niezwykle lekko. A z drugiej strony wiem, że złagodniałem wobec własnego ciała, nie zmuszę go do cierpienia. A maraton to przecieć cierpienie. Gdzieś tam, około 30km przyjdzie monster, walnie w twarz na powitanie i powie albo zwolnisz tempo biegu albo pożałujesz. No zobaczymy. Biegnę szybko, między 4:00 a 4:10 na kilomter. Jestem bardzo wesoły i rozmowny. Jeden biegacz po krótkiej wymianie zdań mówi, że nie może rozmawiać, musi się już na powrót skoncentrować. No to zaczepiam innego. 15 kilometr, 25 kilometr, 35 kilomter – cały czas biegnie mi się tak samo. Bez bólu, bez wysiłku, z wielką radością. Ostatnie dwa kilometry delikatnie zwalniam bo jestem przerażony czasem, który wychodzi – przecież to będzie nie do pobicia. Finisz na zupełnym luzie. Wyszło 2:56. Mój pierwszy maraton na samym szczypiorku. Mój pierwszy maraton bez kryzysu.

Po maratonie zmieniłem zdanie. Gdybym był wodzem średniowiecznych wojów nie dałbym im mięsa przed walką. Wolałbym kierować grupą ludzi świadomych, spokojnych i być może nawet leniwych niż bandą krwiożerczych orków. Koniec końców orki zawsze dostają po pupie.

3 godziny po publikacji tego tekstu najchętniej wyciąłbym cały pierwszy akapit i kilka zdań z reszty tekstu. Niech zostanie to jednak na dowód ułomności autora. Dyskusja poniżej, kilka cennych komentarzy od mądrych ludzi przypomniało mi coś już ustaliłem , jednak w swojej zapalczywości o tym zapomniałem. Jedzenie mięsa nie sprawdza się w moim przypadku, bez mięsa jest mi znacznie lepiej na duszy. Jak się okazało ciało również dobrze na tym wychodzi. Jednak nie wiem i nigdy się nie dowiem jak mięso działa na wasze dusze i ciała.  Dlatego takie zdania jak „robimy to tylko dlatego, że jako gatunek jesteśmy sadystyczni i okrutni” są infantylne,  nieprzemyślane i niepotrzbne.  Mam nadzieję, że ta dzisiejsza lekcja mnie czegoś nauczy. I dalej zachęcam, spróbujcie bez mięsa. Pewnie większość z was, tak samo jak ja nie miała wyboru i wraz z wychowaniem dostała tylko mięsny program. W moim przypadku okazało się, że bez mięsa jest dużo lepiej. Warto badać to jak na nas wpływa mięso w diecie.

1km przed metą maratonu

1km przed metą maratonu

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasyjne i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

46 odpowiedzi na „Pierwszy maraton na samym szczypiorku

  1. “Mięso powoduje, że człowiek jest bardziej agresywny, bardziej bezmyślny i znacznie łatwiej “wyprać mu mózg”.”

    Zastanawia mnie dlaczego tak ciężko znaleźć ludzi wege, którzy nie zieją nienawiścią do innych, Tych co jedzą mięso. Bez obrazy, ale ton Twoich postów w kierunku mięsożerców jest delikatnie mówiąc – niefajny. Zastanawia mnie jak Ty sobie w życiu radzisz widząc we wszystkich na około morderców i sadystów. No bo w końcu przytłaczająca większość ludzi je mięso.

    Zdecydowanie stwierdzam, że bardziej agresywni, bezmyślni i z wypranym mózgiem są właśnie wegetarianie, którym ideologia zasłania wszystko.

    • Adam Gołąbiewski pisze:

      Niestety muszę się zgodzić z tą wypowiedzią. Przykre, że autor tak widzi ludzi spożywających mięso. Możesz podać konkretne przykłady na to, że ktoś jest bezmyślny i ma wyprany mózg z powodu jedzenia mięsa?

      W jednym z wcześniejszych wpisów podałeś tezę, zgodnie z którą człowiek ma potrzebę jedzenia mięsa, bo w ten sposób czuje się lepszy i zaspokaja swoją potrzebę dominacji. Ja mam wrażenie, że ty dzięki wegetarianizmowi czujesz się „się lepszy, mądrzejszy i wygrany” – cytat z twojej tezy. Czyli w niczym nie jesteś lepszy od mięsolubnych ludzi.

