Dlaczego wegetarianie są nachalni? (i jak sobie z tym radzić)

Dla wielu osób wegetarianin, czy weganin to ktoś podobny do natrętnej muchy, która postanowiła uprzykrzyć przyjemność spożycia pysznego steku. Wegetarianie są nachalni. A ponieważ sam jestem (raczkującym) wegetarianinem to nachalność dotyczy również mnie. Tym tekstem chciałbym podjąć dyskusję, skąd ta nachalność się bierze i jak jej uniknąć.

 1.  Dlaczego wegetarianie są nachalni?

Przyjście na wegetarianizm to rodzaj oświecenie, rodzaj efektu „eureka!”. Można to porównać to długiej pracy nad trudną zagadką logiczną. Rozwiązanie, które długo było nieuchwytne, nagle staje się proste i oczywiste. Powoduje to wybuch euforii, a dzieckiem euforii jest potrzeba dzielenie się swoim odkryciem z innymi.  Problem w tym, że inni nie chcą o tym odkryciu słuchać. Wegetarianin przez swoją potrzebę nawracania staje się podobny do upiornej ciotki, która twierdzi, że powinniśmy całkowicie zmienić swoje życie, ponieważ jesteśmy nieszczęśliwi. Jeśli mówimy, że z naszym szczęściem wszystko gra, to usłyszymy, że „tak się nam tylko wydaje”.

 2.  Jak tej nachalności uniknąć?

Najpierw podkreślę, że nie należy tłumić euforii i entuzjazmu. Niedawno pisałem, że słowo entuzjazm dosłownie oznacza boską cząstkę. Jeśli wegetarianizm powoduje entuzjazm to należy dać się temu ponieść. Pytanie brzmi, jak o tym mówić, żeby nie być przykrym i uciążliwym.

Czytam właśnie słynną książkę  „Symulakry i Symulacja” Jean’a Baudrillard’a. Jeden z rozdziałów traktuje o  ludzkiej potrzebie okrutnego katowania zwierząt. W książce są fragmenty raportu europejskich weterynarzy o problemach psychicznych zwierząt hodowanych przemysłowo. Jest fragment o królikach, kurach i świniach. O kurach weterynarze piszą tak: zbiorowe psychiczne napięcie, które może osiągnąć próg krytyczny: wszystkie ptaki chcą jednocześnie wtedy wzbić się do lotu, gdacząc na cały głos. Gdy kryzys się kończy, następuje załamanie i powszechne przerażenie, zwierzęta chowają się po kątach, nieme i jakby sparaliżowane. Przy najmniejszym wstrząsie kryzys rozpoczyna się na nowo. Baudrillard’a interesuje sposób pisania raportu i sposób budowania wniosków. Otóż weterynarze nie martwią się o dobrostan zwierząt. Nie po to biją w dzwony. Martwią się o opłacalność produkcji, o marnotrawstwo materiału (przerażone zwierzaki chorują i umierają nie wtedy kiedy powinny). Baudrillard podsumowuje to tak: Nigdy jak dotąd nie udało się trafniej ująć tego, że „humanizm” stanowi wyłącznie kwestie opłacalności. 

Dlaczego piszę o takich pesymistycznych wnioskach? Ponieważ nie są one pesymistyczne. Są prawdziwie. My, ludzie tacy po prostu jesteśmy. Miłośnik steków wyżej ceni swoją przyjemność niż cierpienie jakiejś (wirtualnej dla niego) krówki. Ale dokładnie tak samo postępują wszyscy homo sapiens na planecie Ziemia. Ty i ja również.  Wszyscy jesteśmy wielkimi egoistami. Różnią nas tylko koncepcje, które wyznajemy. Inaczej definiujemy dobre-złe, egoistyczne-nieegoistyczne, moralne-niemoralne. Gdy z moją moralnością napadam kogoś, kto jej nie wyznaje, to (uwaga!) czuje się on dokładnie tak, jak ja bym się czuł, gdyby ktoś napadł mnie z moralnością, której ja nie wyznaję. Bardzo odkrywcze prawda? Ale mało kto ma taką świadomość. A zwłaszcza ciężko się powstrzymać od moralizowania gdy wydaje nam się, że wiemy coś wspaniałego.

No dobra, ale nie mówię nic o tym „jak tego uniknąć?”. Wypada zacząć. Z wielką fetą pojawiła się ostatnio w świecie biegaczy książka „Jedz i biegaj” Scotta Jurka. Wczoraj podrzucił mi ją przyjaciel. Przyjaciel, który jest wegetarianinem w stopniu zerowym bardzo chwalił książkę. Nie ukrywał też tego, że inaczej teraz myśli o „mięsie”. Scott Jurek to wybitny ultramaratończyk. Scott Jurek to również weganin. Książka w dużej części jest o tym, że te dwa fakty nie tylko nie są sprzeczne, ale się bardzo dobrze uzupełniają.  Scott jednak nie stosuje perswazji, nie próbuje przekonywać. Mówi tylko i wyłącznie o sobie: „Ja robię to tak i tak, i działa to tak i tak. Tyle miałem do powiedzenia. Papa.”

To jest konkluzja mojego tekstu: nie wierzę w sens przekonywania, nie wierzę w odwołania do moralności. Efekt tych działań bardzo często jest odwrotny. Ja nie jem mięsa, bo nie chcę, ale ty jak lubisz i chcesz to powinieneś jeść. Proste i logiczne. A dlaczego ja nie jem? Wiem parę rzeczy, które mnie do tego przekonały. Wiem:

  • że mięso produkowane przemysłowo pochodzi od schorowanych i cierpiących zwierząt, które faszeruje się potężną dawką medykamentów.
  • że przemysł mięsny skrywa przed naszymi oczami wiele mrocznych tajemnic, wściekłe krowy, świńskie i ptasie grypy to tylko wierzchołek góry lodowej.
  • że nawet gdy mięso jest wiejskie, ekologiczne to nasz organizm będzie miał większe skłonności do chorób i otyłości przy diecie mięsnej, niż przy roślinnej.
  • że preferencje smakowe to rzecz wyuczona, względna i zmienna, także zasłanianie się nimi jest dosyć dziecinne.
  • że mit „mięso to siła”  przy dzisiejszej wiedzy jest równie prawdopodobny jak ten, że ludzie nie są efektem ewolucji, tylko zostali dostarczeni przez kosmitów.

hmmm, miało nie być nachalnie, a wyszło jak… no właśnie, jak wyszło?

Informacje o arrec

przez wielu uważany za wariata, przez siebie samego za osobę dużo za ostrożną...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasyjne i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

72 odpowiedzi na „Dlaczego wegetarianie są nachalni? (i jak sobie z tym radzić)

  1. Tomek pisze:

    Myślę, że wynika to po części z tego, że wegetarianów (wegan) jest mniejszość i działa tu mechanizm, jak napisałeś „oświecenia”. Ciekawe czy gdyby jedzenie mięsa było w mniejszości, to równie nachalnie byłoby promowane.

    P.S. Próbowałem wegetarianizmu wieki temu (20 lat) i wydawał mi się dość skomplikowany (w sensie przyrządzania posiłków, bilansowania diety) w porównaniu do kupna kiełbasy i bułki na śniadanie :-). Fakt, że i wiedza była inna, nie było internetu w obecnym wymiarze. Mógłbyś się podzielić jakimiś wartościowymi materiałami, poradnikami (mogą być po angielsku, ważne żeby dały się zastosować w naszej rzeczywistości).

  2. Tomek pisze:

    Jeszcze jedno, jak jest z tymi „słynnymi” podstawowymi aminokwasami których bez mięsa podobno nie da się zastąpić (niektóre nie występują w roślinach)? To jak pamiętam był główny zarzut przeciwko wegetarianizmowi.

    • nietoperek22 pisze:

      Aminokwasy egzogenne z powodzeniem można zastąpić spożywając min. soczewicę lub komosę ryżową i inne a i b12 to nie problem nawet dla wegan, bo z pomocą przychodzi tu min. napój kombucza z kombuchy. Tak to już niestety jest, że jak powiesz ludziom, że mięsa nie jesz to nagle wszyscy dookoła stają się specjalistami żywieniowcami (wróżącymi rychłą śmierć z powodu anemii) a jak ktoś nie spożywa jakiś składników pokarmowych z powodu np. upodobań kulinarnych lub chorób i alergii to taką osobę jest nam łatwiej zrozumieć niż kogoś kto decyduje się na eliminację czegoś z diety na podstawie swoich przekonań. A na koniec zapytanie do wegetarian – dlaczego jesteście wegetarianami a nie weganami?

    • jarsson pisze:

      komosa ryżowa, napój kombucza z kombuchy to nie są produktu powszechnie dostępne w Polsce. Wege naprawdę jest dużo prostsze.

    • jarsson pisze:

      Tomek, OLEJ aminokwasy, zestawianie, bilansowanie itp pierdoły. Dla mnie wege jest proste do bólu: kieruję się tym co mówi organizm – sam woła jak mu czegoś brakuje. I tak od 18 lat (teraz mam 35 🙂 i niczego mi nie brak, żadnych anemii nie doświadczałem 😉

  3. grudzinski1 pisze:

    Co do rzekomych substancji, które występują tylko w mięsie oraz argumentu, że człowiek jest mięsożercą i z tym się nie dyskutuje. Dobra, jeśli jest mięsożercą to jedzmy mięso, tylko na Boga nie potrzebujemy tego w takich ilościach. Mięso powinno być jak luksus maksymalnie jedzone raz lub dwa razy w miesiącu. Wtedy zwierzęta nie musiały by być hodowane i przetwarzane w tak bestialski sposób. Zwierzę w naszej kulturze nie jest źródłem pożywienia a źródłem dochodu dla przemysłu mięsnego. My żremy ten szajs i będziemy walczyć o więcej szajsu dla naszych dzieci, żeby one jak my mogły się ześwinić. Nasza dieta pełna tłuszczu i białka wpływa na nasz układ nerwowy. Substancje dodawane do pasz i mięsa nie są dla nas obojętne. Każdej osobie która walczy w obronie mięsożernej natury człowieka należy poradzić żeby spróbowała obyć się bez mięsa przez kilka miesięcy. Efekt gwarantowany. Układ nerwowy oczyszczony i inne spojrzenie na świat murowane. Ale kto by tam sobie głowę zawracał jakimś wegetarianizmem toż piniondzów z tego ni ma a karkówa jest bardziej maczo.

  4. aga pisze:

    Trochę nachalnie ostatecznie wyszło, ale tylko trochę ;). Przemysł „roślinny” też nie jest taki wspaniały i tak samo nie do końca wiemy co mamy na talerzu, ile w tym modyfikacji genetycznej, ile pestycydów, a najgorsze, że nie wiemy jaki to będzie miało dla nas finalnie skutek (za kilkadziesiąt lat). Sama się zastanawiam gdzie do licha podziały się rzodkiewki, które wykręcały japę, za przeproszeniem. Pewna jestem tylko ogrodu mojej babci.
    O ile wegetarianin jeszcze ma pole manewru w przyrządzaniu potraw, to weganin ma dość ograniczone możliwości. Sklepów z produktami, które proponuje np. Scott w Polsce nie ma zbyt wiele, produkty są rzadko spotykane, sprzedawca podniesie więc cenę, a co! i ostatecznie i tak wszystko rozchodzi się o pieniądze. Zarówno te zarabiane przez sklep, jak i wydawane..
    Ja też nie wierzę w sens przekonywania. To co jest idealnie dla Jasia, może nie sprawdzić w przypadku Stasia. Choćby ze względu na różne preferencje układu pokarmowego, przyswajalność składników itd.
    Osobiście preferuję zróżnicowanej diety i taką uważam za słuszną dla siebie. Jestem świadoma swojego wyboru, zarówno tego mięsnego jak i warzywnego. I o taką świadomość chyba tu chodzi. Nachalność, tak jak mówisz, nic tu nie pomoże.
    Pozdrawiam!
    Aga

  5. Mięczak pisze:

    Haha! To ja jestem z tych, którzy zasłaniają się smakiem, tzn. żeby nie być nachalną i nie wdawać się w niepotrzebne dyskusje mówię po prostu, że nie lubię mięsa. Jest to pewnie dziecinne, ale ułatwia życie 😉

  6. Krolisek pisze:

    Najlepszy ambasador wegetarianizmu to ten, który po prostu potrafi ugotować przepyszne rzeczy i dzieli się z innymi (mama Sahiba!). Ja niestety nie za bardzo potrafię cokolwiek przyprawić tak, żeby utrafić w przeciętny gust (nie chodzi nawet o użycie mięsa, raczej ilość soli), dlatego nie mogę uznać się za krzewiciela tej idei. Jedynym argumentem, którego mogę użyć, jest dobre zdrowie i fizyczna sprawność pomimo 18 lat bez tych „brakujących i niezbędnych aminokwasów”. 😉

    • Tomek pisze:

      18 lat powiadasz 🙂 super, szukam właśnie jakiś wartościowych materiałów dostosowanych do naszych warunków (tłumaczenia z Ameryki mnie nie przekonują). Możesz się jakimiś podzielić, ewentualnie na podstawie własnych doświadczeń, napisać „jak zacząć”.

      Chciałbym ograniczyć mięso maksymalnie (nie wiem czy uda mi się wyeliminować bo to duża zmiana nawyków) ale ograniczenie jest jak najbardziej realne. Brakuje mi tylko jakiś sprawdzonych jadłospisów na dłuższy okres (uwzględniających sezonowość i małe miasto/internet – produkty).

      Pozdrawiam
      Tomek
      P.S. Jak nie chcesz tu to napisz proszę na tom at write dot pl

    • Krolisek pisze:

      Tomku, nie podam Ci żadnego jadłospisu – każdy lubi co innego, ale obecnie znalezienie w necie całych portali i blogów z wegetariańskimi przepisami nie jest żadnym problemem. Natomiast powiem Ci, że moje podejście ewoluowało. Na samym początku (był to koniec liceum) w ogóle niewiele potrafiłam ugotować. Raczej eliminowałam tylko mięso z diety albo próbowałam zastąpić mięso czymś innym (np. kotlet sojowy). Później odkryłam, że to wcale nie chodzi o „zastępowanie”, bo obiad to niekoniecznie muszą być ziemniaki + kotlet. Wiele potraw, do których dodaje się tradycyjnie mięso lub tłuszcz zwierzęcy można zrobić na sposób wege. Jest mi na pewno łatwiej, bo jem jajka i nabiał, nie jestem weganką. Uwielbiam różne zupy, jednogarnkowe miksy na ciepło, sałatki, zapiekanki, naleśniki, kasze, domowy chleb. Do wielu potraw dorzucam jakieś pestki lub orzechy. Od soi wolę soczewicę i fasolę. Staram się kupować tanie, lokalne i sezonowe produkty (ale bez fanatyzmu, zdarza mi się kupić wiórki kokosowe albo glony). Rzadko korzystam z gotowych przepisów, raczej szperam w lodówce i kuchennych szafkach, a potem kombinuję, co z tego wszystkiego zrobić. Życzę powodzenia!
      PS. Polecam blog mam Sahiba, może znajdziesz tam jakieś inspiracje: http://wegetarianskiesmaki2.blogspot.com/

  7. egoistka pisze:

    Co za zbieg okolicznosci, bylam dzis na targu i zakupilam wolowine plus pol kilo boczku. Nie ma dla mnie nadzieii…Dodam, ze jestem szczupla 172, 58kg. Kiedy nie jem porzadnie tzn z miesem albo jajka i smietane, sery …marzne i nie mam sily biegac. jak uprawiac sport i byc wegetarianinem to sobie nie wyobrazam (moze sie da, chce sie dowiedziec). Nie chce tez kupowac ksiazek (wycina sie lasy, zeby poczytac wegetarianskie pomysly) i sie edukowac jak zastepowac mieso, ziarek jakichs, pestek szukac, dziwnych serow, czesto drogich napojow kombucha, kiedy wolowina ma m.in. b12. Przy tym jem 2 razy dziennie i nie musze podgryzac ani myslec co by tu zjesc caly czas, i jak uzupelnic to czy tamto jak niektorzy wegetarianie.