    • dakine pisze:

      Jung pisał o kompleksie “złotego dziecka”. To właśnie bycie w centrum świata i chęć pociągania za sznurki według własnych upodobań (nawet nie potrzeb), stwarza taki ton wypowiedzi oczerniających miesożerców i wybielających wegetarian. Zamiast przeciwstawiac te dwa, proponuję nowy termin – świadome odżywianie 🙂

    • arrec pisze:

      Krzysztof, piszę o swoich osobistych odczuciach. Porównuję siebie, który myśli „że to normalne i wskazane zabijać zwierzęta na mięso” z sobą, który myśli „że to nienormalne, i niewskazane zabijać zwierzęta na mięsa”.

      Krzysztof, Adam – dlaczego nie napiszecie czegoś oczywistego: to lepiej, że ktoś nie je mięsa. To lepiej, że ktoś tak potrafi, umie, chce. Dlaczego lepiej? Jeden wegetarianin to 100 zwierząt mniej zabitych rocznie. A jedno zwierzę zabite w rzeźni to może nie to samo, co człowiek zamordowany przez bandytę, na pewno to dużo, dużo mniej, jednak to też mniej bólu i cierpienia. Jeśli jakieś dziecko zgnita mrówki dla zabawy i ktoś je przekona, że to nic dobrego i dziecko zacznie szanować nawet owady – to chyba lepiej, czy też gorzej?

      Dodam, że mięso je moja mama, mój tata, moja siostra i mój brat. Nie uważam, że to bezmyślne, agresywne zombie. Uważam natomiast, że jakby przestali to by poczuli się lepiej, byliby bardziej radośni, spokojnieji odnośnie różnych problemów i przebiegli szybciej maraton. To nie znaczy, że nie są radośni i spokojni w tym momencie. Są. Przecież oczywiste jest, że nie piszę tu o zmianie jak w przełączniku. Oczywiste, że chodzi o subtelne różnice, może kilka procent, a może nawet kilka promili.

      To może sprostuję to oficjalnie: moje osobiste doświadczenie jest takie, że na diecie bez mięsa jestem o kilka promili mniej agreswyny oraz kilka promili mniej zapalczywy i bezmyślny.

    • adimg19 pisze:

      Czy to lepiej, że ktoś nie je mięsa? Nie wiem. Z mojego punktu widzenia we wszystkim trzeba znać umiar i jeść można wszystko o ile nie popada się w skrajności. Jem dużo warzyw, lubię je, ale raz na tydzień-dwa potrzebuję też zjeść rybę, udko z kurczaka czy trochę wieprzowiny, bo też lubię i chcę dostarczyć organizmowi również składników, które nie dostarczą rośliny.
      Wiem, że okrutnie to zabrzmi, ale nie potrafię zrezygnować z mięsa tylko dlatego, że gdzieś na fermie parę kur umrze. Jeśli już tak się dba o żyjące istoty, to tak naprawdę powinno się wyprowadzić do lasu czy na wieś, pozbyć się wszystkich dóbr i żyć w jakiejś lepiance, chodując własne roślinki, bo hipokryzją jest pisanie o dobru zwierząt z komputera, którego podzespoły wyprodukowali chińczycy zamknięci w fabrykach-miastach, pracujący za przysłowiową miskę ryżu i żyjący w kontenerach, w ścisku niczym te biedne kury na fermie.

    • arrec pisze:

      adimg19, nie godzę się na takie stopniowanie etyczne. Zgodnie z tym argumentem należy ustalić ranking zagdanień etycznych i koncentrować się na nich po kolei, od numeru 1 do, dajmy na to numeru 1000. Nie wolno zająć się mniej ważnym zagadnieniem póki ważniejsze nie jest rozwiązane. Ktoś, kto koncentruje uwagę na zagadnieniu nr 591, a nie poświęca uwagi na nr 15 jest według tego podejścia hipokrytą. Pozwólmy sobie na indywidualną wrażliwość, i na własne pomysły gdzie i jak możemy zmienić ten świat na lepszy.

    • Sławoj pisze:

      „Z mojego punktu widzenia we wszystkim trzeba znać umiar” – no właśnie adimg19! Wegetarianizm/weganizm to umiar, to wybranie złotego środka. Dla mnie skrajności to mięsożercy a z drugiej strony to witarianie, bretarianie czy frutarianizm.