    P.S. przed kazdym posilkiem dziekuje zwierzetom, ktore zjadam. Jestem tez wedkarzem i tez dziekuje rybom, ktore raz na rok wyciagam

    • arrec pisze:

      W ramach ochronny lasów mogę pożyczyć ci pożyczoną książkę Scotta Jurka (oczywiście zapytam o pozwolenie właściciela). Jeśli chcesz to napisz, że chcesz, a szczegóły dogadamy przez mail. Tak jak padło w dyskusji książka jest amerykańska, a dieta roślinna tam to zupełnie inna bajka niż u nas. Niemniej fakt, że można zrobić rekord USA w biegu 24h (ponad 260km!) będąc zatwardziałym weganinem może poszerzyć wyobraźnię 🙂

      Dodam, że mój wegetarianizm od kilku lat jest w fazie płodowej, to znaczy, że bardzo mi się podoba ale jestem/byłem za leniwy. Nie mam problemu z silną wolą, mięso nigdy mi nie smakowało. Nie mam też problemu z własnymi wyborami, w sklepie i w knajpie lecę bez mięsa, ale mam problem z sytuacjami społecznymi. Sytuacja gdy po zawodach na ognisku są tylko kiełbasy, albo mama kolegi częstuje pierogami (z mięsem) w podzięce za pomoc w wyniesieniu kanapy. Powoli dochodzę jednak do przekonania, że prawdziwy powód, to nie lenistwo tylko powolne dorastanie do tej decyzji. Denaturatu bym się nie napił gdyby tylko taki napój był na ognisku, albo, gdy nie wypada odmówić. Trud bycia innym nie jest tu problemem. Właściwie to trochę tak, że bycie stuprocentowym wegetarianinem jest banalnie proste, jak to poczujesz to nim zostaniesz, a jak jeszcze nie czujesz, to jeszcze nie jesteś 🙂

    • egoistka pisze:

      Chce. Zapytaj wlasciciela, a ja zglosze sie do Ciebie na emaila:) Yuhu:)

    • Lena pisze:

      a propos sil do uprawiania sportu i marzniecia..to od razu skojarzylam z ..koniem;)..wcina owies i marchewe zamiast boczku, biega, ze hej i chyba nie marznie 😉

    • egoistka pisze:

      No, a jaki jest glupi 🙂
      Ogólnie przyjmuje się, że koń nie wyróżnia się inteligencją. Badacze psychologii zwierząt zaliczają konia do zwierząt nie najmądrzejszych.
      Mialam kiedys psa, byl wybitnie madry, uczyl sie i nasladowal swojego Pana, jadl tylko mieso…czasem tylko pedigri.

    • Lena pisze:

      Mowa była o marznięciu, a nie o inteligencji..swoją drogą polemizowałabym na temat inteligencji koni..nie wspominając już o ich pięknie.
      ale idąc Twoim tokiem myslenia, możnaby pomyśleć, że zjadacze wieprzowiny liczą na przeniesienie inteligencji od świni, która jest inteligentniejsza od psa, mimo, że sama żywiona jest głównie obierkami od ziemniaków 😉

    • egoistka pisze:

      Chodzilo mi, ze inteligencja trawozernych zwierzat jest udowodniona jako nizsze od drapieznikow 🙂

  8. Anka pisze:

    Egoistko, jakbyś była wegerianką, to byś w ciągu 24 godzin dała radę przebiec 260 km, jak Scott Jurek. A że jesz mięso, to pewnie i setki nie przebiegniesz (chyba, że się mylę).

    • arrec pisze:

      Anka, to nie do końca tak, nie ma sensu tworzyć mitu w drugą stronę. Nawet w Polsce mamy wybitnych, „mięsnych” ultramaratończyków. Potrafią oni przebiec 100km po górach w fenomenalny sposób.

      Chodzi o to, że jak poruszysz temat wege to na 90% natkniesz się na mit składników odżywczych. Podobno przez 7 lat wymienia się w ciele każda komórka, także jesteśmy zrobieni z tego, co zjedliśmy przez ostatnie 7 lat. Scott jest cały zrobiony ze składników roślinnych i potrafi być najtwardszym człowiekiem na Ziemi. Tymczasem większość ludzi myśli, że taki człowiek nie powinien mieć siły podbiec na autobus 🙂

    • egoistka pisze:

      Byc moze masz racje. Sprawdze ta teorie. Jeszcze pytanie co ze stawami i ich odbudowa u wegetarian ? Czy sa badania, jak wyglada ioch starosc?

    • Rafał N pisze:

      Nie wiem jak się to przekłada na stawy, choć ja nie narzekam 🙂 Ale statystyki mówią że wegetarianie i weganie żyją średnio o 10 lat dłużej niż mięsożercy.

    • Mięczak pisze:

      Pytanie czy to nie wynika z tego, że na ogół (tu bardzo duże uogólnienie) wegetarianie bardziej o siebie dbają, np. nie palą papierosów, nie piją dużo alkoholu, uwielbiają naturę, czynnie spędzają czas, itd. Może to kwestia tego, że na wegetarianizm bardziej „podatny” jest określony typ ludzi przez co mamy do czynienia z taką wstępną selekcją do grona dłużej żyjących? Tak sobie tylko rozważam 😉

    • egoistka pisze:

      wow, to jest mysl ! Jakie cechy psych. ma ten typ, strzelam, ze to typ introwertyka, lekkie cechy neurotyczne, wrazliwosc i labilnosc emocjonalna, egocentryk, mozliwe zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, natrectwa myslowe,nerwica, hipochondria 🙂
      (z przymruzeniem oka)

    • Kasia pisze:

      Ja właśnie weganizmem wyleczyłam sobie stawy, które były wyniszczone po ciężkiej chorobie i długotrwałym leczeniu. Było tak, że nie mogłam sam chodzić, umyć się. Teraz po 1,5 roku weganizmu wszelkie dolegliwości zniknęły, nie muszę brać leków, ćwiczę i czuję sie świetnie. W końcu ”żyję”, co więcej w ogóle się nie przeziębiam, nie choruję, mam bardzo dużo energii.

  9. Franek pisze:

    Sam kiedyś byłem wielkim fanem (i praktykiem) diety pani Ewy Dąbrowskiej – szczerze ją polecam (nie jest dla dzieci i kobiet w ciąży) – ale mniejsza o to.
    Problemem dotykającym nas wszystkich, zarówno roślino jak i mięsożerców jest lobbowanie przez koncerny, np. Monsanto, żywności GMO.
    Jestem rolnikiem i trochę się na tym znam. Chemiczne środki ochrony roślin, antybiotyki, konserwanty itp., powodują, że produkty roślinne, jak i zwierzęce możemy włożyć do jednego koszyka z napisem: syf.
    Teraz w naszej arcyekologicznej Europce mamy kolejne nieszczęście:
    http://www.farmer.pl/fakty/unia-europejska/efsa-pozytywnie-o-soi-gmo,39807.html

  10. Jacek pisze:

    Do mnie nie przemawia fakt, że pojedyncze osoby czują się lepiej jedząc, bądź nie jedząc mięsa. Przemawiają do mnie natomiast statystyki sporządzone w oparciu o wyniki wielu badań na różnych krajach na wieluset tysięcznych próbkach populacji. Wg takich wyników wegetarianie żyją średnio o 3,6 roku dłużej i znacznie rzadziej chorują. Tu można o tym poczytać:
    http://ajcn.nutrition.org/content/78/3/526S.long

  11. Anna pisze:

    Myślę, że trzeba by zacząć od początku- jesteśmy ssakami i przynajmniej przez część swego życia jesteśmy skazani na pokarm pochodzenia zwierzęcego i trzeba się z tym pogodzić bo trudno to zmienić :-)). Jeśli chodzi o długość życia to moja prababcia żyła 101 lat w świetnej kondycji choć lubiła sobie zjeść ziemniaki pływające w słoninie. Fakt, że będąc osobą religijną pościła regularnie- obecnie powiedzielibyśmy odtruwała organizm przez głodówki :-)) a realiami historycznymi do tego postu była czasem zmuszona. Lubiła chodzić i relatywnie długie dystanse pokonywała pieszo prawie do końca swego życia. Zmarła ze starości.
    Myślę, że obecne jedzenie niezależnie zwierzęce czy roślinne to jest jeden chemiczny związek i nigdy nie będzie już zdrowe.
    Osobną sprawą jest ideologia. Niechęć do mordowania zwierzaków jest dla mnie czymś co przemawia do wyobraźni- ale jednocześnie rozumiem, że odpadają także produkty skórzane- np buty. Sama byłam wegetarianką dość długo potem zabił mnie czas, który trzeba poświęcić na gotowanie lub inaczej-poszłam na łatwiznę. Obecnie wracam do tematu ale bardziej świadomie.
    Mam jeszcze jedno pytanie do wegan- czy wełna np owcza podobnie jak mleko jest zakazana? O co chodzi w ideologii odrzucenia mleka czy chodzi o wyeliminowanie białka zwierzęcego z diety czy o jakąś formę skrzywdzenia wydojonego zwierzęcia. Jeszcze jedno – na jaką dietę mogą przejść Masajowie, których podstawą wyżywienia od wieków są kozy albo Eskimosi?

  12. Jacek pisze:

    Masajowie, albo Eskimosi? A kto powiedział, że niby wszyscy mają być wegetarianami? Niech każdy żyje tak jak chce – jego wybór. Jest wiele rzeczy niezdrowych: papierosy (to chyba wszyscy wiedzą), alkohol (którego każde 100g zabija bezpowrotnie ok. 25.000 neuronów w mózgu, prowadząc w ten sposób do stopniowo coraz większego upośledzenia, nawet przy każdym kieliszku najlepszego wina wypitego w najbardziej kulturalnych warunkach), słodycze, brak odpowiedniej ilości odpowiednio intensywnego ruchu. A jednak ludzie jedzą te niezdrowe rzeczy i często „zamiast spędzać weekend na rowerze spędzają go na kanapie”, pomimo, że doskonale zdają sobie sprawę z tego, że to pogarsza ich zdrowie i skraca życie.

    Czytałem, że poprawiając tylko te rzeczy, które wymieniłem można statystycznie uzyskać na tyle lepsze zdrowie, że będzie się żyło o 10 lat dłużej. Ale w naturze ludzkiej jest głęboko zakorzenione lenistwo i niechęć do jakiegokolwiek wysiłku, tak fizycznego (co prowadzi do słabego zdrowia), jak i umysłowego (co prowadzi do głupoty). Tak ubóstwiamy lenistwo, że jesteśmy gotowi za nie oddać 10 lat swojego życia i próby zmian tego stanu na mniej lub bardziej masową skalę (Masajowie, Eskimosi, nasze miasto, nasza rodzina) są skazane na niepowodzenie. Wystarczy się zająć samym sobą i po prostu nie przejmować się innymi – to ich własna sprawa co jedzą, jak żyją i jakie ponoszą tego konsekwencje. Jeśli komuś najbardziej w życiu smakuje lenistwo, to dlaczego by go tego pozbawiać?

    • egoistka pisze:

      Z tego co wiem, Budda jadl co mu podano z wdziecznoscia, co akurat bylo mozliwe i nie robil problemu. Jezus (albo Mahomet) bedac w gosciach mowil, aby jesc co gospodarze podaja i nie robic problemu, nawet jesli to w sprzecznosci z idealogia.
      A wegetarianie potrafia obrzydzac jedzenie miesne innym, psujac atmosfere spotkan.
      Skad tyle agresji u wegetarian, powinni swiecic przykladem czystego umyslu, pozbawionego toksyn?

  13. janek pisze:

    Wegetarianie nachalni? Spróbuj w większym gronie znajomych przyznać się, że jesteś wegetarianinem. Dopiero zobaczysz co to znaczy nachalność i nagle się okaże, że każdy Twój znajomy to magister medycyny i biochemii z wieloletnim stażem.

    A co do „skomplikowania” wegetariańskiej diety to w 90% jest tak jak tutaj ktoś napisał… ludzie wolą bułkę z kiełbasą bo to proste, szybkie i przecież zapewnia siły witalne na długie, zdrowe lata życia.. czyż nie? 🙂

    • Jadłonomia pisze:

      To prawda, ciągle mnie zadziwia jak się okazuje, że nawet sekretarka i pan z ochrony w pracy na wieść, że jestem wegetarianką są specjalistami żywieniowymi! Pani sekretarka codziennie na obiad je krokieta i gorący kubek o smaku barszczu, pan z ochrony dzień w dzień obiad kupuje w McDonaldzie – ale to ja się niezdrowo odżywiam, mam niedobory i to mnie trzeba ratować 😉

  14. meatlover pisze:

    ech

    a miałem ulubiony blog
    czy ci cholerni wegetarianie musza mi niszczyć i obrzydzac wszytko

  15. Pietrov pisze:

    Gdy ktoś mi powie, że jest wegetarianinem uszanuję to zawsze bo wychodzę z założenia, że człowiek może sobie robić co chce i nic mi do tego. Jednak przy okazji dlaczego narzuca się nam (osobą miłującym się w mięsie) brak czułości czy egoizm? Pewnie jestem staroświecki jednak zwierzęta hodowlane są hodowane po to by służyły człowiekowi również jako jedzenie.Oczywiście ludzie, którzy znęcają się nad zwierzętami to zwykłe skur…… jednak jak już wspomniałem mięso jest czymś naturalnym co jedliśmy od zawsze i nie uważam aby skazywać na potępienie osoby, które to mięso lubią sobie zjeść

  16. brulionman pisze:

    wyszło by nieźle gdyby nie komentarz, że „preferencje smakowe to rzecz wyuczona, względna i zmienna, także zasłanianie się nimi jest dosyć dziecinne”, to odbieram już za ofensywne. stwierdzenie, na szczęście tylko jedno a jak na tak długi tekst wegetarianina to chyba najlepszy ze spotkanych przypadków.
    właśnie brak poszanowania dla odmienności jest bronią odmieńców, którzy jednak często nie szanują „zacofanego” ogółu. ja nie obwieszam się ani nie skanduję „zostań hetero”, „jedz mięso” i oczekuję takiej postawy od środowisk radykalnych (oświeconych) i mniejszości, najczęściej na próżno.
    dla mnie wegetarianizm jest deklaracją „nie strzelam do ludzi z broni automatycznej”, a że strzelam z pistoletu, łuku i procy to inna bajka lecz pozwolcie mi myśleć że jestem lepszy. chyba, że ktoś jest weganinem, nie nosi butów i ubrań w których użyto skóry, spędza czas sprawdzając które z koncernów produkują kosmetyki wolne od testowania na zwierzętach. inaczej to hipokryzja.
    faktycznie wegetarianie są nachalni, zazwyczaj radzę sobie z tym faktem nie wdając się w dyskusję od czego powyżej niechcący zrobiłem wyjątek ;P
    życzę zdrowia, smacznego i nie psucia apetytu innowiercom, tfu… mięsożercom 😉

  17. Kasia pisze:

    Jako, że próbowałam przejść na wegetarianizm dodam coś od siebie. Podobnie jak egoistka mam szybka przemianę materii, mimo że jem dosyć sporo, nie tyje. Jednak na diecie wegetariańskiej wydarzył się cud i waga poszła w górę. Ciągle byłam głodna, co skutkowało tym, że jadłam dwa razy tyle co zwykle. Do tego nie miałam takiej energii do ćwiczeń jak zwykle. Zaznaczam, że nie była to bezmyślna dieta wegetariańska, sporo czytałam na ten temat, szukałam fajnych przepisów a mimo to w moim przypadku dieta nie działała. Każdy organizm jest inny, jedni lepiej przyswajają produkty roślinne a inni zwierzęce.

    Tak dla przeciwwagi dodam, że jest taka babcia Ida Keeling, która ma 95 lat, biega, jeździ na rowerze, ćwiczy z hantelkami a rano zajada się hamburgerami i frytkami.