    • „Dlaczego nie napiszecie czegoś oczywistego: to lepiej, że ktoś nie je mięsa. To lepiej, że ktoś tak potrafi, umie, chce. Dlaczego lepiej? Jeden wegetarianin to 100 zwierząt mniej zabitych rocznie. A jedno zwierzę zabite w rzeźni to może nie to samo, co człowiek zamordowany przez bandytę, na pewno to dużo, dużo mniej, jednak to też mniej bólu i cierpienia. Jeśli jakieś dziecko zgnita mrówki dla zabawy i ktoś je przekona, że to nic dobrego i dziecko zacznie szanować nawet owady – to chyba lepiej, czy też gorzej?”

      Nie napiszę, że to lepiej, bo to nie jest dla mnie oczywiste. Jeśli ktoś jest wegetarianinem – super, jeśli z tym się dobrze czuje to mnie to cieszy. Ale jakoś nie robi to z niego w moim przekonaniu lepszego człowieka. Jako buddysta sam zwierząt nie powinienem zabijać i też tego staram się nie robić. Dlatego też nie będę pracował w rzeźni i nie będę myśliwym. Natomiast jem mięso – nie mam wpływu na to czy dany kurczak umrze czy nie, nie mogę zmienić jego karmy.

      Kalu Rinpocze kiedyś mądrze powiedział:

      „Spójrzcie na tych wszystkich ludzi – mają wielkie współczucie i nie jedzą mięsa. Piją jednak herbatę. Po to, by móc zebrać jej liście, trzeba było zaorać pole i robaki, które żyły na powierzchni ziemi wpadły pod nią i zginęły. Te, które były pod ziemią znalazły się na wierzchu i również zginęły. Potem wszystko posypano środkami owadobójczymi i równie dobrze ci, którzy piją herbatę, mogliby wypić filiżankę krwi”.

      Oczywiście ludzie mają więcej empatii do kurczaka niż do robaka. To jest całkiem logiczne. Chciałbym jednak, żeby wegetarianie mieli czasem tyle empatii do ludzi, co do zwierząt. Może tak jak ktoś napisał – przejdzie Ci ten wojujący wegetarianizm. Może zrozumiesz, że agresją, wyzwiskami i obrażaniem innych nie przekonasz do nie jedzenia mięsa 🙂

      Pozdrówka!

      Ps. No i gratuluję wyniku, imponujący 🙂

    • arrec pisze:

      Dzięki za gratulacje, no i przepraszam za obraźliwy ton. Chyba naprawdę nie mogę sobie poradzić z szokiem. Może to gniew na samego siebie – dlaczego ja sam, tak długo robiłem coś, z czym teraz tak bardzo się nie zgadzam. Będę nad tym pracował – obiecuję!.

      I dodam, że naprawdę nie chcę wsadzić mięsożerców do więzienia, czy też od razu pod gilotynę. Nie mam najmniejszej intencji nikogo karać, chciałbym tylko budzić wrażliwość. W pierwotnym kulturach przeprasza się zabijane zwierzę, albo mu dziękuje za dar przekazania życia – i to jest piękne i świadome. A w naszych czasach wszystko stało się tak wysterlizowane, że ludzi wsuwają hot-doga, bez najmniejszego zastanowienia, że to coś żyło i musiało umrzeć. Poza tym wiem, że gdyby nie jeździłem rowerem tylko zawsze chodził pieszo, kilka much i komarów miałoby dłuższe życie. Wiem, że mam wybór. Wiem, że to względne. Z tym efektem jedzenia mięsa to też sprawa względna. Szczerze uważam, że jedzenie mięsa zmienia człowieka psychicznie i fizycznie. Jednak nie mi osądzać czy są to zmiany na plus czy na minus. Albo wchodząć jeszcze głębiej, z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ JEST TO RÓŻNIE U RÓŻNYCH LUDZI. Czyli w tym momencie otwarcie przyznaję, że jedzenie mięsa może mieć dla kogoś bardzo pozytywne efekty. Może być wręcz konieczne do funcjonowania. Z tym, że moim zdaniem to powinno być świadome, a nie jest. Jemy mięso bez świadomości. Bo tak robią wszyscy. Takie parametry dostajemy od spoełczeństwa. Ja tak miałem przez 34 lata. A teraz krzyczę, halo, halo, a może należy zbadać tą kwestię. Może jako ludzkość powinniśmy zmienić podejście. Badać, eksperymentować z potrzebą jedzenia mięsa. Dlaczego w szkole, czy w Kościele nikt mi nie zaproponował: spróbuj nie jeść zwierząt, zaoszczędzisz w ten sposób wiele cierpienie innym istotom. Być może to nie dla ciebie, być musisz jeść mięso do normalnego funcjonowania, warto to jednak abyś to sprawdził. Właśnie: WARTO TO SPRAWDZIĆ. To jest mój przekaz. Niestety bardzo, bardzo nieporadnie go przekazuję.