  18. Maciundo pisze:

    Bardziej nachalni są wedlug mnie „fani mięsa” – ja jako dzieciak byłem na sile przekonywany do mięsa, miesozercy nie chcieli zrozumieć ze ja nie chce, dziś moja młodsza siostra ma podobne problemy. Oczywiście de facto problemu nie ma bo tych ludzi się nie słucha i nie dyskutuje z nimi. Nie potrafią lub nie chcą zrozumieć…

  19. Ania pisze:

    Jestem raczej po „mięsnej” stronie, mimo że jedyne mięso, jakie spożywam to pierś z kurczaka, względnie ryba i to nie częściej niż raz w tygodniu. Denerwuje mnie natomiast poczucie wyższości wielu wegetarian nad „mięsożercami” – wiele osób robi wszystko, aby udowodnić mi, że jestem zacofaną ignorantką, bo czasem zjem kawałek mięsa. A, no i chodzę w butach ze skóry, tudzież kożuchu. Ciekawa jestem reakcji Eskimosów, którym zaproponowano by ubrania ze sztucznych materiałów…
    Lubię natomiast wegetarian, który nie pieją na prawo i lewo, jacy to są nowocześni i wegetariańscy i nie robią scen, kiedy ktoś je przy nich kanapkę z szynką. I jeszcze tych, którzy przyznają, że w ich przypadku wegetarianizm nie jest kwestią idei, ale czystym kaprysem dotyczącym pewnych produktów spożywczych.
    I bardzo fajnie czyta się Twojego bloga :).

    • arrec pisze:

      Aniu, dziękuję za miłe słowo w imieniu mojego bloga 🙂
      Wypowiem się o Eskimosach z mojej perspektywy. Jeśli ktoś uważa, że jedzenie mięsa jest złe to powinien na równi potępić wszystkich drapieżników. Tak samo folgują swoim preferencjom gepardy, rekiny i ludzie. Skoro dieta mięsna jest zła, to wszystkich drapieżników powinno się wytępić – dając jeszcze ostatnią szansę przejścia na marchewki. Na szczęście nikt na taką koncepcję nie wpadł i miejmy nadzieję, że w przyszłości nie wpadnie.
      Bardzo wielu wegetarian jednak nie je mięsa nie dla zdrowia, czy z obrzydzenia, czy ze strachu przed chorobami, tylko z powodów moralnych. Ja wymieniając powody w tekście o moralności nie wspomniałem. Moralnych problemów nie ma Eskimos i to zrozumiałe. Nie zabija dla rozrywki i ma ogromny szacunek dla zwierząt. Moralny problem powstaje na dwóch etapach, pierwszy jest wtedy, gdy mamy pod dostatkiem innego pożywienia i nie musimy zabijać. Już na tym etapie ludzie dokonują wybiegów racjonalizujących swoje mięsne upodobanie. Tu jedzenie psów jest niemoralne, a tam jedzenie krów. Mimo wszystko granice moralności na tym etapie to sprawa bardzo indywidualna, ciągle może być tu ogromny szacunek do zabijanych zwierząt (wiejskie wspomnienia z dzieciństwa) jak i dyskusyjność kwestii, że dieta roślinna może być wystarczająca.
      Drugi etap to przemysłowa hodowla zwierząt. Tu kwestia etyki się wyostrza. Albo uznamy, że zwierzęta nie mają świadomości i można z nimi robić rzeczy, przy których Oświęcim to spacerek po plaży. Albo uznamy, że skoro czują ból i strach nie powinno im się fundować takiego życia. Albo też nie zajmuje nas ten problem, bo przezorny przemysł zdjął go z naszych oczu. Jest wiele osób, które czuje z zwierzętami jakąś specjalną więź. Gdy taka osoba odkrywa horror hodowli, przeżywa szok i zaczyna wojować. Gdy widzi koleżankę zajadającą kanapkę z szynkę, to widzi kata i przerażające widoki ofiar (a że sam trochę widziałem, to naprawdę wydaje się, że niektóre „wynalazki” z hodowli kur czy świń nie mają innego uzasadnienia poza sadyzmem). Trochę tu tłumaczę „wojujących wegetarian”, ale tak naprawdę mój artykuł był skierowany do nich. Chciałem wytłumaczyć, że to wojowanie nie ma sensu. Przypomina to nawracanie przez palnie na stosie. A to bardzo nieskuteczne. Należy mieć świadomość, że wytykanie komuś kanapki z szynką tylko zraża do wegetarianizmu. Jedyna możliwość jest taka: sam nie jedz i czekaj aż ktoś grzecznie zapyta: dlaczego?
      Dodam, że po przeczytaniu mojego tekstu przyjaciółka opowiedziała mi historie wegetarianki, która przygotowuje mięso dla rodziny, czy dla gości. I podobno potrafi przyrządzić wyborne mięso. Czy taka wegetarianka to nie ideał?

    • janek pisze:

      Arrec jeśli czujesz się drapieżnikiem i porównujesz do geparda czy rekina oraz uważasz, że masz takie same mięsożerne preferencje to zamiast siedzieć na necie i wypisywać te totalne bzdury wyjedź do afryki i zacznij jeść to do czego Cię natura stworzyła. Zapoluj sobie na jakieś mięsko tak jak tygrys czyli bez ciepłych kapci, zakupowego koszyka w markecie, bez broni itp. Wytrop sobie ofiarę swoim zmysłem tropiciela, dogoń ją, złap swoimi pazurami, wbij kły, zabij i zjedz na miejscu surowe. Jak nie wiesz jak to robią tygrysy to obejrzyj jakiś program na kanale National Geographic. No chyba, że wolisz pobawić się w rekina to wskakuj nago do wody i zapoluj na jakąś fokę. Liczę na to, że Twoje doznania z tego „naturalnego” dla Twojej natury posiłku opiszesz w następnym wpisie!

    • Kasia pisze:

      Myślę, że Arkowi chodziło jedynie o to, że są stworzenia na tym świecie dla których mięso jest potrzebne do przetrwania, dlatego muszą zabijać a nie o to, że my ludzie jesteśmy drapieżnikami ( w sensie biologicznym). Odnośnie jeszcze tych eskimosów, są miejsca na ziemi, gdzie ludzie żywią się głównie mięsem, bo nie mają wyboru (czyli wspomniani tutaj eskimosi albo niektóre plemiona Afryki). Są również takie tereny, gdzie ludzie spożywają jedynie pokarm roślinny, bo też nie mają wyboru. My natomiast mamy wszystkiego pod dostatkiem i możemy wybierać uwzględniając kwestie zdrowotne, moralne i inne. Jeśli ktoś jest wegetarianinem i czuje się z tym świetnie to nie widzę powodów by go przekonywać do mięsa. I odwrotnie. Kolejna kwestia jest taka, że ludzie kupując pewne rzeczy i przyjmując pewien styl życia powinni się zastanowić: czy mi jest to naprawdę potrzebne? Trzeba umieć znaleźć złoty środek pomiędzy przyjemnością, zachciankami a zdrowiem oraz dbałością o naszą planetę i inne stworzenia.

    • Krolisek pisze:

      Co Wy tak wszyscy z tymi Eskimosami? 100 lat temu to i owszem – każdy polował i chodził w skórach. Ale teraz? Kupują subsydiowane żarcie w supermarketach – z Danii i Stanów przede wszystkim, a chodzą w polarach i goretexach, w ciuchach jak każdy inny. Polują od czasu do czasu, łowią ryby – jak myśliwi i wędkarze w Europie. Heloł, mamy XXI wiek, na Grenlandię doleciały już samoloty, dopłynęły statki, ba! nawet internet pociągnęli. Coś mi się zdaje, że warto poszperać, jaki lud na świecie żyje jeszcze z polowania i szyje ciuchy ze skór i wymienić Inuitów tak chętnie przywoływanych w dyskusjach. Co o tym myślicie?

    • alja pisze:

      Myślę, że masz rację.
      Chodziło chyba po prostu o „figurę”, reprezentację ludów o utrudnionym dostępie do sklepów czy choćby ziemi nadającej się do uprawy i którym może jest trudniej o pożywienie roślinne. Jeśli są pozbawieni możliwości wyboru, to nikt nie wymaga od nich głodowania związanego z dietą wege, co nie znaczy, że nie głodują z innych powodów.