    • egoistka pisze:

      Budda radzil:

      „Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe PO DLUGIM SPRAWDZANIU, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym.”

    • egoistka:

      Jak dla mnie najważniejsza nauka Buddy, która pozwoliła mi obdarzyć go dużym zaufaniem. Natomiast uważam, że nauka Kalu Rinpocze jest w moim przekonaniu właściwa. To jest moje sprawdzenie, może za jakiś czas stwierdzę, że jednak się mylił.

    • Swoją drogą – mimo, że jem mięso, to robię to nie za często. Zbyt częste jedzenie mięsa też jest niezdrowe. Ba, bardzo często świadomie wybieram warzywa, których ostatnio jem jak najwięcej. Ale co jakiś czas na talerzu też wędruje mięso. Nie należę jednak do tych mięsożerców, którzy potępiają warzywa na talerzu, za co nie raz zostałem już wyśmiany :)))

    • Ania pisze:

      „Natomiast jem mięso – nie mam wpływu na to czy dany kurczak umrze czy nie, nie mogę zmienić jego karmy” – Krzysztof, to znaczy że mogę zabić człowieka i wytłumaczyć to sobie że miał taka karmę? W ten sposób mogę też tłumaczyć przemoc, gwałty itd. bo taka karma. Sorry. Cenię buddyzm, znam kilku buddystów osobiście, czasem wpadałam do gompy w Gdańsku i nigdy, przenigdy nikt tak przy mnie nie tłumaczył świadomego zadawania cierpienia:-(

    • Nie, nie możesz zabić człowieka. Przeczytaj wyraźnie jeszcze raz mój post. Wyraźnie napisałem – że sam staram się nie krzywdzić zwierząt. Tak samo nie zgodzę się na zabicie zwierzęcia specjalnie dla mnie. Nie mam jednak wpływu na to, że na jakieś fermie zabiją kurę, którą ja później zjem. Mam nadzieję, że jasno wyraziłem różnicę. W jaki sposób mogę skrzywdzić np. kurę jeśli już jest martwa? Oczywiście tutaj można dyskutować nt. im mniejszy popyt tym mniejsza podaż. Itd.

    • A jeśli chodzi o wegetarianizm w buddyzmie – każda szkoła ma inaczej. W buddyzmie zen wegetarianizm dość mocno się praktykuje. W pismach buddyjskich natomiast nie ma za wiele wskazań na wegetarianizm. Nie wiem w jakiej szkole praktykują Twoi znajomi (ale jeśli chodziłaś do gompy to pewnie buddyzm tybetański, co za tym idzie pewnie Diamentowa Droga, czyli tak jak ja), ale w moim ośrodku jest bardzo mało wegetarian.

    • egoistka pisze:

      Lama Ole na pytanie czy jest wegetarianiniem odpowiedzial kiedys:
      ” nie jestem ale jem wegetarian”. Slyszalam na wlasne uszy:) W kontekscie dyskusji b ciekawa odpowiedz mistrza:)

  2. hej, tu Teo z Katowic, pamiętasz jak pytałem Ciebie o Oresta o stosunek minimalistów do wegetarianizmu na ‚slow festivalu’?;) cieszę się że spróbowałeś. Sianie nienawiści mogę łatwo wytłumaczyć. Początki nie jedzenia mięsa u wszystkich tak wyglądają, jest dużo gniewu do mięsożerców, ale to przechodzi:) ,

    • arrec pisze:

      Witaj Teo, to była ważna dla mnie rozmowa, kilka furtek mi się w głowie otworzyło, ciekawe jest to, że właściwie ani trochę nie przekonywałeś, nawet nic nie powiedziałeś, zadawałeś tylko pytania. Dzięki za to!

      Ja staram się jak mogę, żeby nie wyszło nienawistnie, ciosam te zdania, zaokrąglam jak się da, jednak gdzieś w środku jest jeszcze siła tego pierwszego olśnienia, tego porażanie tym odkryciem. Na blogu to jakoś wychodzi, bo tak w życiu prywatnym to ja nie robię nikomu najmniejszych uwag.

    • no tam masz idealny przykład tego że ziarno wegetarianizmu trzeba siać ostrożnie i powoli. myślę że wystarczy tylko powiedzieć że samemu nie je się mięsa.

      ja jestem już jakiś czas weganinem. zaczęło się od kumpla który nie poczęstował się ciastem, po prostu grzecznie odmówił bo było z jajkiem:)

    • arrec pisze:

      Teo, dyskutowałbym z tą tezą, że tylko ostrożnie i powoli. Jest w tym mądrość i logika i w 99% się z tym zgadzam. Jednak gdy myślę, o swoim przypadku, to mam wrażenie, że pierwsi byli krzykacze, którzy mnie wkurzali, utwierdzali w przekonaniu, że wegetarianizm jest czymś przykrym i na siłę. Jednak to oni sprowokowali mój umysł do zajęcia się tą kwestią. Potem byli tacy, jak Ty. Którzy ani trochę nie krzyczeli, tylko dawali przykład. I zmiana w końcu nastąpiła.

      Myślę, że trzeba się kierować się sercem, ufać intuicji, robić swoje. Moje serce jest w tym temacie rozwrzeszczone, nie za bardzo mi się to podoba, jednak jest jak jest 🙂

    • no to pogadamy na slow;) jeśli się uda. Oresta jeszcze trzeba by ‚nawrócić’;P

    • Ania pisze:

      Teo, mam nadzieję że w tym roku również odwiedzisz Slow Festival? Mamy sporo ciekawych rzeczy w scenariuszu a i Arek potwierdził swą obecność:-)

    • jako uczestnik raczej się pojawię, a najchętniej zagrał bym z moim zespołem:) ale nie wiem czy już nie za późno bo właśnie dziś sobie przypomniałem o slow festiwalu…

  3. barejaeugeniuszBareya pisze:

    Obserwując Twego bloga (czytając go), to w temacie „mięso” zdecydowanie ma Pan szanowny jeszcze sporo do roboty ale chyba najlepszym (najmniej dosadnym i konkretnym aby autora nie urazić) będzie podpisanie się pod odpowiedzią Teo Pawłowskiego.
    Polecam artykuł w ostatniej Polityce „Zdrowo się nabiegał” – o Scott Jurku. pozdrawiam

  4. mola pisze:

    Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać – może kąsek mięska złagodziłby jednak ten złośliwy ton wegetarianina wobec niewegetarian? 😉
    Sama biegam i jadam mięso, ale nie jem cukrów prostych; wciąż myślę – słyszę, że też złagodniałam, czuję, że odpuściłam parcie, nabrałam pokory. Staram się nie oceniać i nie radykalizować. Dzięki bieganiu? (bo nie bezmięsności).

  5. mat pisze:

    Gratuluję rekordu i pozdrawiam! 🙂

  6. dakine pisze:

    Wegetarianizm jest korzystny dla inteligencików wyglądających jak szczypiorki, którzy nie muszą pracować np. w fabryce. Znacie kogoś wege, który wykonuje ciężkie prace fizyczne? Bo ja nie, a chętnie poznam 🙂 Poza tym wysiłek na maratonie to nie to samo co praca od 6 do 15 w fabryce.
    Treningi do maratonu kosztują energie, lecz też odstresowują. Ciężka praca w fabryce kosztuje może kalorii też, ale nie odstresowuje.

    • arrec pisze:

      dakine, istnieje szczypior, który nie je mięsa, a nawet serów i jaj (weganin), który został sobie najsilniejszym człowiekiem w Niemczech. Można będzie go poznać osobiście w ten poniedziałek (13.05) w Warszawie: http://tydzienwege.pl/plan-imprezy

    • dakine pisze:

      To prawdziwa cebula a nie szczypior 🙂 Niezłe. Dzięki za linka, może przejde się i go zobacze na żywo inaczej nie uwierze:)

    • Gosia Goś pisze:

      No jaha. Jadam po wegetariańsku, a zwykle po wegańsku i pracuję fizycznie codziennie. Tzn. pracowałam, bo pod koniec kwietnia rzuciłam pracę.