    • janek pisze:

      Ogólnie to wegetarianie/weganie nic od ludzi mięsożernych nie wymagają. Żadnego głodowania ani zmieniania diety dawnych Eskimosów. Każda osoba sama decyduje co je i dlaczego. Oczywiście w granicach prawa bo są kraje gdzie je się psy a są takie, w których za pobicie psa można iść siedzieć. Im większa wiedza i świadomość tym lepiej. Po prostu dobrze jest poznać, że można odżywiać się inaczej. Warto wiedzieć skąd pochodzi i jak powstaje to co mamy na talerzu.

    • Kasia pisze:

      Mamy XXI wiek, ale to nie oznacza, że wszyscy żyją tak jak my.

    • Krolisek pisze:

      Nie wszyscy, ale większość Eskimosów (Grenlandczyków) akurat tak. Po prostu warto pisać z głową, a nie używać stereotypów jak z Makuszyńskiego (którego w dzieciństwie uwielbiałam, ale przyznacie chyba, że stereotypy Murzyna-ludożercy i inne, tak chętnie stosowane w „Przygodach Koziołka-Matołka” straciły nieco na aktualności). Z ludów o mięsnej diecie można zaproponować jakieś ludy syberyjskie, zwłaszcza północne.

  20. mx pisze:

    Totalna bzdura. To czy ktoś jest nachalny nie zależy od tego czy je mięso. Są ludzie, którzy są nachalni w namawianiu wegetarian na mięso. Nawet nie wiem czy nie jest ich więcej niż wegetarian namawiających na nie jedzenie miejsca. Z moich obserwacji wynika, że nie ma to związku

  21. egoistka pisze:

    „Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym”… Nie rozumiecie, że wszystko, co wchodzi do ust, do żołądka idzie i wydala się na zewnątrz…
    Lecz to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka nieczystym. Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym…”

    • JIMTAO pisze:

      Nie masz siły biegać na diecie roślinnej to normalne ale jest to stan przejściowy trwający około 3 tygodni (przy najmniej u mnie ).Przygodę z bieganiem zacząłem mając 132 kg ,
      najpierw 700 m ;( mało brakowało a trzeba by wzywać karetkę ) Dieta (oprócz Maca ,KFC )jadłem kebab,pizza , schabowy,mielony ,suszona krakowska i 5 /6 razy dziennie mięso ,podroby do tego mało warzyw i dużo dużo słodyczy . Biegać mi nie było wolno bo rozwalę sobie stawy kolanowe więc pierwsze 10 kg straciłem na diecie Dukana ( i szukając pełnowartościowych produktów proteinowych w końcu zacząłem czytać etykiety ze zrozumieniem ) Okazało się ze większość powszechnie dostępnych produktów to tylko marna imitacja ,która poza nazwą nie ma nic wspólnego z rzeczywistością … Eliminowałem kolejno z jadłospisu kury potem wieprzowinę , wołowinę na końcu zostały ryby po wycieczce na półwysep skandynawski zrezygnowałem z tego niewątpliwego przysmaku .
      Nadal biegałem lecz nie miałem czasami rano siły wstać aby przebiec 1 lub 2 km .Po 3 tyg sytuacja się ustabilizowała nie jadłem tak dużo ,nie spałem po 11 godz ,organizm odtruł się na tyle ze moje samopoczucie poprawiło się . Z każdym dniem było lepiej ,obecnie odstawiłem nabiał ,jajka ważę 89 km ,przebiegam codziennie ponad 15 km . Kambuchę sam sobie produkuję jak i kefir sojowy ……W końcu czuję jak wygląda życie i smakuje je pełną piersią nie powodując cierpienia braci mniejszych a rodzina powtarza jak mantrę ,że lepiej przy stole siedzieć z pedałem niż ze mną …..ale o tym może innym razem ,,MJJ

  22. magdaX pisze:

    Wyszło super:)
    Jestem weganką od roku, wczesniej przez rok wegetarianka.
    Wyboru dokonał moj organizm-chorowałam.., wsparła je empatia i zasady moralne. Poczułam się silniejsza, mogę swobodnie odmawiać i być inna -dla tych, kórzy nie akceptują wegan i reagują agresją-pewnie podswiadomie czuja że coś jest na rzeczy..ze nie dokonuja dobrego dla siebie wyboru..:)
    I wreszcie czuję się wolna:) choć wiekszosć moich znajomych-jedzących mieso i nabial- ma problem….niestety.
    Nie zabijam i nie chcę by ktoś dla mnie zabijał. Wszystkie potrzebne mi zwiazki znajduja sie w roslinach, jem smaczne posiłki, ciasta, desery itp. Poznałam nowe smaki:) gdyz po 3 m-cach weganizmu oczyścil mi sie organizm i wszystko zaczelo intensywnie smakowac:) Niesamowite uczucie:) Piję szejki owocowe i soki warzywno-owocowe. Jak zaczęłam pić soki to miałam taką ilosc energii że postanowiłam biegać – choć zawsze wydawało mi sie to nudne…Nic bardziej mylnego:) Alkohol i papierosy odstawilam naturalnie- po wyczyszczeniu organizmu dietą zaczął on odrzucać trucizny.. Było to niesamowite. Myśle, że jesteśmy tak zatruci m.in. chemią w przetworzonej żywnosci, że nie nie jesteśmy w stanie odczytać mowy ciała…
    Warzywa i owoce zazwyczaj kupuję lokalnie, na rynku. Pokochałam różne kasze, nowe dla mnie warzywa np. dynię. Owoce sa niesamowicie słodkie. Używam mało przypraw gdyż każde warzywo ma swój unikalny smak:) Ciało przyjmuje jedzenie z wdzięcznością, poza tym nie czuję się cieżko po posiłkach.
    Przestałam opowiadać o weganizmie znajomym bo widzę że mają z tym problem. Jak ktos będzie chciał to odpowiem na pytania i tyle. Jest tyle innych ciekawych tematow do rozmowy:) np. sport.

    pozdrawiam

    magdaX

  23. Jadłonomia pisze:

    Jestem wegetarianką od kilku długich lat, od ponad dwóch lat prowadzę też bloga o wegetariańskim gotowaniu więc wszyscy moi przyjaciele i znajomi wiedzą o moim wegetarianizmie – nie krzyczę o tym, tylko zawsze w moim domu jest pełno pysznego jedzenia, których wszystkich dokarmiam. A niektórzy już sami często dzwonią i pytają czy mogą wpaść, bo wiedzą, że na pewno załapią się przynajmniej na obiad i deser. Nigdy nikogo nie przekonywałam do swojego sposobu odżywiania się – nie krytuję osób mięsożernych, nie patrzę krzywo na ich talerze w restauracji, nie opowiadam o cierpieniu zwierząt i farmach przemysłowych. Po prostu swój entuzjazm przelewam w swoje gotowanie, robię swoje z pełną euforią. I co? Z czasem na wegetarianizm przeszły prawie wszystkie bliskie mi osoby: mój chłopak, moja najlepsza przyjaciółka, dwójka przyjaciół, kuzyn z kuzynką a także…moi rodzice. Mój tato, który kiedyś był mistrzem niedzielnych obiadów, peklowania mięs i pasztetów z dnia na dzień stał się wegetarnianinem, wciąż świetnie gotującym i cierpliwie uczącym się nowych przepisów.
    Dodam, że jestem wegetarianką która na codzień gotuje w 99% wegańsko – nabiał jemy tylko ekologiczny, ze sprawdzonych źródeł od święta.

    Jaki z tego morał? Nakłanianie kogokolwiek w żadną stronę nie ma sensu, przecież ktoś, kogo krytykujemy i pojeżdżamy nigdy się z nami nie zgodzi! Lepiej dać sobie trochę luzu, przypomnieć sobie siebie z czasów kiedy się jadło mięso i zamiast ostro komentować to może na przykład dobrze nakarmić i dać czas do własnych przemyśleń 😉

    Jeśli szukacie informacji o łatwych, tanich i polskich przepisach wegetariańskich lub wegańskich do zapraszam do siebie: http://www.jadlonomia.com/

    i na moje dwa ulubione wege blogi: http://wegannerd.blogspot.com/
    oraz http://matkaweganka.blogspot.com/

  24. Joanna pisze:

    Fajnie, że o tym piszesz. Myślę sobie, że to ważny temat. Rzeczywiście- namawianie przynosi raczej odwrotny skutek i wywołuje opór. W końcu, choćbyśmy nawet stanęli na głowie, nie zmusimy drugiej osoby to tego, czego ona sama nie czuje i nie chce. Możemy jedynie osiągnąć wręcz odwrotny skutek. Nie sztuką jest tolerować czy akceptować czy byś wyrozumiałym wobec innych, gdy postępują zgodnie z naszymi wartościami, lecz właśnie wtedy, gdy kierują się wartościami innymi od naszych.
    Dzięki za ten post!