      Na wege czuję się mniej zmęczona i lekka, bo wszystko się ładnie i szybko trawi. Jedzenie mnie odżywia, a nie zmula. Czytałam, że to patologiczny objaw jak musisz odpoczywać po posiłku.

    • Gosia Goś pisze:

      fizycznie, czyli na rowerze

  7. Pingback: Homotarianizm. | Wars Jotazof

  8. Tofalaria pisze:

    Gratuluję Ci, Arku, wyniku, robi wrażenie! Myślę, że w maratonie jeszcze wiele przed Tobą, o ile oczywiście znajdujesz sens w ustanawianiu kolejnych życiówek na asfalcie. 😉 A co do samopoczucia i zdrowia na diecie wege. Jestem ciekawa, czy obserwujesz u siebie jakieś inne pozytywne zmiany – np. waga (i łatwość utrzymania założonej wagi), czy zmienił Ci się jakoś system jedzenia (np. ile razy w ciągu doby), czy widzisz jakiś wpływ diety na inne cielesne sprawy, np. stan skóry, włosów albo zębów (tak, wiem, że jesteś facetem i według stereotypów faceci nie zajmują się takimi pierdołami, tym nie mniej ośmielam się zapytać). Jak oceniłbyś zmianę swoich umiejętności kulinarnych – no i czy masz na tym polu jakieś kolejne sukcesy? Na koniec – czy robiłeś sobie np. morfologię jedząc jeszcze mięso i po przejściu na wegetarianizm? Serdecznie pozdrawiam!

    • arrec pisze:

      Nie mam w domu wagi, czasem ważę się w gościach 🙂 i tu zaskoczenie bo waga się nie zmieniła, jest na tym samym poziomie. Zaskoczenie, bo i wizualnie wydaje mi się, że wyszczuplałem i czuję się znacznie lżejszy. Gdybym jakoś więcej trenował uznałbym, że to mięśnie za tłuszcz. Jednak na pewno nie biegam więcej niz w poprzednich latach. Moja teoria na zmianę budowy ciała przy tej samej masie jest taka, że dieta bezmięsna ma ogromny wpływ na całą cielesność. Podkreślę, ogromny. Całe ciało się zmienia, przebudowuje. … i to dlatego jestem w atakowaniu mięsożerstwa taki ostry. Nie mogę pojąć w jakim celu od dziecka bylem faszerowany mięsem. Dlaczego pożywienie, które (mi) szkodzi, zamula, obciąża, a na dodatek powoduje cierpienie słabszych stworzeń jest traktowane jako norma. Dlaczego otwarcie nie zachęca się do porzucenia mięsa. Ok, może nie każdy ma taki organizm, że czułby się lepiej bez mięsa – jednak skoro ja się czuję dużo lepiej, to na pewno dotyczy to wielu innych osób, które nie mają o tym pojęcia. Żyją w nieświadomości, tak samo jak ja żyłem w nieświadomości przez 34 lata.

      Wchodząc w szczegóły, to nie potrafię wejść w szczegóły takie jak zęby, włosy, skóra. Czuję ogrom zmian i czuję ze sa to zmiany na lepsze. Na pewno czuję sie zdrowszy. Jak dzień po maratonie siedziałem cały dzień w domu z chorym synem, kolega mówi musisz uważać, żeby się nie zarazić, bo po maratonie masz znacznie obniżoną odporność, a ja z początku nie wiedziałem, o czym on mówi, tak mocno jestem przekonany, że moja odporność jest tak mocna jak nigdy wcześniej. Może ten przykład pokazuje dobrze, że to kwestia głowy – ja naprawdę mocno wierzę, w to, że mięso mnie niszczyło, a porzucenie mięsa wzniosło mnie na nowy wymiar i to może z tej wiary wynika chociażby, że czuję się dużo silniejszy. I biegam szybciej.

      Kulinarnie to u mnie rewolucja. Polubiłem gotowanie, zaczęło mi to sprawiać ocean radości. Jednak to trochę przypadek. Gdybym mieszkał w świecie wykorzystującym choć trochę wegetariańskie możliwości (np Indie) to moje lenistwo nie pozwoliłoby na własne gotowanie. A tak był impuls, iskra i silnik ruszył.