  25. alois pisze:

    Dla osób rozważających przejście na dietę roślinną polecam świetną książkę Campbella „Nowoczesne zasady odżywiania”. Warto również na początek zapisać się do naprawdę rewelacyjnego programu „Zostań wege na 30 dni!” pod adresem http://www.zostanwege.pl 🙂
    Dieta wegańska (ani tym bardziej wegetariańska!) naprawdę nie jest bardziej skomplikowana, pracochłonna czy kosztowna niż tradycyjne żywienie. Też możemy na szybko zjeść bułę z jakimś gotowym smarowidłem, w prawie każdym większym mieście mamy już przynajmniej jeden bar wegetariański, więc jedzenie na mieście też nie stanowi problemu. Jeśli brakuje nam inwencji twórczej to mamy setki blogów wege z przepisami (wcale nie trzeba do nich wycinania lasów;P), a produkty roślinne kupimy w każdym supermarkecie czy na targu. Nie musimy szukać żadnej egzotyki – by zdrowo i smacznie się odżywiać wystarczą powszechnie dostępne warzywa i owoce, strączki, kasze i inne produkty zbożowe. A jak ktoś tęskni za mięsnymi smakami to nie ma problemu w zakupie przez internet smacznych zastępników, np. wędlin z glutenu pszennego;) Polecam świetnie zaopatrzony i atrakcyjny cenowo sklep http://www.evergreen.pl 🙂 A w marketach zazwyczaj są dostępne produkty Sante czy Primaviki – pyszne paprykarze, paszteciki, smarowidła i nawet mielonka sojowa ;P Są też gotowce w słoiczkach dla leniwych i/lub zapracowanych. W mięsie nie ma żadnych specjalnych aminokwasów, których nie byłoby w roślinach. Mitem jest również konieczność ich specjalnego łączenia – wystarczy odżywiać się różnorodnie a bez problemu dostarczymy wszystkiego, co trzeba. Ciekawy filmik o roślinnym odżywianiu w polskich realiach: http://www.youtube.com/watch?v=iaTNe1ON6S4. Warto też zerknąć na filmiki z warszawskiego centrum medycyny żywienia, które leczy ciężkie przypadki dietą roślinną 🙂 http://www.youtube.com/results?search_query=centrum+medycyny+%C5%BCywienia&oq=centrum+medycyny+%C5%BCywienia&gs_l=youtube-reduced.3..33i21.12258.16353.0.16503.31.18.2.10.10.0.154.1761.10j7.17.0…0.0…1ac.1.sSkHYrLYSWk
    Pozdrawiam 🙂

  26. Agnieszka pisze:

    Zostać wegetarianką czy wegetarianinem jest bardzo prosto.
    Dlaczego jestem wegetarianką? Ponieważ uważam, że każdy ma takie samo prawo do życia jak ja. Tak samo jak do wolności. Ludzie czują się lepsi od zwierząt. Dlaczego? Bo nie możemy z nimi się porozumieć naszym językiem? Dlaczego jedne zwierzęta kochają, a drugie zjadają?
    Dla mnie jest to niepojęte. Te są lepsze, a tamte gorsze, no to można je jeść.
    Zastanawiam się tylko ile ludzi odpadłoby gdyby sami musieli najpierw zabić krowę, patrzeć na umiera, potem ją odrzeć ze skóry, pociąć na kawałki… etc. Czy naprawdę jesteśmy drapieżnikami? Ja nie poluję na zwierzęta, tak jak lew.
    Fundacja Viva! zrobiła super kampanie, która promuje dietę bezmięsną.
    Codziennie dostajesz maila z ciekawostkami, przepisami wegetariańskimi, poradami itp.

  27. alja pisze:

    Miło poczytać rzeczowe wypowiedzi w kwestii wegetarianizmu/weganizmu, do tej pory trafiałam jedynie na te bardzo emocjonalne, że tak to ujmę.
    To normalne, że broni się swoich poglądów, a niezrozumienie może prowokować do nachalności ze strony mięso- i roślinożerców jednakowo.
    Osobiście uważam, że skoro nie jesteśmy skazani na to, co sami sobie wyhodujemy czy upolujemy i wszystko (lub prawie) musimy kupić, to tylko od naszego wyboru zależy, co kupimy i co będziemy jeść, w przeciwieństwie np. do przywoływanych Eskimosów czy gepardów;) Dla mnie los zwierząt (hodowlanych również) ma znaczenie, więc próbuję weganizmu – uważam to za logiczne i konsekwentne, zgodne z osobistymi poglądami. Ale one nie urodziły się wczoraj, a wcześniej mięso jadłam. Mi wystarczyło w pewnym momencie zastanowić się i zrozumieć skąd się bierze kotlet, powiązanie mięsa ze śmiercią zwierząt i zainteresowanie się ich traktowaniem w procesie „produkcji” mięsa i reszty, dlatego teraz takich produktów nie wybieram. A tego typu ograniczenie, zawężenie wachlarza jedzonych dotąd rzeczy wzmaga u mnie kreatywność w kuchni i myślenie o składnikach pokarmowych itp.
    W odniesieniu do wegetarianki przygotowującej mięso dla rodziny, miałam początkowo napisać o niekonsekwencji. Po chwili zastanowienia myślę jednak, że jest to zrozumiałe – kwestia priorytetów – rodzina (i poglądy jej członków) ponad wirtualne, gdzieś tam hodowane zwierzęta. Chyba że chciałoby się dyskutować, czy nie chce ona tego samego dla bliskich, co dla siebie uważa za dobre – może mimo to jest nachalna np. 😉

    • janek pisze:

      Co do „idealnej” wegetarianki co sama nie je ale przygotowuje mięso dla innych to mi się to kojarzy z dilerami narkotyków (nie produkują tylko sprzedają), paserami (sam nie ukradł) oraz osobami kupującymi kradzione przedmioty (przecież sami też nie kradli). Mocniejszym przykładem może być osoba, która stoi na czatach gdy druga idzie dokonać włamania/morderstwa/gwałtu.

      Jeżeli ta wegetarianka rzeczywiście istnieje i przygotowuje to mięso bez próbowania co jej wyszło to nie sądzę, żeby go nie jadła z jakichś wyższych, etycznych powodów. Może chwilowa moda, dieta z kobiecego pisma, może jej nie smakuje albo już jest taka schorowana, że jej lekarz zabronił 🙂

      W każdym razie ja jej „idealną” bym nie nazwał.

      Wracając do porównania z drapieżnymi zwierzętami… Taki np tygrys. Czy zamyka oczy aby nie patrzeć jak jego koledzy mordują antylopę? Czy od tego traci apetyt? Czy może zbiera mu się na wymioty? Nie 🙂 W takim razie wszystkim drapieżnym czytelnikom tego bloga chyba nie zaszkodzi 60 sekund z cyklu „jak powstaje Wasze jedzenie” 🙂

    • alja pisze:

      Do ideału według mnie rzeczywiście daleko, bo niekonsekwentnie:)
      Oglądałam jeszcze film „Ziemianie” (Earthlings), jeśli ktoś jest zainteresowany.

    • janek pisze:

      Earthlings jest za długi żeby ktoś niezainteresowany tematem go obejrzał 🙂

    • arrec pisze:

      Janku,

      Opowiem ci coś na przykładzie człowieka, którego znam bardzo dobrze. Na swoim. Wiele lat temu, gdy pracowałem w audycie finansowym widziałem cały cykl produkcji w zakładach mięsnych. Przy rozładunku z tirów zwierzęta wieszano tam za nogi na taki ruchomych hakach. Niektóre nogi były za słabe i się urywały, ku wielkiej irytacji pracowników rampy. Nie widziałem tego na youtube, tylko na własne oczy. Co mówiłem znajomym po wizycie w fabryce. Nie uwierzysz… mówiłem, że „zaskoczyły mnie bardzo wysokie standardy higieny w tym zakładzie”. Pewnie teraz nie uwierzyłbym, że człek może być tak znieczulony, gdyby nie fakt, że nie tylko widziałem to na własne oczy, ale to byłem ja.