      Morfologii nie robiłem. Moja kariera krwiodawcy wisi na wieszaku przez podróże 🙂

  9. Milosz pisze:

    No ja przybiegłem kilka sekund za Tobą. Widziałem jak machasz rękoma jak obłąkany przed metą z niedowierzaniem. Super rekord! Ja podobnie w berlińskim miałem 3:05. Teraz kolejny krok to weganizm. Ja jestem od początku tego roku i też odnotowałem znaczą zmianę w świadomości i trzeźwości myślenia, o spokojnym i czystym sumieniu nie wspominając. Komentarz o mięsozjadaczach może i niezbyt polityczny ale wiele w nim prawdy.

  10. Gratulacje. Kiedy weganizm?

    • arrec pisze:

      To pierwszy raz się zdeklaruję, że weganizm został poczęty i jest w drodze. Pierwszy etap „nie kupuję do domu” już skutecznie wdrożony. Z wegetarianizmem miałem taki etap przez rok, czyli zero zakupów mięsa, jednak w gościach, na ognisku po zawodach, itp sytuacjach jadłem co dawali. Po roku dojrzałem do całkowitego porzucenia mięsa. Myślę, że podobnie będzie tu 🙂

  11. MEL. pisze:

    Gratuluję fantastycznego wyniku w maratonie! Nie jestem jednak za bardzo przekonana, że to właśnie sama zmiana diety spowodowała przyrost formy. Przeanalizowałabym jednak przygotowanie treningowe (dobrze przepracowana zima? dużo więcej siły biegowej? mniej roweru? mniej pracy?) oraz wagę startową. Z pewnością korzystny wpływ na końcowy rezultat mógł mieć dobry nastrój oraz (jak piszesz) „bieganie w zgodzie z sobą”, lekkość – na co być może mogła mieć wpływ zmiana diety, ale nie gloryfikowałabym tego, można podobne efekty uzyskać innymi, („prostszymi”) metodami.

    • arrec pisze:

      MEL, oczywiście czynników zawsze jest mnóstwo, można dorzucić też pogodę, atmosferę na trasie, sympatyczną grupkę, z którą biegłem większość dystansu. Mogę odrzucić specjalny trening, bo biegałem przez zimę znacznie mniej niż w 2012 i 2011. Tak czy siak nie potwierdzę naukowo, że lepsze samopoczucie i znacznie lepszy wynik w maratonie to dzięki diecie bezmięsnej. Mogę tylko z czystym sercem powiedzieć: czuję, że to dzięki diecie bezmięsnej. A nawet, że jestem przekonany, że to dzięki diecie bezmięsnej.

      To, co mnie mocno zastanawia to czy nie jest to tylko i wyłącznie kwestia głowy. Zgodnie z fizyką kwantową to wszystko jest kwestią nastawienia obserwatora. Może w moim przypadku dieta bezmięsna czyni cuda, bo w nią wierzę. W przypadku innej osoby i zupełnie innej wiary to mięso przyniesie doskonałe rezultaty. Trzeba to uszanować (z czym aktualnie mam problem) …jednak warto dodać, że jeśli mięso/brak mięso to kwestia wiary to w jednym wariancie nie ma zabijania zwierząt więc warto z tym wariantem poeksperymentować.

  12. egoistka pisze:

    Te pozytywne objawy to efekt przywrocenia organizmowi rownowagi kwasowo-zasadowej. Ot cala tajemnica tkwiaca w tajemniczym skrocie pH 🙂 Taki pH efekt poczatkujacego.

  13. Bartek L. pisze:

    Sprobuj kiedys jest ten szczypiorek surowy. To moze byc kolejny etap.
    Ja np. jestem na 60% raw food. Ale na razie wykrecam 3.49 na fulla…..

  14. running pisze:

    Great blog you’ve got here.. It’s hard to find quality writing like yours these days.

    I really appreciate individuals like you! Take care!!

  15. Alena pisze:

    Mięsa nie jem od wieków i zawsze jak słyszę jak to ludziom bez niego lepiej to ciężko mi wierzyć. Nawet już nie pamiętam jak to jest jeść mięso (w sumie okazjonalnie, bo nigdy nie jadłam go wiele) ale wcale nie śpię rewelacyjnie, z wagą muszę się pilnować (bo jedząc to na co mam ochotę ważyłabym z 90 kilo:D) i jestem nerwowa.

  16. ini file after your modification and congrats now you will be able to save games on your
    local hard drive. This error is also called ink system failure error.
    Majority of softmodding items already come with downloadable
    games with it.

Dodaj odpowiedź do mat Anuluj pisanie odpowiedzi