      Teraz mój głęboki bunt moralny budzi nie tylko przemysłowa hodowla, ale sam fakt, zabijania dla rozrywki (a skoro chodzi o preferencje smakowe, to jest to rozrywka). Niemniej dzięki temu, że potrafię być wyjątkowo głupi i jestem cesarzem popełniania błędów jestem zwolennikiem tolerancji. Też mam ochotę wkładać ludziom, w talerze z kotletami ekrany z takimi scenami i jeszcze mówić „a z twoim pieskiem ktoś mógłby tak robić? nie? a dlaczego? bo on jest taki mądry? gdy masz zły humor to kładzie głowę na kolanie i samym wzrokiem mówi „nie martw się”… słuchaj inne zwierzaki też są mądre, dużo mądrzejsze niż się nam wydaje. No właśnie… tak ciężko się powstrzymać gdy się widzi kogoś z kanapką z szynką. Ja ledwo sam wsunąłem swoją ostatnią kiełbasę, a już mam ochotę moralizować. Dlatego ten tekst jest dla mnie. Uspokój się Arek. Trzy głębokie wdechy i czekaj na pytania, sam nie napadaj innych. To wymaga czasu. Sam powinieneś wiedzieć to najlepiej.

    • janek pisze:

      Jeśli chodzi o mnie to wypowiadam się i wrzucam linki tylko dlatego, że taki jest temat wpisu i na taki temat wywiązała się dyskusja. Sam w swojej 31 letniej wege karierze nigdy z nikim nie zacząłem tego tematu, nigdy nikomu nie przyznałem się do moich poglądów sam z siebie (chyba, że już nie miałem wyjścia) i nigdy na talerz nie wkładałem linków ani nie obrzydzałem nikomu jedzenia. Staram się to utrzymać w tajemnicy. Czemu? Właśnie ta agresja, nachalność i złośliwość mięsożerców.. Chociaż w ostatnich latach trochę świadomość ludzi się zmienia i trafiają się osoby, które potrafią to uszanować.

    • arrec pisze:

      Dokładnie jest tak jak piszesz. Jest optymistycznie. Świadomość rośnie, znieczulica maleje. Jest to bardzo wolny proces, ale widać tak to musi iść.

    • Alek pisze:

      „Właśnie ta agresja, nachalność i złośliwość mięsożerców.. ”
      Zmień Janek znajomych, bo Ci którzy są wobec Ciebie agresywni, nachalni i złośliwi nie lubią Cię i nie szanują. Szkoda na nich czasu.

  28. egoistka pisze:

    Budda mówił tak: „Jedz to, na co cię stać, nie rób z tego problemu, ale nie pozwól, żeby coś zostało zabite bezpośrednio dla ciebie”. Znaczy to, że jeśli zwierzę zostało uśmiercone wcześniej, nie ma to związku z tobą, jeśli jednak zostałoby pozbawione życia z twojego powodu, byłaby w tym również twoja wina. 😦

  29. Alek pisze:

    A ja mam kilka poważnych pytań, po przeczytaniu powyższych komentarzy:
    -Czy wegetarianie mogą trzymać w domu koty i kupować im karmę mięsną?
    -Czy szkodniki roślin mają prawo do życia?
    -Czy do promowania słusznych idei potrzebna jest manipulacja (filmik od Janka)?
    Agnieszka napisała:
    „Zastanawiam się tylko ile ludzi odpadłoby gdyby sami musieli najpierw zabić krowę, patrzeć jak umiera, potem ją odrzeć ze skóry, pociąć na kawałki… etc.”
    Niestety ludzie potrafią zabijać i torturować z błahszych powodów niż głód. Przykład wojny w byłej Jugosławii pokazuje, że każdy z nas może być oprawcą.

    • alja pisze:

      Logicznie i konsekwentnie należy odpowiedzieć: -nie, -tak, -nie.
      Jednak zwierzęta hoduje się i zabija z myślą o człowieku, a nie o kocie, szkodniki można odstraszać, niekoniecznie zabijać, a na pasztetach też występuje manipulacja, dla producenta słuszna, w postaci uśmiechniętych świnek czy kurczaków. Zawsze można bardziej, „wierniej” wobec idei, ale idealizm bywa utopijny, niemożliwy.
      Tego filmiku nie traktowałabym jako manipulacji (nie jesteśmy w restauracji i nikt nam tego na talerzu nie wyświetla, nawiązuje on do tematu postu), raczej jako obrazek informacyjny o traktowaniu zwierząt hodowlanych, tudzież droczenie się z niewegetarianami;)

    • Krolisek pisze:

      Wegetarianin może trzymać w domu na przykład królika albo chomiki. 😉

    • alja pisze:

      Albo pozwolić żyć szkodnikom-myszom i kotu równocześnie 😉
      Albo mieszkać z mięsożerną rodzinką i zostawiać im karmienie kota – zawsze jest jakieś, mniej lub bardziej radykalne wyjście.

    • Agnieszka pisze:

      Zgadzam się, że ludzie potrafią zabijać i torturować. To oczywiste. Mimo to, myślę, że nie każdy mięsożerca byłby w stanie to zrobić.

  30. Monika pisze:

    Napiszę tak : Dziękuję i się podpisuję.
    I dodam : dla mnie osobiście wegetarianizm to wolność, w wielu aspektach.

  31. Hania pisze:

    Fajnie napisane 🙂
    Ja powolutku dorastam do wegetarianizmu, a nawet weganizmu. Do niedawna irytowali mnie wegetarianie z misją i tak sobie myślę, że to częściowo przez nich tak długo do tej decyzji dorastałam 🙂
    Mieszkam z Mięsożercą i nie wyobrażam sobie, żeby „przestawiać” go siłą. Widzę natomiast, że gotując smaczne wegetariańskie dania, rozmawiając, czasem podsuwając książki, więcej osiągam. Małymi kroczkami. Nie siłą, a rozmową i czynem 🙂
    Pozdrawiam serdecznie!

  32. Dopóki ludzie zarabiać będą na zabijaniu ten proceder będzie trwał, sama na własne uszy w katolickiej rozgłośni słyszałam jak w rozmowie z księdzem rolnik stwierdził iż zwierze poddane ubojowi rytualnemu „tylko troszke więcej pocierpi a on dzięki temu więcej zarobi”, bez komentarza….
    empatii nie można przecież nikogo nauczyć, tak jak nie można nauczyć miłości, to się albo czuje albo zasłaniając cytatami z ksiąg tłumaczy rozumowo i odpycha…ludzie dziela sie na tych którzy zabijają żeby zarobić, nie uwazając nawet ze przeczy to V przykazaniu , na tych za których zabija ktoś inny ale oni mają z tego przyjemność podniebienia i na tych którzy muszą dopłacić żeby ocalić….Ponieważ należę do tej trzeciej grupy serdecznie zachęcam zeby zamiast wydac pieniądze u rzeźnika odłożyć je aby wykupić zwierzę z rzeźni, ja czynie to za posrednictwem Komitetu pomocy dla zwierząt pod nazwą Przystań Ocalenie, który gorąco polecam!
    http://www.przystanocalenie.pl

  33. „preferencje smakowe to rzecz wyuczona, względna i zmienna, także zasłanianie się nimi jest dosyć dziecinne”
    To ja w takim razie jestem dziecinna, bo jedzenie, oprócz dostarczenia mi składników odżywczych, ma przede wszystkim dostarczyć przyjemności moim kubkom smakowym. Już samo dorabianie ideologii do jedzenia wywołuje u mniestres. Uważaj na takie stwierdzenia, bo to pierwszy krok w stronę w fanatyzmu. Swoją drogą nie wiem, co jest takiego zdrożnego w byciu „dziecinnym” 🙂

Dodaj odpowiedź do Anna Anuluj pisanie odpowiedzi